reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poronienie w 21 tygodniu poprzedzone długą walką o dzieciątko

Madzia155

Zaciekawiona BB
Dołączył(a)
25 Listopad 2014
Postów
42
Cześć dziewczyny!
Piszę tutaj bo nie mam komu się wyżalić, a jest mi naprawdę ciężko. Zacznę może od początku.. W grudniu tuż przed świętami dowiedziałam się, że jestem w ciąży - radość nie do opisania! Byłabym młodą mamą, bo mam zaledwie 21 lat, ale widok dwóch kreseczek na teście ciążowym wzbudził ciężkie do opisania emocje. Cała ciąża rozwijała się wzorcowo. Wyniki były dobre, ja czułam się wspaniale. W 16 tygodniu wybrałam się z moim chłopakiem na wizytę do ginekologa, aby poznać płeć dzieciątka. Położyłam się na kozetce, lekarz włączył usg, a tam.. jedna wielka czarna dziura w miejscu gdzie znajdował się brzuszek... Diagnoza - powiększony pęcherz moczowy i małowodzie. Skierował nas na wizytę do poradni ginekologicznej do Szczecina, gdzie niestety wolny termin był za 3 tygodnie.. Spróbowaliśmy u innego lekarza 100km od miejsca zamieszkania (był to członek rodziny, stąd ten wybór). Stwierdził, że nie można czekać i dał nam od razu skierowanie do szpitala w Gdańsku. Przy okazji wizyty dowiedzieliśmy się, że to będzie synek.. a przyczyna wady jaka się u niego wykształciła wynikała tylko i wyłącznie z podwiniętego napletka, który blokował wydalanie moczu.. To wydawało się naprawdę banalnym wytłumaczeniem, ale jedynym.
Następnego dnia pojechaliśmy do kliniki pełni nadziei. Na izbie przyjęc powiedziano nam jednak, żebyśmy przyjechali za tydzień i dopiero ostra interwencja mojej mamy u ordynatora szpitala sprawiła, że przyjęli mnie tego samego dnia.. Nadziei było sporo.. Zrobili mi amniopunkcję aby wykluczyc inne wady, odbarczono pęcherz moczowy i założono shunt - rurkę, która miała odprowadzać mocz z brzuszka dziecka na zewnątrz. Operacja się udała, bylam bardzo szczęśliwa, że to już koniec i że będzie dobrze. Jednak niestety następnego dnia odeszły mi całkowicie wody.. Po kilku następnych wypisano mnie z poprawiającym się stanem i napływaniem wód do domu. Po tygodniu wizyta kontrolna u ginekologa, a tam? Wodobrzusze i bezwodzie! Kolejna wizyta w klinice i.. wyrok. Nic nie da się już zrobić, możemy odbarczyć brzuch dziecka z płynu, ale to i tak nie da żadnych szans. Zdecydowałam się, a następnego dnia wyszłam ze szpitala.
W domu długo biłam się z myślami co teraz. Rozmawiałam z lekarzem prowadzącym, dzwoniłam do prof Preisa z Gdańska, który zajmował się moim przypadkiem, ale jedynym wyjściem było usunięcie ciąży.. 4 tygodnie walki o moje maleństwo nic nie dało.. Kolejne usg pokazało coraz większe wodobrzusze, więc jedynym wyjściem oszczędzenia cierpienia mojemu maleńśtwu było wywołanie poronienia..
To było bardzo ciężkie dla mnie przeżycie, jak zapewne dla każdej kobiety która utraciła maluszka, jednak moj chłopak nie potrafił pojąc mojego cierpienia.. Roniłam kilkanaście godzin, aż w końcu o 5:05 siłami natury przyszedł na świat mój Aniołek. Był taki malutki...Teraz jestem w trakcie planowania pogrzebu, którego zreszta odradzał mi mój chłopak, ale ja się uparłam. Wiem, że gdyby zobaczył naszą kruszynkę zobaczyłby że to już był ukształtowany człowieczek, maleńkie dzieciątko a nie jak według mnie uważa - garstka tkanek.
Dzisiaj wybierałam urenkę i pieluszkę, w ktorej zostanie spalony.. Cały czas czuję ból w sercu i niedowierzanie że już nie ma we mnie tej malej istotki, ktora jeszcze kilka dni temu, żyła we mnie, ruszała się... Chciałabym znowu zajść w ciążę, ale mam wielkie obawy z tym związane, bo przeciez wszystko było tutaj dobrze, a takie przypadki jak mojego Aleksandra zdarzają się w kilku procentach i jest to niezwykle rzadkie zjawisko.. Wiec skoro raz znalazlam sie w fatalnym odlamku, to czemu znowu mialabym tam nie byc??
Pozdrawiam wszystkie mamusie, które też utraciły swoje kochane pociechy.
 
