reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poronienie w 21 tygodniu poprzedzone długą walką o dzieciątko

I ja moge dopisac sie do tych ktore zapelniaja odpowiednie statystyki...
O pierwsza ciaze walczylismy 2 lata i nagle jest! Radosc byla ogromna az do 10 tyg kiedy to lekarz zobaczyl 'cos' na ekranie... bylo to w takim miejscu ze trudno bylo jednoznacznie okreslic... martwilam sie oczywiscie, no ale przeciez musi byc dobrze bo tyle bylo staran... dwa tyg pozniej pojechalismy na badania prenatalne. Jechalam tam zeby poznac plec swojego dziecka a dowiedzialam sie, ze moje dziecko nie zyje... najgorszym przezyciem dla mnie bylo zobaczyc brak ruchu na ekranie... moje malenstwo mialo wytrzewienie. Dzieci z wytrzewieniem maja szanse przezyc pod warunkiem ze tylko jelita sa na wierzchu... moje dziecko mialo na wierzchu wszystko... watrobe, jelita... kiedy spytalam lekarza co zrobilam nie tak powiedzial ze nic, ze mialam po prostu pecha... za cala jego 30, 40 letnia kariere to byl jego 3 taki przypadek... o druga ciaze sie nie staralam. Po pierwsze nie moglam zapomniec chociaz pozbieralan sie szybko ale tylko i wylacznie ze wzgledu na mame i meza ktorzy tez bardzo cierpieli. Po drugie tak jak Ty myslalam sobie ze to bedzie nie fair i ze jak bede w ciazy to ciagle bede myslec o tym pierwszym, ze druga ciaza mi nie przyniesie radosci. No i stalo sie, zaszlam w ciaze w 3 cyklu od 'zielonego swiatla'. Nie bylo radosci i lez szczescia. Do 12 tyg staralam sie w ogole nie myslec o tym ze jestem w ciazy... i tylko czekalam kiedy lekarz mi powie ze ma zla wiadomosc... jak zobaczylam na prenatalnych jakie koziolki wywija moj babel to powoli zaczelam sie uspokajac. Ale! Strach zawsze pozostanie. Do konca. Ja nie moge powiedziec o sobie ze jestem w 100% szczesliwa i spokojna. Bede w sierpniu jak mi dadza moje cudo w ramiona. Ciagle mysle o pierwszym dzieciaczku ale jednak ruchy i rosnacy brzuszek koja bol.
Troche zaluje ze nie pochowalam malenstwa dlatego zrob tak jak Ty chcesz! Masz prawo pochowac synka i miec miejsce do oplakiwania go. Mnie zostalo tylko pare zdjec z usg ...
Jeszcze bedziesz mama zdrowego dzieciaczka, zobaczysz! Daj sobie tyle czasu ile Ty potrzebujesz a jesli wiesz ze nie zdecydujesz sie predko to idz na zywiol, ja na tym dobrze wyszlam i pomimo wielkich obaw wszystko jest tym razem w porzadku !
Sciskam Cie mocno, tylko my, aniolkowe mamy wiemy jak bardzo potrzebujesz teraz spokoju i troski.
 
