reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Jakub 24HBD 600gram, 33cm

Figa1

Zaciekawiona BB
Dołączył(a)
21 Czerwiec 2013
Postów
45
Jestem mamą Kubusia, który urodził się 17 czerwca, w pierwszym dniu 25 tygodnia ciąży, przez cc w ICZMP w Łodzi. Mam na imię Anna.
Dziś Kubuś ma 50dni, przeszliśmy od najniższej wagi 520 gram do 1400, od 100% tlenu na respiratorze oscylacyjnym gdzie i tak saturacje były marne do 40% i zwykłego respiratora. Kubuś stoczył potężną walkę z grzybicą (aspergiliozą), miał problemy z jelitkami, trzymaniem temperatury, zwalczył cukrzyce, miał robioną punkcję, wielokrotnie przetaczaną krew, teraz ma infekcje płuc. Najbardziej mnie martwią wylewy... U Kubusia mają 3 stopień. Staram się wierzyć, że będzie dobrze, ale to trudne.
Proszę Was Wcześniakowe Mamy o informacje czy Wasze okruszki miały wylewy, który stopień i jak sobie radzą.
Wiem, że jeszcze dużo przede mną a jeszcze więcej przed Kubinkiem.
Długo czekaliśmy na Kubusia. Mam problemy z hormonami - policystyczne jajniki, duża nadwagę i insulinooporność w ciąży zrobiła się z tego cukrzyca leczona insuliną i doszła niedoczynność tarczycy. Leczyłam się 7 lat i kiedy już brakło sił, nadziei i pieniędzy odpuściliśmy. Z końcem roku postanowienie było takie, że w marcu udamy się do innego lekarza.
4 lutego zobaczyłam dwie kreski.. moja reakcja była pewnie zupełnie inna niż większości kobiet - płacz, strach wręcz panika, że na pewno będzie nie tak, bo to zbyt piękne by mogło być prawdziwe i udać się - zapeszyłam...
Na początku ból brzucha więc dufaston do 10 tygodnia. Robiliśmy badania prenatalne ze względu na moje choroby. Te pierwsze i te w 20 tygodniu wyszły dobrze, lekarze zadowoleni.
Przy drugim prenatalnym dowiedzieliśmy się, że mieszka u mnie Kubuś i przyszło małe uff, że to już połowa, że dzidziuś rośnie zdrowo i że to chłopiec - bałam się czy dziewczynka nie przejmie ode mnie w spadku zaburzeń hormonalnych.
Do 6 czerwca było w porządku, tak mi się wydawało, dopiero teraz, z wielkim bólem, dostrzegam wszystko to co mi umknęło. Spuchnięte nogi i dłonie, twardy brzuch, który nie bolał od przejedzenia czy zaparć.
Dzień wcześniej umówiłam się z kuzynką na zakupy, chociaż nie miałam na nie zbyt dużej ochoty. Rano w łazience okazało się, że wyleciała ze mnie "jakaś galaretka". Nigdy wcześniej nie widziałam takiego upławu więc szybka decyzja - szpital. Tam mnie zbadano, pani włożyła pół ręki i po wyjęciu oznajmiła - śluz. Z usg pamiętam tyle - "to nie płyn owodniowy" Czyli nic mi nie jest. Czwartek, piątek, sobota dostawałam antybiotyk co 8 h. W sobotę przyjechał do mnie M. Długo z nim nie siedziałam bo bolał mnie brzuch, nie wiedziałam że to skurcze. Wzięłam 1,5litrową butelkę wody i poszłam na sale. Miałam minąć dwa pokoje, a myślałam, że nie dojdę. Poszłam do pielęgniarki zgłosić że "boli mnie brzuch jak na okres" a ona "NO PRZECIEŻ DOSTAŁA PANI NOPSE!" po kilku godzinach zbadał mnie lekarz - "nic się nie dzieje" na wieczornym obchodzie uradzili że dadzą mi kroplówkę z magnezem. W niedziele rano, po kolejnym badaniu wypisano mnie bo "już było dobrze" Dostałam standardowe leki i nakaz oszczędzania się.
W poniedziałek straszny ból pleców, wyłam z bólu i klęczałam przy łóżku. Robiło się rozwarcie, nie wiedziałam o tym. Zostałam w domu. Już zawsze będę miała do siebie o to pretensje! Wtorek, środa, normalny dzień, wcale nie oszczędzający. We czwartek miałam wizytę u diabetologa i drugiego lekarza gin - chciałam pokazać wyniki ze szpitala i upewnić się że wszystko ok.
Zobaczył mnie w poczekalni, zamieniliśmy kilka zdań i poprosił mnie bez kolejki. Badanie - zajrzał do środka wziernikiem i powiedział "ja pier.."
Szybko skierowanie do szpitala, powiadomił lekarzy, że zaraz będę. Zapytał czy zaglądano mi do środka wziernikiem. NIE.
Dopisze jutro bo dziś zaraz jadę do Bubinka i jeszcze muszę postarać się ściągnąć mleko.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Życzę ogromnej siły dla Kubusia, kochane maleństwo jest otoczone tak dobrą opieką że będzie na pewno wszystko w porządku. Czekam na drugą część informacji co było nie tak.
 
