"To co - cesarka?"

"To co - cesarka?"

OK.. o to historia mojego życia... w środę trochę gorzej się czułam... tak jak przed okresem ale generalnie wszystko było w porządku... więc poszłam grzecznie spać.. o 4.00 usłyszałam odgłos pękającego balona.. i moje łóżko zostało zalane ... więc szybko do ubikacji .. patrzę wszystko mokre.

Zaraz słyszę drepcze mój mąż... "zlałaś się w łóżko"? - pyta.. a ja na to .. "tak się składa, że jestem w ciąży i chyba wody mi odeszły".. mąż stwierdził - "jedziemy" .. a ja na to "hola, najpierw muszę coś zjeść bo mi potem nie dadzą" .. także zjadłam śniadanko i przed piątą byłam w szpitalu.. zamiast iść na izbę przyjęć pognaliśmy na oddział.. wyszła pielęgniarka i zapytała o co chodzi na co mój mąż "przyszliśmy rodzić" a ona "a na izbie przyjęć państwo byli?" .. upss.. także wróciliśmy na izbę.. chwila formalności, przebieranko i golenie .. yuk.. (nie byłam przygotowana na wrzesień  z tym porodem oczywiście)... z izby na porodówkę... spotkanie z panią doktor .. badanie .. jak zmierzyła mi brzuch powiedziała.. "ho ho ho" .. a ja do niej "i tak jest dwa centymetry mniej niż było wczoraj" ... no a teraz sedno sprawy.. położna mnie bada i mówi "szyjka na palec, zero rozwarcia, ale musi pani dzisiaj urodzić" ..  (nie dzwoniłam do swojej położnej bo stwierdziłam, niech się wyśpi kobiecina bo ja tutaj sobie trochę poleżę).. i podłączyli mnie do oksytocyny (godz. 8.00)... wysłałam sms do położnej o sytuacji.. do jedenastej ... jakieś przebłyski skurczy.. ale da się przeżyć.. badanie.. zero rozwarcia, szyjka długa rozpulchniona.. za pięć dwunasta .. moja położna milczy.. zaczynają się bóle z krzyża.. dziesięć po .. bóle z krzyża co pięć minut a ja nie wiem co mam ze sobą zrobić .. mój mąż chyba też nie wiedział.. nigdy w życiu nie czułam takiego bólu.. najlepsza pozycja na stojąco z paznokciami wbitymi we framugę drzwi.... godz. 14 .. bóle w dalszym ciągu takie same .. badanie .. szyjka długa.. rozwarcie półtora centymetra... o 16 bez zmian.. zmiana kroplówki i nawadnianie.. bóle krzyżowe ustąpiły zaczęły się lekkie bóle z brzucha..(porównanie - po bólach z krzyża .. to był czas relaksu).. po kropłówkach na pół godziny do wanny.. trochę odetchnęłam... potem znowu oksytocyna i powtórka z rozrywki.. przychodzi położna dyżurująca (już druga.. zmiana dyżurów) i mówi.. no tak bóle z krzyża najbardziej bolesne i najmniej efektywne (dzięki.. pomyślałam sobie)... 18.00 wpada moja teściowa (pielęgniarka) i jak mnie zobaczyła myślałam, że usiądzie i zacznie płakać .. przyszedł lekarz ... badanie.. bz... mówi do mnie "jadła pani coś? nie? to proszę coś zjeść".. spojrzałam na położną .. wyglądała tak jakby go chciała zabić... hihihi.. 20.00 .. dalej się wiję z bólu.. położna (trzecia - kolejny dyżur) mówi do mojej teściowej "Pani idzie pogadać z lekarzem"... mama znika.. za chwilę wraca lekarz .. badanie.. i znowu bz.. i kolejne pytanie "jadła Pani?" .. (myślę sobie, qurde sam jest chyba głodny)... za pół godziny lekarz wraca .. badanie.. bz.. i mówi "to co cesarka?".. a ja na to "róbta co chceta.. ale jeszcze z 10 minut, a ja zbieram zabawki i idę do domu.. nie chcę już rodzić... będę Nicole miała zawsze przy sobie w brzuchu"... decyzja o cesarce.. przychodzi anastezjolog "kiedy Pani coś jadła".. "czwarta rano"... a na to lekarz "a widzi Pani jakby Pani coś zjadła jak mówiłem toby było Pani a tak będzie teraz Pani głodna"... Anastezjolog zaproponował znieczulenie podpajęczynówkowe.. zmiana sali.. wszyscy uśmiechnięci.. ludzi jak na ulicy... dostałam znieczulenie.. leżę sobie i wszystko słyszę.. niby jestem zasłonięta od stołu ale anastezjolog zdaje mi relację... "zaraz Pani poczuje jakby ktoś na Pani tarmosił ubranie" i rzeczywiście.. uczucie niezłe... leże dalej .. grzebią .. grzebię .. za chwilę słyszę pyknięcie.. i krzyk... Nicole tak się rozdarła, że poczułam to czubkami palców u nóg (tych znieczulonych).. pokazali mi ją .. patrzę a to mała cyganicha .. włosy długie i czarne .. położna do mnie "ciekawe jak to Pani mężowi wytłumaczy" hihihi... dotknęli mi nią do policzka i się uspokoiła .. potem ją zabrali i zaczęli mnie "pakować" .. najgorsze uczucie jak pakowali wszystko do otrzewnej.. czułam się jakby ubijali rzeczy w plecaku.. potem szwy i na pooperacyjną... 24 godziny w pozycji horyzontalnej.. koszmar... myślę, że to po krótce wsio
duralex

Ocena: z 5. Ocen:

Ten tekst nie ma jeszcze oceny. Dodaj swoją!

Czy ta strona może się przydać komuś z Twoich znajomych? Poleć ją: