Drogie dziewczyny.
Dawno nic na ten temat nie pisałyście, ale ja również chciałabym się podzielić swoją trudną sytuacją, która przytrafiła mi się około 2 mięsięcy temu.
Opowiem Wam moją historie od początku. Jako nastolatka dowiedziałam się że mam problemy natury ginekologicznej, a mianowicie podejrzenie policystycznych jajników oraz hiperprolaktyna. Wszelkie te wyniki zwiastowały problem z zajściem w ciąże w przyszłości, byłam załamana bo pragnęłam mieć rodzine.
Ginekolog powiedział mi, że najlepiej będzie jeżeli zajdę w ciąże przed 25 rokiem życia bo później może być jeszcze gorzej. W wieku 22 lat wyszłam za mąż za wspaniałego człowieka i po paru tygodniach stał się cud test ciążowy pokazał dwie kreski. Razem z mężem byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. To niedowierzanie że tak szybko się udało. Nie dodałam że dowiedziałam się o ciązy w 5 tygodniu.
I tak mijały kolejne tygodnie , czułam się bardzo dobrze ciąża przebiegała bez zarzutu dwa USG nie wykazywały nic złego, do czasu.... W 3 miesiącu udałam się na badanie kontrolne , byłam baaardzo spokojna , nawet nie przypuszczałam co za chwilę uslyszę.
Kiedy lekarz przyłożył glowice aparatu do mojego brzucha zaniemówił... Przerażona ze łazami w oczach zapytałam co tam widzi co z moim maleństwem. I dowiedziałam się ...
Moje maleństwo nie miało szans na przeżycie , liczne wady genetycznę , zrośnięte nóżki , wytrzewienie narządów wewnętrznych , to był dla nas okrutny cios, kiedy leżałam i słuchałam tego wszystkiego byłam pewna że to straszny sen i za chwile obudzę się i będę dziekować Bogu że to nieprawda...
Skierowoano mnie na badania specjalistyczne do kliniki ginekologicznej , tam jedynie potwierdzono diagnoze. Musieliśmy z mężem podjąć najtrudniejszą decyzję w zyciu, ale uznaliśmy po paru wieczorach pełnych łez że tak będzie najlepiej i nie ma sensu tego "przeciagać" bo nasze biedactwo cierpi,Dostałam skierowanie do szpitala w którym miał odbyć się zabieg terminicacji...I się zaczeło , myślałam że co najgorsze już dawno za nami , ale nic bardziej mylnego.
W szpitalu do którego trafiłam , każda osoba z personelu traktowała mnie jak wyrodną matkę która pozwala na zabicie jej dziecka.... Gdy dostałam pierwszych bólów spowodowanych zaaplikowanie lekarstw , z bólu oraz z bezsilności płakałam , wtedy przyszła pielegniarka i zaczęła na mnie wrzeszczeć że mam się natychmiast uspokoić , ponieważ to co zrobiłam to była moja własna świadoma decyzja i powinnam ją odpokutować.... Kiedy poprosiłam żeby podała mi jakąś tabletkę przeciw bólową kazała mi chodzić po korytarzu....
Potrzebowałam tylko odrobiny współczucia, a jeżeli personel nie mógł mi tego dać , mogli przynajmniej milczeć i robić swoje.
Moje Panie , wierze w Boga , chodzę do kościoła , natomiast to że kościół jest przeciwko temu żeby przerwac ciąże która nie ma szans na przeżycie a jedyne co gwarantuje to ból maleńkiej istotki która jeżeli jakimś cudem przyszła by na świat to jako mała cierpiąca niewyobrażalny ból istota.
Kochane serdecznie każdej z osobna współczuje bo wiem co czuje każda z was która przeszła przez to piekło...
Pełna smutku N...