reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody***OPIS***

Pati26

Mama Marcela i Samuela
Dołączył(a)
22 Wrzesień 2005
Postów
2 357
Myślę Kochane ze czas założyć wątek w którym opisywać będziemy nasz najważniejszy dzien w całej ciąży.
Mam nadzieje ze mamusie które już tulą swoje dzieciaczki i każda kolejna....
pięknie nam opiszą swoją drogę do spotkania z dzidzią.......:-):-):-)
 
reklama
To moge zaczac:-)

W niedziele zaczoł mnie pobolewac brzuszek ale wziełam no-spe i troche sie uspokoilo ale niestety nie na długo...nocka była koszmarna ciagle bole i o 6 pojechalismy do szpitala, kazali zrobic ktg ktore skorczow nie wykazalo choc bolalo strasznie i kazali mi isc do gabinetu i czekac na orynatora ktory latal i załatwial wszystko na oddziale:wściekła/y: ale w koncu przyszedł razem z moja lekarka zbadał i stwierdził ze musi mnie przyjac choc tego nie chce bo to wczesna ciaza ale przyjol podłaczyli mi kroplowke z fenoterolem i co chwla przychodzili okazało sie ze jak tylko zmniejszali kroplowke to znowu zaczynały sie skorcze po 4 godz powiedzieli ze mnie przeworza do innego szpitala i po godz byla juz karetka i na sygnale pojechalismy jak mnie nie bolalo wczesniej to po podrozy myslalam ze wykoncze...ach te polskie drogi:no: potem zowu badania na izbie przyjac i zawiezli mnie na porodowke i musiałam czekac bo sale operacyjne zajete co chwila ktos przychodził na wywiad, na ktg na usg i po 3 godzinach zaczeło sie powiekszac rozwarcie wiec juz wiedzieli ze chyba nie zachamuja akcji porodowej a jak juz zaczelam krwawic i istnialo ryzyko pekniecia łozyska to w ciagu 10 min znalazlam sie na sali operacyjnej, pani anestezjolog bardzo mila 3razy mi sie wkuwała do kregosłupa ze znieczuleniem a potem juz poszlo, szłyszałam jak wyjmowali Adasia i powiedzieli ze od razu obsikał lekarza:-)Pielegniarka zaraz poszla z lekarzem neonatologiem i przyniosła wiesci ile wazy mierzy ile Apgar i tak Adas przyszedł na swiat o 16.08:-) [potem minie szyli na sale dotarałam dopiero po 20tej ale nie zobaczylam maluszka bo musialam lezec o on był pod tlenem i w inkubatorze . Nastepnego dnia bardzo mila pani pielegniarka zawiozła mnie na oddzial i zobaczylam swoje drugie szczescie, jeszcze był w inkubatorze i pod kroplowka ale jadl a potem to juz z gorki co moglam chodzic to zachodziłam na oddzial wczesniaczkow potrzymac Adasia i po 7 dniach wypisali nas do domu.

Ja to chyba takie ma szczescie ze synow ogladam pozniej bo z Maciem tez bylo podobnie ja pod narkoza i uziemniona a on w inkubatorze ale to dla dobra maluszkow:-)
 
Gratuluje mamusi Adasia:-D mój Adaś urodził sie 20 sierpnia,o 16:15 i tez z powodu braku postępu porodu po 17 godz-cesarka:tak:ech...uparte te Adasie-zdrówka dla Ciebie i maluszka i niech sie zdrowo chowa:-)
 
To ja tak na szybko, przy Blanusi nie ma narazie na nic czasu. A więc juz od końca września zaczynała mi się rozwierać szyjka, skurcze były częste. Prawie 2 tyg leżałam, ale brzuch coraz bardziej bolał. w końcu w nocy z 8 na 9 pażdziernika o 3.30 odeszły wody. O 4.30 byliśmy w szpitalu. Byłam załamana bo nastawiłam sie na rodzenie w prywatnej klinice ze znieczuleniem, ale w tym wypadku za wcześniej było zeby tam jechac i musieliśmy jechac do szpitala. Ok. 7 trafiłam na porodówkę. Ok.8 zaczęły się bóle. Nie chcieli mi nic dać na przyśpieszenie ani przeciwbólowego bo przy wczesniaku nie wolno. Na szczęście rozwarcie poszło szybciutko-ok.5 godz. Jak najwięcej sie ruszałam, chodziłam, przysiady itp i dzięki temu pewnie nie trwało to tak długo. Najgorsze były bóle parte, które właściwie same w sobie nie bolą. Sęk w tym że ja musiałam przez 2 godz je wstrzymywać i nie przeć bo główka nie chciała się dobrze wstawić w kanał rodny- to była męczarnia. Jak już mogłam przeć to gdzieś tak za 15 min, czyli 0 15.10 urodziła się Blaneczka. Mierzyła 52cm, ważyła 2750g i dostała 10pkt. Przez cały czas był ze mną Robert-bardzo mi to pomogło_Ogólnie poród nie był taki zły, bałam sie że będzie gorzej, już właściwie nie pamiętam bólu. W szpitalu spedziłyśmy 5 dni, bo Mała miała żółtaczkę i dosyć dużo spadła z wagi. Teraz już nadrobiła, je na okrągło. Strasznie ją kochamy!!!:-)
 
Troszke o moim porodzie...

