Ja swojego porodu jakoś też najlepiej nie wspominam. Był wywoływany w 38 tc bo miałam przepływy w pępowinie na dolnej granicy normy. stawiłam się rano ogolona i z dobrym nastawieniem. Kazali się przebrać, zrobili lewatywkę (nie byłam przeciwna a poza tym to pomogło rozruszać akcję porodową bo od razu się drobne skurcze pojawiły), podpięli wenflon i kazali czekać... Skurcze sobie były, bólu mniej - jak przy @. Za czas jakiś wpadła położna i postanowiła pomasować mi szyjkę w celu rozruszania akcji bardziej. Zdania co do tego zabiegu są podzielone bo to trochę takie na siłę itd ale mi to pomogło bo nagle rozwarcie o 1 palec większe chociaż ból koszmarny. No i skurcze lepsze były. Potem znowu czekanie, spacerowanie, kucanie. Koło południa odeszły mi wody w wannie - nawet nie poczułam kiedy, i wtedy się zaczęło. Podpięli mi oxytocynę, skurcze były co 3 minuty, bolało - ale jeszcze znośnie. Położna wpadła na masaż jeszcze ze 2 razy. Dobrnęłam do rozwarcia 3,5 palca - podobno najbardziej bolesny moment i powinno być już potem z górki. Skurcze były za jakiś czas co 2 - 2,5 minuty i trwały koło minuty (czyli przerwa bez bólu trwała raptem minutę), miałam ochotę chodzić po ścianach a tu rozwarcie nie powiększało się. Na zmianie była już inna położna i ta nie masowała szyjki. Tamta pewnie znów sprawę by ruszyła o palec do przodu
Do 21 miałam już dość bo te 3,5 palca trwało już ze 3 godziny i nic. A jeszcze położna przy badaniu do mnie, że te skurcze to beznadziejne są. W pewnym momencie stwierdziłam ze idę do domu i wrócę jak się prześpię a oni niech sobie rodzą sami. Chwile po 21 mój ginekolog uznał że to chyba bez sensu i może jednak cięcie... Już miałam tak dość że uznałam to jako wybawienie. W sumie rodziłam może ze 12 godzin ale ten brak postępu w pewnym momencie załamał mnie psychicznie i koniec. Psychika przy porodzie jest bardzo ważna, komfort rodzącej, nastawienie. A tamta położna z pierwszej zmiany była przekonana, że ze mną nie będzie problemu, byłam pogodna i pozytywnie nastawiona i wszystko szło dobrze. Do końca jej zmiany najwyraźniej. Potem była w szoku że mi się nie udało i że skończyło się cięciem. Samo cięcie? błyskawiczna akcja, milion pytań anestezjologa, dogolenie mnie na zero, cewnik. dziabnęli mnie w kręgosłup - nie bolało, tylko takie drętwiejące uczucie jak u dentysty i ogromna ulga bo od razu mniej bolały skurcze porodowe no bo ciągle były. Położyli, podpięli aparaturę - czułam się jak na krzyżu bo do jednej ręki podpięli kroplówę a rękę mankietem do stołu (stół to taka wąziutka kozetka z bokami na ręce pod kątem odchodzącymi od łóżka jak rękawy od swetra, ruchomymi), a drugą rękę unieruchomili mankietem do pomiaru ciśnienia i też nie mogłam nią ruszać. Postawili namiot, ponakrywali mnie szmatami, zapytali czy coś czuję - oczywiście w moim odczuciu czułam wszystko, nawet prześcieradło na nogach
A tu słyszę że oni zaczynają! Już chciałam protestować że JA CZUJĘ ale chlasnęli mnie po brzuchu tzn rozcięli i nie bolało... Czucie jako takie zostało - jak u dentysty, człowiek czuje że mu grzebią ale to nie boli. Lekarze sobie gadali o pierdołach, moje serducho pikało sobie spokojnie i głośno na całą salę operacyjną, a mnie denerwowała lampa bo mi w gały świeciła. No sielanka. Czułam szarpanie, myślałam nawet że od tego szarpania to mnie z tego stołu zrzucą. Potem rozbolał mnie żołądek - poważnie dostałam kolki. Powiedziałam im a oni że jak tak to muszą mnie uspać ale wtedy nie usłyszę dziecka więc zaprotestowałam ale dali mi coś i tak do kroplówki bo nagle zrobiło mi się super, jakbym nagle była pijana jak bela
Powiedziałam na głos, że to super uczucie i że czuję się pijana a mój lekarz wychylił się zza tego parawanu popatrzył na mnie i zapytał "co wyście jej dali?" i śmiał się. Potem pamiętam jak przez mgłę, że się wreszcie urodziło dziecko, dali mi ja do przytulenia do policzka, kazali czytać metkę na rączkę, że to moje dziecko i zaczęli zszywać. A dziecko wynieśli tatusiowi i na badania, mierzenia i takie tam.
Potem było już tylko gorzej bo człowiek musiał się nauczyć od nowa chodzić, sikać i grubsze rzeczy też a jak ma się rozchlastany brzuch to nie jest łatwo. Muszę się znowu nastawić psychicznie na ten cyrk bo na 99 % będę miała znów CC