reklama
Przymij moje kondolencje.
To był po prostu nieszczęśliwy zbieg okoliczności i z całą pewnością możesz urodzić zdrowe dzieciątko. Choć jakiś niepokój będziesz zawsze odczuwać.
Dużo sił dla Ciebie.
 
Dziękuję Elenna za słowa otuchy, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczą. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży, choć na razie czuję, że nie ma dla mnie nigdzie miejsca. Wspomnienia ze szpitala cały czas stają mi przed oczami. Pragnę maleństwa ale zastanawiam się czy myślenie o kolejnym nie było by nie fair wobec mojego zmarłego Aniołka :( zresztą na to narazie za wcześnie.
 
To normalny stan po poronieniu. Nie musisz czuć się winna, że myślisz o kolejnym dziecku.Twój Aniołek na zawsze pozostanie w Twojej pamięci i sercu.
 
To prawda, nigdy o nim nie zapomnę. A jak u Ciebie wygląda sytuacja Elenna? Widzę, że masz teraz malutkie maleństwo (niech dobrze Ci się rozwija!), ale napisałaś tutaj, stąd moje pytanie..
 
Madzia strasznie przykre to wszystko, nie mam za sobą poronień na tak późnym etapie, więc wahałam się długo co napisać.. może na wstępie : wyrazy współczucia, strata dziecka dla matki to najgorsze co może się zdarzyć.
Mimo młodego wieku życie Cię bardzo doświadczyło, mam nadzieje że resztkami sił staniesz na nogi i zawalczysz o rodzinę w przyszłości, mimo tego bólu w sercu. Ja doskonale wiem, co to znaczy być statystyką, człowiek myśli że wiele rzeczy Cię nie spotka, że oczywiście są ale daleko...i kiedy pada na Ciebie nie da się tego zrozumieć Tule mocno.
 
Dziękuję Kate za tak miłe słowa. Strata na każdym etapie jest bardzo bolesna, nawet jeżeli zdarzyła się we wczesnym etapie ciąży. Mnie osobiście boli fakt, że dzieciątko było zdrowe, głupi przypadek sprawił, że zachorowało. Gdy zobaczyłam je zaraz po "narodzinach" było takie maleńkie i niewinne.. nie wyglądało na chore.. było już ukształtowanym człowieczkiem :(
Jeżeli masz siłę o tym napisać, chciałabym usłyszeć jaka była Twoja historia.. Widzę, że teraz jesteś w ciąży i trzymam mocno kciuki, żeby była szzczęśliwa i udana. Oby maleństwo rosło zdrowe i silne!
 
Ja straciłam pierwszą ciążę wcześnie bo w 8 tyg, więc nscieszyłam się bardzo krótko. Czułam się świetnie odebrałam super wyniki badań a wieczorem zaczęłam krwawić. W szpitalu okazało się że pęcherzyk płodowy jest pusty. Ze względu na nieregularne miesiączki czekałam w szpitalu tydzień na potwierdzenie diagnozy. Niestety potwierdziło się.
Też bałam się, że nie będę mogła mieć zdrowych dzieci.
W 3 miesiące później znów zaszłam w ciążę. Na pierwszym usg znów nie było widać zarodka. To co przeżyłam czekając na kolejną wizytę to moje, ale okazało się że tym razem wszystko było ok i dziś mam córeczkę. Choć jestem wdzieczna za to, że dzis jestem mamą to chyba zawsze będę miała żal do losu, że nie mogłam poznać swojego pierwszego maleństwa.
 
Ja walczę o to żeby w ogóle zajść w ciąże. Pierwszy raz stałam się statystyką w 26 r,ż. Okazało się, ze nic nam nie pomoże tylko in vitro - metoda ostatniej szansy, nie było mowy o leczeniu jakimkolwiek innym, było tak źle. Ci co są świadomi swojego losu, zdają sobie sprawę, ze po ivf nie ma nic, tylko adopcja. Czyli możesz nie mieć dzieci w ogóle i jak tu sobie życie ułożyć? dużo by o tym pisać, nie zrozumie nikt kto przez to nie przeszedł. Bezpłodność, cala procedura jest wyniszczająca.
Więc zaczęły się starania, jeden transfer nie udany, drugi udany ale niestety beta źle przyrastała czyli ciąża nie rozwijała się prawidłowo, nie dotrwałam nawet do usg, i teraz udany transfer i tyle strachu czy się uda..bo jak się nie uda to nie wiadomo kiedy znów zajdę w ciąże, wydaliśmy wszystkie oszczednosci na pierwsze podejście, na drugie zakwalifikowaliśmy się z MZ. I wreszcie po roku starań, zastrzyków, bolesnych zabiegów, jestem w ciąży....Więc sttystyką się stalam po raz pierwszy gdy zaliczono nas do grupy bezpłodnych par, mimo młodego wieku szanse były raczej niskie. Jak zaszłam w ciąże po ivf byłam w tych 30% którym się udaje, a potem byłam w tych 15% ciąż biochemicznych. Teraz jestem znowu statystyką...
 
Ostatnia edycja:
reklama
Elenna przykro mi z powodu pierwszego maleństwa.. Też zapewne do końca życia będę czuła ten żal. Okropne jest to co spotyka nas kobiety.. Ciąża powinna być wspaniałym czasem, a tymczasem tyle z nas musi przejść przez piekło :( Mam nadzieję, że Twoje maleństwo ma się teraz jak najlepiej! A jak przebiegła Twoja druga ciąża poza pierwszymi tygodniami niepewności? I jakie były Twoje odczucia przez cały ten okres? Przygnębiała Cię ciąża, bałaś się jej? Ja mam wrażenie, że nawet będąc w kolejnej ciąży będę myślała tylko o moim Aniołku.. ale może to dlatego, że to dopiero świeża rana..
Kate czytając Twoją wypowiedź jestem wstrząśnięta.. Tyle co musiałaś przeżyć w tak młodym wieku.. Trzymam kciuki za szczęśliwe 9 miesięcy :* Przeszłaś długą walkę po szczęście.. Skąd się biorą takie przypadki? Zdrowa para starająca się o maleństwo, a tu takie problemy.. Jejku naprawdę aż nie wiem co napisać..
Czytając Wasze wypowiedzi, a także na innych starszych forach zauważyłam jak wielkim problemem społecznym są problemy z zajściem w ciążę, nie dotrzymanie jej, różne komplikacje.. Kiedyś wydawało mi się, że to są tylko jednostki, gdzieś daleko.. Że zajście w ciąże jest takie łatwe, bo przecież od najmłodszych lat wpajają nam, że wystarczy jeden raz i już.. Rzeczywiście może tak jest w niektórych przypadkach, tylko dlaczego te co "wpadły" decydują się na usunięcie, wyrzucanie dzieci.. A te co tak bardzo ich pragną, nie mogą być szczęśliwe.. To jest ogromną niesprawiedliwością losu.. Życie jednak nie oszczędza wielu ludzi i doświadcza ich w taki sposób :(
Dziękuję, że dajecie mi oparcie i umiecie pisać o tym co Was spotkało, mimo że są to drastyczne przeżycia. To mi daje dużo siły i mimo bólu jaki odczuwam, wierzę że jeszcze będę szczęśliwa. Kate bardzo podziwiam Cię za determinację, za walkę jaką wkładasz w swoje szczęście, to jest naprawdę godne podziwu. Jesteś bardzo silną kobietą i życzę Ci naprawdę jak najlepiej!
 
Do góry