reklama
Madzia my kobiety po prostu takie jesteśmy podnosimy się jak feniks z popiołów za każdym razem:-) ty tez staniesz na nogi, widzę jaka jest różnica w postach sprzed paru dni. Nikt nie da Ci gwarancji na szczęśliwe zakończenie, życie samo zweryfikuje twoje plany. Poradzisz sobie jak tysiąc kobiet przed tobą i po tobie:-p
Obecnie mam 30lat i zupełnie inne patrzenie na świat, znam swoje ograniczenia siebie, i powiem Ci że człowiek jest w stanie znieść wszystko. U mnie właśnie życie zweryfikowało moje palny, ja zdrowa ale co z tego jak to mój mąż jest chory, z nim to ja naturalnie nie mogę mieć dzieci. Mam nadzieje, ze to będzie historia jedyna z wielu, która da nadzieje ludziom.
Moja mama pracowała w szpitalu, mam w rodzinie położną i wiem, że takie i gorsze rzeczy się dzieją, ale nie wiem jak bym dala rade to przetrwać. Ważne że nie masz żadnych powikłań i kiedy rany psychiczne się zagoją zawalczysz jeszcze raz. Będziesz jeszcze miała zdrowe dzieci, jedno, dwójkę... jeszcze wszystko przed tobą, tylko najgorsze jest to ze pewnie nie masz wsparcia, znajomi Cię nie rozumieją, bo nie przeszli przez takie piekło, a nawet większa część nawet nie myśli o dzieciach...Ale się rozpisałam:-p trzymam kciuki za Ciebie i obiecaj mi jedno, ze dasz sobie czas na żałobę, ale nie zapomnisz o świecie żywych. Ja jako córka nie chciałabym, żeby moja mama rozpaczała po mnie przez lata, przez pól roku codziennie biegała na mój grób i rujnowała sobie życie, bo mnie już tam nie będzie i nie będę mogła z tym nic zrobić. Chciałabym żeby żyła pełnią życia, wiem że zawsze będę w jej sercu...:tak:
 
Aż się rozpłakałam czytając Wasze wypowiedzi.. Magduś widzę, że też przeżyłaś koszmar, ale dałaś radę, pozbierałaś się jesteś w ciąży.. Widzę, że dla Ciebie sam początek nie był najszczęśliwszy - też się tego obawiam w przyszlości, ale dzielna jesteś no i... to już ponad połowa! :) Ja w chwili obecnej czuję jakbym miała rozdwojenie jaźni... Momentami pragnę być w ciąży teraz, zaraz .. a po chwili stwierdzam, że nigdy więcej, że moje maleństwo będzie w moim sercu na zawsze i tylko ono się dla mnie liczy.. Wiem, że nie mogę zamknąć się w czterech ścianach i walczę z tym jak mogę. Bardzo podniosły mnie na duchu Wasze wypowiedzi, wiem, że Wy sobie poradziłyście, wiele innych kobiet też, więc i ja dam radę.. Ale potem są chwile zwątpienia. Cały czas jak na karuzeli :(
A moi znajomi? Rzeczywiście nie rozumieją problemu. Przyjaciólka stara się mnie wspierać, ale nie wie w jaki sposób. Mój chłopak odcina się ode mnie.. Kiedy rozpłaczę się przy nim, bądz podczas rozmowy przez telefon szybciutko kończy, nie odzywa się potem czekając aż "burza" minie.. To boli, bardzo, ale może dzięki temu jako tako funkcjonuję? Zakladam maskę szczęśliwej dziewczyny i przy nim udaję że nic się nie dzieje.. Paskudnie się wtedy czuję, ale wiem że jeżeli chcę go mieć obok siebie muszę tak postępować.
Kate Twoje ostatnie słowa wzbudzają we mnie tak silne emocje, że aż nie wiem co myśleć :) Dziękuję za nie.
 