Dużo sił dla Kubusia:tak: swoją drogą Kubusie to dzielni chlopcy. Moja koleżanka urodzila w 29 tygodniu własnie Kubusia. też wiele przeszedł. Miał przetaczaną krew, infekcję płuc, zarazili go grąkowcem. A teraz ma 5 mc i dogania rówieśników. Nic mu nie jest, rozwija się prawidłowo.
Jesteś wspaniałą matką!
 
trzymaj się dzielnie to nie twoja wina czasem tak się zdaża że dzieci rodzą się wcześniej mam nadzieję że wszystko potoczy się dobrze i odetchniesz z ulgą ja urodziłam dwóch synów i z jednym spędziłam 2 tg w szpitalu i teraz z drugim też życzę jak najmniejszego stresu bo to co zapewne przeżywasz to jest najgorsze co może być ale trzymam kciuki bys niedługo odetchneła z ulgą zabierając malutkiego do domku zdrowego wiele przeszedł ale mój maly leżał z takimi maleństwami jak twoje i takiej małej wagi (mój przynich to wyglądał strasznie :) one wszystkie po 500-800 gram a on ponad 4700)a powychodziły zdrowe więc jest nadzieja .
 
Dziękuję Kochane za ciepłe słowa. Postaram się dziś dopisać resztę.
Izba przyjęć. Wielki płacz, biała, sztywna koszula, badanie. 2 cm rozwarcia, gładka szyjka i tzw. monokl - widać pęcherz z dzieckiem.
"Czy da się jeszcze jakoś nam pomóc?" - " Niech pani zaciska pośladki, trzyma nogi w górze i modli się"
Zawieźli mnie na sale porodową. Mnóstwo pytań lekarzy z dziwnymi minami. Na moje pytania nie chcieli odpowiadać. Nie wiedziałam co ze mną zrobią. Czy każą już mi rodzić??? Pobrali krew, połączyli kroplówki. Zadzwonił telefon - mój lekarz. Za chwile zabrali mnie na usg. Było przed 19, czyli przed zmianą i wszytko robili od niechcenia. Rozmowy pełne ironii bolały mnie do szpiku kości. W usg przepływy dobre, dziecko w dobrej formie. Na sali dostałam sterydy na rozwinięcie się płucek Kubusia. Podano mi kolejne kroplówki, antybiotyk i kazano leżeć plackiem. Nie mogłam przestać wyć. Nie chciałam tam zostawać. Błagałam M.żeby mnie nie zostawiał, żeby zabrał ze sobą. Milion razy pytałam czy nie odejdzie ode mnie....
Zasnęłam. Po obchodzie przyszła pielęgniarka i poodpinała mnie od kroplówek i powiedziała że mogę już chodzić. Zrezygnowali ze mnie. Zadzwoniłam do swojego lekarza, zapytał kto jest na dyżurze i nic więcej. Przyjechał do szpitala i jakimś cudem ok.południa znowu dali mi kroplówki ale zakazu chodzenia nie było. Musiałam chodzić do toalety. Sobota i niedziela jakoś minęły. Wieczorem w niedziele zaczęłam wierzyć że uda mi się przetrwać chociaż kolejne kilka dni i kolejne... Jednak w ndz zaczął przeciekać wenflon i kroplówka leciała obok a nie do żyły. "Może da się go uratować, nie będziemy zmieniać" całą noc z ndz na pon kroplówka leciała obok. Ok. 5 rano wstałam siku, wróciłam do łóżka i poprosiłam dziewczynę obok żeby zawołała pielęgniarkę do tego wenflonu. "może pójdzie pani ze mną do zabiegowego bo tu jest słabe światło a nie będę zapalała innego bo będzie raziło pacjentki" Poszłyśmy, nie mogła się wkłuć, ogoliła mi ręce, po 3 czy 4 próbach udało się a ja ze strachu byłam cała mokra a brzuch bardzo bolał, poprosiłam o wodę, trochę posiedziałam i wróciłam do łóżka. Strasznie bolał mnie brzuch. Chciałam zasnąć, przespać kryzys. Nie udało się. O 6.08 pękł pęcherz...
