betulka7
Początkująca w BB
"Kochanie,bedziemy rodzicami..."Radość...2009r.Comiesięczne wizyty u lek.Wszystko wporządku...20 tc-odejście wód...21 tc poród.Córeczka!Majeczka[*]Aniołek;-(Grudzień 2010 r."Kochanie,jestem w ciąży"Radość...Strach.Szukałam najlepszego lek w mieście,znalazłam,z polecenia znajomej położnej.Znów wizyta za wizytą.Wszystko było dobrze.Do marca.Zaczeło sie od małych plamień.odrazu pojechaliśmy do szpitala.po 3 dobach mnie wypisali,twierdząc,że to z nadżerki.Po tygodniu to samo,znów szpital,tym razem dłużej.Na ostatni dzień usłyszałam...brak wód płodowych."Możliwe,że musimy zakończyć ciążę"Pamiętam jak odpowiedziałam lek:"nie,nie zgadzam się,bede walczyć".Znajoma załatwiła mi we Wrocławiu wizytę u renomowanego lek,który kazał mi wypisać się na w/ż.15 marca pojechaliśmy do Wrocławia.Po godzinnej konsultacji lek wytłumaczył mi spokojnie,że jest bardzo mało wód,zlecił dietę,sposób leżenia i wypisał leki.Po 3 tyg pojechaliśmy na kontrolę:"Pojawiają się wody","Walczymy dalej".Czułam poprawy,miałam siłę i energię.Chociaż leżałam plackiem całymi dniami,brałam leki.Z wizyty na wizytę były poprawy.Jednak lekarz powtarzał"Nie daję gwarancji,że bedzie wszystko dobrze,że dziecko nie bedzie miało wad,ponieważ ciąża jest ciągle zagrożona"A ja mu dziękowałam przy każdej wizycie,że daje mi iskierkę nadziei,że ciągle czuję Moje Maleństwo pod serduszkiem.I nadszedł wieczór 11.06.Zobaczyłam krew na wkładce.Wystraszyłam się.Zadzwoniłam do lek.Uspakajał mnie"weż pół godzinną ciepła ale nie gorącą kąpiel,4 tabl duphastonu i no-spe.Nogi do góry i leż"Pomogło,przestałam krwawić.26.06 zaczął mnie piec dołem brzuch.Pomyślałam,zapalenie pęcherza.27.06 miałam wizyte kontrolną.Zaczęłam plamić.Po wizycie odrazu trafiłam do Kliniki we Wrocławiu na patologię.Dostałam kroplówkę.Niby się uspokoiło,ale pobolewał mnie lekko brzuch.Co kilka godzin miałam badanie.28.06 po godz 10 zaczął mocniej boleć,i doszło krwawienie.Zabrali mnie do zabiegowego i usłyszałam"rozwarcie 6 cm" i lekarz zadzwonił na porodówkę"szykujcie się,wcześniak 31 tydzień"Boże jaki mnie opętał strach!Dostałam drgawek.Trafiłam na porodówkę i "musimy zrobić cc".Zgodziłam się prosząc żeby ratowali Moje Maleństwo...Godz 11.57 na świat przyszła moja Córeczka.Nie widziałam jej,zabrali do inkubatorka i na Oddział Intensywnej Opieki Wcześniaków.A mnie po wybudzeniu z narkozy przewieziono do sali pooperacyjnej.Leżałam patrząc w sufit i myśląc o Malutkiej.Myślałam,że skoro lek nie przychodzi to chyba ok.Przecież muszą odczekać.Ok godz 23 przyszedł lek pediatra"Mama,nie jest dobrze.Stan krytyczny..."Po kolei dowiadywałam się co z Moją Ukochaną Córeczką.Zabrali mnie do Niej.Leżała z zamkniętymi oczkami,podłączona pod respirator.Siedziałam,sluchając neonatologa i modląc się o życie Zuzi..."Mama"uslyszałam lekarza..."Przykro mi bardzo,walczyliśmy ile sił..."Mój Aniołek odszedł dn.29.06 o godz 04.00...To nie prawda,że czas goi rany.Po prostu przyzwyczaja do bólu...[*]Kochamy Was Bardzo
Ostatnia edycja: