reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Rozwód a niemowlę - od czego zacząć??

Dołączył(a)
6 Grudzień 2015
Postów
1
Drodzy rozwiedzeni Rodzice,

jestem w tak zwanej kropce, czy jak zwykło pisać "na życiowym zakręcie". Mam wspaniałe szczęście - najwspanialsze dziecko na świecie (kilkumiesięczne) i znacznie mniej wspaniałego męża. Mimo mojego kochanego bobasa, za którego dziękuję codziennie nie jestem szczęśliwa a wiem, że nie powinno tak być. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma sytuacji idealnych. Moja jednak sprawia, że to, co czuję codziennie to smutek i samotność, mimo, że jestem w związku. Mam wrażenie, że jestem samotną matką - mąż preferuje hedonistyczny styl życia, przespane noce - tzn. przechrapane, obiadki z kumplami czy degustacja alkoholu po czym, spanie w osobnym pokoju itd. Zero pomocy i oczywiście opowieść pod tytułem "jak cudownie jest mieć dziecko". Słucham go jak obcego człowieka, jego opowieści w towarzystwie nijak się mają do rzeczywistości, często zastanawiam się skąd on bierze te historie, o których opowiada niczym Pinokio. Lekceważy moje potrzeby, nie czuje sie odpowiedzialny za dziecko i obowiązki, które wiążą się z rodzicielstwem. Nasze relacje są jałowe, bezsensowne, puste. Chcę się rozstać. Zupełnie nie wiem od czego zacząć. Proszę Was o podzielenie się swoimi doświadczeniami. Pozdrawiam...
 
reklama
Powinniście chyba porozmawiać o wzajemnych oczekiwaniach. Nie piszesz o konfliktach, więc jeżeli to jest wasza codzienność i nie rozmawialiście o tym, to może czas spróbować zanim będzie za późno? Zawsze powtarzam, że skoro para jest ze sobą i ma dziecko, to musiało być dobrze a nie od zawsze "jałowo, bezsensowni i pusto"? I czy nie warto postarać się we dwójkę do powrotu do pozytywnych emocji?
 
Drodzy,

podpinam się pod założony wątek. Również mam kilkumiesięczne dziecko i też chcę się rozstać z jego ojcem, różnica jest tylko taka, że nie mamy ślubu.

Od 2014 roku jesteśmy narzeczeństwem, mieszkamy u moich rodziców.
Moje życie po narodzinach córki bardzo się zmieniło, mojego partnera nie. W tygodniu przesiaduje w pracy, w weekendy z kolegami lub przed tv. Zdarza się, że nie wraca na noc do domu. Czuję, że wyczerpałam wszelkie możliwości, rozmawiałam, groziłam, prosiłam, płakałam. Wykorzystałam cały repertuar.
Były rozmowy i z emocjami, i bez emocji, z rodzicami moimi, z jego.

Klarownie przedstawiałam swoje oczekiwania i potrzeby. Odwoływałam się do jego uczuć względem dziecka, empatii. Wszystko na nic. Zdarzało się, że była poprawa na dzień lub dwa... tylko po to, by później znów nastąpił kryzys.

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ja cierpię, a on nie widzi problemu. Twierdzi, że wszystko jest ok, że mnie kocha.

Kiedy mówię mu o rozstaniu, jako konsekwencji tego, co się u nas dzieje, złości się, wpada w szał, odgraża się, że odbierze mi dziecko, śmieje się, że nie gromadzę paragonów i dowodów zakupów i że w sądzie mnie załatwi (ma wykształcenie prawnicze).

W domu moich rodziców mamy dwa pokoje, które wcześniej remontowaliśmy, oboje zaangazowaliśmy się finansowo, po połowie, sprawiedliwie. Kiedy mówię mu by się wyprowadził, śmieje się i każe mi oddawać pieniądze za remont pokoi.

Jego zachowanie jest dla mnie tak żenujace i przykre.... że mimo iż teraz piszę to bez podania imienia i nazwiska jest mi zwyczajnie wstyd. Bardzo wstyd.

Nie wiem ile zarabia mój partner, nie mam dostępu do jego konta. Ja utrzymuję się z macierzyńskiego, on kupuje pieluchy. Tyle. Czasami uda mi się "wysępić" by kupił coś jeszcze.

Dodam, że na otoczeniu robi dobre wrażenie, kiedy ktoś u nas gości chętnie zajmuje się dzieckiem, opowiada o naszym życiu, jakby wszystko było idealnie. Czasami też mnie przedstawia w złym świetle.

Zastanawiam się, czy nie jest zaburzony, jestem z wykształcenia psychologiem i jego zachowanie bardzo mi pasuje do niektórych charakterystyk zaburzeń, z którymi zetknełam się na studiach bądź czytając literaturę fachową.


W tygodniu wraca do domu ok. 20/21, wszystkie obowiązki są oczywiście scedowane na mnie.
W weekendy są rozrywki i koledzy.
Dziecko prawie go nie zna, ale nie przeszkadza mu to w tym, by się odgrażać, że mnie pozbawi praw rodzicielskich.

Wybaczcie, że tak chaotycznie, ale zbyt wiele tego wszystkiego jest.
Dodam, że zawsze marzyłam o pełnej rodzinie, o mężu, dzieciach... wiem również jak ważną osobą w życiu jest ojciec... szczególnie dla dziewczynki... Niemniej czuję, że zderzam się ze ścianą. Nie wychowam go, jest na to za późno.

Co zrobić, jak ugryźć ten temat? Jak zabezpieczyć córkę finansowo? Co mogę rozsądnego zrobić w całej tej beznadziei?
 
Prawnikiem nie jestem - pod względem prawnym sugeruję wybrać się w Twoim mieście na rozmowę.
Jeśli chcesz ograniczyć władzę rodzicielską - to na pewno będziesz musiała taki wniosek skierować do sądu (i wówczas jeśli sąd uzna, że Wasza rozłąka negatywnie wpływa na dziecko - wówczas jedno z Was dostanie prawo władzy rodzicielskiej). Wg mnie nie ma tu przesłanek do całkowitego pozbawienia praw rodzicielskich.

I pamiętaj - nie ten ojcem, który spłodził, a ten, co wychował.
 
reklama
Do góry