reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody***OPIS***

no to teraz ja...
jak wiecie termin porodu wyznaczony na 22 pażdziernika:tak:(poniedziałek)
dzień wcześniej-w niedziele od rana twardniał brzuch i od czasu do czasu czułam skurcze...więc umówiłam się ze swoją położną ze przyjedzie do mnie rano zbadać mnie i zobaczyć czy coś sie rozkręca;-)
wieczorem postanowiliśmy z mężem poprzytulac się troszke i pomóc maleńkiemu w podjęciu decyzji o opuszczeniu cieplutkiego brzuszka
rano powtórzyliśmy przytulanki,mężuś zrobił sniadanko a ja poszłam wziąć ciepłą kąpiel...
gdy wyszłam z wanny zaczełam odczuwać skurcze...delikatne
o 10.30 przyjechała połozna
zbadała mnie i stwierdziła..."oooo bardzo ładnie,szyjka miękka,rozwarcie 2 cm...no Kochana dzisiaj urodzimy....ładnie się wszystko zaczęło":rofl2::-D:happy:
myślę sobie super...wcale nic nie boli a ona twierdzi ze dzisiaj bede synka tulić:-D
dała mi też 2 czopki scopolan i kazała wziąć o 15tej a póżniej wziąć ciepłą kąpiel w wannie:nerd:
posiedziała chwilke mowi ze jakby co to mamy dzwonić i pojechała
siedzieliśmy tak sobie z mężem...gadaliśmy o tym czy rzeczywiscie dane mi dzisiaj bedzie urodzić,
zartowaliśmy sobie i ogólnie cały czas zwała a w między czasie coś pobolewało w dole i brzuch się napinał niemiłosiernie...ale to nie bolało
o 14.25 postanowiłam jechac z mężem do szkoły po Samuelka i zawieżć go do moich Rodziców:rofl2:
Sławek miał opory,ale ja się smiała ze mnie wytrzesie w aucie i szybciej urodzę
jak podjechaliśmy pod szkołę i chciałam wysiąść chlusnęły mi wody po raz pierwszy....
spodnie calutkie mokrusieńkie,siedzenie w aucie również a ja i mój mąż zawał serca w oczach:szok::szok::szok::szok::szok::szok::szok::szok::szok:
no i dawaj ...poleciał bo starszego syna do szkoły, wsadzilismy go w taxi i pojechał do dziadków a my gaz i do chaty
w miedzy czasie zadzwoniłam do poloznej
ona ze nie mam panikowac i sie w domu polozyc
aaaa no i ze ona za pol godzinki bedzie
w końcu dotarliśmy pod nasz blok,teraz czekała nas przeprawa na 3 piętro z chlustającymi wodami
wysiadłam z auta i wolnym krokiem udałam sie do swojego m...
za mna pokażna linia,normalnie jak wyciek oleju z silnika zaznaczałam całą trasę
uff
jestesmy...Sławek z nerwów nie moze znależć kluczy,ja stoje i zaciskam nogi
wchodze do domu staję w korytarzu,bez słowa ściągam spodnie,gacie a mój mąż leci do łazienki po ręcznikii lokuje mnie pół naga na łózku...
zaczynam ryczeć bo wydaje mi się ze skoro wyleciało tyle wody to synuś napewno sie udusi zanim zdążę go urodzić:rofl2:
Sławek nerwowy jak cholera siedzi przy mnie i mnie pociesza
14.50-w koncu jest polożna...
bada mnie rozwarcie 2,5 cm
zaczynają się skurcze
wody przestały leciec ,zaczynam chodzić bo przy każdym skurczu bola krzyże
chodzę i chodzę
Sławek pije kawę z położną ,ja chodzę
15.30-skurcze umiarkowanie bolesne co 5 minut
16.15-cały czas chodzę skurcze dość bolsne co 3-4 minuty
postanawiamy jechac do szpitala
w samochodzie praktycznie co chwile skurcze...cholernie bolesne,Sławek prowadzi,położna trzyma mnie za rękę i każe oddychać...tak tez robię,oddychanie pomaga
16.50 jesteśmy w szpitalu...
ja z mężem idę na izbę przyjęć
skurcze są częste i bolesne jak cholera już chyba co 2 minuty
odpowiadam na jakies pytania,przebieram się i sio na porodówkę:tak::tak::tak:
położna i mąż już na mnie czekają,łózko do rodzenia przygotowane
ja zaczynam być przerazona......zwłaszcza ze jadąć na porodówkę słyszę jak na sali obok krzyczy(drze się jak cholera) jakaś rodząca:szok:
położyłam się na łozko,podłączyli mi te wszystkie precjoza i przyszedł lekarz
boli mnie jak cholera jest 17.15
lekarz bada i stwierdza 5 cm rozwarcia...
myślę sobie odpowiedni moment na ZZO
położna podłącza oksytocynę a ja prosze Sławka zeby dzwonil po anastezjologa
zaczynaja się tępe zajebiś..cie bolące skurcze....
Sławek trzyma mnie za rękę a ja go gryze z bólu
17.45 przychodzi anestezjolog
musi czekać az lekarz mnie zbada i moze zakładać znieczulenie
lekarz mnie bada i stwierdza" 8-9 cm rozwarcia,zadne znieczulenia tylko rodzimy moja droga za chwilke"
a ja na to "pan kłamie", "zróbcie mi znieczulenie"
podchodzi moja położna i mówi do mnie Rybka zaraz rodzimy nie upieraj sie
18.00
bole są okropne...nagle czuję jakby mi miało wszytko dołem wyleciec i krzycze do położnej ...pani Violetko,niech mi pani pomoże bo zaraz Wam tu wszystko okicham.........
ona sie spojrzała i dawaj......
zaczeła w migu rozkładać cały majdan,ubrała fartuch,postawiła jupitery jak na stadionie piłkarskim które miały chyba oświetlać drogę Marcelkowi:-p:-p:-p:-p:-p
i krzyczy...rodzimy,rodzimy
no i zaczeliśmy przeć...
18.10 Marcelek wyskoczył.....
wrzaskunek piękny mamusi:-D:-D:-D
ufffffffffff
 
reklama
Anineczko, miałaś naprawdę świetną opiekę, to jest bardzo ważne, bo bez tego trudniej znieść byłoby poród i ten czas okołoporodowy. Gratuluje Tobie i dzieciaczkowi.

Pati, pozazdrościć takiej szybkiej akcji. Tak Wam zazdroszczę, ze macie to już za sobą, bo mnie po nocach śni się poród i te wyobrażenia, jak to wszystko będzie.
Dziewczyny gratuluje Wam odwagi. :tak:
 
Pati - tylko pozazdrościć tak szybkiej "akcji" :tak:

Anineczka - dzięki za tak dokładną relację. Bardzo mnie to uspoiło i dodatkowo utwierdziło w przekonaniu, że nie chcę ZZO :no: Ciekawe jak będzie u mnie. W poniedziałek ma termin wg OM, ale wg USG na 20 XI a oni tego się trzymają :dry:
 
No Pati kochanie bardzo szybko wszystko sie działo....A tak sie bałaś a tu widzisz bez wywołania bez ZZO poradziłas sobie wyśminicie.Jestem z Ciebie bardzo dumna kochanie.
 
a wiec moze teraz ja
w niedziele 4.11 o 5 zaczely mi odchodzic wody strumyczkiem a po chwili byly czerwonawe i wiecej plynelo. zaczelismy sie pakowac, wzielam prysznic , maz zaczal prasowac body i spioszki:-) wieczorem cos mni etknelo zeby wyprac ;-)
po 6tej bylismy na izbie, przyjeli mnie na porodowke, KTG- 60-70 ale skurczow nie czuje, rozwarcie brak. Zrobili mi lewatywe i co chwile podlaczali do KTG. Lekkie skurcze zaczely sie o 10 a takie naprawde mocniejsze- po podaniu oksytocyny i zastrzyku na rozwarcie- po11 wtedy wszystko sie zaczelo dziac szybciej, pojawialo sie rozwarcie i coraz mocniej bolalo ale dawalam rade. Pozniej niewiele pamietam bo mnie tak leki zmulily ze prawie zasypialam skaczac na pilce.pamietam jak po godzinie 13 juz niewyrabialam z bolu ale nie prosilam o znieczulenie. ok 14 poprosilam:-)ale bylo juz za pozno bo rozwarcie na 8palcow polozna powiedziala ze szybko pojdzie i zebym wytrzymala. caly czas skakalam na pilce, gdyby nie to to nie wiem czy wytrzymalabym. Kuba byl ze mna byl cudowny. Po 14 pomalu zaczelam juz przec i znowu na pilke. Skurcze parte sie pojawily szybko, nie pamietam ile parlam, ale w gruncie rzeczy te parte skurcze przynosily ulge wiec nie byly takie zle. 14.40 Marysia wyszla:-) w czepku:-) najcudowniejsze bylo jak mi ja polozyli na brzuchu-ten jej wzrok :-) bylo cudownie lezala ze mna do czasu zszycia krocza- ktore qrcze bolalo:-(myslalam ze nie boli ale jednak bolalo ale nie zwracalam juz uwagi-mialam przy sobie malenstwo. Kuba beczal strasznie:-)jak mala wychodzila, to mnie mobilizowalo zeby przec bo wiedzialam ze widac juz glowke i skoro on sie wzruszyl to jest to cudowny widok. To niesamowite jak zapomina sie o bolu jak juz dziecko jest przy nas:-) Pobyt w szpitalu wspominam koszmarnie, sale rooming in-glupota. Mala przez pierwsza noc ksztusila sie wodami,, caly czas je wypluwala nie wiedzialam co robic, polozne niewiele mi pomagaly,mowily ze to normalne ze po prostu sie opila wodami i musi to wylac z siebie, na dzwonek przychodzily po 15 minutach:angry: nie spalam WOGULE w szpitalu bo caly czas czuwalam przy malej zeby znowu sie nie zaksztusila. Tragedia ale naszczescie w srode po poludniu juz bylysmy w domku, maz bardzo mi teraz pomaga. Dziewczyny porod to najpiekniejsze chwila- koniec oczywiscie:-) bolu sie pozniej nie pamieta , jest on nie wazny , naprawde, warto sie pomeczyc:tak:
 
