Kto rodzi w terminie...

Kto rodzi w terminie...

Kiedy czytam opisy porodów, to wydaje mi się, że mój jest nudny jak flaki z olejem. No bo kto rodzi w terminie?

A zaczęło się tak: mąż rano oświadczył, ze okres ochronny dla kobiet w ciąży się skończył i czas wykurzyć malucha z brzucha, więc jazda do sklepu po zakupy. Przytaskałam siaty na 2 piętro, wbiegając po schodach, ku uciesze sąsiadów. A tu nic - nawet mi brzuszek nie stwardniał. Zamiast tego poczułam, że mi strasznie kołacze serce. Zmierzyłam ciśnienie, a tam 170/90, więc się trochę przestraszyłam. Zadzwoniłam do szpitala z zapytaniem, czy mam to skonsultować, czy też czekać na umówioną na czwartek wizytę w punkcie kontrolnym dla przeterminowanych ciężarówek.

Powiedzieli mi, że lepiej przyjechać, to zrobią KTG i zobaczą, co z maluchem. Ponieważ mój szanowny małżonek robił zdjęcia ze ślubu w USC zaraz obok szpitala, więc pomyślałam, że co mi szkodzi - pojadę i sprawdzę.

Przyjechałam do szpitala, KTG wykazało, że wszystko jet ok, ale ciśnienie dalej miałam wysokie - 170/90. Lekarz już mnie nie chciał wypuścić do domu. Przy badaniu stwierdził, że gotowości porodowej żadnej nie mam. Szyjka długa i miękka. przepuszcza na 2 palce, a że podczas ktg zapisały się jakieś 2 skurczyki. Więc zapisał mojej maciczce 4 godzinny koktajl z oksytocyny i odesłał na patologie. Dobrze. że wzięłam swoje rzeczy szpitalne.

reklama

Najlepsze było to, że mąż z synkiem byli w USC i nie wiedzieli, że już zostanę. Jak wysłałam im sms, to przybiegli pędem, a mały tak się przejął, że wpadł do gabinetu lekarskiego i powiedział: jak się nazywa, ile ma lat, i że jest synem tej mamy, aż się położne śmiały.

O 16.00 byłam już na patologii i zaczęło się ważenie, mierzenie i podłączanie do pompy z oksytocyną, a po godzinnym zapisie ktg położna powiedziała, że dobrze byłoby trochę pochodzić, to może coś się zacznie. Cóż - wzięłam pompka w łapkę i zasuwałam po korytarzu. Mąż się śmiał, że mam za krótki rozbieg. I tak w ogóle bezstresowo spędzaliśmy sobie sobotę w szpitalu - bo przecież gotowość porodowa = 0, aż tu o 19 chlup i odeszły mi wody. Chlupało, jakby ktoś z wiaderka polewał

Więc żarty się skończyły i doszło do mnie, że odwrotu już nie ma. Maż spanikowany pojechał pędem do domu po rzeczy dla malucha i aparat fotograficzny. Na szczęście zakładany przeze mnie plan porodu rodzinnego wypalił, bo akurat sala była wolna i mogliśmy rodzić razem.

No a na porodówce już nie było tak wesoło. Skurcze po oksytocynie już nie były tylko na papierze, ale zaczęłam je czuć - i to porządnie. Po godzinie szyjka już była skrócona i rozwarcie 2 cm.  Położna powiedział że jeszcze 2-3 godziny i będzie po wszystkim. Pomyślałam że chyba żartuje, bo tyle to ja na pewno nie wytrzymam. Pierwszą fazę ze strachu przesiedziałam prawie całą w kibelku, bo ze strachu, co 2 minuty, a to chciało mi się siusiu, a to kupkę, więc w moim przypadku wynajęcie jednoosobowej sali porodowej za 800 zł to byłaby pomyłka - wystarczyłaby mi toaleta na porodówce...

reklama

A potem, jak na złość, skończyła się bateria w mojej pompie do oksy i zostałam podłączona do kontaktu, więc automatycznie skrócił mi się wybieg. Ubłagałam położną i przyniosła jakiś przedłużacz, żebym miała ze 2 metry chodzenia więcej. Śmieszne było, bo jak łapał mnie skurcz, to jedyne, co mi pomagało, to podskoki. Widok rozbrajający - gruba baba z wielkim brzuchem skacząca wkoło pompy od kroplówki. I kiedy już myślałam poważnie o znieczuleniu, poprosiłam położną o zbadanie - a tam 4 cm. Powiedziałam jej, że nie wytrzymam już dłużej, a ona zrobiła jakieś czary mary i kazała poprzeć. I po jednym parciu zrobiło się już 10 cm! No i skończyły się przeklęte bolesne skurcze, a zaczęły już parte.

Rzeczy niemożliwych nie ma, a nie da się tylko wywrócić hełmu na drugą stronę.

Za pół godziny, z wielką pomocą mojego męża i położnej,no i nie ujmując nic sobie, klusek Kuba wylądował na moim brzuchu. Dodam tylko, że do porodu ubrana byłam jak dama, bo jak mi podłączyli tą pompę z oksy, to nawet nie zdjęłam biustonosza. Kuba ważył 3800 i miał 56 cm i jest taki słodki, że po minucie już o wszystkim zapomniałam.

Sumka

Ocena: z 5. Ocen:

Ten tekst nie ma jeszcze oceny. Dodaj swoją!

Czy ta strona może się przydać komuś z Twoich znajomych? Poleć ją: