lindsay owszem sa tacy co sa wspaniali...
ale. wyobraźcie sobie do jakiej ja lekarki chodziłam. poczekalnia pełna ciężarnych, pani doktor co jedną pacjentke robi sobie 15 minut przerwy. wizyta zaś trwa u niej ok. 5 minut.
wchodze do gabinetu. pani doktor siedzi i wpatruje się z napięciem w swoją świecąco-mrugajaca komórkę. ja: "dzien dobry", ona (jak wyrwana z transu): "dzien dobry.prosze tam dalej na kozetkę". ja idę, ściągam majty do usg, pani doktor w tym czasie dostaje sms, czyta, chce odpisać (widzę bo aż przebiera nóżkami) ale zerka na mnie, wzdycha, podchodzi, robi mi szybkie usg mówi: "wszystko w porządku". odchodzi. wpisuje cos do karty. ja w tym czasie się ubieram, pytam ją o coś ona już odpisuje na smsa i tylko patrzy na mnie roztargnionym wzrokiem i mówi: "wszystko w porządku, prosze powiedzieć, zeby następna pacjentka chwilę zaczekała..."
a w ostatnim numerze "twojego stylu" wśród lekarzy z sercem (czy jak tam się zwie ten ich tytuł dla ginekologów) widzę jej nazwisko!!!!!! ***** mać!
a jedna moja koleżanka powiedziała, że w czadie całej wizyty pani doktor się malowała. chyba jej komórka wysiadła. cud malinka, co?