Telefon do M. "proszę przyjedź, pękło, wylało się"
Zabrali mnie do osobnej sali bez okien. Leżałam tam 12 godzin i nie wiedziałam na co czekam. Nadal leciała kroplówka powstrzymująca skurcze. Z rozpaczy zaciskałam zęby i wyłam. TO NIE TAK MIAŁO BYĆ! Setki razy przepraszałam M i Kubusia. Żegnałam się z Kubą i mówiłam jak bardzo Go Kocham...
Ok.godziny 11 wpadli na pomysł żeby opiąć kroplówkę. Kilka godzin później byli bardzo zdziwieni dlaczego jeszcze nie mam skurczy i nie rodzę. Pytałam czemu nic ze mną nie robią, skoro wyleciały mi wszystkie wody płodowe? "niech pani się nie martwi, wody ciągle się tworzą poza tym za dzieckiem jeszcze pewnie jakieś zostały" Co kilka godzin wchodziły pielęgniarki i pytały czy jadłam, czy zrobiłam zastrzyk z insuliny i jaki mam cukier. Podpieli mnie po ktg i przy drugim badaniu po 17 wyniki były złe. Zabrali mnie na usg. Powiedzieli że zaraz wrócą i powiedzą co dalej. Nadal czułam ruchy Kuby. M. wyszedł na kawę.
Wrócili. "stan dziecka znacznie się pogorszył i czy wyraża pani zgodę na cesarkę i ratowanie dziecka wiedzą że będzie bardzo obciążone" TAK!
Nie chcieli pozwolić żebym zadzwoniła do M. ale udało się "zabierają mnie"
Znieczulenie, brak czucia w nogach i szarpanie za brzuch. Opowiadali sobie gdzie jadą na urlop, ile waży ich kot, że może by to było już koniec na dziś bo mają dosyć i gdzieś tam się spóźnią.
18.35 rodzi się Jakub.
Podeszła do mnie pani neonatolog chyba " urodził się człowiek z wagą 600gram, 33cm. Czy ma wybrane imię?" - "tak, Jakub."
Czekałam aż mnie zszyją, słyszałam księdza, przechodził przez sale " szczęść Boże". Myślałam że Kuba został ochrzczony.
Przewieźli mnie na sale po porodzie na 12h. Spałam tylko dzięki morfinie. Jako jedyna płakałam. Momentami zastanawiałam się czy to ze mną coś nie tak czy z resztą kobiet.. Może źle postrzegam świat.. Ok.20 zostałam sama na sali. Reszta pojechała na 5 piętro. Co jakiś czas zaglądała do mnie przemiła pielęgniarka, która mimo zakazu wpuściła na chwile do mnie M. -"widziałeś Go? jak wyglądał?" nawet nie potrafiłam wypowiedzieć imienia. M. " przez chwile, jest długi, dostał 3 punkty, za godzinę mam iść dowiedzieć się coś więcej"
Rano przewieźli mnie na 5 piętro do pustej sali, chyba dlatego żebym nie zgłupiała do reszty będąc z kobietami które miały przy sobie dzieci. Kazali wstać, umyć się, ale do dziecka nie pozwolili pójść..
