reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nie potrafię zapomnieć

Dołączył(a)
12 Listopad 2008
Postów
4
To jest mój pierwszy post na forum, ale piszę bo jest mi coraz ciężej:-(.
Zaszłam w ciążę mając 21 lat , mój mąż miał wtedy 19 i choć myślałam, że nie sprosta roli ojca On okazał się jedyną osobą, która cieszyła się z dziecka ( nielicząc mnie oczywiście).Oboje snuliśmy plany jak to będzie przez te kilka miesięcy i potem po porodzie, oboje dbaliśmy o nasze dziecko-on szczególnie się mną zajmował bo wiedział, że we mnie rozwija się coś najpiękniejszego na świecie-nowy malutki człowieczek będący owocem naszej miłości.O ciąży dowiedzieliśmy się 3 dni przed ślubem i to był dla nas najwspanialszy prezent...Ale nie wszystko jednak było tak jak być powinno.
Zaczęłam plamić praktycznie odkąd pamiętam, od początku ciąży, oczywiście wizyta u ginekologa i to prywatnie, aby mieć pewność , że ciąża będzie dobrze prowadzona i pierwsza wizyta w szpitalu. Po tygodniu zostałam wypisana do domu, niby wszystko dobrze..W międzyczasie kolejna wizyta u gin. A na początku 12 tygodnia znów plamienie.Mąż zawiózł mnie do szpitala a tam najważniejsze dla personelu medycznego było to ,czy jestem ubezpieczona:confused: Potem badanie i usg, po czym pani doktor stwierdza ,że ciąża przestała się rozwijać w 9 tygodniu ,do tego czasu wszystko się pięknie wykształciło, widać pępowinę ..swoją wypowiedź zakończyła stwierdzeniem ,że tak się zdarza,że u wielu kobiet teraz dochodzi do poronień - , tyle rozmowy. wróciłam zapłakana do sali.Wtedy przyjechał mój mąż z rzeczami dla mnie, a ja musiałam mu powiedzieć to wszystko i odprawić do domu bo przecież nie mógł zostać na noc.Byłam wtedy praktycznie sama. Nikt nie zapytał się jak się czuję, co myślę.Następny dzień to kolejne badanie " dla pewności" przeprowadzone przez innego lekarza i kolejne stwierdzenie w stylu " jesteś młoda , będziesz jeszcze miała na pewno dziecko"I tak jak w przypadku poprzednich usg mój mąż został wyproszony na czas badania-tylko czemu??Przecież to też jego dziecko!
Potem pamiętam jak odprowadzał mnie na zabieg łyżeczkowania-i znów nie mógł przy mnie być chociażby do momentu aż nie " usnę" w tym głupim pokoju zabiegowym.Pamiętam ,że było tam kilku lekarzy i wszyscy mieli bardzo dobre humory, żartowali , śmiali się, podczas gdy ja miałam ochotę uciec!
Ostatniego dnia pobytu w szpitalu , następnego dnia po łyżeczkowaniu , czułam się bardzo źle psychicznie, praktycznie leżałam w łóżku i cały czas płakałam, wtedy wszedł obchód - a ja tak leżałam " zwinięta" i zapłakana -i wtedy jeden z szanownych lekarzy zasugerował mi bardzo dobitnie ,że mam się ładnie położyć na tym łóżku bo przecież nic mi nie jest i przecież nic się nie stało:wściekła/y:.
To co jeszcze pamiętam to fakt, że nikt nie chciał mi robić żadnych badań-nawet na toksoplazmozę-mimo iż mam kontakt z kotami i mimo iż nalegałam na zrobienie takiego badania. Dla nich byłam po prostu kolejną młodą babą , która się czepia i nie wiadomo czego wymaga...

