reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

ADOPCJA- pary starające się o adopcję wczoraj i dziś.

reklama
Dziewczyny mam ważne pytanie, czy rodzina biologiczna dziecka ma prawo do kontaktu z tym dzieckiem po adopcji przez inną rodzinę? jakie są Wasze doświadczenia w tej sprawie?
 
Hej Dziewczyny. Na tym wątku jestem nowa i raczej nie znam się na temacie adopcji, mam jednak parę pytań w związku z decyzją mojej przyjaciółki. A więc do rzeczy ma 35 lat i boi się ze wyklucza jej podanie ze względu na wiek ale czy to jest w ogóle możliwe? Wydaje mi się ze to nie średniowiecze i raczej w tym wieku adoptuje się dzieci. Dodatkowo miała tylko 2 podejścia in vitro-na więcej tez jej nie stać wychodowała tylko 5 zarodków z czego jeden się nie nadawał do zapłodnienia. Teraz musiała by zaczynać cala procedurę jeszcze raz a nie ukrywajmy nie są to małe koszta i po prostu ich już nie stać. Na zapłodnienie normalne nie ma szans nie ma janowodowodów -macica jednorożna z jednym janowodem który wycieli gdy pękł-ciaza poza maciczna. Oboje mają pracę z tym ze ona pracuje w handlu ale umowę ma na czas nie określony zarabia 2 tys netto a on tez umowa na czas nie określony 3.5 tys netto. Mieszkanie wynajmują, niestety nie kupili jeszcze swojego no bo wkład własny itd chwilowo nie mają takiej opcji. Czy ich wiek oboje będą mieli w tym roku 36 lat i brak mieszkania może wpłynąć źle na ich kandydaturę? Jakie będą potrzebowali dokumenty ? Bardzo chciała bym im pomóc mam z nią jutro jechać do OA. Ale jak tak was czytam to aż się boje co tam nam jutro powiedzą :(
 
A ja mam inne zdanie na ten temat. U nas było całkiem spoko, wizyta w domu, zbieranie dokumentów, rozmowy, testy psychologiczne, teraz w tracie kursu. Pani z osrodka fajne, może na początku podejście lekko z dystansem, ostrożne, ale chyba tak jest do wszystkich. Kurs spoko, wiele ciekawych informacji. Fakt, zajmuje trochę czasu, zajęcia są co tydzień w godzinach takich, że raczej każdy musi się zwalniać z pracy, te wszystkie rozmowy i spotkania też odbywały się w takich godzinach, no ale jakby każdemu trzeba było dogodzić to panie tam pracujące musiałyby tam zamieszkać. Co zajęcia są zadawane prace domowe, czyli odpowiedzi na różne pytania, czasem łatwiejsze, czasem trudniejsze, ale do przeżycia, no to też zajmuje trochę czasu. Ogólnie polecam, spodziewałam się, ze będzie dużo gorzej.
 
mamuska, Niestworzone wymogi? Bez przesady.. pierwsze słyszę...

mmufinka, wiek jest jak najbardziej w porządku, my z mężem mamy po 26 lat i bardzo panie się dziwiły, bo powiedziały, że większość adoptujących to 30 wzwyż, a nawet koło 40. Zarobki są ok. Sąd przeważnie wymaga ok. 4.000 netto (minimum socjalne-na 3 osoby). Co do mieszkania to nie wiem jak w takiej sytuacji podchodzą..

Ja już jestem po wizycie domowej, czekam na kurs.
 
Ostatnia edycja:
W naszym ośrodku, jeśli się nie mylę to zarobki łączne 2 osób musiły wynosić chyba 3 tys. netto, także w sumie po 1500 na głowę, także też mi się nie wydaje to przesadą. Staż małżeński to 5 lat, ale i w kwestii stażu i zarobków do każdego podchodzą indywidualnie, nie jest tak, że jak masz 4 lata małżeństwa to odeślą cię i każą przyjść za rok, tam też pracują ludzie. My jesteśmy w połowie kursu i jesteśmy zadowoleni. Kurs opiera się trochę na oglądaniu filmów, trochę na dyskusji, trochę na wykładach, trochę ćwiczeniach. Ale nie jest to nic krępującego, wymuszonego, nikt nikogo nie zmusza do udzielania odpowiedzi, naprawdę ok. Co do wymagań, sory, trochę jest tych papierów do pozbierania, ale to jest bardzo poważna sprawa, nie mogą nas zakwalifikować na kurs na podstawie dowodu i naszych zapewnień, że jesteśmy normalni. Ja polecam. Póki co ;-)
 
W naszym ośrodku, jeśli się nie mylę to zarobki łączne 2 osób musiły wynosić chyba 3 tys. netto, także w sumie po 1500 na głowę, także też mi się nie wydaje to przesadą. Staż małżeński to 5 lat, ale i w kwestii stażu i zarobków do każdego podchodzą indywidualnie, nie jest tak, że jak masz 4 lata małżeństwa to odeślą cię i każą przyjść za rok, tam też pracują ludzie. My jesteśmy w połowie kursu i jesteśmy zadowoleni. Kurs opiera się trochę na oglądaniu filmów, trochę na dyskusji, trochę na wykładach, trochę ćwiczeniach. Ale nie jest to nic krępującego, wymuszonego, nikt nikogo nie zmusza do udzielania odpowiedzi, naprawdę ok. Co do wymagań, sory, trochę jest tych papierów do pozbierania, ale to jest bardzo poważna sprawa, nie mogą nas zakwalifikować na kurs na podstawie dowodu i naszych zapewnień, że jesteśmy normalni. Ja polecam. Póki co ;-)