Madziu to bardzo niedobrze ze Twoj mezczyzna jest dla Ciebie zerowym wsparciem... to naprawde duzo daje, wiem jak dla mnie wazne byly slowa meza 'jestes silna, dajesz sobie rade, jestem taki dumny z Ciebie'. Moze Twoj nie potrafi Ci okazac jak cierpi... musicie duzo rozmawiac, a jesli z nim nie mozesz a przyjaciolka nie potrafi pomoc - pisz tu. Jest masa dziewczyn po przejsciach ktore maja juz swoje skarby. Wiemy co czujesz , nie jestes sama! :)
Rozdwojenie jazni znam z autopsji... a juz najgorsze byly mysli. Mialam mysli w stylu - teraz jak cos sie stanie to pochowam... i jeszcze inne ktore naprawde w ogole nie powinny mo przychodzic do glowy a jednal przychodzily i to same z siebie!
Musisz dac sobie tyle czasu ile Ty potrzebujesz i nikt inny.
Jestem jednym z wielu przykladow ze po nocy zawsze przychodzi dzien :)
A odnosnie poronien... chyba co druga kobieta traci swoje malenstwo... tyle ze jest to temat tabu i dopoki nie przezyjesz tego sama w ogole nie masz o tym pojecia...
Jedno jest pewne Madziu. Twoje drugie malenstwo bedzie mialo najlepszego aniola stroza na swiecie :) ta mysl zawsze mnie pocieszala i dzieki temu tez jestem w stanie wreszcie cieszyc sie z malenstwa w brzuszku.
Nie poddawaj sie i walcz! Moze glupio to zabrzmi ale tez 'mialas pecha' - jak ja. Teraz zobaczysz ze wszystko bedzie dobrze! Ja sie tego obawialam przy drugiej ciazy, ze dzecko zmow bedzie mialo to samo, a moja niunia jest zdrowa jak ryba :)
Placz ile wlezie, knie kryzys bral jeszcze pol roku po stracie, wylam nad zdjeciem malenstwa. Ale podnioslam sie i Ty tez sie podniesiesz !!
 
Madziu dobrze że myślisz o przyszłości o dzieciach, bo przyszłość przyjdzie czy tego chcesz czy nie. Takie to nasze życie, nic nie trwa wiecznie, cierpienie też nie. Trzeba dać czasowi czas. Ludzie tracą bliskich cały czas, wystarczy się rozejrzeć. Myślę że cierpienie uszlachetnia, jest nam potrzebne po to żeby nauczyć się "patrzeć" wokół nas, ale nie można poddać się lękowi. Ja próbuje walczyć z tym lękiem i jakoś mi się nie udaję, ale może tobie się uda:-p

Co do wsparcia ze strony męża, chłopaka a w końcu ojca dziecka...przecież jest, pomoże gdy trzeba kręci się w odwodzie, dzwoni, ale nie słucha płaczu, może nie potrafi bo sam by się rozpłakal a to wstyd dla faceta. Nie każdy jest identyczny, nie którzy wolą nie rozmawiać o swoich uczuciach, mogą mówić o tym co się stało, nazwać to co się stało, ale nie opiszą emocji jakie nimi targają. Czasem nie potrafią znaleźć słów, czasem boją się że rozpadną się jak to wszystko wypowiedzą mechanizmy są różne. Może on chce być tą ostoją twoją, bo widzi że ty nie dajesz rady...Poza tym on tez kogoś stracił, tylko mężczyźnie nie wypada siedzieć w pokoju i płakać, on ma być ten silny, więc tępi przejawy słabości u siebie i u innych. Dodatkowo mężczyźni tez się obwiniają, że może to ich wina, nie wiedza jak przez to przejść a nie pójdą do mamusi pogadać. A z partnerem różnie się rozmawia w takich chwilach, dwie osoby w żałobie często nawet jak by chciały się nie dogadają. Potrzeba dojrzałości, potrzeba wielu lat, tylko jak to zrobić w parę dni? Będzie to dla was ciężki czas będziecie się obwiniać, kłócić (to nawet zdrowe), a potem się wzmocnicie. Tule mocno, jak by co pisz na priv, służę uchem:tak:
 
MADZIA pierwszy miesiąc po poronieniu byl ciężki, ale jednocześnie bardzo chciałam szybko zajść w kolejną ciążę. Potem znów się bałam, że znów się sytuacja powtórzy i w ogóle nie chciałam myśleć o dziecku. Pełną równowagę odzyskałam dopiero w 3 miesiącu kiedy wróciłam do pracy, a od lekarza miałam już zielone światło na starania. Niestety dwie kreseczki na teście bardziej mnie przeraziły niż ucieszyły.:zawstydzona/y: Strach przysłonił radość. Pierwsze co naszykowałam to torbę do szpitala w razie znów by się coś działo. I tak tą torbę uzupełniają, aż do dnia porodu. Może to głupie ale czułam się z tym bezpieczniej bo byłam przekonana, że nic mnie nie zaskoczy. Wyluzowałam trochè dopiero po drugim usg prenatalnym, kiedy już wyraźnie czułam ruchy małej.
Ale mimo to wyprawkę i tak zaczęłam robić około 30 tc. Starałam się żyć normalnie ale i tak lęku nie udało się do końca wyzbyć. Myśleć o straconym dzieciatku też nie przestałam. Wspominałam datę planowanego porodu i rocznice straty. To chyba daty które zawsze będą dla mnie znaczące. Za rok planuje kolejna ciążę i myślę że w tej nie będę już tak obsesyjnie myśleć.

Co do wsparcia faceta. To tyle, że po prostu był. Nie umiał zrozumieć co czuję. Raz tylko zdarzył się,że zastał mnie zaplakaną i powiedział, że widzi jak płacze i nie wie jak mi pomóc. Coś się wtedy rozluźniło i płakaliśmy razem. Po tym wiedziałam że on też to przeżywa i choć dla niego "trzymałam fason".
Tak jak pisały dziewczyny, mamy w sobie moc o której posiadaniu nie mamy pojęcia. Ona pozwala nam przejść przez najgorsze.
 
Ostatnia edycja:
Bardzo Wam dziękuję dziewczyny za wszystkie słowa wsparcia, jesteście cudowne i bardzo silne - tą siłę poniekąd przekazujecie też mi i jestem Wam za to bardzo wdzięczna.
Wczoraj postanowiłam pojechać do mojego. Długo rozmawialiśmy, kłóciliśmy się, a nawet przez moment wspólnie płakaliśmy.. Zrozumiałam, że on który zawsze uczył mnie pokazywania swoich emocji, skrył je w sobie, żeby mnie wspierać. Rozmawialiśmy wczoraj o rozstaniu.. Obojgu nam bardzo ciężko, oddalamy się cały czas.. On obwinia moją rodzinę o to, że nie doceniali go podczas gdy siedział przy mnie w szpitalu, bo potrafili go krytykować, za wymuszanie na mnie decyzji o pożegnaniu maleństwa.. Ja też go za to nienawidziłam, bo póki Aleksander był we mnie mógł żyć dlatego ta decyzja była dla mnie ciężka.. Świadomość że on cierpi i nawet jeżeli dotrwam z ciążą do "bezpiecznego" etapu on i tak umrze bo, poza moim ciałem nie miał żadnych szans..Jego nacisk był strasznie dla mnie bolesnyi pokazywałam mu to na każdym kroku.. A on dalej obwinia mnie o to, że go nie doceniałam.. Słowa a gesty.. wszystko ma znaczenie.
Po wczorajszych rozmowach, mimo wszystko mnie przytulił i powiedział że kocha, jednak nie wie czy uda mu się wytrwać w tym związku.. Bardzo mnie to zabolało, bo póki on jest przy mnie, mam wrażenie że cząstka mojego dziecka też jest.. Dzisiaj było lepiej, zrobił mi śniadanie, przytulił, pocałował.. Jednak wiem, że gdybym choćby poruszyła temat ciąży czar by prysł. Tworzy się nam temat tabu, o którym ja mam potrzebę mowienia, a on nie. Za miesiąc mieliśmy razem zamieszkać, a tutaj wszystko wisi na włosku..
Zobaczymy czy nasz związek przetrwa tą próbę, bo szczerze nie wyobrażam sobie życia w zupełnej samotności. A wiecie co jest jeszcze gorsze? Że przyćmiewa mnie myśl, że jak z nim nie będę, nie będę miała dziecka, bo póki on jest - jest też możliwość, której może nie wykorzystam, ale pozostanie jako szansa.
Ehh się rozpisałam :) Wylałam chyba wszystkie moje emocje tutaj i dziękuję, że to czytacie. Bez tego forum chyba zamknęłabym się w skorupie rozpaczy :)
 