Ostatnia edycja:
No wiec:)
ok 22 w niedziele 4.11 zobaczyłam krew na majteczkach:) no wiec oczywiscie pierwsza myśl:) oho zaczyna się:)
ale ja standardowo zaczelam za chwile panikowac ze czemu sama krew itp jak wszyscy mówią o jakimś śluzie itd:) no wiec chwile potem poczułam leciutkie skurczybyki:) powtarzające się co 5 minut no to sobie myśle skurczybyki +krew :) jade zobacze i pewnie wroce bo mam blisko:)
ubrałam się wzięłam torbe i pojechaliśmy:) Bardzo miła Pani położna (czyt. wkur... że obudziłam ją :) w niedziele) wzięła mnie, wymacała:) i mówi Pani zostanie:) a ja pytam czy musze bo mam blisko i nic mnie wiele nie boli:)
Pani mówi wróci tu Pani nad ranem a tak to bezie pod stałą kontrolą:)
no wiec zostałam...
oczywiscie nie spałam całą noc ani minutki liczyłam bezbolesne skurcze które po 2 godz. ustały zupełnie.
rano o 8.30 obchód(m.in. nowa położna naszczęście:)):) Pani na sale przygotowawczą idzie:) bedziemy rodzić:) super sobie myśle:) a kiedy mąż może przyjść ..? ja pani powiem kiedy narazie niech sobie siedzi w domu. ja nie popusciłam i powiedziałam że on chce być ze mną od początku do konca bo i tak sie denerwuje...położna no dobra neich przyjdzie koło 10:) i przyszedł:) mielismy swoja salke zupełnie dla siebie:)
ja cały czas musiałąm chodzić:) się śmialam że wychodzę to dziecko...nudzilismy się z mężęm jak cholera...bo ile mozna chodzić i nic nie czuć:) skurcze co 3 minuty potem co 2 ale nic a nic nie bolą:) położna co chwile się mnie pytała czy chce zastrzyk przeciwbólowy a ja jej co chwile mówiłam że nic mnie nie boli:) i tak chyba za 6 razem ok. 14 żeby się odczepiła odemnie powiedziałam ok. niech Pani da ten zastrzyk:) no i dała musiałam po nim leżeć 30 minut no i wtedy zaczął się ból "lekki":) wzieli mnie na porodówke:) usiadłam na krzesełku bez dna:D i kazała mi Pani przeć delikatnie:) tak też uczyniłam oj bolało troszke:) 3 razy parcie i pani mówi idźcie sobie pod prysznic rozluźnicie się zostało nam jeszcze tylko 0,5 cm do pełnego rozwarcie i rodzimy:) jak usłyszałam że mam już 9,5 cm to mnie przerażenie wzięlo lekkie:) co 9,5? kiedy to się stalo:)? takei pytania sobie zadawałam:)
po prysznicu 2 parcia na krzesełku i potem przejście na łóżko:) Pani mówi no to jedziemy:) oj wtedy to bolało:D :):)
no i 4 mocne wyrąbiście mocne parcia i kacperek wyskoczyl o 15.10:) :) pamiętam moje pytanie: A DLACZEGO ON JEST TAKI FIOLETOWY:):):) heheheh ale się zaczęły ze mnie śmiać:) ponoć mężuś tez zrobił sie filotetowy jak zobaczył malca:) tak opowiadała położna:) potem tylko łożysko wyskoczyło i po bólu:) 8 minut po porodzie już leżałam na korytarzu odpoczywając i dzwoniąc do wszystkich:) niestety nie miałam lekarza zadego przy porodzie:) była sama położna :) lekarze mieli w tym czasie 2 cesarki:) i w sumie to zupełnie ie był potrzebny:)
a no i najważniejsze mamcie:)
0 SZWÓW:D także od razu zaczęłam chodzić jak należy:) hehe
to tak po krótce wyglądał poród:)
ogólnie był szybciutki męczace było tylko to chodzenie:) a nie tyle męczące co nudne:)
buziaki
i wszystkim jeszcze nie rozdwojonym powodzenia
aha: w nocy w niedziele KTG wykazało skurcze 5-15%:)
i wody mi wogóle nie odeszły:) Pani się nimi zajęła już na łóżku:) heh
oksytocyny nie dostałam przed porodem tylko po:) strasznie mnie to zdziwiło:D
ale to ponoć na obkurczenie macicy:) się nie znam:)
no i oczywiście ZZO nie było:)
mężuś naprawdę jest potrzebny:) zawsze ma kto wytrzeć pot z czoła:) kocham moich Panów:)
 