Cesarka była planowana, o 11:30 juz leżałam na stole, gdzie mnie zaczęto znieczulać. Byłam pozytywnie nastawiona, ale niestety bałam się cholernie mimo wszystko. Anestezjolog podał mi znieczulenie w kręgosłup, poczułam przyjemne ciepełko, rozchodzące się po nogach i automatycznie mnie to uspokoiło - do czasu - kiedy zaczęło się krojenie, ja wszystko czułam, w sensie dotyk, ale nie ból, po czym im głębiej się do mnie dobierali, tym mocniej to wszystko odczuwałam i w końcu zaczęłam krzyczeć z bólu. Znieczulenie nie działało - ta sama sytuacja co z Wikiem :confused2:
Decyzja o znieczuleniu ogólnym, słyszę: "Zaraz będzie Pani spała" no i git, zasnęłam... po czym nagle się budzę i słyszę odgłosy z operacji, pikanie urządzeń, szum urządzeń i głos mojej ginki... O fuck :szok: czuję rurę w gardle... zaczęlam się denerwować, bo znowu czuję ból - ***** mać - obudziłam się w czasie operacji :szok:

Czułam się jakbym tam była tylko mózgiem zamkniętym w ciele, które nic nie może zrobić... Ani otworzyć oczu, ani ruszyć palcem, tylko oddech przyspieszyłam, ale rura mi przeszkadzała. Zauważyli że udało mi się łypnąć okiem i wyjęli mi rurę.

Słyszę: "ma Pani syna" i tylko udało mi się wyharczeć "ile?" oni "3400" no i spoko ufff...

Potem mnie przewieźli na pooperacyjną, zwymiotowałam ofkors, bo jakżeby inaczej, bolało jak sam pierun, dostałam przeciwwymiotny, Kuba mnie ściskał za rękę a ja się znowu modliłam żeby było już kilka dni później.

Wpadła moja ginka i mówi że łożysko było strasznie duże, męczyli się z krwotokiem u mnie i w związku z tym straciłam duzo krwi i trzeba będzie mi badać krew co chwilę bo liczą się nawet z transfuzją. Ja powiedziałam że nie chcę żadnej transfuzji, a oni mi na to że jak będzie 8 to muszą podać :baffled: eh... ale sie udało spadło mi do 10,4 i na tym poziomie wypisałam się na własne żądanie ze szpitala.

Opieka bardzo dobra, troskliwie się mną zajęli, ale męczył mnie zaduch w salach i drące się noworodki i wyjące inkubatory. Chryste :crazy: jak czlowiek ma wypoczywać w takich warunkach po ciężkim porodzie?

Dlatego mimo, że nie chcieli mnie puścić do domu przez tą anemię to wypisałam się na własne żądanie. Robię sobie zastrzyki w brzuch, łykam żelazo i się oszczędzam i na pewno więcej śpię niż w szpitalu, Kuba mi pomaga przy Wiktorze i przy Igim, choć ten mały ssak to tylko je i śpi :sorry2:

Dziękuję za uwagę :biggrin2:
 
No Misia ty to masz przeboje z tymi porodami!!!! Kurna kto to widzial żeby byc tak opornym na znieczulenie??? hihi. Serdecznie gratuluję drugiego synka!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1
 
No Misia powiem ci ze mam ciarki na plecach
Kurcze jestes tak odporna na znieczulenie?
Wogole ja nie przypuszczałam ze sie zasypia i wogole nie uczestniczysz w porodzie,ja myślałam ze wszystko jarzysz ale nie czujesz bólu,kurde człowiek uczy sie całe życie.
 