Teraz miną już ponad rok, a ja to ciągle pamiętam i nie rozumiem tego wszystkiego.Nawet nie mam ochoty kochać się z własnym mężem i choć chciałabym mieć dzidziusia to się bardzo boję .Boję się ,że to się powtórzy.
Wiem ,że to wszystko może wydać się głupie, ale ja już nie mogę udawać dłużej , że nic się nie stało- to było nasze dziecko nasza "myszka"- (choć jeszcze płci nie znaliśmy).Chciałabym z kimś o tym porozmawiać , ale mój mąż uważa , że rozpamiętywanie mi nie pomoże i ,że mam nie myśleć o tym-tak jak on-ale ja przecież widzę ,że on też czasem myśli o naszym skarbie-tylko ukrywa to przede mną ,żeby mnie nie smucić.
Nie wiem już co mam robić , Zapomnieć?Wymazać z pamięci ? A może rozmawiać z mężem i przypominać sobie to wszystko-ten horror?
Proszę pomóżcie.
 
reklama
potworek86 Witam cie i przytulam bardzo mocnoprzede wszystkim zaparaszam na wątek ciąża po poronieniu Tam wszystkie dziewczynki sa po stracie możesz tam porozmawiac wyżalić sie wypłakac my chetnie wysłuchamy. Bardzo dobrze cie rozumiem ale niestety czasu nie cofniemy i musimy życ dlaej co nie wiąże sie z tym ze mamy zapomnieć o naszych aniołkach . . . one na zawsze zostana w Naszej pamięci
[*] pozdrwaim Cie sterdecznie i zapraszam na wątek
 
potworek86 tak mi przykro ze ciebie tez to spotkało szkoda ze tak długo nie trafiłaś na forum.... ja miałam zabieg w 1 tyg ciazy (26 wrzesnia) i powiem ci szczerze ze gdyby nie dziewczyny z forum Ciaza po POronieniu to jeszcze bym pewnie sie nie pozbierała a jak sie porozmawia z kims kto zna problem i cie zrozumie to naprawde sie poprawia ..... co do lekarzy to moja gin naprawde była ok a pozostały personel tez chociaz widziałam ze inne dziewczyny traktowali inaczej nie wiem czym to było spowodowane..... zawsze bede pamiętać o moim aniołku.... a płakać przestałam po przeczytaniu yego listu który znalazłam gdzieś na forum może to jest fikcja ale bardzo pomaga i mó j mąż po jego przeczytaniu tez zmienił swoje podejscie do straty naszego maleństwa.....
Kochana mamo,
wiem, że mnie nie widzisz, nie słyszysz i nie możesz dotknąć. Ale ja jestem...istnieję ...w Twoim życiu, snach, Twoim sercu...Istnieję.
Kidy byłem tam na dole ,w Twoim ciepłym brzuchu godzinami zastanawiałem się, jak to będzie kiedy będę już przy Tobie, w tym miejscu o którym powiadałaś gładząc się po brzuchu wieczorami kiedy chyba nie mogłaś zasnąć.
Ja wsłuchany w Twoje opowieści i kojący głos chłonąłem każde słowo ,każdą informację, a potem cichutko, że by Cię nie obudzić, kiedy wreszcie zasypiałaś...marzyłem. Wyobrażałem sobie te wszystkie cudowne miejsca i Ciebie ,jak wyglądasz...
Patrzyłem na swoje dziwne nóżki i rączki u których nie wiem czemu było po dziesięć palców i zastanawiałem się czy jestem do Ciebie podobny. Chyba nie – myślałem – bo Ty pewnie jesteś piękna, a ja taki dziwny.. pomarszczony...no i po co mi te dziesięć palców?
A potem się wszystko jednego dnia zmieniło.
Płakałaś głośno głaszcząc brzuch i już nie było opowieści. "To nie może być prawda" -mówiłaś godzinami. Słuchałem teraz jak płaczesz, krzyczysz, prosisz i błagasz.. A ja nie wiedziałem o co i dlaczego?
