reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Depresja 3 lata po porodzie? Możliwe?

Ważne, żebyś po powrocie do pracy przeorganizowała podział obowiązków domowych. Bo znów może Ci się nawarstwić dużo spraw, dużo pracy, ogarniania, będziesz zmęczona, a to nie służy naprawie relacji.
 
reklama
Hej!
Piszę do was z prośbą o wsparcie i o podzielenie się waszymi doświadczeniami.

Pierwszego syna urodziłam prawie 3 lata temu... Od samego początku było z nim bardzo ciężko, bo trafił nam się typowy HNB, który dniami i nocami nie chciał zejść nam z rąk. Do tego wstawał kilka razy w nocy i finalnie budził się ze spania o 5. W ciągu dnia ryczał i nie dawał się uspokoić, nic już nie mówiąc o tragicznych drzemkach, które przyprawiały mnie o wycie z bezradności.
Po 1,5 roku urodził nam się drugi syn, który już był lepszy w obyciu i o wiele spokojniejszy.

Przez całą tą sytuację z dziećmi bardzo oddaliliśmy się z mężem. Gdy dzieci zasypiały to siadaliśmy na kanapie i w telefonami w rękach zasypialismy że zmęczenia. Mąż bardzo angażuje się w wychowanie dzieci i jest dla nich najlepszym tatą jakiego mogłyby sobie wymarzyć. Robi przy nich wszystko.

Niestety przez ten czas 3 lat, gdy jestem zamknięta w domu (pierwsze 2 lata to czas pandemii) coś się we mnie zmieniło. Nie mogę zapanować nad swoimi emocjami, nie wierzę w siebie, a moje poczucie własnej wartości jest równe zeru. Przez to obrywa mój mąż, bo wszystko jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi... Nawet lekko podniesiony ton głosu... Lub jakas uwaga/komentarz, która normalnego człowieka nie ruszyła by.
Ja na wszystko reaguję płaczem, wręcz histerią, która może trwać nawet pół wieczora. Nie panuję wtedy nad sobą i mówię rzeczy, których nigdy bym nie powiedziała np. "nie kocham cię", "żałuję, że za ciebie wyszlam".
Gdy emocje opadną przepraszam za to co mówię i sama bie wierzę, że coś takiego mogło się wydarzyć i to najczęściej z blachego powodu... Żałuję...

Czy ktoś z was miał takie straszne wahania nastrojów? Daliście sobie radę sami? Czy wkroczył psycholog?

Chcę nad tym pracować, bo mąż mówi, że już bie daje rady i że nie wie jak ma wyglądać nasze życie...
Mówi, żebym poczekała z terapią, bo zaraz wracam do pracy i "może sama się przestawie".

Dzięki za pomoc
Też jestem 3 lata w domu, też z dwójką maluchów. I też przestałam wierzyć w siebie, uważam, że jedyne, do czego się nadaję, to zajmowanie się domem i dziećmi. I to nie do końca, bo zawsze coś jest niedopatrzone. Na motywujące słowa męża reaguję płaczem, bo odbieram to jak ironię, atak na mnie. Prawie codziennie się kłócimy o jakieś głupoty. I to te kłótnie są dosyć mocne.

Zauważyłam ostatnio, że zaczynam unikać nowych rzeczy, a nawet powrotu do starych zainteresowań. "Bo przecież do niczego poza dziećmi się nie nadaję ". Jak mąż chce mi coś nowego pokazać to reaguję kłótnią. Żałuję tego późnie, ale tak jakby boję się, że mąż zauważy, że mało co zostało z tej kobiety, z którą brał ślub. Teraz jest tylko matka jego dzieci. Kłótnia i unikanie to moja reakcja obronna.

Mąż i ja często jesteśmy przemęczeni, wspólne wieczory często wyglądają tak, że ja zasypiam usypiając jedno dziecko, a mąż drugie (dzieci chodzą spać przed 20). Ja wstaję milion razy w nocy do obu pociech, a mąż o 5 rano z młodszą córką. Marzy mi się przespana noc. Żeby się obudzić tylko z mężem w łóżku, wszyscy wyspani, dzieci u siebie. Cekawe , kiedy taki cud się zdarzy.

Ja też wychodzę do ludzi, gdzieś z 3-4 razy w tygodniu jestem u kogoś albo ktoś u mnie na kawie. Wtedy też mam ze sobą córeczkę. A 2-3 razy w tygodniu wychodzę na godzinę bez dzieci.

Chciałabym wiedzieć, czy pomógł Ci powrót do pracy. Bo ja też jakoś muszę sobie poradzić ze sobą.
 
Depresja to taka perfidna choroba, która może dopaść każdego, w każdym czasie i zupełnie niezależnie od okoliczności. Mnie odwiedzała kilka razy w życiu, najmocniej na studiach i po porodzie pierwszego dziecka. Ktoś, kto tego nie przeżył, może mówić, że warto wyjść z domu, do pracy, spotkać się z przyjaciółmi i tak dalej. Może i poprawi Ci się humor na kilka dni, może tygodni, ale jeśli to jest depresja, to wróci. I nic nie będzie dobrze. Dojdziesz do wniosku, że w Tobie jest problem, bo co. Masz cudowną rodzinę, masz pracę i stale źle. Inni mają gorzej, a Tobie źle. Jeśli zachorowałaś, to może to stwierdzić tylko psychiatra lub terapeuta. Nie łudź się, że depresja Ci przejdzie, bo nie przejdzie. Podobnie jak ból zęba, "przechodzisz" go przez jakiś czas, a potem odezwie się z taką siłą, że przesłoni wszystko.

