reklama

Wielkanoc w Kalifornii

Problem wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia w Stanach Zjednoczonych przedstawia się następująco - Wielkanoc przegrywa z kretesem.

Nie dość, że nie ma na te Święta przewidzianego dnia wolnego, to na dodatek oprócz obowiązkowego króliczka, czyli Bunny i zwyczajowych "egg hunts" nie ma właściwie żadnych innych obrzędów czy tradycji. Tak więc nasze polskie "korowody" od sprzątania każdego kąta począwszy, poprzez malowanie jajek w skorkach od cebuli, święcenie pokarmów w kościele, skończywszy na śmingusie-dyngusie są traktowane przez naszych tutejszych przyjaciół, sąsiadów i znajomych jako coś bardzo egzotycznego i kompletnie nie-amerykańskiego.

Obchodzimy Wielkanoc w obu tradycjach. Mamy ogromne szczęście, ze w naszej parafii juz od wielu lat święci się pokarmy - korzystają z tego także inne nacje, nie tylko Polacy.

Miło jest spotkać w kościele rodaków i zobaczyć te znajomo wyglądające koszyczki. Gdzie nigdzie wychyla się z nich jakiś znajomy szczegół: a to cepeliowski kurczaczek a to serwetka w mereżkę... Śmingus-dyngus w klimacie kalifornijskim nabiera zupełnie innego charakteru. Można z całą swobodą korzystać z węża ogrodowego, co nasze dzieci uwielbiają.

Nie wyobrażamy sobie także Świąt bez "egg hunt", czyli szukania w trawie plastikowych jajek wypełnionych słodyczami, czy też małymi zabawkami, naklejkami itd. Zwykle przygotowujemy takie "polowanie" w przydomowym ogrodzie, zaraz po świątecznym śniadaniu. Dzieci dostają do rąk wielkie kosze i... hajda, kto pierwszy ten lepszy. Zabawy jest, co niemiara. Po południu spotykamy się w parku z kolegami Tadzia (lat prawie 5) i tam następuje dalsza część zabawy tzn. więcej jajek - każde dziecko chce zebrać ich jak najwięcej. Największą frajdą jest otwieranie tych jajek. Co jest w środku?

Co roku przygotowuję około 50 jajek. Nie wiem, co to będzie, kiedy mój młodszy syn Alek dorośnie do wieku, w którym bawić go będzie "egg hunt" z kolegami. Chyba trzeba będzie pomyśleć o setce...

Co do wielkanocnych zabaw, to przychodzi mi na myśl odmiana "egg hunt", którą w zeszłym roku miał w przedszkolu mój starszy syn Tadzio. Otóż rano, w ostatnim dniu przed Wielkanocą ich nauczycielka, z bardzo tajemniczą miną, wyciągnęła z kieszeni list, który odczytała na głos dzieciom. Był to oczywiście list od Króliczka, który obiecał im wielki kosz jajeczek pod warunkiem, że znajdą odpowiednią ilość wskazówek ukrytych w klasie. Niech wiec Jas biegnie do półki z książkami i poszuka następnej wskazówki na drugiej półce od góry. Znaleziona tam kolejna wskazówka radzi Ani poszukać trzeciej wskazówki pod kwiatkiem na oknie... i tak dalej, aż do znalezienia koszyka z jajkami (oczywiście z czekolady). Każde dziecko ma szanse przyczynić sie do znalezienia koszyczka a lup dzielony jest sprawiedliwie. Tadzio był zachwycony tą zabawą i musieliśmy ją powtarzać wielokrotnie w domu.

Wszystkim czytelnikom Babyboom życzymy zdrowych i wesołych Świąt Wielkanocnych!

Kasia Lisowska (Kalifornia)

 

Ocena: z 5. Ocen:

Ten tekst nie ma jeszcze oceny. Dodaj swoją!

Czy ta strona może się przydać komuś z Twoich znajomych? Poleć ją: