reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody***OPIS***

reklama
Wisienko - jesteś nie tylko najszczęśliwszą, ale i najdzielniejszą mamą na świecie!

Ja sobie w ogóle nie wyobrażam podczas skurczów leżeć w łóżku. Gdy podłączyli mnie na chwilę pod KTG, to myślałam, że zacznę z bólu lewitować nad tym łóżkiem :baffled:.
 
wisienka :szok::szok::szok::szok::szok:

jestes dzielna mamusia!!!!
ale kurcze to notoryczne odsylanie czy brak zainteresowania to jak dla mnie szok!!!

wydaje mi sie ze jedno i drugie,bo po 12 h od odejscia wod plodowych jakbym nie krwawila to by mnie wyslali do domu, bo mialam tylko 2 cm, mimo ze juz mialam regularne skurcze co 3 min, i nikt sie juz pozniej nie fatygowal zeby mnie zbadac wew. czy rozwarcie jest wieksze.
 
Wisienko - jesteś nie tylko najszczęśliwszą, ale i najdzielniejszą mamą na świecie!

Ja sobie w ogóle nie wyobrażam podczas skurczów leżeć w łóżku. Gdy podłączyli mnie na chwilę pod KTG, to myślałam, że zacznę z bólu lewitować nad tym łóżkiem :baffled:.

Agnieszka ja bylam tak wykonczona tymi wymiotami ze kubek z woda ledwo trzymalam tak mnie meczylo, mimo ze mialam pusty zoladek, sama zolc leciala :baffled: moze tez dlatego bylam cicha i nie wrzeszczalam jak inne, bo gardla nie czulam.
 
kurde szok
moj pierwszy porod byl masakryczny, trwal 22h
nie mialam swojej poloznej ale nikt mnie nie odeslal na patologie mimo iz chyba przez 10h mialam tylko 1cm
co prawada wilam sie z bolu i chodzilam po scianach
oksy tez mi podali dopiero po 12h
ale w porownaniu z Twoja historia to i tak mialam lepiej
 
wisienka ale trafilas na personel:no:u mnie tez bardzo wolno to sie toczylo ale od momentu saczenia wod bylam w godzine w szpitalu i kazali mi zostac bo to podobno niebezpieczne bylo , jak wody odchodza to trzeba byc juz pod kontrola. rozwarcia praktycznie brak i skurczy tez wiec siedzielismy tak z mezem sobie. moja mama dala poloznym bombonierke i kawe i powiedzialy ze postaraja sie przekonac lekarza zeby mi podali oksy na przyspieszenie i zastrzyk na rozwarcie i tak tez zrobili:tak:gdyby nie to to pewnie tez bym sie meczyla kilkanascie godzin, a tak od momentu pojawienia sie skurczy do porodu minely 4godziny:tak:mialam super porod, zycze wszystkim takiego:tak: i tez podobnie jak ty bylam cichutko:-ppolozne z nastepnej zmiany jak weszly zapytalay, ktos tu rodzil?niemozliwe, tak cicho bylo:-p
 
Troszke o moim porodzie...

Cesarka była planowana, o 11:30 juz leżałam na stole, gdzie mnie zaczęto znieczulać. Byłam pozytywnie nastawiona, ale niestety bałam się cholernie mimo wszystko. Anestezjolog podał mi znieczulenie w kręgosłup, poczułam przyjemne ciepełko, rozchodzące się po nogach i automatycznie mnie to uspokoiło - do czasu - kiedy zaczęło się krojenie, ja wszystko czułam, w sensie dotyk, ale nie ból, po czym im głębiej się do mnie dobierali, tym mocniej to wszystko odczuwałam i w końcu zaczęłam krzyczeć z bólu. Znieczulenie nie działało - ta sama sytuacja co z Wikiem :confused2:
Decyzja o znieczuleniu ogólnym, słyszę: "Zaraz będzie Pani spała" no i git, zasnęłam... po czym nagle się budzę i słyszę odgłosy z operacji, pikanie urządzeń, szum urządzeń i głos mojej ginki... O fuck :szok: czuję rurę w gardle... zaczęlam się denerwować, bo znowu czuję ból - ***** mać - obudziłam się w czasie operacji :szok:

Czułam się jakbym tam była tylko mózgiem zamkniętym w ciele, które nic nie może zrobić... Ani otworzyć oczu, ani ruszyć palcem, tylko oddech przyspieszyłam, ale rura mi przeszkadzała. Zauważyli że udało mi się łypnąć okiem i wyjęli mi rurę.

