reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Słomiane wdowy

Wątek bardzo dawno nie odwiedzany, ale napisze tutaj, może ktoś mnie zrozumie.
Powiem, w czym rzecz polega.
Długo nad tym się zastanawialiśmy, aż w końcu decyzja zapadła.
Jedzie do Manchesteru.
Po co?
Zarabiać, bo przecież po co innego.
Szczerze powiem, nie spodziewałam się, że będzie tak ciężko.
Czuję się jakoś tak dziwnie.
Nie ma go raptem kilka godzin, a ja już za nim tęsknię :(
Oj nie łatwo.
Niełatwo.

Tak napisałam 3 lutego na swoim blogu jak wyjechał.

4 lutego pisałam.

Szczerze powiem, myślałam, że będzie łatwiej.
Wszystko od wczoraj jest jakbym obok mnie.
Dzisiaj poszłam do szkoły i jakoś się trzymałam.
Przyszłam do domu.
Nie dałam rady.
Siedzę, płaczę, krzyczę.
Wszystko na raz.
Czuję się beznadziejnie.
Jak tylko pisze do mnie, robię wszystko żeby się ode mnie odsunął.
Żeby się obraził.
Żeby był na mnie zły.
Nie wiem czemu tak reaguję.
Przecież tak bardzo mi go brak.
Tak bardzo za nim tęsknię.
A robię wszytko, żeby tak nie było.
Wszystko jest nie tak jak miało być.
Miałam być silna.
Nie jestem.
Nie radzę sobie z tym wszystkim.
Ni umiem zebrać myśli.
Nic nie umiem.
Każda godzina dłuży mi się jak nigdy.
Nie umiem się nawet na chwilę wyciszyć.
Nawet krzyk nie pomaga.
Nie umiem sobie poradzić.
Zupełnie nie umiem.
Mam ochotę odejść i przestać wreszcie cierpieć.
Bo już nie mogę.
Już po prostu nie mogę.

5 lutego

Wczoraj nie powiem, nie było łatwo.
Złapałam dołka, płakałam, krzyczałam, w zasadzie sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Dzisiaj jest troszkę lepiej.
Nie mówię, że nie tęsknię, bo tęsknię bardzo, ale jakoś tak dzisiaj mam spokojniejszy dzień.
Wczoraj z wieczora mąż zadzwonił i porozmawialiśmy sobie tak szczerze od serca.
Były łzy i śmiech.
Ale uspokoiłam się po tej rozmowie.
Tak jakby ktoś zdjął mi kamień z serca.
Jednak skype to cudowny wynalazek.
Trochę dziwnie ogląda się męża tylko na monitorze, ale co zrobić.
Nie mam wyjścia.
Jak ma być lepiej, to niestety muszę swoje wycierpieć.
Nie ukrywam również, że bardzo pomogło mi to, że w ten weekend akurat miałam szkołę.
Jednak ten czas inaczej mi leciał, niż tak jakbym siedziała w domu i zastanawiała się nad jakimiś głupotami, które niestety ostatnio ciągle mnie męczyły.
Oczywiście, że nie wiem jak będzie.
I cały czas niestety trochę się boję, że mnie zostawi, ale jak tak będę myśleć w kółko, to jeszcze wykrakam i co wtedy.
Muszę mu zaufać.
Tak samo jak on zaufał mi.
Szczerze powiem, różnie między nami bywało, nawet bardzo różnie, jednak dopiero teraz taka rozłąka pokazuje, jak jednak bardzo go kocham i jak mi go brakuje.
Także muszę dać radę, bo nie mam wyjścia.

Dzisiaj

Po dzisiejszej rozmowie z mężem, stwierdziłam, że jest mi przykro, że moje obawy mogą stać się realne.
Nie minęły 3 dni, odkąd wyjechał, a już rozmowa na skype nam się nie klei.
Rozmawiamy ze sobą niecałe 10 min.
W zasadzie nie mamy ze sobą o czym rozmawiać.
To przykre.
Mi nawet kilkuminutowa rozmowa daję się na to, aby jakoś przetrwać następny dzień, a po nim nie wiem, ale może się mylę, ale odczułam takie wrażenie, że wcale za nami nie tęskni i że podoba mu się takie życie.
Nie chcę go oskarżać, ale jakoś tak dziwnie dzisiaj nam się rozmawiało.
Miałam wrażenie jakby dzwonił do mnie w przymusu, a nie dlatego, że chciał do mnie zadzwonić.
Czy to tylko u mnie tak jest, czy u was też tak było i jak mąż wyjechał, to jakoś ciężko tak bardzo było?
Też się tak baliście jak ja?
Mam tyle pytań, a na żadne odpowiedzi :(
To jeszcze bardziej dołuje :/
_____________________________

