reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Relacje z porodu !!!

Ssabrinaa

Podwójna Mama ☺️
Dołączył(a)
2 Listopad 2009
Postów
4 886
Miasto
Doncaster(UK)
Teraz, jak już mamy pierwsze rozpakowane mamusie to ten wątek powinien zaistnieć
biggrin.gif


Zatem....
Czekamy na relacje każdej MAMY po kolei
biggrin.gif


Ale komentować tutaj niczego nie bedziemy ;-):-D
 
reklama
Witam kochane!!!
Rodziłam jako jedna z pierwszych wiec opowiadam...Nie chce nikogo straszyc ani nic z tych rzeczy dla mnie porod był koszmarem tylko dlatego ze trafiłam na taki szpital i takiego ordynatora ale teraz z czasem tez troche inaczej na to patrze z jednej strony chcieli dobrze...
Zaczne od tego ze miałam nisko schodzace łozysko przodujace zachadzace na szyjke...Chyba gdzies w połowie wrzesnia budze sie w nocy i czyje mokro myslałam ze odeszły mi wody,okazało sie ze to krwawienie,nie musze mowic w jakim tempie byłam w szpitalu..byłam tam tydzien krwawienie ustało stwierzdili ze to chyba z szyjki napewno nie łozysko..wrociłam do domu i po tygodniu powtorka z rozrywki znow krwotok,była tak silny ze moja mama nie nadazyła wycierac krwi z podłogi myslałam ze sie wykrwawie ze juz po nas...Znow trafiłam na oddzieł gdzie lezałam tydzien ale plamienie miałam cały czas..W piatek wspaniały nasz ordynator powiedział mi ze mieszka sie w domu a nie w szpitalu...Myslałam ze mu cos zrobie powiedziałam ze sie nie zgadzam sie na wyjscie bo krwawie wiec stwierdził ze sprawdzi...Rozumiecie i wział mnie na fotel po czym łaskawie pozwolił mi zostac na weekend w szpitalu.Byłam sama na sali bo wszystkich wypisał.Dzieki Bogu z soboty na niedziele budze sie znow zalana krwia wiec wstałam i ide do pokoju połoznych jest 24.50 Ide przec cały korytarz zalewajac wszystko krwia..Przerazenia połoznych nigdy nie zapomne w 10 minut mnie spakowały i razem z łozkiem byłam na parterze na porodowce tam mnie zbadali,zrobili mi usg i biegiem na cc.Nic mi nie mowili ale wiedziałam ze sprawa jest powazna błagałam tylko by mały przezył rownoczesnie zakładali mi wenflon cewnik i jeszcze mnie golili.Jechałam łozkiem jak na filmach tylko mi swiatła na suficie migały..W 5 sekund byłam na stole zrobili mi znieczulenie ale chyba nie czekali az zacznie dobrze działac bo wszystko czułam wszystko nigdy nie czułam wiekszego bolu krzyczałam ile miałam sił dopiero pod koniec dali mi jescze cosi zaczełam odpływac..Był przy mnie anestezjolog trzymał mnie za reke,czułam jak moje paznokcie wbijam mu w skore,tak bardzo mi pomogł!!Potem poszedł zobaczyc jak mały okazało sie ze jest zdrowy wazy 3kg i dostał 9 punktow..przyniesli mi go dotkneli do policzka i zabrali dopiero rano jak doszłam do siebie moglismy sie zobaczyc..Jak go przytuliłam zapomniam o tym wszystkim...
Przepraszam ze tak duzo tego napisałam jak sa błedy to wybaczcie.
 
Dobra, kolej na moją relację, jako pierwszy poród SN.
W piątek o 20:00 zaczęły mi się skurcze. W miarę regularne, 4h później jak już były co 3 minuty pojechaliśmy na IP. Wysłali mnie na porodówkę ale rozwarcia było tylko 1cm i nie było się czym przejmować, dali kroplówkę i o 7:00 rano skurcze ustały, wsadzili mnie na patologię ciąży, czekając czy coś się wydarzy. Pod wieczór zdjęli kroplówkę i dali fenoterol i izoptin doustnie, ale niestety tylko do poniedziałku rano. Rano zaczęły mi się skurcze, ale ustały, działanie leków pewnie też już nieźle spadło, tak więc pomyślałam, że we wtorek wypiszą mnie do domu. A ledwo po północy obudziła mnie położna wchodząca do pokoju i poczułam, że już mam niezłe skurcze i że znowu się zaczyna. Zrobiono mi KTG, rozwarcie było już na 2cm ale nic nie robili. Myślałam, że ich pozabijam, ale w sumie jak bym miała siedzieć przez tyle godzin na porodówce, to chyba bym się sama zabiła.
O 5:00 rano położna stwierdziła, że rozwarcie powiększyło się wystarczająco, wysłali mnie na porodówkę, w biegu zadzwoniłam do A. żeby brał wolne z pracy bo zaczyna się poród. Napisałam też smsa do mamy, żeby mnie ze szpitala nie odbierała, bo tak się umówiłyśmy. Pewnie się nieźle przeraziła ;)
Na samym początku już na porodówce 2 razy zwymiotowałam wszystko co zjadłam poprzedniego dnia, tak więc nie czułam się najlepiej, nie miałam też ze sobą nic do jedzenia, a to był duży błąd.
A. przyjechał o 6:00, kazałam mu jechać spokojnie, ale myślałam, że go przez ten czas zabiję. Do 9:00 miałam skurcze normalne, potem był czas na parte, rozwarcie było już 10cm ale nic się nie chciało dziać.
Przyszedł lekarz i przebił mi pęcherz płodowy, podali mi oksytocynę, ale położna zaznaczyła, że tylko 4 krople na godzinę, więc nie ma co panikować. Do ok 11:00 nic się nie działo, dopiero potem zaczęły się skurcze parte, szybko zrobili mi nacięcie krocza (poród był za wcześnie i na 100% by mnie porozdzierało bo nie byłam jeszcze "elastyczna") i urodziłam w ciągu 25 minut o 11:40.
Co mi osobiście bardzo pomagało:
-piłka do skakania nie bardzo, bo niby trzeba skakać podczas skurczów, a ja nie dawałam rady, ale mimo wszystko zwiększa to rozwarcie.
-prysznic był fantastyczny, siedziałam pod nim chyba z godzinę i wyszłam z całościowym rozwarciem, pod prysznicem odszedł też mi czop śluzowy.
-duuużo wody naprawdę nieźle się przydaje, strasznie też wysychają usta.
-mój facet był niezastąpiony, gdyby nie on chyba nie dałabym rady urodzić, w momencie skurczu tak go ściskałam za rękę, że wybiłam mu wszystkie palce u dłoni oprócz kciuków, mówił, że czuł się pomiatany jak szmaciana laleczka. Jak go ścisnęłam po porodzie to nie mógł uwierzyć skąd wtedy wzięła się we mnie taka siła.
-miałam fantastyczną opiekę, zarówno na patologii jak i podczas porodu i na oddziale noworodkowym, w razie kolejnego porodu wybrałabym dokładnie ten sam szpital.

No i mały urodził się zdrowiutki, 10/10, 49cm, 2770g, na chwilę był tylko w podgrzewaczu, nie trafił do inkubatora bo 37tc to już naprawdę niezły wynik :)
No i dodam, że siedziałam od razu po porodzie, lekko czułam ból do czasu zdjęcia szwów a od tego czasu w ogóle czuję się, jakby porodu nie było, tylko krwawienie jest jeszcze, ale to pół krwawienie pół plamienie.
 