reklama
No to czas na mnie.
Jak wiecie rano 30.10 bylam na rutynowej wizycie w szpitalu.Juz o 8:00 rano mialam delikatne skurcze co 20 minut.Dziwila mnie ich regularnosc i dlatego powiedzialam o nich lekarce,ktora mnie badala.Po raz pierwszy w tej ciazy mialam badanie dowcipne,ktore nic nie wykazalo.No moze rozwarcie na jeden palec,ale nic pozatym.Pani doktor zasegurowala nawet skurcze Braxtona.
Skurcze nie przechodzily,ale nie byly uciazliwe.Nasilily sie dopiero po 23:00 a przed polnoca byly juz regularnie co 5 minut.Jeszcze wstrzymywalam sie z panika i spokojnie zartowalam z mama i mezem.
Jednak juz po 24:30 skurcze sie nasilily i powtarzaly sie co 3-4 minuty.
Po 1:00 zdecydowalismy jednak pojechac do szpitala ze wzgledu na odleglosc (40km).
Zostalam odrazu skierowana na porodowke,do pokoju jednoosobowego gdzie mloda polozna (26lat) zajela sie mna.Byla to juz godzina 2 w nocy.
Podlaczyla mnie do Ktg i sprawdzila rozwarcie.Bylo na 3cm.
Po godzinie 3 znowu sprawdzial rozwarcie,bylo na 4,5cm.Przyszla pani anestezjolog i zaaplikowala mi ZZO.
Moje skurcze poszly w niepamiec:-D
Do czasu :baffled:
Moje cisnienie zaczelo wariowac,tetno mlodego zaczynalo sie dziwnie zachowywac.
Postanowili,ze wiecej dawek znieczulenia nie moge dostac,bo moje cisnienie na to nie pozwala.Miezyli mi je co 5 minut i najnizszy zapis to 70/33 :szok: a najwyzszy 80/44 :dry:
O godzinie 5 zalozyli mi cewnik i przebili pecherz.godzine po tym zabiegu dostalam strasznych boli w okolicy odbytu :sorry2:
O godzinie 6:45 zaczelam przec.Najlepsze jest to,ze mlody nie byl w kanale rodnym do samego konca.Musialam go wyprzec gdy byl jeszcze na gorze.To bylo strasznie wymeczajace.Parlam na trzy wdechy.Pierwszy wdech wychodzil mi super,drugi tak sobie a trzeci do bani.No i tym sposobem mlody sie chowal.
Ale 4 ostatnie parcia dalam z siebie wszystko.Tak sie zatracilam w tym parciu,ze nie uslyszalam poloznej,ze mam nie przec :sorry2:
NO i dlatego zalatwilam sobie krocze,polozna chciala je ochronic,mialam nie przec...mam 4 szwy:sorry2::sorry2:
Na szczescie sa to szwy rozpuszczalne i bylam szyta w znieczuleniu.
Mlody wyskoczyl o 7:17:tak:
Dostal 9 punktow.Jeden zabrali za kolor skory w pierwszej minucie.
Dostalam go na piersi,wydarl sie porzadnie.I juz bylo cudownie.


Olpa co do opieki w szpitalu.
Porod prowadzila mloda,ale doswiadczona polozna,pozniej juz do samego parcia przyszla starsza ranga polozna,ale mila i usmiechnieta.
Wogle byly pelne podziwu,ze sie non stop usmiecham,ale jak tu nie szczerzyc zebow jak wszyscy mili do bolu.Nigdy przy wbijaniu welflonu nie uslyszalam tyle slow "przepraszam".Przepraszaly za kazdy,maly bol,ktory musialy mi zadac.
Byly pomocne,przemile i przychylne.
Cos wspanialego.
Nawet lataly mezusiowi kawusie zrobic :rofl2:
Polozna byla ze mna od samego poczatku,do samego konca.Nie opuscila mnie nawet na minutke,wiecznie sie pytala jak sie czuje.
Plotkowalismy sobie z nia z usmiechami na twarzy.
Po urodzeniu Matiego (jakies 30 minut) dostalam kawke i tosty.Maz tez.

Na porodowce zostalam jeszcze godzinke,zeby zapoznac sie z dzieciatkiem i wykonac plan "skin to skin". To znaczy,zeby przylozyc go do piersi ,poprzytulac sie.Byc po prostu ze soba.
Po tym wszystkim przewieziono mnie na oddzial.Trafilam do sali 4 osobowej,gdzie lezala jedna mama z dzieckiem i dwie mamy bez dzieci (dzieci w inkubatorach na innej sali).
No i tutaj tez nie moge zlego slowa powiedziec.Zajeli sie mna cudownie.WIecznie jakas pielegniarka byla przy mnie,non stop pytaly czy cos boli itp.
Kiedy znieczulenie zeszlo calkowicie z nog,pielegniarka poszla ze mna do Wc i trzymala mnie kiedy siusialam :sorry2:
Chodzila tak dlugo ze mna,az odzyskalam slily.
Moje cisnienie dalej nie bylo idealne (90/45) i dostalam 3 litry plynow wzmacniajacych,tak wiec czesto bylam gosciem w Wc:sorry2::blink:
Pielegniarki byly 24/24 przy mnie.Srodek przeciwbolowy mialam na zadanie.
Rewelacja:-)
Naprawde jestem zadowolona.
Aha.Olpa moze sie zalapiesz na dyzur polskiej pielegniarki p.Kasi;-)

Ogolnie porod byl szybki,ale wymeczajacy.
Ze szpitala wyszlam z hemoglobina 9.2 niskim cisnieniem (choc nigdy nie moglam sie pochwalic wysokim lub chocby w normie).
No i przez to moje parcie mam 2 hemoroidki:zawstydzona/y::sorry2::baffled::angry:


Kurcze,ale sie napisalam...
Moje dziecie sie juz budzi :happy2:
 
Do góry