reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

stawanie sie mamą

Jolka no wiesz,nie każdy chce czytać,że ktoś sugeruje mu depresję poporodową...JA mialam depresję poporodową i nie wstydzę się tego. Nikt nie umial mi pomóc dopiero rozmowa z psychologiem uświadomila mi,że moja Fruzia jest tak samo nerwowa jak i ja,gdyż przez te 9 miesięcy wsluchiwala się w moje serduszko,odczuwala bodźce podobne do moich i dlatego jesteśmy tak samo nerwowe i wogóle i,że mam pomyśleć o tym,że ona mnie potrzebuje i placze,bo nie umie zrozumieć dlaczego zaczynam plakać,bo nie wiem co jej dolega,jak ją dostawić do piersi i inne bajery.Także polecam wizytę u psychologa,porozmawiasz sobie,a to naprawdę pomaga,ale chyba najbardziej pomaga,to,że ta osoba jest postronna i obiektynie spojrzy na sprawę:tak:.

Kolejną sprawą jest to,że źle się sama oceniasz,bo sama napisalaś,że martwisz się o przyszlość i obawiasz się o to jaką będziesz mamą. Ja mam 21 lat w tej chwili moja córcia Nicole ma teraz 19 miesięcy,i z każdem każda mam staje się coraz bardziej "rozgarnięta"...ja też nie dawalam rady z pracą,domem i zrobieniem obiadu...Z czasem zaczęlam to jakoś ogarniać.Teraz uważam,że jestem coraz lepszą mamusią,przedtem owszem rozczulaly mnie dzieci,potrafilam się nimi zając,ale taki ''wlasny" malutki czlowieczek,przerażalo mnie to,ale teraz gdy widzę jak po przyjściu do domu Fruzia rzuca mi się w ramiona i krzyczy "Czee",daje buziaki jak się obudzi przedtem i jej tatko jej robi śniadanko,a ona leży obok,żebym otwarla oczy i ją przytulila,albo gdy jej bardzo na czymś zależy mówi tak slodko "piosie" - wiem,że warto bylo i,że jestem dobrą mamą.Jestem w 100% przekonana,że sama wspomnisz moje slowa i będziesz się śmiala ze swoich wątpliwości:tak:
 
reklama
U mnie to co czulam nie wynikalo z tego,ze sie boje...ja nie balam sie malej kapac,przewijac itp.Pisze ''czulam'' bo juz chyba minelo...potrzebowalam 3 miesiecy by jakos dojsc do porozumienia z ta nowa sytuacja...wiec to jednak nie depresja,ale babyblues tez nie-bo ten trwa tydzien do dwoch a nie 3 miesiace.

Ja sie czulam okropnie,bo mi sie wydawalo,ze ja swojego dziecka nie kocham...bo akurat ja jestem przypadek,ze u mnie ta wielka milosc nie wybuchla tak nagle...zreszta gdzies o tym czytalam,ze to nie jest takie proste....ze rodze dziecko i od razu je okropnie kocham...tzn. tak kocham,ale jeszcze o tym nie wiem...

Bo tej milosci trzeba sie tez nauczyc.Razem z dzieckiem rodzi sie matka.

Myslalam ,ze bedzie inaczej...ze bede sie trzasc nad mala a...ja zajmowalam sie nia jak robot,przewijalam,karmilam...nie przytulalam jej...i tego sobie nie wybacze do konca zycia...gdy teraz na nia patrze to tak mi zal tych pierwszych tygodni...tak przeciez waznych dla malenstwa,ona mnie potrzebowala,mojej bliskosci a ja nie bralam jej na rece by ja ''do rak nie przyzwyczaic''myslalam,ze jak ja bede nosic to ja ''rozbestwie'',ze przywyknie do rak i pozniej bede miec przechlapane...
Nikt mi nie powiedzial,ze takie malenstwo trzeba nosic...tylko,ze ja nawet takiej potrzeby nie czulam...bylam zmeczona i nieszczesliwa.Do tego jeszcze tesciowa w domu...ona ...duzo zepsula.Ale nie w sensie jak wszystkie tesciowe,ze sie wtracala czy cos w tym stylu..z moja tesciowa to inna bajka.Zaluje,ze byla przy mnie w ten czas...gdyby jej nie bylo poradzilabym sobie lepiej...bo przez nia odczuwalam jakas presje,nie wiedzialam jak sie zachowywac we wlasnym domu.Chcialam dobrze a wychodzilo zle...
Ale bylo minelo.Teraz gwiadeczka sie ciagle usmiecha i kocham ja wtedy tak,ze az mam lzy w oczach...teraz jest dla mnie wszystkim i teraz chce jej wynagrodzic te pierwsze tygodnie gdy jeszcze nie umialam jej kochac...teraz juz umiem,jest dla mnie wszystkim,calym moim swiatem....
 
Ostatnia edycja:
Odświeżam temat, bo niedługo rodzę, a moje rozterki minęły jak zły sen. Dlatego myślę, że warto do tego wątku wrócić, bo może jakaś dziewczyna podobna do mnie przeczyta te mądre słowa i się trochę uspokoi. Dziękuję Wam wszystkim:)
 
studiujacamamo masz rację bo po Waszych słowach się uspokoiłam. Strasznie się tego wszystkiego boję, a dwie kreski na teście wywołały u mnie płacz. Byłam przerażona! Myślę, że dalej jestem tylko staram sobie poprawiać humor ubrankami dla dzieci, szukanie łóżeczka itp. Bo nie ma jak zakupy :-D
 
Ja mam 21 lat i też jestem w ciąży w 20 tygodniu. Od razu podejrzewałam że jestem w ciąży jak okres się spóźniał już 2 tydzień, ale myślałam też "no dobra, może przestawił mi się cykl" lub coś. Ale w końcu zrobiłam test, narzeczony kazał kupić i wyszły 2 kreski. Jeszcze zanim robiłam test to se myślałam że fajnie będzie być w ciązy, chociaż nigdy nie byłam wielką fanką dzieci, nie miałam tez z nimi do czynienia z takimi maluchami, pierwszy raz dziecko trzymałam na rękach na początku tego roku i było to dziecko znajomych. I czułam się nie pewnie. Fakt czasami rozmyślałam jakby to było miec dziecko z moim ukochanym, czasem wyobrażałam sobie przed snem jak by to było gdybym chodziła z brzuszkiem, byłabym dumna itd. Wtedy jak ten okres mi się spóźniał to też trochę jakby liczyłam że jestem w ciąży, chociaż przedtem nie planowaliśmy z narzeczonym dziecka, bo za wcześnie. Chcieliśmy trochę jeszcze nacieszyć się sobą. (dodam że narzeczony jest cudzoziemcem). Ale jak zobaczyłam 2 kreski to sie ucieszyłam, poczułam dumę, że będę miała dziecko z moim ukochanym, czułam się jakby lepsza od innych bo byłam w ciąży i to z moim mężczyzną. Miałam duże wachania nastrojów w ciąży, narzeczony niestety praktycznie cały czas jest w pracy za granicą, rzedko przyjeżdża, wolałabym żeby tu był. Ale od kilku dni co jakiś czas powraca mi myśl, takie natręctwo myślowe przeklęte, że może ja nie chce wcale tego dziecka, że nie będzie już tak jak kiedyś, że nie będziemy sami, zakochani, nie będziemy taką gorącą parą kochanków, że teraz zawsze będzie dziecko. Że może ja go nie pokocham, że może narzeczonego w ogóle nie kocham, że lepiej by było jakby czas się cofnął. Nie wiem skąd to się bierze, nie myślałam tak przedtem. Jestem na początku 5 miesiąca i przedtem nie miałam takich myśli co do dziecka i mojego ukochanego. Dodam że chodze na terapię do psychoterapeuty ponieważ mam "natretne myśli". Wydaje mi się że te myśli i negatywne odczucia z nimi związane są spowodowane tez tym że mam te natrętne myśli. Obwiniam sie ciągle o to że jestem zła, okropna, w stosunku do narzeczonego, do dziecka, do wszystkich, że powinnam się cieszyć, bo przeciez kocham narzeczonego i to dziecko powinno mnie cieszyć, bo to z nim bede je miała. Nie odczuwam (chyba) jeszcze rżadnych ruchów dziecka, zastanawiam się czy wszystko w porządku, nachodza mnie mysli że może dziecku coś jest. Staram się nie brac do siebie tych przykrych myśli żeby nie wprowadzac sie w doła i nerwówkę, bo i tak jestem cały ten czas sptrzępkiem nerwów i nastrojów. Obwiniam siebie o to że przez moje nastroje dziecko tez sie źle rozwijac może, że jaką pan Bóg dał mu matkę, takiego potwora jak ja? Ciągle bije się z myślami, bo chciałabym myśleć o idyllicznej rodzince, jak razem w trójkę będziemy prowadzić fajne życie codzienne, ale tamte negatywne przykre myśli są czasem silniejsze. Czasem se tłumaczę że może to dlatego że jestem młoda, że musze sie przestawić na "dorosłe życie", odnaleść się w sytuacji, w której nigdy przedtem przeciez nie byłam, nie miałam nawet większych planów związanych z dziećmi. Wszystko dotyczyło mnie i narzeczonego. Może poprostu mój organizm przestawia się na "normalne" życie, bo mnie może wydawało się że życie to bajka, chociaż często doświadczałam tego że nie jest bajką. Ale w marzeniach tak je postrzegałam.
 
Do góry