Ostatnia edycja:
Kochane moj porod przy waszych to pikus pojechalam o 8 na Ip zbadali mnie przyjeli do szpitala podlaczyli pod ktg zrobili wszystkie badania ogolili i kazali czekac bo przede mna byla dziewczyna tez do cesarki ale w gorszym stanie wiec poszla pierwsza i jak ja skonczyli to wzieli mnie i o 13.20 juz Lenka byla ze mna. Po porodzie niewielki bol szczerze mowiac myslalam ze bardziej bedzie bolalo a ja wieczorkiem juz kapac sie poszlam.
 
Witam
W poniedziałek 24. października zamierzaliśmy obejrzeć w teatrze telewizji „Boską”. Krystyna Janda grała rewelacyjnie, jednak w trakcie I aktu poczułam kopnięcie, zrobiło się mokro i już było jasne: córeczka przerwała pęcherz płodowy. O 23.30 zadzwoniłam do umówionej położnej. Spotkałyśmy się w oddziale. Na wejściu miałam 3 cm rozwarcia, skurcze niezbyt silne i niezbyt częste. Chodziłam, kucałam, kręciłam biodrami – pełna dowolność. Około godziny 2 w nocy weszłam na łóżko porodowe, żeby położna mnie zbadała (było 6 cm) i już tam zostałam. Mimo, że przyszłam z planem rodzenia, gdzie napisałam, że chcę mieć możliwość rodzenia w dowolnej pozycji, okazało się, że jest mi wygodnie na łóżku porodowym (łóżko miało podnoszone oparcie więc w zasadzie siedziałam). Coraz mniej pamiętam, co się działo później, na pewno ból był ekstremalny i na pewno się o tym szybko zapomina. Potem było parcie, położna powiedziała mi, że widać główkę, pokazali mi w lustrze jak córeczka wychodzi na świat i za chwilę moje Maleństwo było już na świecie. Całkowity czas akcji: 4 godziny 45 minut licząc od pęknięcia pęcherza płodowego. Waga 2930, długość 53 cm, Apgar 10, 37 tydz. I 1dzień.
Jeżeli interesuje Was, co mnie (matkę po raz trzeci) zaskoczyło, to wymieniam:
niepotrzebnie szukałam rozpinanej koszuli, bo i tak najlepiej rodziło mi się w podkoszulku;
na łóżku porodowym z oparciem było całkiem wygodnie;
wcale nie przeszkadzało mi, że pediatra zabrała córeczkę, żeby ją ocenić (bo ja nie miałabym jak tego zrobić);
jestem zadowolona, że położna nacięła mnie nie pytając o pisemną zgodę, bo chyba bym naruszyła jej nietykalność osobistą, gdyby chciała, żeby jej coś w trakcie porodu podpisywać.