Madziu pewnie do dziś masz ból głęboko w sercu, że jednak nie stał po stronie Twojej i Aleksandra. Mężczyźni zupełnie inaczej odbierają takie problemy. Są bardziej zadaniowy, więc jeśli jest problem chcą go szybko rozwiązać. Oni nie czują bezpośrednio życia pod serduszkiem i nie rozumieją jak to jest. Starał się Ci pomóc tylko na swój sposób. Poza tym myślę, że faceci czują się poniekąd winni, że ich dzieci są chore. Wydaje mi się że to poniekąd uderza w ich poczucie własnej wartości.
To normalne że potrzebujesz o tym mówić, to typowe dla okresu żałoby jaką przechodzicie. Ale widać przechodzić ją inaczej. On czuje silne poczucie wyparcia tego wydarzenia z życia, a Ty potrzebujesz opłakać synka. Emocje są bardzo świeże i bardzo dużo pracy przed Wami, żeby udało się naprawić to co się podzielił
Dużo sił Wam życzę i trzymam mocno kciuki,żeby Wam się ułożyło. To co razem przeszliście może Was podzielić ale i połączyć jak nigdy z nikim.
 
reklama
To i ja naskrobię Wam trochę.
Dokładnie 4 lata temu, w sierpniu zdecydowaliśmy z mężem , że możemy się postarać o dziecko. Po kilku dniach czułam mdłości , zgagę poźniej test i 2 kreski . Jaka radość była ogromna . Niestety w 7 tyg zaczęłam krwawić i tak naturalnie poroniłam. To był koszmar nigdy nie czułam takiej straty , takiego bólu . Przyczyny oczywiście nie znane, statystyka . W grudniu kolejne starania , tak udało się . W 12 tyg pojechsliśmy na kontrolę i na ekranie zobaczyłam skuloną malutką kruszynkę . Wiedziałam za nim poinformowała mnie Dr . Mój synek nie żyje. W szpitalu mialam oczyszczanie .
Zrobiliśmy badania genetyczne okazało się , że to chłopczyk i miał 2 choroby genetyczne , które nie pozwoliły by mu przeżyć . Może to i lepiej ? Nie wiem widać, tak miało być.
Po tym było mi bardzo ciężko się pozbierać . Oczywiście wszędzie z uśmiechem ale w środku...
Po tym wydarzeniu przestaliśmy się zabezpieczać . I przez kolejne 3 lata co kilka miesięcy zachodziłam w ciążę i dochodziło do poronienia . Wydałam masę pieniędzy na testy, prowadziłam kalendarzyki. Wylałam morze łez. Oczywiście badałam się i wszystko było ok
Więc zaczęłam sie leczyć na własną rękę. Po 3 latach w sierpniu zapisałam się na kurs fryzjerstwa ,co by głowę odciążyć. Juz po kilku dniach czułam się koszmarnie ale nie przekmowałam się, bi wiedziałam czego mogę się spodziewać . Kolejnego rozczarowania.
po kilku dniach oczywiscie przed terminem @ zrobiłam test . Test jak zwykle pozytywny . Kolejny etap to badanie HCG , ktore wyszło pozytywne . Znowu radość i strach. I tak co badanie to ogrom strachu . Chodziłam do 2 pryw. lekarzy , żeby nikt nic nie przeoczył. A jak usłuszałam, że to dziewczynka to płakałam ze szczęścia. Do końca ciąży strach mnie nie opuszczał. Nawet podczas porodu, bałam się i podczas partych płakałam ze strachu czy moja Olivcia będzie zdrowa . I jest , leży obok mnie maleństwo najukochańsze na świecie. I nawet gdyż płacze i nie daje mi odpocząć kocham ją jeszcze mocniej .

Napisalam się
Długa jest moja historia i naprawdę koszmarna. Z mężem mało się nie rozstaliśmy .

Nie trać nadziei , nigdy i pamiętaj życie jest tylko jedno nie zmarnuj go!!!

Serce bije mi jak młot , tyle wspomnień koszmarnych ...
 
reklama
Do góry