Jeśli to, jak się czujesz utrudnia Ci życie to nie ma sensu krzywdzić siebie i bliskich. Idź po pomoc jak najszybciej.

Edit. Dodam jeszcze z doświadczenia. Unikaj osób, które rozmowę na ten temat zaczynają od słów "ja tak nie miałam, ale...". Nie miały tak, więc nie wiedzą. Nie wiedzą, więc nie mogą zrozumieć. Nie zrozumieją, więc nie pomogą. Ja zmarnowałam ponad rok na rozmowę o depresji poporodowej z koleżanką, która po dwóch kreskach oszalała z miłości do swojego dziecka. Czułam się przy niej jak śmieć i miałam wrażenie, że jestem upośledzona. Szukaj osób, które przeżyły to co Ty. Będziemy wiedzieć co czujesz i nie udzielimy nieadekwatnych rad.
 
Ostatnia edycja:
Depresja to taka perfidna choroba, która może dopaść każdego, w każdym czasie i zupełnie niezależnie od okoliczności. Mnie odwiedzała kilka razy w życiu, najmocniej na studiach i po porodzie pierwszego dziecka. Ktoś, kto tego nie przeżył, może mówić, że warto wyjść z domu, do pracy, spotkać się z przyjaciółmi i tak dalej. Może i poprawi Ci się humor na kilka dni, może tygodni, ale jeśli to jest depresja, to wróci. I nic nie będzie dobrze. Dojdziesz do wniosku, że w Tobie jest problem, bo co. Masz cudowną rodzinę, masz pracę i stale źle. Inni mają gorzej, a Tobie źle. Jeśli zachorowałaś, to może to stwierdzić tylko psychiatra lub terapeuta. Nie łudź się, że depresja Ci przejdzie, bo nie przejdzie. Podobnie jak ból zęba, "przechodzisz" go przez jakiś czas, a potem odezwie się z taką siłą, że przesłoni wszystko.

Jeśli to, jak się czujesz utrudnia Ci życie to nie ma sensu krzywdzić siebie i bliskich. Idź po pomoc jak najszybciej.

Edit. Dodam jeszcze z doświadczenia. Unikaj osób, które rozmowę na ten temat zaczynają od słów "ja tak nie miałam, ale...". Nie miały tak, więc nie wiedzą. Nie wiedzą, więc nie mogą zrozumieć. Nie zrozumieją, więc nie pomogą. Ja zmarnowałam ponad rok na rozmowę o depresji poporodowej z koleżanką, która po dwóch kreskach oszalała z miłości do swojego dziecka. Czułam się przy niej jak śmieć i miałam wrażenie, że jestem upośledzona. Szukaj osób, które przeżyły to co Ty. Będziemy wiedzieć co czujesz i nie udzielimy nieadekwatnych rad.
Proszę, nie generalizuj. To, że ktoś mówi, że tak nie miał nie oznacza, że nie rozumie. Psychiatra niekoniecznie doświadczył depresji, a jednak wie, jak pomóc. To, że ciebie to spotkało nie oznacza, że każdy tak ma.
 
Proszę, nie generalizuj. To, że ktoś mówi, że tak nie miał nie oznacza, że nie rozumie. Psychiatra niekoniecznie doświadczył depresji, a jednak wie, jak pomóc. To, że ciebie to spotkało nie oznacza, że każdy tak ma.
Twoje słowa odebrałam tak, że Ty masz jeszcze gorzej, a się trzymasz. Paskudne słowa dla kogoś, kto czuje się źle. Paskudne.
 
Nie miałam podobnej sytuacji, choć od 5 lat jestem zamknięta w domu. Dzieci miały być zdrowe, a nie obyło się bez komplikacji. Szpitale, rehabilitacja, pandemia.... Emocje różne. Nie odreagowuje na mężu.
Nie wiem jak inaczej to odebrać, jeśli nie "mam gorzej, ale daję radę." To nie są słowa do osoby borykającej się z rzeczywistością.
 
Hej!
Piszę do was z prośbą o wsparcie i o podzielenie się waszymi doświadczeniami.

Pierwszego syna urodziłam prawie 3 lata temu... Od samego początku było z nim bardzo ciężko, bo trafił nam się typowy HNB, który dniami i nocami nie chciał zejść nam z rąk. Do tego wstawał kilka razy w nocy i finalnie budził się ze spania o 5. W ciągu dnia ryczał i nie dawał się uspokoić, nic już nie mówiąc o tragicznych drzemkach, które przyprawiały mnie o wycie z bezradności.
Po 1,5 roku urodził nam się drugi syn, który już był lepszy w obyciu i o wiele spokojniejszy.

