reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Jan Otto 650gr

Jaśki to championy potwierdzam:)
I ja się wzruszyłam,zapewne każdej z Nas towarzyszyły podobne uczucia strachu i smutku.Opowiadałam swojemu Jankowi tak jak ty że świat jest piękny że pada śnieg i jest zimno_Opowiadałam jak cudnie będzie wiosną na spacerze, czytałam dużo bajek.
Z moją ciążą było podobnie mały rozwijał się dobrze do 25 tc następnie wystąpiło nadciśnienie indukowane ciążą,hipotrofia,małowodzie i wszystko potoczyło się błyskawicznie ponieważ przepływy były fatalne.Urodziłam w 27 tc przez cc wróbelka 720 gram,32 cm.W szpitalu Jan przebywał 102 dni ale dał radę wygrać tę bitwę i jest zdrowym fajnym chłopczykiem.Pozdrawiam Was serdecznie i życzę wszystkiego dobrego:)
 
reklama
bardzo wzruszyla mnie Wasza historia!!!! życzę dużo zdrówka dla Jasia!!! dzielny z niego chłopak :-)

a na pocieszenie powiem że moja bardzo dobra koleżanka dokładnie 11.11.2011 r urodziła w 27 tyg córcię która ważyła zaldwie 545 g!!!! i może to trudne do uwierzenia ale mala ma obecnie prawie rok i 2 miesiące, jest zdrowa jak rybka, piękna, cudownie się rozwija i obecnie zaczyna chodzić!!!! fakt że wszytsko dzieje się i dzialo w Anglii ale uważam że jak maluszek i rodzice silni to wszystko sie uda :-)

powodzenia!
 
Paulina....powiem tak ...czytam i normalnie mam wrazenie ze opisujesz moja "historie"......strasznie wzruszajaca zreszta...u mnie bylo identycznie urodzilam corcie w 29 tyg wazyla 605 gram.....a dzis to juz duza panna bo bedzie miala 10 lat...jest okazem zdrowia.....Wiec to kolejny przypadek,ze nasze Maluszki maja wielka wole walki o zycie.Pozdrawiam i zycze duzo zdrowka dla Jana.....
 
Gdyby tak bylo, to uwierz mi wszystkie historie wczesniaczkow konczylyby sie dobrze...



Się podpiszę.
I naprawdę proszę - zastanówcie się kobiety, co czasem piszecie, bo to, że ktoś "uważa sobie" , że wiarą można wszystko, to niech to pozostanie jedynie w sferze "uważania sobie"
Oczywiście, również wierzyłam, że nasza historia skończy się dobrze i tak się faktycznie skończyła, nawet bardzo dobrze, ale kurka, te dwa lata temu, kiedy w szpitalu spotykałam wyłącznie mamy takich skrajnych wcześniaków, każdą z taką samą wiarą w to, że się uda i zakończy dobrze, to akurat one powinny mieć najzdrowsze i najbardziej super dobrze rozwijające się dzieci.
A przede wszystkim, każde z nich powinno przeżyć... bo przecież to właśnie tam spotkałam rodziców najbardziej wierzących w swoje dzieci.
Mnie jednak trafia jak ktoś na pewnych wątkach pisze, że jest pewny tego czy tamtego a wiedzę posiada jedynie ze swojego "uważania", o doświadczeniu nie wspomnę.

Owszem, ja również w pewnym momencie powiedziałam (?), że ja wytrzymam wszystko ale jeśli dla Małego lepiej jest zasnąć... niech zaśnie... bo egoizmem byłoby chcieć jego życia dla siebie pomimo jego ogromnego cierpienia i bólu, i tylko matka, która przeszła przez coś podobnego, zrozumie mnie.
Jasne, nie jestem z tego dumna ale wtedy pomimo wiary, widziałam również fakty i okropne cierpienie i zmęczenie Wojtka kojone morfiną...
Mam to szczęście, że dziś mogę się śmiać z "ćpania" Wojtkowego, ale wtedy... wtedy miałam jedynie ogromną wiare i jeszcze więcej suchych faktów i rokowań. I pomimo mojej siły upadałam, wielokrotnie w tamtym okresie.
 
agawhite podpisuję się obiema rękami i nogami pod tym co napisałaś.
Mnie np bardzo rozczarowal i wkurzyla rodzina mojego meza. Mieszkamy w UK. Maly sie tutaj urodzil i 3 miesiace lezal w szpitalu. Niewiadomo bylo czy da rade... ani siostry, ani mama meza nie przylecialy, zeby odwiedzic, ale DOBRE rady to potrafiily dawac - zreszta daja do tej pory. One sa z rodzaju wszystko widzialy, przezyly i wiedza najlepiej. Jesli nie mialo sie dziecka - wczesniaczka w szpitalu to sie nie wie, naprawde...
 
Ostatnia edycja:
Ja mam byle jaki kontakt z teściową, ale chociaż tym razem mogła być ponad to. Wiedziała, jak poważna jest sytuacja, jak bardzo musieliśmy przeorganizować swoje życie, przyleciała kiedy ona miała ochotę, nie wtedy kiedy była naprawdę potrzebna. Mało tego, jak już przyleciała to woziła się po widoczkach walijskich z małżonkiem. Bo przecież mamunia :/
Nigdy nie przyleciała jak byłaby taka potrzeba, zawsze wtedy kiedy to jej jest wygodnie.
A dobre rady?-kiedyś szczekałam, teraz ona se gada, ja wypuszczam i robię swoje.
A skąd jesteś Stinka i gdzie leżał Mały?
 
reklama
A ją ostatnio w krótkim odstępie czasu widziałam w wiadomościach jakichś dwa reportaże o ratowaniu wczesniaków, tych skrajnych i na koniec obu tekst w stylu " uratowane wcześniaki w ciągu roku/ dwóch doganiają rówieśników". Trochę mnie to zjezylo. Owszem, są takie przypadki, ale ile jest takich gdzie rodzice latami robią co mogą by ich dzieci dogoniły? o tym ani słowa. a potem tworzy się taki mit. i ludzie co z wczesniakami nigdy nie mieli do czynienia dziwią się że dziecko takie małe, tego jeszcze nie robi czy tamtego.
 
Do góry