Witam Was serdecznie.
Chciałam podzielić się z Wami moją historią, być może jest na forum mama, która miała bądź ma podobną sytuację do mojej.
Być może dzięki temu tematowi i rozmowie dojdziemy wspólnie do konkretnych wniosków.
Otóż sprawa wygląda następująco:
w wieku 17 lat zaszłam w ciążę. Termin miałam na dwa tygodnie po mojej osiemnastce. Cieszyłam się, ale i bałam, nie wiedziałam co mnie czeka i szczególnie bałam się o naszą sytuację finansową.
Mój partner jednak podjął się zadaniu i teraz nie mamy na co narzekać, żyjemy w miarę dobrze, z czego się bardzo cieszę.
Jedynym naszym problemem jest mieszkanie, które czeka na nas dopiero w marcu 2009, do tej pory musimy mieszkać z moimi przyszłymi teściami, ale jakoś dajemy radę.
W lato tego roku zdziwiłam się bardzo, kiedy nie dostałam okresu - po porodzie z moim synkiem Bartłomiejem miałam dośc regularne miesiączki. Brałam tabletki Carezette - nie narzekałam na nie, były odpowiednie jak dla mnie.
Po dwóch miesiącach wciąż okres się nie pojawiał. Postanowiłam iść do ginekologa, chciałam zapytać się czy to nie przez tabletki. Ale tą wizytę zapamiętałam na długo. Dowiedziałam się, że jestem w drugiej ciąży!
Najpierw przyszło załamanie, my nie mamy jeszcze mieszkania, a tu drugie dziecko w drodze, jak pogodzić finanse z dwójką małych dzici, do tego dochodziła szkoła, chciałam iść do pracy, ale oczywiście całą winę zwalałam na dziecko.
Mój kryzys trwał do 15 tygodnia ciąży. Nie dało się ze mną rozmawiać, byłam okropna w stosunku do mojego partnera, w końcu powiedziałam mu jaka jest prawda.
On, zamiast krzyczeć, płakać czy cokolwiek, po prostu cieszył się. Byłam w szoku!
Od tamtej pory to właśnie mój chłopak mnie pociesza i stara się, bym znów nie przechodziła załamania.
Mówił, że jak daliśmy radę z jednym to i z drugim nie będzie tak źle.
Poza tym zmienił pracę na bardziej opłacalną i po powrocie z niej wszystko chce robić sam w domu, właściwie niczym nie muszę się martwić.
Sam powiedział, że najlepiej będzie jak do września 2009 dam sobie luz ze szkołą i pracą, do tego czasu odchowam dzieciaczki (maleństwo będzie miało pół roku, Bartek półtora). Później żłobek i szkoła zaocznie.
Trochę mnie podniósł na duchu.
Teraz jestem w 20 tygodniu ciąży i jestem szczęśliwa, że nie usunęłam dziecka (miałam takie myśli).
Mam nadzieję, że sobie poradzimy i wszystko się ułoży.
Być może wiele kobiet uzna mnie za nieodpowiedzialną smarkulę, która myśli dołem a nie głową, ale naprawdę nie należę do tej grupy dziewcząt.
Chcę poświęcić się dzieciom, później skończyć szkołę i pójść do uczciwej pracy.
Mam gdzieś dyskoteki, imprezki i używki.
Po prostu mogę napisać szczerze, że już się wybawiłam w życiu, a poza tym - kiedy ja będę mogła już zacząć życie towarzyskie, moje koleżanki będą dopiero zaczynały macierzyństwo, więc nie jest tak źle
Do dziewczyn z podobną sytuacją do mojej - najważniejsze jest nastawienie, że wszystko będzie dobrze, nie zwracajcie uwagi na innych, tylko podążajcie swoją drogą, jaką los Wam ziścił.
DZIECKO TO NIE DRAMAT, NAWET DLA TAK MŁODYCH KOBIET JAK MY!
Zapraszam do dyskusji.
Pozdrawiam,
Sandra.
Chciałam podzielić się z Wami moją historią, być może jest na forum mama, która miała bądź ma podobną sytuację do mojej.
Być może dzięki temu tematowi i rozmowie dojdziemy wspólnie do konkretnych wniosków.
Otóż sprawa wygląda następująco:
w wieku 17 lat zaszłam w ciążę. Termin miałam na dwa tygodnie po mojej osiemnastce. Cieszyłam się, ale i bałam, nie wiedziałam co mnie czeka i szczególnie bałam się o naszą sytuację finansową.
Mój partner jednak podjął się zadaniu i teraz nie mamy na co narzekać, żyjemy w miarę dobrze, z czego się bardzo cieszę.
Jedynym naszym problemem jest mieszkanie, które czeka na nas dopiero w marcu 2009, do tej pory musimy mieszkać z moimi przyszłymi teściami, ale jakoś dajemy radę.
W lato tego roku zdziwiłam się bardzo, kiedy nie dostałam okresu - po porodzie z moim synkiem Bartłomiejem miałam dośc regularne miesiączki. Brałam tabletki Carezette - nie narzekałam na nie, były odpowiednie jak dla mnie.
Po dwóch miesiącach wciąż okres się nie pojawiał. Postanowiłam iść do ginekologa, chciałam zapytać się czy to nie przez tabletki. Ale tą wizytę zapamiętałam na długo. Dowiedziałam się, że jestem w drugiej ciąży!
Najpierw przyszło załamanie, my nie mamy jeszcze mieszkania, a tu drugie dziecko w drodze, jak pogodzić finanse z dwójką małych dzici, do tego dochodziła szkoła, chciałam iść do pracy, ale oczywiście całą winę zwalałam na dziecko.
Mój kryzys trwał do 15 tygodnia ciąży. Nie dało się ze mną rozmawiać, byłam okropna w stosunku do mojego partnera, w końcu powiedziałam mu jaka jest prawda.
On, zamiast krzyczeć, płakać czy cokolwiek, po prostu cieszył się. Byłam w szoku!
Od tamtej pory to właśnie mój chłopak mnie pociesza i stara się, bym znów nie przechodziła załamania.
Mówił, że jak daliśmy radę z jednym to i z drugim nie będzie tak źle.
Poza tym zmienił pracę na bardziej opłacalną i po powrocie z niej wszystko chce robić sam w domu, właściwie niczym nie muszę się martwić.
Sam powiedział, że najlepiej będzie jak do września 2009 dam sobie luz ze szkołą i pracą, do tego czasu odchowam dzieciaczki (maleństwo będzie miało pół roku, Bartek półtora). Później żłobek i szkoła zaocznie.
Trochę mnie podniósł na duchu.
Teraz jestem w 20 tygodniu ciąży i jestem szczęśliwa, że nie usunęłam dziecka (miałam takie myśli).
Mam nadzieję, że sobie poradzimy i wszystko się ułoży.
Być może wiele kobiet uzna mnie za nieodpowiedzialną smarkulę, która myśli dołem a nie głową, ale naprawdę nie należę do tej grupy dziewcząt.
Chcę poświęcić się dzieciom, później skończyć szkołę i pójść do uczciwej pracy.
Mam gdzieś dyskoteki, imprezki i używki.
Po prostu mogę napisać szczerze, że już się wybawiłam w życiu, a poza tym - kiedy ja będę mogła już zacząć życie towarzyskie, moje koleżanki będą dopiero zaczynały macierzyństwo, więc nie jest tak źle
Do dziewczyn z podobną sytuacją do mojej - najważniejsze jest nastawienie, że wszystko będzie dobrze, nie zwracajcie uwagi na innych, tylko podążajcie swoją drogą, jaką los Wam ziścił.
DZIECKO TO NIE DRAMAT, NAWET DLA TAK MŁODYCH KOBIET JAK MY!
Zapraszam do dyskusji.
Pozdrawiam,
Sandra.