Chciałem Cię bardzo pocieszyć więc wywracałem fikołki, żebyś poczuła, że ja tu jestem i Cię kocham. Ale wtedy ty płakałaś jeszcze bardziej.
A potem nadszedł tez straszny dzień. Zobaczyłem, że ktoś świeci mi po oczach, straszne światło wpadło w głąb Ciebie. I nagłe wszystko zrobiło się czarne. A mnie coś wyciągnęło. I zrobiło się cicho. Ktoś trzymał mnie na rękach, ale to nie byłaś Ty. A potem usnąłem i kiedy otworzyłem oczy, wszystko wokoło mnie zalewał błękit we wszystkich odcieniach. Byłem ten sam, mały pomarszczony, z dziesięcioma palcami u rąk. Ale Ciebie nigdzie nie było.
Obok mnie siedział mały rudy chłopczyk. Witaj – powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Gdzie moja mama? - zapytałem. On wtedy opowiedział mi wszystko. Że nie każde dziecko trafia do swoich rodziców. Że to nie ma związku z tym jak bardzo mnie chcieli i kochali, że teraz tu jest moje miejsce, pośród innych małych Aniołków.
Że będzie mi teraz Ciebie Mamo, brakowało, ale musimy oboje nauczyć się żyć bez siebie. I musiałem nauczyć się tak żyć. Nie, nie było mi łatwo. Płakałem tak jak Ty. I cierpiałem tak jak Ty.
Ale jest mi tu naprawdę dobrze. Mam tu wielu przyjaciół, wiele zabawy i radości. Ale nie szalejemy całymi dniami na łące, mamo. Pomagamy starszym ludziom przeprowadzić ich na spotkanie tu w niebie. Znajdujemy ich rodziny, mężów, dzieci, żeby mogli się spotkać tu w niebie. Możesz być ze mnie dumna, mamo. Jestem grzecznym Aniołkiem, naprawdę. No...czasami tylko robimy sobie psikusy i troszkę rozrabiamy..
Wiesz kiedy się tu znalazłem jeden Aniołek ,mój Przyjaciel wytłumaczył mi że nie mogę się skontaktować z Tobą osobiście. Czasem tylko wolno mi pojawić się w Twoich snach ...nic więcej.
Ostatnio jednak zacząłem się robić przeźroczysty. I skrzydełka mi nie działają tak jak kiedyś. Mój Przyjaciel popatrzył na mnie smutny i...zabrał mnie na ziemię. Usiedliśmy na białym krzyżu i nagle Cię zobaczyłem. Wiedziałem że to Ty. Poznałem Twój głos. Stałaś tam w deszczu i płakałaś. Powtarzałaś ze bardzo cierpisz...tęsknisz... Przyjaciel popatrzył na moje skrzydełka i powiedział że musimy coś z tym zrobić, bo nie możesz tak dalej cierpieć. Musisz żyć, bo wobec Ciebie jest jeszcze wiele planów. Bo są gdzieś dzieci którym musisz pomóc przejść przez życie i otoczyć je miłością tak wielką, jak tą która powoduje teraz Twój wielki ból. Więc piszę, mamo ten list. Pierwszy i ostatni. Musisz wziąć się w garść, uśmiechać ,żyć. Ja Cię bardzo mocno kocham i wiem że to z mojego powodu płaczesz ale tak nie można. Każda Twoja łza powoduje, że moje skrzydełka znikają. Kiedy Ty się poddasz, ja też zniknę. Tu na górze istnieję dzięki tobie i Twoim myślom o mnie. Ale tylko tym dobrym myślom. Mamo uśmiechaj się częściej. Każdy Twój uśmiech to dla mnie radosna chwila. Dzięki Tobie mogę jeszcze zrobić tyle dobrego.
Proszę, mamo, żyj dalej. Nie jesteś sama ...pamiętaj o tym. Nie smuć się bo smutek powoduje, że znikam. Pamiętaj, że ja jestem cały czas przy tobie.
Kocham Cię mamo..."