Przez całą tą sytuację z dziećmi bardzo oddaliliśmy się z mężem. Gdy dzieci zasypiały to siadaliśmy na kanapie i w telefonami w rękach zasypialismy że zmęczenia. Mąż bardzo angażuje się w wychowanie dzieci i jest dla nich najlepszym tatą jakiego mogłyby sobie wymarzyć. Robi przy nich wszystko.

Niestety przez ten czas 3 lat, gdy jestem zamknięta w domu (pierwsze 2 lata to czas pandemii) coś się we mnie zmieniło. Nie mogę zapanować nad swoimi emocjami, nie wierzę w siebie, a moje poczucie własnej wartości jest równe zeru. Przez to obrywa mój mąż, bo wszystko jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi... Nawet lekko podniesiony ton głosu... Lub jakas uwaga/komentarz, która normalnego człowieka nie ruszyła by.
Ja na wszystko reaguję płaczem, wręcz histerią, która może trwać nawet pół wieczora. Nie panuję wtedy nad sobą i mówię rzeczy, których nigdy bym nie powiedziała np. "nie kocham cię", "żałuję, że za ciebie wyszlam".
Gdy emocje opadną przepraszam za to co mówię i sama bie wierzę, że coś takiego mogło się wydarzyć i to najczęściej z blachego powodu... Żałuję...

Czy ktoś z was miał takie straszne wahania nastrojów? Daliście sobie radę sami? Czy wkroczył psycholog?

Chcę nad tym pracować, bo mąż mówi, że już bie daje rady i że nie wie jak ma wyglądać nasze życie...
Mówi, żebym poczekała z terapią, bo zaraz wracam do pracy i "może sama się przestawie".

Dzięki za pomoc
Czytajac ciebie to tak jakbym czytała o sobie...moj syn urodzony w kwietniu br. Lata starań, dyscypliny itp. Skończylo sie ze podjelismy nierowna walke ktora skonczyla sie In vitro. Bylo w cholere ciezko! Ale jest i on. Wyczekany. Wyglaskany. Wyplakany....i co?! Kurde! Kocham go ponad wszystko i nigdy nie przestane. Zrobie dla niego wszystko. Zawsze! Nigdy nie przestane kochac i żalowac drogii jaka jest mcierzynstwo. Ale tez nikt mi nie zabroni tej drogi lubiec. Zmienilo sie wszystko! Wszystko. Odkad urodzilam mojego Wojownika a jest to juz ponad 7 mcy nie przespalam ani jednej nocy. Nie interesuje go nic dluzej niz 5 min. Najlepiej byc blisko mnie uwieszonym. Najlepiej na rekach. Wszystko robie w locie w biegu. Czuje presje! Wieczny placz i drzemki 15 min. Doslownie! On nie pospi dluzej niz 15 min. w ciagu dnia. W nocy co 2, 3 h pobudki. Kocham go! Ale nie tego chcialam! Nienawidze tych nieprzespanych nocy i braku czasu dla siebie. Wszystko w ciaglym biegu. Wszystko pod presja czasu...ale żeby nie bylo Kocham mojego syna od pierwszych chwil! Kiedy ząbkuje, nie daje odlozyc sie do lozeczka, marudzi i jeczy. A potrafi jeczec godzinami🙈 Kocham go na tych wszystkich etapach. Ale miewam jednakowoż problem z lubieniem go po przez te wszystkie etapy chwile i jeki. Jest to męczące, irytujące i przytłaczające. Musimy przełknąć tę wierzchnia, gorzkawą warstwe a z czasem bedzie lepiej...co do męza i relacji to musicie duzo rozmawiac . U nas moj maz pomimo ze sie klocimy rozumie mnie i wie ze ja tez potrzebuje ciszy i przestrzeni. Pojscia w samotnosci na spacer czy poprostu zamkniecia sie w pokoju obok i pobyciu w samotnosci. Jestesmy przemeczone, potrzebujemy tej jednej chwili dla siebie, oddechu. To ze pojdziesz sama na spacer, zakupy, do kina, nie oznacza ze nie kochasz swojego dziecka...jestes czlowiekiem i potrzebujesz swojej przestrzeni....chwili i ciszy dla siebie. Ja jeszcze nie wrocilam do pracy ale dorabiam sobie pare godzin w miesiacu. Jezu to najlepsze co moze byc dla nas Kobiet i mam. Wstaje przed 5. Ogarniam wszystko do malego. Ubieram sie NIE W DRES tylko w koncu jak kiedys...kobieco. Ubieram nawet lepszy biustonosz zeby czuc sie sexi (normalnie go nie ubieram, bo i po co) Czasami przyodziewam usta szminka...czy jest lepiej? Jest! Musze wstac, musze wygladac, musze wyjsc. To takie male rzeczy a czynia cuda. Jak bedzie dalej? Nie wiem ale wiem ze sie nie poddam💪 powodzenia kochana. Jesli chcialabys pogadac to zapraszam na priv. Pisz jesli zajdzie taka potrzeba😊 Powodzenia
 
Ostatnia edycja:
reklama
Do góry