Sabinko tylko pozazdrościć takiego porodu :tak::tak::tak:
ja sie codziennie modlę żebym to jakoś przeżyła i żeby z małym było wszystko w porządku bo już po terminie 2 dni:-( i nic:no:
 
To teraz moja kolej. Zaczynałam pisac ten post kilka razy, ale mam nadzieje, że w końcu uda mi się skonczyć. Ogolnie poród wspominam jako bardzo lajtowy... gorzej bylo później... Ale może od początku.

31. 10 o 8 rano zgodnie z umową stawiłam się w szptalu. Miałam lekkie, nieregularne skórcze. Kazali mi się przebrać i położyli na ginekologii, podłączyli do ktg i czekałam do obchodu. Siedzieliśmy z mężem i nudziliśmy się jak mopsy... o 9 był obchód. Mój gin kazał i po obchodzie przyjść do badania. Podczas badania okazało się, że mam rozwarcie na 2 cm. Kaza przyjść jeszcze raz za kikanaście minut. W końcu przyszedł o mnie kazał znowu usiąść na fotelu i założył mi jakis cewnik dopochwowo. Zaraz znowu podączyli ktg. Co chwila przychoził do mnie i pytał czy wszystko ok. Czy nic nie boli. Mąż był ze mną, ale w końcu stwierdziam, że to jeszcze troche potrwa i kazałam mu wrócic do domu, żeby wyszedł z psami. Ok. 11 przszed lekarz i kazał mi iść o zabiegowego. Okazało się, że mam rozwarcie na cm. Cewnik wypadł sam.. Kazal mi przejść do pokoju przygotowawczego. Zanieśli mi torbę, i zaczęła ta się nudzić. Zadzwoni mama i chwile po 11 przyszła do mnie pogadać. Wtedy zaczęły się lekkie bóle. Ok. 12 zadzwoniłam po męża i po położną, która już czekała na mój telefon. W tym czasie bardzo miła położna, która była na dyżurzezrobiła mi lewaywę. Zaraz po tym przeszłam na porodówkę, gdzie juz zostałam, bo rozwarci było na 8 cm. Siedzieliśmy z mężem i położną.... yło badzo sypatycznie:-);-) Przyszedł lekarz, zbadał mnie, troche sę zdziwił, że szyjka aż ak szybko sie rozwiera... jak dla mnie super. Przed 14 zaczeło boleć...Położna kazała mi wejść pod prysznic i przez 10 minut kucać... w pewnym momencie już nie miałam siły kucać, to zaczęłam spacerować na czworaka pod tym nieszczęsnym prysznicem. O 14 położna powiedziała, ze moge już wychodzić, Seban pomógł i wytarabanić się spod tego prsznica. Wyszłam z łazinki a tam czeakł juz na mnie sztab ludzi. O 14:10 leżałm już na łóżku porodowym. Lekarz rzebił pęcherz... poleciały wody. Kazali przeć... no to parłam, nie bolało tak jak sie ego spodziewałam. Niestety małej rzeba było troche pomóc, więc lekarz położył mi się na brzuchu wypchnął Ingę. O 14:25 było po wszystkim. Cały poród wspominam bardzo pozytwnie. Był ze na mój mąż, polożna, mój lekarz, także czułam sie komfortowo. Niestety nie obyło sie bez komplikacji... popękały mi żylaki i pękła szyjka... Stracilam bardzo dużo krwi. W dzień o porodzie mdlałam za każdą próbą wstania. Nie miałam siły zajmowac się dzieckiem. Leżałam w masakrycznej ilości krwi, pielęgiarki odstawiały mi basen, ponieważ nie byłam w stanie dojść do ubikacji. Na szczęście ersone by badzo miy. Przebierali mnie, podmywali, zajowali się dzieckiem. Co chwila ktoś do mnie podchodził, a to pielęgniarka, a to mój gin a to położna. Na drugi dzień pomogli mi się umyć, przebrali łóżko... W piątek było już ok, ale okazało się, ze mam skrzep. Mój gin akurat schodził z 48 godzinnego dyżuru, ale wrócił, żeby mnie zbadać. Zrobił usg, okazało się, że skrzep ma 9 cm... trzeba było zrobić łyżeczkowanie... Tutaj oje nerwy już puściły i nie byłam taka pokorna jak podczas porodu... Ae jakoś przeżyłam. W sobotę wypisałam się ze szpitala na własne żądanie.
 