ps dziekuje osobie która zamiesciła ten list na forum........ troche popłakałam sie jak go czytałam a potem wziełam sie w garść;-)
 
potworek86 tak mi przykro ze ciebie tez to spotkało szkoda ze tak długo nie trafiłaś na forum.... ja miałam zabieg w 1 tyg ciazy (26 wrzesnia) i powiem ci szczerze ze gdyby nie dziewczyny z forum Ciaza po POronieniu to jeszcze bym pewnie sie nie pozbierała a jak sie porozmawia z kims kto zna problem i cie zrozumie to naprawde sie poprawia ..... co do lekarzy to moja gin naprawde była ok a pozostały personel tez chociaz widziałam ze inne dziewczyny traktowali inaczej nie wiem czym to było spowodowane..... zawsze bede pamiętać o moim aniołku.... a płakać przestałam po przeczytaniu yego listu który znalazłam gdzieś na forum może to jest fikcja ale bardzo pomaga i mó j mąż po jego przeczytaniu tez zmienił swoje podejscie do straty naszego maleństwa.....
Kochana mamo,
wiem, że mnie nie widzisz, nie słyszysz i nie możesz dotknąć. Ale ja jestem...istnieję ...w Twoim życiu, snach, Twoim sercu...Istnieję.
Kidy byłem tam na dole ,w Twoim ciepłym brzuchu godzinami zastanawiałem się, jak to będzie kiedy będę już przy Tobie, w tym miejscu o którym powiadałaś gładząc się po brzuchu wieczorami kiedy chyba nie mogłaś zasnąć.
Ja wsłuchany w Twoje opowieści i kojący głos chłonąłem każde słowo ,każdą informację, a potem cichutko, że by Cię nie obudzić, kiedy wreszcie zasypiałaś...marzyłem. Wyobrażałem sobie te wszystkie cudowne miejsca i Ciebie ,jak wyglądasz...
Patrzyłem na swoje dziwne nóżki i rączki u których nie wiem czemu było po dziesięć palców i zastanawiałem się czy jestem do Ciebie podobny. Chyba nie – myślałem – bo Ty pewnie jesteś piękna, a ja taki dziwny.. pomarszczony...no i po co mi te dziesięć palców?
A potem się wszystko jednego dnia zmieniło.
Płakałaś głośno głaszcząc brzuch i już nie było opowieści. "To nie może być prawda" -mówiłaś godzinami. Słuchałem teraz jak płaczesz, krzyczysz, prosisz i błagasz.. A ja nie wiedziałem o co i dlaczego?
Chciałem Cię bardzo pocieszyć więc wywracałem fikołki, żebyś poczuła, że ja tu jestem i Cię kocham. Ale wtedy ty płakałaś jeszcze bardziej.
A potem nadszedł tez straszny dzień. Zobaczyłem, że ktoś świeci mi po oczach, straszne światło wpadło w głąb Ciebie. I nagłe wszystko zrobiło się czarne. A mnie coś wyciągnęło. I zrobiło się cicho. Ktoś trzymał mnie na rękach, ale to nie byłaś Ty. A potem usnąłem i kiedy otworzyłem oczy, wszystko wokoło mnie zalewał błękit we wszystkich odcieniach. Byłem ten sam, mały pomarszczony, z dziesięcioma palcami u rąk. Ale Ciebie nigdzie nie było.
Obok mnie siedział mały rudy chłopczyk. Witaj – powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Gdzie moja mama? - zapytałem. On wtedy opowiedział mi wszystko. Że nie każde dziecko trafia do swoich rodziców. Że to nie ma związku z tym jak bardzo mnie chcieli i kochali, że teraz tu jest moje miejsce, pośród innych małych Aniołków.
Że będzie mi teraz Ciebie Mamo, brakowało, ale musimy oboje nauczyć się żyć bez siebie. I musiałem nauczyć się tak żyć. Nie, nie było mi łatwo. Płakałem tak jak Ty. I cierpiałem tak jak Ty.
Ale jest mi tu naprawdę dobrze. Mam tu wielu przyjaciół, wiele zabawy i radości. Ale nie szalejemy całymi dniami na łące, mamo. Pomagamy starszym ludziom przeprowadzić ich na spotkanie tu w niebie. Znajdujemy ich rodziny, mężów, dzieci, żeby mogli się spotkać tu w niebie. Możesz być ze mnie dumna, mamo. Jestem grzecznym Aniołkiem, naprawdę. No...czasami tylko robimy sobie psikusy i troszkę rozrabiamy..
Wiesz kiedy się tu znalazłem jeden Aniołek ,mój Przyjaciel wytłumaczył mi że nie mogę się skontaktować z Tobą osobiście. Czasem tylko wolno mi pojawić się w Twoich snach ...nic więcej.
Ostatnio jednak zacząłem się robić przeźroczysty. I skrzydełka mi nie działają tak jak kiedyś. Mój Przyjaciel popatrzył na mnie smutny i...zabrał mnie na ziemię. Usiedliśmy na białym krzyżu i nagle Cię zobaczyłem. Wiedziałem że to Ty. Poznałem Twój głos. Stałaś tam w deszczu i płakałaś. Powtarzałaś ze bardzo cierpisz...tęsknisz... Przyjaciel popatrzył na moje skrzydełka i powiedział że musimy coś z tym zrobić, bo nie możesz tak dalej cierpieć. Musisz żyć, bo wobec Ciebie jest jeszcze wiele planów. Bo są gdzieś dzieci którym musisz pomóc przejść przez życie i otoczyć je miłością tak wielką, jak tą która powoduje teraz Twój wielki ból. Więc piszę, mamo ten list. Pierwszy i ostatni. Musisz wziąć się w garść, uśmiechać ,żyć. Ja Cię bardzo mocno kocham i wiem że to z mojego powodu płaczesz ale tak nie można. Każda Twoja łza powoduje, że moje skrzydełka znikają. Kiedy Ty się poddasz, ja też zniknę. Tu na górze istnieję dzięki tobie i Twoim myślom o mnie. Ale tylko tym dobrym myślom. Mamo uśmiechaj się częściej. Każdy Twój uśmiech to dla mnie radosna chwila. Dzięki Tobie mogę jeszcze zrobić tyle dobrego.
Proszę, mamo, żyj dalej. Nie jesteś sama ...pamiętaj o tym. Nie smuć się bo smutek powoduje, że znikam. Pamiętaj, że ja jestem cały czas przy tobie.
Kocham Cię mamo..."