O no to my tyle mamy (na papierze) i powiedziały, że to za mało (dla sądu, bo ośrodki nic do tego nie mają).
U nas stażu związku w ogóle czy małżeńskiego w ogóle nie bierze się pod uwagę :)
A papiery to też jeden dzień załatwiania na upartego :)
Ale pewnie co ośrodek to inne podejście.

Dokładnie przede wszystkim jest tu brane pod uwagę dobro dziecka. Nikt nie da dziecka komuś z ulicy :)
 
Witam,
Długo się zanosiłem z napisaniem tego postu, jednak wczorajsze wyniki testu ciążowego Żony podłamały nas zupełnie i nie widzimy innej opcji...Adopcja to na chwilę obecną chyba jedyne sensowne rozwiązanie.

Zacznę od opisania naszej historii - małżeństwem jesteśmy od prawie 5 lat, o Dzidziusia staramy się praktycznie od Ślubu. Pierwsze 2 lata nie leczone, ostatnie 2 i pół roku to istny rollercoaster. Mieliśmy 4 podejścia do inVitro, sprobowaliśmy wszystkiego z mojego nasienia, z nasienia dawcy, ba nawet spróbowaliśmy z gotowego zarodka....NIC. Raz nam się udało, ale niestety nasza radość z "fasola" trwała niecałe 2 tygodnie :(

Żona już nie wytrzymuje psychicznie, widzę że jest cieniem samego siebie, wspieram Ją jak tylko mogę, wypłakuje się w samotności (faceci też czasem płaczą:p), żeby nie potęgować jej smutku, rozgorycznia...sam nie wiem czego.

Chciałem się podpytać o adpocję. Czy procedury są bardzo czasochłonne, czy mogą nas odrzucić? Mamy własny dom (koniec budowy), z dwoma pustymi pokojami które byśmy chcieli aby były pełne zabawek, klocków (tak, tak chciałbym gołą stopą wejść w klocka wtedy uwierzę iż jestem Ojcem:p) i rozrabiających dzieci :)

Wszędzie jest informacja o tym iż potrzebne są jakieś badania medyczne potencjalnych rodziców, jakie to są badania? Psychologiczne? Lekarz rodzinny czy jakiś specjalista??!!??

Najgorsze jest to że jesteśmy z naszymi problemami całkowicie sami, nie wiedzą rodzice, rodzina, przyjaciele....słowem NIKT :( Nie chcemy ich zamartwiać swoimi problemami, boimy się jak społeczeństwo zareaguje na informację - "chcemy adpotować"

Dzięki za odpowiedzi, chce jak najlepiej się przygotować, a wiedza merytoryczna pozwoli mi lepiej wspierać Żonę

Buziaki i przepraszam że tak się rozpisałem tutaj ale tak jak mówiłem, jesteśmy z tym sami :(
 
reklama
Witaj:)
Na wstępie powiem, ze ja tez po 4 podejściach, skończonej budowie z dwoma pustymi pokojami;)

Ja jestem w trakcie, wiec mogę co nieco powiedzieć.
U mnie w ośrodku czekaliśmy niecały rok na Kurs(najpierw składa się podanie z prośba o pomoc w przysposobieniu dziecka). Panie zadzwoniły, czy jesteśmy zainteresowani i kazali kompletować dokumenty: od lekarza rodzinnego, ze nie ma przeciwwskazań do adopcji, od psychiatry, odpis zupełny aktu ślubu, życiorysy. Gdy skompletowalismy wszystko zaproszono nas na testy psychologicznie w ośrodku. Następnie wizyta domowa, było bardzo miło. Jednak na wizycie domowej (apropos tego, ze nikomu nie mówicie)bardzo pytają o to jak rodzina otoczenie zareagowała na to, że chcemy adoptować. Ale to tez nie jest jakaś przeszkoda raczej rozmowa luźna i uświadomienie.
Ośrodek nie odrzuca właściwie chyba, ze testy pójdą fatalnie czy coś.

Rozumiem żonę miałam to samo. Mieliśmy korzystać z dawcy,zarodka, ale to nie dla mnie .. ja zapisywałam się do ośrodka gdy jeszcze "chorowałam"na biologiczne dziecko. Jednak po ostatnim podejściu coś mi się odmieniło i nie mogłam doczekać się aż zadzwonią. Dziś już nie mam żalu, jestem szczęśliwa,ze jest taka możliwość, ze się jest zdrowym, można mieć prawdziwa rodzinę. O ciąży w ogóle nie myślę, tylko o tym dziecku, które ma się pojawić w naszym życiu. I tego wam życzę. Jak jeszcze jakieś pytania to pisz:)
 
Do góry