Życzę powodzenia oczekującym
wiltova
 
U mnie zaczęło się w niedzielę złym samopoczuciem.wieczorem było strasznie niedobrze i jeszcze zanim położyłam się spać obejmowałam się z kibelkiem.Potem w nocy też ze 3 razy wymiotowałam,nawet po herbacie czy zwykłej wodzie.Rano czułam sie strasznie słaba i bałam się cokolwiek napić o jedzeniu nie wspominając,a z drugiej strony bałam się o odwodnienie. poza tym brzuch bolał i się stawiał,ale byłam pewna,ze to od wymiotów.
Pojechaliśmy o 8.30 na IP. Tam mnie lek.zbadała i oceniła,ze 2 cm rozwarcia,czyli nie było postepu od ostatniej wizyty u gina.Jednak te twardnienie brzucha było regularne co 7 min.Podłączyli mnie pod ktg i tam już te skurcze co 5 min były a po godzinie leżenia rozwarcie na 3 cm.Pochodziłam,poskakałam na piłce,potem posiedziałam pod prysznicem dość długo i o 13.30 było rozwarcie na 6.Bole całkiem znośnie,powiedzialabym ,ze lekkie. Znow pod ktg do 15.30,a więc zero ruchu a szkoda,bo leżąc bardziej boli. Potem zjawił się mój gin,bo akurat miał dyżur :-) i zarządził oksy,bo rozwarcie cały czas 6,chociaż skurcze co 3,5 min.Poszliśmy jeszcze na usg,ocenił mała na 3200g.Podłączyli oksy ,ktg i przyszła mnie jeszcze lekarka zbadac.Nie wiem czy specjalnie czy nie ,ale przebiła mi pęcherz z wodami ok 16.30 i wtedy naprawdę zaczęło boleć:szok: Natomiast skurcze były żadsze.Po godzinie już wiłam się z bólu,a przed 18 krzyczałam ,ze już nie mogę,muszę przeć.Przyleciała połozna,w pośpiechu sie przebierała,dzwoniła po gina,bo rozwarcie było juz na 10:-p Zaczekaliśmy do skurczu i za jednym razem praktycznie małą wyparłam:tak: zawzięłam się i tyle:-p
Malutka była różowa i nie owinięta pępowiną :-) Waga 3380g i 55 cm,10 pkt, mimo 37 tc. Raczki miała poskładane jak do modlitwy:-D
poleżała chwilę na brzuchu i zabrali ją na badania.Ja nigdzie nie popekałam ani mnie nie nacięli więc szycia nie było:-)
poprosiłam o salę jednoosobową płatną oczywiście,ale była zajęta ,więc zawieźli mnie do dwójki,ale z łazienką i i tak cały pobyt byłam sama:-):tak: super sprawa:tak:
Ogólnie wspominam dobrze,a ból był tylko w poniedziałek ;-)
Teraz walczę z sutkami:-p
 
Ostatnia edycja:
Wszystkim zycze takiego porodu jaki mialam:)

Od 28.10 lezalam na patologii ze wzgledu na cukrzyce. Jak mnie przyjmowali to po badaniu ginekologicznym juz czulam na drugi dzien lekki dyskomfort i pobolewanie brzucha. Do tego wciepali mi clotrimazolum w tabletce;) i chyba to tez troche ruszylo szyjke:)

Zaczelam miec skurcze ale srednio co 15-30min dziennie ale silne:)

I w poniedzialek rano odszedl mi czop:) sie smiali ze mnie ze sobie pochodze bez czopa jeszcze dwa tygodnie;)

W kazdym razie wieczorem lezalam sobie i plotkowalam ze wspolspaczkami i ok 24tej cos mnie strasznie zabolalo. Wstalam i chlusnely mi wody:) Szybko zadzwonilam do meza, polecialam do pigul i zbadala mnie pani doktor. ?Okazalo sie ze mam AZ;) 2cm rozwarcia;) postraszyla mnie ze to potrwa i ze w ostatecznosci podadza oksytocyne na rozchulanie. Ale przyjechal maz, poszlismy na porodowke, pod ktg mialam juz co chwile skurcze, po 15 inutach mnie odlaczyli, poszlam sobie posiedziec pod prysznicem na 15 minut potem wyszlam i z 20 minut lazilam i w czasie skurczu przykucalam, ale bol byl straszny:d moj poloznik przyniosl mi wowczasz gaz rozweselajacy:D Wzielam w czasie skurczu dwa wdechy i nagle zaczely sie parte! W rezultacie po kilku moich wysilkach po 1,5h porodu pojawil sie moj syn:D krocze lekko popekalo ale cieta nie bylam:) maly z nami lezal jeszcze z godzinke moze troche dluzej po czym wzieli go do mierzenia i wazenia:) a ja sobie o wlasnych silach poszlam do sali matki z dzieckiem gdzie czekalam na synka. Przyniesli go o 6stej bo byl zimnutki i niedocukrzony:) Ale dosatl 10/10 i jest zdrowiutki:)
 
Kolej na mnie ...na tyłku 2 dzień jak siedzę i ból przeszedł..:-)