ps dziekuje osobie która zamiesciła ten list na forum........ troche popłakałam sie jak go czytałam a potem wziełam sie w garść;-)
 
potworek86 tak mi przykro ze ciebie tez to spotkało szkoda ze tak długo nie trafiłaś na forum.... ja miałam zabieg w 1 tyg ciazy (26 wrzesnia) i powiem ci szczerze ze gdyby nie dziewczyny z forum Ciaza po POronieniu to jeszcze bym pewnie sie nie pozbierała a jak sie porozmawia z kims kto zna problem i cie zrozumie to naprawde sie poprawia ..... co do lekarzy to moja gin naprawde była ok a pozostały personel tez chociaz widziałam ze inne dziewczyny traktowali inaczej nie wiem czym to było spowodowane..... zawsze bede pamiętać o moim aniołku.... a płakać przestałam po przeczytaniu yego listu który znalazłam gdzieś na forum może to jest fikcja ale bardzo pomaga i mó j mąż po jego przeczytaniu tez zmienił swoje podejscie do straty naszego maleństwa.....
Kochana mamo,
wiem, że mnie nie widzisz, nie słyszysz i nie możesz dotknąć. Ale ja jestem...istnieję ...w Twoim życiu, snach, Twoim sercu...Istnieję.
Kidy byłem tam na dole ,w Twoim ciepłym brzuchu godzinami zastanawiałem się, jak to będzie kiedy będę już przy Tobie, w tym miejscu o którym powiadałaś gładząc się po brzuchu wieczorami kiedy chyba nie mogłaś zasnąć.
Ja wsłuchany w Twoje opowieści i kojący głos chłonąłem każde słowo ,każdą informację, a potem cichutko, że by Cię nie obudzić, kiedy wreszcie zasypiałaś...marzyłem. Wyobrażałem sobie te wszystkie cudowne miejsca i Ciebie ,jak wyglądasz...
Patrzyłem na swoje dziwne nóżki i rączki u których nie wiem czemu było po dziesięć palców i zastanawiałem się czy jestem do Ciebie podobny. Chyba nie – myślałem – bo Ty pewnie jesteś piękna, a ja taki dziwny.. pomarszczony...no i po co mi te dziesięć palców?
A potem się wszystko jednego dnia zmieniło.
Płakałaś głośno głaszcząc brzuch i już nie było opowieści. "To nie może być prawda" -mówiłaś godzinami. Słuchałem teraz jak płaczesz, krzyczysz, prosisz i błagasz.. A ja nie wiedziałem o co i dlaczego?
Chciałem Cię bardzo pocieszyć więc wywracałem fikołki, żebyś poczuła, że ja tu jestem i Cię kocham. Ale wtedy ty płakałaś jeszcze bardziej.
A potem nadszedł tez straszny dzień. Zobaczyłem, że ktoś świeci mi po oczach, straszne światło wpadło w głąb Ciebie. I nagłe wszystko zrobiło się czarne. A mnie coś wyciągnęło. I zrobiło się cicho. Ktoś trzymał mnie na rękach, ale to nie byłaś Ty. A potem usnąłem i kiedy otworzyłem oczy, wszystko wokoło mnie zalewał błękit we wszystkich odcieniach. Byłem ten sam, mały pomarszczony, z dziesięcioma palcami u rąk. Ale Ciebie nigdzie nie było.
