reklama

Mercedes dla taty? Redakcyjny test GLC350e

Rok szkolny to 190 dni. Przez ostatnie 12 lat, każdego takiego dnia spędzałem 2 godziny w korkach, żeby zawieźć najpierw tylko starsze, a potem oboje dzieci do szkoły. Plus 3 lata przedszkola... W sumie okrążyłem kulę ziemską półtora raza, tylko wożąc dzieci do szkoły.

Dziś  są już duże, a ja korzystam z wolności. Czasem, kiedy pada albo jest bardzo zimno podrzucam je do szkół. Jeszcze niedawno rytm każdego dnia dostosowany był jednak do ich planów lekcji i zajęć dodatkowych, a początek każdego dnia oznaczał wyścig między "zapakowaliście śniadanie" do "nie mogę się spóźnić na pierwszą lekcję" i minut dzielących nas od pierwszego dzwonka.

Prawo jazdy mam od ponad 25 lat... Jeżdżę około 20 000 km rocznie. głównie naszym niezawodnym vanem ”tatowozem" z napędem diesla. Nie psuje się. Nie mam też żadnego racjonalnego powodu, żeby go zmieniać, bo bardzo go lubię i wszystko w nim działa, tak jak powinno. Jednak moje nastawienie zostało poddane ciężkiej próbie, kiedy dostaliśmy jako redakcja zaproszenie do testów samochodu Mercedes w akcji 4fathers.

Ale najpierw dygresja... Dziwnym zbiegiem okoliczności, 3 lata temu przejechałem w Japonii kilkaset kilometrów niedostępnym w Europie vanem Toyoty o napędzie hybrydowym. Nie polubiłem go. Szczególnie jego bezstopniowej skrzyni biegów - obroty silnika miały luźny związek z prędkością, a reakcja na gaz była opóźniona i nieintuicyjna. Po tym doświadczeniu byłem sceptycznie nastawiony do hybryd - rozumiem korzyści, ekologię i efektywność, doceniam starania, ale kompromis poszedł jak dla mnie zbyt daleko.

Tymczasem do testów dostaliśmy od firmy Mercedes model GLC 350e 4Matic... Plug-In Hybrid. W wyobraźni widziałem następny samochód, który można będzie nazwać "tatowozem" - racjonalny, trochę nudny i pragmatyczny. O, jakże się myliłem...

Kiedy obierałem samochód pogoda była paskudna. Październik - zimno, mokro, wiatr zrywał żółte liście z drzew. Przed centralą Mercedesa dostałem kluczyk, dokumenty i sam samochód. Wartość na umowie użyczenia? Ponad 300 000 zł. "Przewód do ładowania w bagażniku, baterie są naładowane" - to nowość.

Pierwsze wrażania?

GLC to "najmniejszy z dużych" SUVów Mercedesa. Optycznie nie sprawia wrażenia dużego. Ładny, ale nie zachwycający (jak niektóre inne Mercedesy). Dość wysoko poprowadzona linia maski i dołu szyb. "Nasz" egzemplarz został bogato doposażony, wnętrze obszyte skórą. Wsiadam.

Ekran nie jest dotykowy, więc chwilę zajęła mi nauka obsługi systemu sterowanego mini touchpadem, pokrętłem i guzikami. Przy okazji znalazłem osobny przełącznik do sterowania trybem pracy samochodu (Ekonomiczny, Komfortowy, Sport i Sport+) - "ha ha, sportowy tryb hybrydy", pomyślałem z sarkazmem i... zostawiłem włączony Ekonomiczny.

Inny guzik zmienia sposób pracy hybrydy - Mieszany, Sam prąd, Oszczędzanie baterii i Ładowanie. Podpiąłem telefon (niestety system rozrywki nie miał Carplay, iPhone łączył się jednak dobrze przez bluetooth, albo przez kabel jako iPod), ustawiłem lusterka i fotel.

Fotel zasługuje na specjalną wzmiankę - jest bardzo, bardzo wygodny, podgrzewany, chłodzony itd. Rewelacja. Wcisnąłem guzik Start, zapaliło się więcej lampek na wyświetlaczach, ale obrotomierz nadal wskazywał 0. Ach, ta nowoczesność...

Zmiana trybu pracy skrzyni tam, gdzie "powinny" być wycieraczki, ustawiam D, wciskam pedał gazu i w absolutnej ciszy ruszam. Cichutko, spokojnie i lekko ospale. Trochę jak w Japonii, bo wciskanie gazu działa z lekkim opóźnieniem, wygładzając reakcje samochodu na moje ruchy. Pierwsze minuty to dojazd do dwupasmówki małymi uliczkami, więc wolno i na samym prądzie. Moje pierwsze zaskoczenie, to kiedy włączałem się do ruchu w Al. Jerozolimskich i zorientowałem się nagle, że obrotomierz nie pokazuje już 0. Prawie przeoczyłem włączenie silnika spalinowego?

Oprócz tego jazda zgodna z moimi wyobrażeniami - ekologia i... nuda, choć bardzo cicho, bardzo komfortowo i bardzo przyjemnie. Rewelacyjny system audio, zwłaszcza w dobrze wyciszonym wnętrzu. Podczas jazdy silnik spalinowy wyłącza się i włącza właściwie niezauważalnie, w miarę potrzeb. Kiedy działa, siedmiobiegowa skrzynia zmienia biegi bardzo płynnie. Nawet pierwsze kilometry w nowym samochodzie nie były męczące. 

Po kilku kilometrach takiej tatusiowej jazdy, przypomniałem sobie jednak o przełączniku trybu jazdy. Ciekawe jak ten “tramwaj” jeździ na sportowo, przebiegło mi przez głowę. Trzy ruchy palcem i włączam tryb Sport+. Ekran przybrał czerwone odcienie, a samochód przechodzi metamorfozę. Reakcja na gaz? Natychmiastowa! Każde odjęcie gazu powoduje wyraźne szarpnięcia. Zniknęło opóźnienie i wygładzanie reakcji z trybu Eko. Silnik ciągnie wysoko i... oczywiście nie wyłącza się w trakcie jazdy.

Nie chce się wierzyć jak ten samochód przyspiesza i jak błyskawicznie reaguje na działania kierowcy. Zmiana jest tak zaskakująca, że dotarło do mnie, że to naprawdę dwa różne samochody w jednym. Spokojna jazda po mieście? Proszę bardzo - mamy wszystkie systemy na pokładzie, żeby pokonywać kilometry spokojnie, ekologicznie i ekonomicznie. Przypadkiem włączyła Ci się playlista z Rage Against the Machine, albo dzieci spóźniają się na klasówkę na pierwszej lekcji? Trzy ruchy palcem i 4 kołami zwijasz asfalt...

Test trwał tydzień i każdego dnia mój palec wędrował do magicznego przełącznika, jakbym testował swoją osobowość. Kim właściwie dzisiaj jestem? Rozważny i dbam o planetę? Eko... A może by tak....? Sport... Oba tryby działają znakomicie i nie dostrzegłem w nich żadnego kompromisu w rolach, które mają pełnić.

Test odbył się w ramach akcji dla tatusiów, więc skupmy się też na tym, co najważniejsze dla rodzin. Wózek w bagażniku? Bagażnik jest szeroki i zaskakująco głęboki. W wersji hybrydowej podłoga jest dość wysoko (kilka centymetrów wyżej niż krawędź zderzaka!), więc uwaga na transport bardzo wysokich przedmiotów.

Tylna kanapa nie jest przesuwana, więc głębokości bagażnika nie można zmienić inaczej, niż składając oparcia (blokady dzielonego oparcia były elektryczne i łatwe w obsłudze od strony bagażnika). Ku naszemu zaskoczeniu (przypominam, że naszym samochodem na codzień jest van) udało nam się jednak zapakować również większe zakupy z Ikei - trzy większe szafki, kilka lamp, metalowych abażurów i oczywiście parę słoików borówek - zmieściły się doskonale, co widać na jednym ze zdjęć.

 

Ocena: z 5. Ocen:

Ten tekst nie ma jeszcze oceny. Dodaj swoją!

Czy ta strona może się przydać komuś z Twoich znajomych? Poleć ją: