Madlein
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 24 Marzec 2010
- Postów
- 3 653
Chociaż ta nadeszła u mnie według powinności czyli od trzeciej doby... Na pomoc nie mam w tym szpitalu za bardzo co liczyć. Nocą tak mnie boli, że nie mogę wstać z łóżka, z leków przeciwbólowych zostaje mi tylko apap, który g... daje. Opuchlizna z nóg mi nie schodzi nawet przez noc, cały czas prawie siedzę żeby nie musieć wstawać, czasem przejdę się po korytarzu, ale to nic nie daje. Nogi jak słonia i odrętwiałe. Drugą noc zostawiam małego w dyżurce pielęgniarek i drugą noc słyszę wielkie wyrzuty, że ja je wykorzystuje.
Na dodatek bierze mnie choroba, katar, gardło, nie mogę nawet odkaszlnąć bo strach o szwy. Boję się że mały już zarażony, bo całuski dostawał ode mnie, a tu z godziny na godzinę to przeziębienie się wzięło.
Z karmienia chyba nic nie wyjdzie, najpierw brałam te leki i mi zabronili go przystawiać, od wczoraj odstawili i to już czwarta doba, zainwestowałam w laktator aventu licząc na cud, karzą mi stymulować nim piersi co 3h, ale co kolejna stymulacja to jakby mniej mleka, ba jego nie ma prawie wcale...
No i najgorsza ta żółtaczka, przez nią siedzimy w tym szpitalu. Wczoraj wyniki z przedwczorajszych 8 wskoczył na 11,8, a od 12 dziecko naświetlają, czyli pewnie już dzisiejszy wynik i mały pójdzie do inkubatorka na wygrzewanie.
Ach jak ja bym chciała być w domu ze zdrowym małym i bliskimi, którzy pomogą...
Normalnie mam do siebie wyrzuty co ze mnie za matka od samego początku dziecko czuje się niechciane, bo zostawiam je obcym baba, bo sobie rady nie mogę dać z nim nocą.
I jeszcze oprócz żółtaczki mały cały czas spada z wagi, dzisiaj prawie jeść nie chciał, jutro pewnie znów usłyszę od pediatry, że dziecka karmić nie umie nawet mieszanką. A on do wczoraj stracił już 10% wagi urodzeniowej.
Normalnie wpadłam w dół na dwa metry w ziemi wykopany... A ja chce tak niewiele, śmigać na pełnych obrotach ze zdrowym dzieckiem.
Na dodatek bierze mnie choroba, katar, gardło, nie mogę nawet odkaszlnąć bo strach o szwy. Boję się że mały już zarażony, bo całuski dostawał ode mnie, a tu z godziny na godzinę to przeziębienie się wzięło.
Z karmienia chyba nic nie wyjdzie, najpierw brałam te leki i mi zabronili go przystawiać, od wczoraj odstawili i to już czwarta doba, zainwestowałam w laktator aventu licząc na cud, karzą mi stymulować nim piersi co 3h, ale co kolejna stymulacja to jakby mniej mleka, ba jego nie ma prawie wcale...
No i najgorsza ta żółtaczka, przez nią siedzimy w tym szpitalu. Wczoraj wyniki z przedwczorajszych 8 wskoczył na 11,8, a od 12 dziecko naświetlają, czyli pewnie już dzisiejszy wynik i mały pójdzie do inkubatorka na wygrzewanie.
Ach jak ja bym chciała być w domu ze zdrowym małym i bliskimi, którzy pomogą...
Normalnie mam do siebie wyrzuty co ze mnie za matka od samego początku dziecko czuje się niechciane, bo zostawiam je obcym baba, bo sobie rady nie mogę dać z nim nocą.
I jeszcze oprócz żółtaczki mały cały czas spada z wagi, dzisiaj prawie jeść nie chciał, jutro pewnie znów usłyszę od pediatry, że dziecka karmić nie umie nawet mieszanką. A on do wczoraj stracił już 10% wagi urodzeniowej.
Normalnie wpadłam w dół na dwa metry w ziemi wykopany... A ja chce tak niewiele, śmigać na pełnych obrotach ze zdrowym dzieckiem.