Obok mnie siedział mały rudy chłopczyk. Witaj – powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Gdzie moja mama? - zapytałem. On wtedy opowiedział mi wszystko. Że nie każde dziecko trafia do swoich rodziców. Że to nie ma związku z tym jak bardzo mnie chcieli i kochali, że teraz tu jest moje miejsce, pośród innych małych Aniołków.
Że będzie mi teraz Ciebie Mamo, brakowało, ale musimy oboje nauczyć się żyć bez siebie. I musiałem nauczyć się tak żyć. Nie, nie było mi łatwo. Płakałem tak jak Ty. I cierpiałem tak jak Ty.
Ale jest mi tu naprawdę dobrze. Mam tu wielu przyjaciół, wiele zabawy i radości. Ale nie szalejemy całymi dniami na łące, mamo. Pomagamy starszym ludziom przeprowadzić ich na spotkanie tu w niebie. Znajdujemy ich rodziny, mężów, dzieci, żeby mogli się spotkać tu w niebie. Możesz być ze mnie dumna, mamo. Jestem grzecznym Aniołkiem, naprawdę. No...czasami tylko robimy sobie psikusy i troszkę rozrabiamy..
Wiesz kiedy się tu znalazłem jeden Aniołek ,mój Przyjaciel wytłumaczył mi że nie mogę się skontaktować z Tobą osobiście. Czasem tylko wolno mi pojawić się w Twoich snach ...nic więcej.
Ostatnio jednak zacząłem się robić przeźroczysty. I skrzydełka mi nie działają tak jak kiedyś. Mój Przyjaciel popatrzył na mnie smutny i...zabrał mnie na ziemię. Usiedliśmy na białym krzyżu i nagle Cię zobaczyłem. Wiedziałem że to Ty. Poznałem Twój głos. Stałaś tam w deszczu i płakałaś. Powtarzałaś ze bardzo cierpisz...tęsknisz... Przyjaciel popatrzył na moje skrzydełka i powiedział że musimy coś z tym zrobić, bo nie możesz tak dalej cierpieć. Musisz żyć, bo wobec Ciebie jest jeszcze wiele planów. Bo są gdzieś dzieci którym musisz pomóc przejść przez życie i otoczyć je miłością tak wielką, jak tą która powoduje teraz Twój wielki ból. Więc piszę, mamo ten list. Pierwszy i ostatni. Musisz wziąć się w garść, uśmiechać ,żyć. Ja Cię bardzo mocno kocham i wiem że to z mojego powodu płaczesz ale tak nie można. Każda Twoja łza powoduje, że moje skrzydełka znikają. Kiedy Ty się poddasz, ja też zniknę. Tu na górze istnieję dzięki tobie i Twoim myślom o mnie. Ale tylko tym dobrym myślom. Mamo uśmiechaj się częściej. Każdy Twój uśmiech to dla mnie radosna chwila. Dzięki Tobie mogę jeszcze zrobić tyle dobrego.
Proszę, mamo, żyj dalej. Nie jesteś sama ...pamiętaj o tym. Nie smuć się bo smutek powoduje, że znikam. Pamiętaj, że ja jestem cały czas przy tobie.
Kocham Cię mamo..."

ps dziekuje osobie która zamiesciła ten list na forum........ troche popłakałam sie jak go czytałam a potem wziełam sie w garść;-)


ja tez nie potrafie zapomniec,,,,,nie da sie nie zapomnisz tego nigdy......zawsze bedziesz miala to w serduszku......
widzisz na twoim miejscu sprobowalabym jeszcze raz.......ale silniejsza z wiekszym doswiadczeniem....
nie poddaj sie.....
 