26 października wysprzątałam całą chatę poleciałam na wizytę do gin czyli tydzień przed terminem porodu (2 listopada) zbadała mnie wszystko spoko zero rozwarcia,szyjka jak była miesiąc temu tak i teraz...ale wspomniałam wcześniej że mam wrażenie jakby wody mi się sączyły więc pani gin wzieła papierek sprawdza a tam na czarno zabarwienie :szok: wody pani się sączą musi pani do szpitala dla dobra dziecka..ja w płacz przerażona tydzień do terminu i że będę tam leżeć i w ogóle..no nic pojechaliśmy o 18 do szpitala 3 razy mnie badali i jak paluchy pchali to czułam jak tych wód coraz więcej wypływa ale nic były 3 porody w tym czasie mało było lekarzy kazali czekać na schodach w koszuli więc czekałam do 22.30 nie wiedzieli co ze mną zrobić tylko wołali na badanie i co pani jest itp.w końcu wzieli mnie na sale przed porodową.Z samego rana ktg,mierzenie temp poleciałam jeszcze do kibelka,wracam a dziewczyny że wołają mnie na porodówkę zabrałam torby i poszłam wystraszona jak to jak nic mi nie jest..tam posiedziałam trochę czekałam na zmianę lekarzy potem mnie zawołali na fotel znowu pyt.od której godziny wody się sączą??ja że skierowana jestem z wczorajszej wizyty a wrażenie mam że już 2 tyg no to kazali dać mi oxytocin było koło 8 za chwilę babka mi podłączyła no i łapkę włożyła i wody się wtedy polały porządnie :szok: i tak sobie leżałam,chodziłam a skurcze się nasilały potem po ok 2 h dostałam jakieś 2 czopki i skurczę szybsze potem dostałam Dolargan któren mnie tylko usypiał i budził to do męża wtedy napisałam że mam mega skurcze i to chyba mój ostatni sms a była 13.30 on wtedy odpisał "kotek poczekaj 30min" tego smsa odczytałam już po wszystkiemu :-D nie kazałam mu wcześniej przyjeżdzać bo i tak by go nie wpuścili bo 2 dziewczyny przede mną rodziły.Usłyszałam już przy końcówce bóli partych jak mąż o mnie zapytał przyszła położna zapytał czy chce męża widzieć..mąż chwile zajrzał przytulił mnie i kazali mu czekać ,po jakimś czasie już kazali mi iść na fotel ledwo doszłam no i zaczełam przeć trwało to 15min jakoś powietrze puszczałam byłam zmęczona lekarz chyba z 3 razy na brzuch mi nacisnął a położna nieźle ciachneła nawet nie poczułam i Martynka wyskoczyła :-)tatusia zawołali przyciął pępowinkę mnie ucałował i na nas czekał ucieszony :-D a z szywaniem trochę się zeszło sporo tego było i bolało mnie aż podskakiwałam aż lekarz się śmiał :-D ogólnie jak zobaczyłam małą zapomniałam o bólu nawet teraz nie pamiętam gorzej mnie szwy po bolały już od wczoraj jest o niebo lepiej niż było...:-) ogólnie poród trwał 7.15 tak mi zapisali w książeczce i 15 min 2 faza nie tak strasznie było jak pokazują na filmach czy piszą w gazetach...
ale się rozpisałam:-D
 
u mnie było tak...2 dni wcześniej wypadł czop śluzowy a nocami pobolewał brzuch ale dało się spać ;)
w noc przed porodem podobnie z tym ze nad ranem zamiast przejść jak zwykle nadal bolał..próbowałam liczyć skurcze co ile są ale jakoś nie dało się bo ten ból był stały ale niezbyt silny. Mąż mnie zawiózł na IP bo stwierdził że to już..a ja nie bardzo chciałam bo wydawało mi się ze to nie to, ale wkącu znalazłam się w szpitalu . Pod ktg jak leżałam to skurcze się nasiliły a z badania wyszło 4 cm rozwarcie :szok: i na porodówkę!!! była godz 7 rano ..dostałam antybioyk na paciorkowca:tak: i kazali wstać chodzić ale nie bardzo byłam w stanie bo ból był okropny a skurcze często ,więc stałam oparta o ścianę. O 9 już 6 cm rozwarcie a o 10.43 urodził się Bartosz:). Bolało jak diabli myślałam że umre ale jakoś dałam rade.

Mały jest zdrowy i piękny :)
 
reklama
No to i moja kolej:

Miałam termin na 03.11, ale ja się upierałam, że urodzę 05.11, w dzień urodzin mojego męża (córka przyszła na świat w moje urodziny). W ramach kompromisu obiecałam mojej pani doktor, ze zamelduję się w szpitalu 04.11 rano, nawet jeśli nic się nie będzie działo.
03.11 byłam w CZMP na kontroli u ortopedy ze starszą córką, gdzie spędziłam ponad 3 godziny. Moja mama chciała, żebym już została na porodówce, ale ja miałam tak dość wszystkiego, że marzyłam tylko o wyciągnięciu się w łóżku, a nie kolejnych godzinach na izbie przyjęć.
Noc przespałam spokojnie.
Rano o 6.00 wzięłam kąpiel i o 7.00 poczułam pierwszy ból w krzyżu.
Brat po drodze do pracy zostawił mnie w szpitalu.
Przeszłam spokojnie procedurę przyjęcia do szpitala. Pani doktor stwierdziła, że no coś powoli się zaczyna, ale spokojnie. Ja się śmiałam, że muszę się wstrzymać do północy, bo mężowi na urodziny syna mam urodzić.
Dali mnie jednak na blok porodowy, choć wokół tej decyzji toczyły się dyskusje.
Dostawili mi łóżko i podłączyli pod ktg (10:30). Bóle krzyżowe, które czułam od 7.00 regularnie co 6 minut okazały się skurczami, mimo że na brzuchu nic takiego nie czułam.
Jak tylko mnie odłączyli, zjadłam sobie kanapki od mamy, bo głodna byłam jak wilk i stwierdziłam, że pójdę na górę do apteki kupić leki dla córki. Spacer po schodach skrócił okres między bólami do 3min, więc grzecznie wróciłam na salę i położyłam się na łóżku, co wydłużyło przerwy znów do 6 min.
Miałam łącznie je dwa, po czym mój syn dostał czkawki, czym mnie tak rozbawił, że zaczęłam się głośno śmiać. Przy kolejnym bólu, poczułam tylko TRACH i zalały mnie wody (godzina 12:34).
Odczekałam dwa skurcze, które już miłe nie były, po czym poprosiłam o znieczulenie.
Zamiast tego, kazali mi się spakować (przy okazji dostałam opr, że wody poszły mi na kocu, a nie na podkładzie :-D) i przejść na salę porodową. Tam miałam się wdrapać na takie wysokie łóżko. Problem w tym, że właśnie w tym momencie miałam kolejny skurcz i siostra ze zniecierpliwieniem stwierdziła, że ona mnie na to łóżko nie wsadzi. Uśmiechnęłam się do niej i poprosiłam o szansę :-).
Jak położna mnie zbadała, tak zaczął się szał: na znieczulenie nie ma szans, bo za późno (tyle to sama już wiedziałam, bo miałam już parte), nie ma gdzie rodzić, fotel zajęty, lekarze zajęci, a tu główka praktycznie na wierzchu. WOW!!!
Najpierw kazali nie przeć (to było najgorsze w całym tym zamieszaniu, bo syn tak uparcie się pchał na świat, że myślałam, że mnie rozerwie) i poczekać (położna musiała się przygotować do porodu, bo nikt nie przewidział, że to w takim tempie nastąpi), po czym dwa parte i po wszystkim.
Dawid urodził się o 13:00.
Rewelacyjny poród. Rewelacyjna położna. Rewelacyjne tempo.
NB. mój mąż jechał z Warszawy i poród zastał go pod Brzezinami, więc dojechał godzinę po czasie.
 
Ostatnia edycja:
Do góry