Słyszę: "ma Pani syna" i tylko udało mi się wyharczeć "ile?" oni "3400" no i spoko ufff...

Potem mnie przewieźli na pooperacyjną, zwymiotowałam ofkors, bo jakżeby inaczej, bolało jak sam pierun, dostałam przeciwwymiotny, Kuba mnie ściskał za rękę a ja się znowu modliłam żeby było już kilka dni później.

Wpadła moja ginka i mówi że łożysko było strasznie duże, męczyli się z krwotokiem u mnie i w związku z tym straciłam duzo krwi i trzeba będzie mi badać krew co chwilę bo liczą się nawet z transfuzją. Ja powiedziałam że nie chcę żadnej transfuzji, a oni mi na to że jak będzie 8 to muszą podać :baffled: eh... ale sie udało spadło mi do 10,4 i na tym poziomie wypisałam się na własne żądanie ze szpitala.

Opieka bardzo dobra, troskliwie się mną zajęli, ale męczył mnie zaduch w salach i drące się noworodki i wyjące inkubatory. Chryste :crazy: jak czlowiek ma wypoczywać w takich warunkach po ciężkim porodzie?

Dlatego mimo, że nie chcieli mnie puścić do domu przez tą anemię to wypisałam się na własne żądanie. Robię sobie zastrzyki w brzuch, łykam żelazo i się oszczędzam i na pewno więcej śpię niż w szpitalu, Kuba mi pomaga przy Wiktorze i przy Igim, choć ten mały ssak to tylko je i śpi :sorry2:

Dziękuję za uwagę :biggrin2:


Jstem ciekawa gdzie rodziłaś
Pozdrawiam i zycze szybkiego powrotu do sił:tak:
 
No to może wkońcu ja sie zdecyduję.
A więc zaczęło sie od szpitala Biziel.
11.11.2007 10 dnia po terminie położono mnie na patologie ciąży w szpitalu Biziel
Była to Niedziela,śmiech bo nie widziałam celu zeby kłaść sie na niedziele ale ok,i tak wynegocjowałam bo miałam juz lezec od soboty.Najpierw samo lezenie i czekanie na cud,ja to myslalam ze w poniedzialek mi wywołają a tu nic,lekarz na obchodzie zapytal sie jak sie czuje i wsio,poszedl dalej.Nastepny dzien Wtorek podoban sytuacja,środa lekarz rano mowi ze jutro na porodówkę na wywołanie za założą mi cewnik volea i zrobi sie rozwarcie i po strachu,wiec sie cieszyłam jak cholera,cała rodzinę poinformowałam,czwartek rano obchód i mowi ze niestety,jeszcze musimy sie wstrzymać,dodam ze jest to 14 dzień po terminie.Do tego przychodzi polozna i mowi ze mamy spakowac wszystkie torby i ze przenoszą oddział,wiec przeniesli nas do piwnic szokkk,zimno brudno ponuro jak w horrorze.Tego samego dnia na wieczornym obchodzie dr, mowi ze rano na porodówke wiec znowu sie ciesze.Dodam jeszcze ze w trakcie tych dni miałam dwa razy masowaną szyjkę macicy,ból okropny szok poprostu nie wiem dlaczego nazwano to masowaniem powinno nazywac sie to maltretowaniem szyjki macicy.A wiec mamy Piątek rano szykuje sie a tu lekarz mowi ze porodówka tez jest w remocie i przeniosiona i sa tylko 2 łaózka do porodu i 1 alarmowe dla miasta.SZokkkkkk,wiec znowu nie ide ale pani dr mowi ze w Sobote na 100% jestem pierwsza w kolejce.Zdążyłam juz sie zaziębić w tych podziemiach.Sobota rano,pani dr mowi zeby nic nie jesc ze dzis podadza mi oksytocynę na wywołanie i czekac przyjda po mnie.Czekałam laski do 19.00 od rana bez jedzenia,i co słyszę?Niestety ale nie dziś,wiec dostałam szału i zaczełam drzeć ryja,ze wszyscy tu są nienormalni ze jestem 16 dni po terminie a oni sobie jaja codziennie robią,i powiedziałam ze wypisuję sie,wszystkie spojrzały i powiedziałay pani to przemysli,powiedziałam tylko ze jak bede tu tak siedziec i myslec razem z wami to moje dziecko umrze!!!!!!!!!Zabrałam ciuchy i w Sobote wieczorem pojechałam do innego szpitala,wczesniej konsultując to z lekarzem!
Sobota godz.ok 22.00 przyjęcie do szpitala nr2.Fantastycznie mnie przyjeli,zaraz zrobiono mi wszystkie badania,i pan dr mowi to nie bedziemy zwlekać na porodówkę zapraszam,wiec złapałam banana na buzi i mowie wkońcu ktoś kompetentny.
Godz.23.30 wchodze na sale porodową.Slicznie czysto muzyka sobie gra,jedno łozko.Polozylam sie i przyszedł pan dr i mowi ze bedzie przebity pecherz i poleze sobie najpierw i poczekaja az samo sie zacznie,wiec mowie dobrze.Przebito pecherz,wody odeszły,było ich mnustwo,kolor bardzo ladny powiedzial lekarz wiec kamien z serca mi spadł.Nie bolało wogole.
Była ze mną moja siostra.Zostawili nas i mowili ze jak zaczna sie bole to zadzwonic.Ja zeszlam z lozka i mowie acha zaczelo sie ale wcale nie boli.mowie do siostry daj mi błyszczyk,chodzilam i sie smiałam a moja siora patrzyła jak na jakies zjawisko,hehe.Mineło jakies max 20 min i poczułam jak by ktoś wyrwał mi kręgosłup i powiedzialam o kurw... to ja sie lepiejpołoże siostra zaczela sie smiac i mowi no siostra to sie dopiero zaczyna hehe.Bole były krzyzowe okropny bol,nie musze opisywać same miałayscie.Były od godz.00.30 co 6 min wyłam z bolu za jakas godz.czyli okolo 1.30 bole były co 2 min i trwaly 50 sekund i juz modliłam sie do Boga.Prysznic,piłka,chodzenie,kładłam sie na ziemi robiłam wszystko dziewczyny.Rozwarcie słabo postępowało_Około godz 6.00 rano zaczynałam tracic swiadomosc z bolu,prosilam o znieczulenie,mowilam ze maja to dziecko ze mnie wyciągnąć.Okolo godz. 7.30 dostałam znieczulenie ZOO,rozwarcie na 10 cm ale mały nie wychodzi.Zaczął tracic tętno wiec zabrali mnie na sale operacyjną.Na sali juz nie kontaktowałam,pamietam pełno ludzików w zielonych strojach,jak przypinali mi rece i nogi,jak pani podawał mi tlen i klepala po buzi zeby nie stracila przytomnosci.Wydawalo mi sie ze trwalo to jakies 5 min,i mnie wywożą a ja pytam co z dzieckiem a oni juz po wszystkim a ja na to KIEDY???? hehe nawet nie czulam niczego_O godz.8.55 Dorian przydzedł na swiat.Zawiezli mnie na sale i po chwili doniesli malego,poniewaz mial podany tlen,po narodzeniu.A wiec tak to wygladało.To co sie działo po porodzie mogłabym rowniez opisac,bo równie traumatyczne to było jak sam poród.Ale to może innym razem.
 
wszystkie Mamusie były mega dzielne i każdej z osobna po raz kolejny gratuluję:-):-):-):-):-):-):-):-):-)
 
reklama
Moja opowiesc....