Kubę zobaczyłam pierwszy raz w środę. Zawiozła mnie pielęgniarka, ulitowała się nade mną. Ciągle płakałam. Kubuś miał zasłonięte oczka, w ciałku pełno rurek, posiniaczoną całą lewą rączkę. Od pielęgniarki dowiedziałam się że na główce ma dwa szwy z lewej strony. " widocznie miała pani mało wód i lekarz przeciął główkę" Nie miałam wcale... We czwartek rano wyszłam ze szpitala, odebraliśmy akt urodzenia. Cały pierwszy tydzień przepłakałam. Nie spałam, nie jadałam. Czekałam aż M. wróci z pracy i pojedziemy do szpitala.
22.czerwca dzień 6. Ochrzciliśmy Kubę. Ksiądz przyszedł pijany. 545 gram. Kubuś uśmiecha się do nas. 35 oddechów.
23.czerwca dzień 7. Dzień Taty. Zawieźliśmy mleko. Wychodząc od Kubusia usłyszeliśmy od pielęgniarki "nie chce was martwić ale wasze dziecko jest bardzo chore, tylko tyle mogę powiedzieć" 530 gram
24.czerwca dzień 8. Kubuś ma zmiany na skórze. Nie wiedzą co to. Ma przyjechać dermatolog.
28.czerwca dzień 12. Straszna rozmowa z lekarzem. Kuba ma grzybice wywołaną grzybem odpowiedzialnym za pleśń m.in.na jedzeniu. Bardzo rzadko atakuje ludzi. "musi mieć pani świadomość tego że skoro jest zmiana na skórze to na 80% będzie we krwi a dalej z nią przeniknie wszędzie, bo co to za skóra, jest jak bibułka nie chroni przed niczym. śmiertelność jest bardzo wysoka u ludzi dorosłych a to jest skrajny wcześniak, musi liczyć się pani ze wszystkim. czekamy na antybiotyk ale takie leczenie trwa bardzo długo, może wydarzyć się wiele" W głowie mnóstwo myśli. Nie powiedzą nic dobrego? Żadnej dobrej wiadomości???
Przykleiłam nos do inkubatora i płakałam. Jak zaczynasz płakać na oddziale stajesz się niewidzialna dla wszystkich, jak dzieje się coś bardzo złego lekarze też cię nie zauważają. Taka metoda może i dla wszystkich dobra bo kto chce słuchać i mówić ciągle o złych rzeczach?
Jeszcze raz dziękuję za ciepłe słowa. Jutro postaram się dopisać więcej. Wczoraj mój Busio spał sobie na brzuszku, miał 40% tlenu, zjada 25ml i waży 1420gram
 
Kochana jesteś wspaniała a Twój syneczek jest WILEKIM małym człowieczkiem.... nie ustawaj w nadziei i wierze... walcz o swoje Maleństwo... widać że On sam walczy ze wszystkich sił... pozdrów Busia od e-cioci, a niedługo pewnie będziesz mogła go również ucałować... będę się za Was modlić... Trzymaj sie Aniu
 
Kochana strasznie duzo przeszliście, Ty i Kubuś. Życzę ci duzo siły i zdrowia dla synka. Trzymam kciuki zeby było juz wszystko dobrze! Gorąco w to wierzę!
 
Figa nie obwiniaj się, ja też tak robiłam na samym początku, później stwierdziłam że muszę być silna bo mam dla kogo. Dzieci odczuwają jak rodzice płaczą musisz być silna dla Kubusia.
Bakterie.. Ehh moja Malutka była zarażona 3 razy sepsą i wyszła z tego, musisz mieć nadzieję. Jesteś silną kobietą, a Twój synek rośnie pięknie.
Trzymam za Was kciuki :*
 
reklama
Ja również zaciskam...z całych sił. Jakoś czuję przez skórę, że ta historia będzie miała dobre zakończenie i Twój Synek będzie szczęśliwym chłopcem.
 
Do góry