reklama
no to tera ja...:-)

najpierw, z niedzieli na poniedziałek w nocy dostałam skurczy co pół godzinki... popędziłam pod prysznic i przeszło... w poniedziałek skurcze wróciły ale jakoś przechodziłam bo sobie tłumaczyłam ze to te przepowiadające pewnie to nie ma co robić paniory bo to na pwo tak nie boli, tylko gorzej... z poniedziałku na wtorek napisałam do larvuni na bb że ide po odkurzacz bo jej pomógł, a ja sobie pod prysznicem ph zedre a i tak nic nie daje... no i poodkurzałam.. nie pomogło ale nadal skurcze byłuy co pół godziny, ale juz mocniejsze.. myslę sobie : żadnego czopa , gram krwi, a o wodach nie wspomne - jakaś ściema...
We wtorek poszłam sobie z bolącym konkrtnie co poł godziy brzuchem na bazarek po staniki do karmienia, na paczki jeszcze poszłam , rekawiczki sobie kupiłam i pokłóciłam się z moherami na poczcie. Zdążyłam tez pokłócić się z moim P oraz odebrać od mamy ciuszki dziecięce i wrócić do domu autobusem. Zeszło mi sę gdzieś do 22... zadzwoniłam do kolegi i co jakiś czas syczałam z bólu w słuchawkę... kolega stwierdził ze mam skurcz co 20 min jak z nim gadam i mam jechac do szpitala... opornie mi to szło i zanim stwierdziłam ze jednak pojade dla świętego spokoju to była 1 w nocy...

pojechaliśmy na karową gdzie jak zwykle nie było miejsc, ale i tak stwierdziłam że to nie ma znaczenia bo ja tylko na ktg i w ogóle to jeszcze nie rodzę:tak::tak:

położna mnie na fotel a tu 3 cm... "hania szukaj pani szpitala" usłyszałam no i Hania poszukała...

po 2 wyladowałam na Inflandzkiej... sama byłam do rodzenia, leżałam sobie do jakiejs siódmej, w miedzy czasie poprosiłam tylko o zzo... bo ja mało wytrzymała jestem :sorry2:

o siódmej przyszła pani doktor i przebiła podczas badania pęcherz... miało pójsc teraz szybciej...nic nie szło... zdrzemnęłam się godzinkę bo po zzo nic nie czułam... potem okazało się że Gaba ułozyła się mordką nie w tą stronę... stałam i kucałam parłam i znowu kucałam , za nic nie chciała wyjść... mysle sobie - cholercia, dziecko, nie rób mi takich numerów na dzień dobry,już mi sie płakac chciało, to znowu cieszyłam się że to już niedługo, a bałam się jak cholercia...:szok:

położne były super, a ja do końca nie wierzyłam że rodze, az poczułam główkę ... potem było tragicznie... nie chciałam byc pocięta a mnie pocięli, wyłyzeczkowali na moich oczach bo nie mogłam urodzić łożyska, zszywała mnie asystentka a jak kończyła to robić zapytała lekarke "tak może to być?" na co lekarka "tak, chyba tak"... potem trzy dni na sali z innymi mamami...mam było tez trzy i jak do każdej z nas przyszedł ktoś w odwiedziny to... :dry:

no ale koniec końców... najważniejsze że już jesteśmy razem :)
 
Do góry