Hej.Piszę bo do końca nie mogę zrozumieć .Poszłam do lekarki w ok 6 tygodniu ciąży .Długo szukała ciąży na monitorze do usg .Wcześniej robiłam 2 testy które wyszły pozytywne więc wiedziałam że napewno w ciąży jestem .Szczerzę mówiac robiła dziwne miny ...znam już ją trochę lat i widać było że coś jest nie tak ...coś wspominała żebym się rozluzniła bo nie może zobaczyć serduszka... wtedy coś czułam po niej że jest nie tak koniec końców wszystko było ok .Nastepnego dnia dałam mi kartkę do szpitala na badania ( zawsze tak daje ) wszystkie wyszły prawidłowo .Mówiła że mam troszkę bakterii w moczu i nic pozatym. Nawet pobierali mi krew wszystko wyszło ok .Inny lekarz oglądał moje dziecko na usg wszystko z nim było ok .W ok 9 tygodniu ciaży poszłam na kolejna wizytę do ginekologa niestety serce dziecka nie biło ? czy przeestało bić ? sama nie wiem co powiedziała w takim ciężkim szoku byłam.Na nastepny dzień poszłam do szpitala na usg zeby potwierdził to inny lekarz..on popatrzyl i spytal czy mi pani doktor mówiła ze ciaza jest martwa...czy cos podobnego ...zrobil jakies 3 zdj na 1 widac bylo duze dziecko na nastepnym chyba tez a 3 bylo jakby takie puste oczywiscie mialam je zaniesc lekarza na góre.Nic nie krawiłam .Nawet po tabletkach w szpitalu malutko krwawiłam .Ponieważ te tabletki nie wywołały chyba poronienia .Zabieg i do domu.Czy gdyby np moje dziecko miało połowe serduszka miało by szanse przeżyć ? czemu nagle przestało mu bić serduszko ? co mogłobyć tego przyczyna.Nie badali mi w sumie restzek po poronieniu bo nie chcialam robić pochówku stąd nie wiem dokladnie czemu tak sie stało .