Termin na 23/11 - moj mąż juz sie przygotowywał 2 tyg. wczesniej; codziennie telefony od rodziny i znajomych z pytanie "czy juz?".... mija termin i nic....
mijają kolejne dni i nadal nic.... co drugi dzień jeżdze na KTG (wszytsko ok, skurczów brak). USG pokazuje, ze płyn owodniowy i dzidzia są ok.
Ustalam z moich lekarzem, ze jesli nic sie nie wydarzy przez 7 dni od terminu to bedziemy wywoływac.... no i nic sie nie wydarzylo wiec w piatek, 30/11 listopada stawiłam sie w szpitalu o 9:00.
Mała dygresja:
zawsze myslalam ze porod zaskoczy mnie o 2 w nocy, bedzie panika, bieganie w szale po mieszkaniu, nocny rajd ulicami Warszawy...a tu...nic z tych rzeczy...torba spakowana jak na wakacje, budzik nastawiony, w czwartek wieczorem kotlety dla męża zrobione na te dni mojej nieobecności w domu....wszystko zaplanowane - zero zaskoczenia...
Szpital: dostaje mega duży pokój, z TV....i co ja mam tu robić? Przebieram sie w ich super wyjściową fizelinową koszulę...
9:30 - zaczyna sie... badanie, przebicie pęcherza, KTG, pierwsza dawka oksy... i nic....
10:00 oglądamy z mężem Dzień Dobry TVN... pojawiają sie pierwsze mini skurcze...myśle sobie....eeeee tam - luzik....
kolejne dwie dawki oksy.... już nie jestem taka zadowolona.... skurcze co 2 minuty i bolą jak cholera.... proszę o znieczulenie...ale wczesniej badanie....wynik: zero postępu - macica śpi ;)
Dostaje znieczulenie.....jest trochę lepiej ale nie idealnie....poza tym zaczyna mi sie robić słabo, chce mi sie spać...a oni każą chodzic....
Znieczulenie przestaje działac... prosze o kolejną dawkę... ale wczesniej badanie....jest chyba 13:00.... badanie pokazuje brak postępu akcji porodowej... lekarz uswiadamia mnie ze albo czekamy kolejne x godzin (nawet 10) bez gwarancji, że cos sie zadzieje i narażając moją córeczkę, a poza tym będzie to bardzo bolesny poród.... albo robimy cesarkę.... decyduje sie na cesarkę....
Nie dostaje kolejnego znieczulenia, bo teraz bedzie ZO w wersji do cesarki... wiec umieram z bólu...dostaje tez dwie czy trzy butle soli fizjologicznej....rozsadza mi żyły, puchną nogi....wylądam jak słonica....
W końcu jadę do sali operacyjnej... znieczulenie....działa....Pani anestezjolog rozmawia ze mną o wakacjach, mąż siedzi za mną i głasze mnie po głowie...a ja pieprze jakies głupoty o Majorce....
Zaczyna sie....odwracają moją uwagę, ale ja i tak czuje jak wyciągają moją małą....trwało to chwilke...potem pokazali mi ją...wow - ma włoski!!!!
Moj lekarz mowi...dobrze ze sie zdecydowalismy na ciecie, bo mała wychodziła w połozeniu twarzyczkowym....(taki poród zdarza sie raz na tysiąc...)
A potem zabrali ją do badań (10 pktów), mąż poszedł z nimi....a po powrocie trzymał ją przy mnie....

Najgorsze jest potem, kiedy nie możesz wogóle sie ruszać....nie czujesz nog... i dostajesz kolejne butle oksy (tym razem na obkurczenie macicy) i znieczulenie....nie ma szans w nocy na opiekę nad dzieckiem...

Cieszę sie że tak to sie odbyło... pocierpiałam swoje ze skurczami ;), a urodziłam szybko i bezpiecznie...a do domu wyszłam w poniedziałek rano...

Blizna goi się super...mleka w cycach nie brakuje... mała przybiera na wadze....

Z mojego punktu widzenia najwazniejsze jest miec zaufanego lekarza i położną, którzy są Twojej stronie i stronie Twojego dziecka....jesli czujesz sie bezpiecznie to nie ma sie czego bac :)
 

Załączniki

  • Resize of PC040232.JPG
    Resize of PC040232.JPG
    38,2 KB · Wyświetleń: 88
Do góry