Dziękuję za wsparcie ale i tak chce mi się płakać.Szczególnie po przeczytaniu listu...
Chcę mieć dzidziusia ale przecież jednego dziecka nie mogę zastąpić drugim, tak się nie da...
Wiem ,że najpierw muszę skończyć studia- już mi tak mało zostało, ale boję się, że jak je skończę i zajdę w ciążę to rodzina znowu nie będzie zadowolona:-(bo przecież najpierw praca itp-a przecież kobiecie w ciąży nie wolno się denerwować!
Z drugiej strony boję się znowu ,że potem mogę być " za stara" na dzidzi.A także ,że szkoła może mieć zły wpływ na przyszłą ciążę ( szczególnie,że studiuję na wydziale chemicznym i mam kontakt często z trującymi substancjami czy pierwiastkami promieniotwórczymi).Myślałam nawet o " rzuceniu" szkoły, ale na 4 roku nie jest to takie łatwe..
Nie wiem już co mam o tym wszystkim myśleć.Chyba się powoli załamuję.
 
potworek proszę chodź do nas na wątek głowny "ciąża po poronieniu" jest nas tam dużo niestety. I może razem wymyślimy coś mądrego. A taka terapia grupowa napewno pomoże. Współczuję straty. I rozumiem Twój ból. Twój i Twojego meża. Tulę Cię choć tylko wirtualnie.
 
potworku ja tez jestem na studiach i kończe staż i zachodząc w ciąże mówiłam sobie ze nie bede myśleć tylko kategoriami szkoła przaca dom samochód dopiero dziecko... myślałam że jak bede miała dzidziusia to sobie go odchowam i bede szukać pracy... a tu masz taki cios w tyłek i za co ? za to że kierowałam sie sercem a nie pogoniom za kasa-To naprawde nie sprawiedliwe... ale kto powiedział ze taka sytuacja nie wpływa na nas pozytywnie? ja po stracie naszego aniołka uświadomiłam sobie że sa sytuacje kiedy człowiek nie ma wpływu na pewne żeczy poprostu ktoś na górze decyduje . a teraz mamy swojego aniołka a wierze że bedziemy mieć i dziecko i ty też bedziesz miała bo trzeba miec nadzieje zreszta modlitwa i wiara czynią cuda ..... i nawet jesli bedziemy miec dzieciaczki to nie mozemy zapominać o naszych skarbach w niebie ! zreszta kiedyś wszyscy sie spotkamy;-)i bedzie dobrze.... potworku daj sobie wiecej czasu naprawde:sorry2:
 
Chciałabym, żeby mój Aniołek był szczęśliwy tam gdzie jest teraz, chcę Mu pomóc, a może moja rozpacz i łzy przeszkadzają mojej Kruszynce...
 
reklama
Tak sobie czytam to wszystko co tu było napisane... po tylu latach.
Czasem się zastanawiam czy mój aniołek jest szczęśliwy, ale przykro mi, że nikt nie pamięta, nie mam nawet gdzie świeczki zapalić i z kim...
Niedługo będą 4 lata.A ja jestem sama...Wszystko się rozwaliło jak taki domek z kart na wietrze. Był ze mną w każdej złej chwili, w szpitalu, w domu, a potem oddaliliśmy się od siebie. Ja na studiach dalej, on na studiach i w pewnym momencie przestaliśmy ze sobą rozmawiać, wspierać się. Skończyły się problemy to i skończyło się małżeństwo, bo nie umiałam być taka jak dawniej... Zmieniłam się, ale i on się zmienił. I co teraz? Nie wiem...ja wciąż pamiętam jak było, jacy byliśmy szczęśliwi. Chciałam tu napisać...kiedyś w awanturze powiedział mi, że "dobrze, że nasze dziecko umarło, bo przynajmniej nie będzie miało takiej matki..." Serce mi pękło. Potem już było tylko z dnia na dzień gorzej z nami...Ale ja wciąż go kocham, pewnie jestem naiwna, ale on był taki kochany, może po prostu zdenerwowałam go za bardzo...

Teraz nie mam nic, prawie nic, bo skończyłam studia, ale co z tego?
Oddałabym moje wykształcenie i wiele innych rzeczy, jeśli tylko możliwe byłoby cofnięcie czasu i uratowanie mojego aniołka w jakiś sposób. Ale tak się nie da...
Chyba się załamuje...
Nie musicie nawet odpisywać, jeśli wogóle ktoś to w ogóle przeczyta. Chciałam tylko napisać, że moje życie wcale nie jest już kolorowe, jeśli w ogóle jeszcze można to nazwać życiem.
 
Do góry