Czy u was też były takie wahania nastrojów?
Takie obawy jak u mnie?
Nie wiem, może ja jakaś nienormalna jestem.
Może tutaj znajdę takie mamy jak ja, które pomogą mi przetrwać ten trudny okres bez męża i jakoś dać radę, żeby nie zwariować.
 
reklama
Paula przeczytałam Twój post ( blogów nie czytuję , czasu brak a mogło by mnie wciągnąć ;-)). Jak tam sytuacja u Ciebie?? Ja jestem słomianą wdową 2 lata. Najpierw miałam dojechać po pół roku jak się obronię. Potem byłam raz w ciąży-poroniłam i znów się przesunęło. Kolejne próby zajścia w ciążę i udało się. Chciałam rodzić w Polsce bo mąż ma tam tylko kontrakt i z dnia na dzień może zostać bez pracy a ja póki będzie miał taką "umowę" a nie inną to nie będę całego swojego życia do góry nogami przewracać i na pałę się do niego pchać. Pierwsze dni a nawet tygodnie były tak paskudne ,że ciężko to opisać. Wyłam tak ,że mnie sąsiedzi słyszeli. Potem jest łatwiej :tak: Teraz jak przyjeżdża to mnie nawet wkurza bo psuje mi mój tryb dnia a jak wyjeżdża to tak jakby wychodził do pracy na dłuższą szychtę :-) Muszę się przyznać,że odkąd mamy córcię to męża niestety ( dla naszego małżeństwa niestety) brakuje mi coraz mniej. Wypełnia mi ona moje życie i mój czas. Mąż poszukuje pracy na lepszych warunkach żebyśmy my mogły dojechać, ale ja mam obawy. Odzwyczaiłam się już od niego no i przyzwyczaiłam się najpierw do samotnego życia a teraz do życia tylko z córcią. Pożyjemy zobaczymy.
 
andzia witaj :happy2: Ja czasem zaglądam. Osiem lat to sporo, gdzie przebywa Twój mąż, nie myśleliście o złączeniu??

Małżeństwem jesteśmy prawie 6 lat, prawie 11 lat razem...mamy dwójkę dzieci, dwóch synów - 4,5 roku (KUba) i 2,6roku (Bartuś)...mąż pracuje w Anglii bo w Polsce nie byłby w stanie nas utrzymać, ja nie chce tam mieszkać dlatego jestem w Polsce, a razem czekamy na moment kiedy ja będę mogła pójść do pracy i może wtedy razem będziemy w stanie utrzymać naszą rodzinkę:zawstydzona/y:

Dziękuje za przywitane...a co do Twojego ostatniego posta to potwierdzam....ja dalej wyje jak mąz wyjeżdża bo go najnormalniej w świeci kocham i uwielbiam jak jest przy nas, ale z drugiej strony kiedy przyjeżdża do Polski i próbuje mi doradzac jak mam się dziecmi zajmowac, jak je wychowywać lub kiedy zaczyna mi coś w domu przestawiać to mnie krew zalewa!
 
Ostatnia edycja:
U nas się zanosi ( w czerwcu się okaże) ,że dojedziemy z córą do męża. Co do tego że chcę mieszkać za granicą to nie mam wątpliwości bo kiedyś zanim poznałam męża miałam możliwość się tam osiedlić i nie skorzystałam, czego do tej pory żałuję. Dla mnie problemem jest bardziej to ,że w pewnien sposób nauczyłam się żyć bez niego i radzić sobie sama. Nie wiem jak to będzie jak znów byśmy mieli mieszkać i żyć razem. My jesteśmy oddzielnie ponad 2 lata, ale ja już nauczyłam się żyć w pewnien sposób po swojemu. No zobaczymy jak to będzie, ale dla dobra córy jestem w stanie nauczyć się na nowo z tym moim chłopem wytrzymywać ;-):-D
 
Ja nie chce mieszkać za granica z tego względu że tam nie miałabym nikogo oprócz męża i dzieci, a w Polsce piętro niżej mieszkają moi rodzice i bracia i siostra....ja jestem wychowana w dużej rodzinie a tam sami obcy z wyjątkiem męża....ja z mężem jako tako też nie możemy się dogadać, każde z nas ma swoje przyzwyczajenia, ja w jakis konkretny sposób zajmuje się dziećmi a on jak przyjeżdża wszystko zmienia:eek:
 
hej

Widzę, ze wątek chyba umarł a ja jestem teraz właśnie taką "słomianą wdową" :no:
Szkoda, myślałam że popiszę z dziewczynami w podobnej sytuacji.
 
reklama
Do góry