reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Dziecko z autyzmem - pomoc

Iwonka420

Początkująca w BB
Dołączył(a)
2 Wrzesień 2020
Postów
22
Dzień dobry Wszystkim,

Jestem w związku z mężczyzną, z którym mieszkam wspólnie od roku. Nazwijmy go Panem X. X miał siostrę, która pół roku temu zmarła i zostawiła na świecie swoje 7 letnie autystyczne dziecko. Obecnie opiekują się Nim jego dziadkowie, ok 60 lat. Jednak ostatnio padł temat rozmowy, co jak rodzice już nie będą w stanie się opiekować dzieckiem i wtedy My będziemy się musieli Nim zaopiekować. Obecnie niestety nie wyobrażam sobie tego. Sami jesteśmy ze sobą niecałe dwa lata. Dziecko jest autystyczne w stopniu średnim, ma padaczkę i znaczne upośledzenie umysłowe. Ja wiem, że takie dzieci mają "swój świat" i "swoje sposoby myślenia" jednak boję się, że obecne wychowanie dziecka sprzyja ogromnym problemom w przyszłości, z których trudno będzie poradzić sobie gdy wprowadzimy "nasze zasady" gdy dziecko ewentualnie trafi pod nasza opiekę.

Dziadkowie obecnie pozwalają na przesiadywanie w telefonie dziecku non stop: je, pije czy zasypia, ciągle całymi dniami gapi się w telefon i ogląda filmy na You Tube, któremu np. ja swojemu nawet zdrowemu dziecku nie pozwoliłabym oglądać (przemoc/krew/nożowanie). Co będzie gdy wprowadzimy swoje zasady np. godzina dziennie korzystania z telefonu pod kontrolą treści? I nie przy jedzeniu? Nie wtedy kiedy będzie chciał… mimo ze dziadkowie pozwalali.

Kolejny fakt to to ze bije on inne dzieci i dorosłych ludzi, co wynikać możne również z tych filmów. Dziadkowie nie bardzo reagują i nie uczą zasad społecznych. Po prostu przepraszają za dziecko i odchodzą (np. plac zabaw, piknik).Dialog: Dlaczego wróciliście do domu? Bo Mały (cytuje) pacnął faceta. Według mnie to - nie, nie pacnął tylko po prostu uderzył przypadkowego człowieka, nie bagatelizujmy tego, nazywajmy rzeczy po imieniu a dziadkowie sobie nic z tego nie robią. Nawet babcie bije po twarzy, dosłownie ją policzkuje. Co jak mnie będzie tak bił? Co jak podrośnie i nabierze siły? Co jak mu coś odbije i zrobi mi krzywdę?

Kolejna sytuacja. W domu np. przy obiedzie, dziecko dosłownie włazi na ludzie przy stole, przepycha się pomiędzy ludźmi, włazi na zagłówki, wyginając się i robi wygibasy (oczywiście ciągle wpatrzony w ten telefon) a gdy dziadkowie do niego mówią nie reaguje. Gdy chciałam się z nim przywitać właśnie przychodząc na rodzinny obiad, to dziecko mnie opluło a dziadkowie a nawet Pan X widząc to, nie zwrócili dziecku uwagi. Ja rozumiem, że jest chory ale nie powinno się takich zachowań ignorować a dziecko traktować normalnie bez taryf ulgowych. Dodatkowo prawie serce mi stanęło gdy mój pies specjalnie i wystarczająco mocno dostałby drzwiami od kuchni bo dziecko z premedytacją, czając się chciało mojego psa uderzyć. Oczywiście, reakcji brak. Martwi mnie to że Pan X będzie też ustępował dziecku i będzie traktował go ulgowo i na zasadzie „przecież nic się nie stało”, „przecież jest chory” co ja uważam za niedopuszczalne. I przez to będą między nami kłótnie i brak jednomyślności w wychowaniu co dziecko wykorzysta a ja będę miała piekło na ziemi.



Czy moje obawy są słuszne? Jak wygląda wychowanie dziecka z autyzmem? Czy są jakieś ośrodki dla dzieci, które zapewnią opiekę takiemu dziecku na stałe?



Takich przypadków jest dużo i obawiam się ze przez to ze teraz dziecko robi co chce, bez kontroli, bez konsekwencji, bez wyciszenia, bez zasad to potem my będziemy mieli przy zmianie nawyków, otoczenia istny Armagedon. Może jestem egoistką ale bardzo obawiam się i szczerze nie chce się zaopiekować tym dzieckiem… ta opieka zniszczy naszą relację z Panem X i wprowadzi do życia dużo kłótni. Dla mnie obecnie jest to obce dziecko, widziałam go dwa razy w życiu. Raz jak żyła siostra (takie samo podejście miała do dziecka jaki mają dziadkowie) i drugi raz po tym jak zmarła. Nie wyobrażam sobie, aby nagle z dnia na dzień miałabym zamieszkać z obcym dzieckiem pod jednym dachem w małym mieszkaniu, w dodatku które wymaga tak dużego nakładu pieniędzy (nie przelewa się a specjalne szkoły, terapie, leki i masa innych kosztują), pracy czy cierpliwości i własnego zdrowia, a nawet w strachu przed tym że zrobi mi krzywdę albo moim zwierzętom. Możecie mnie zlinczować ale ja mam tylko jedno życie, chce mieć własne dzieci ale w tym wypadku nie chce aby większa jego część to była męczarnia i ciągła walka….
 
reklama
Rozwiązanie
Ja bym przedyskutowała temat co z dzieckiem i jasno dała do zrozumienia, że nie chcesz się nim opiekować. Trzeba coś ustalić, bo obudzisz się za 5 lat, a twój partner powie, że musicie zająć się dziecko. Co jeżeli wasze już będzie na świecie, albo będziesz w ciąży? Odejdziesz ? Dostosujesz się ?
Nie ma nic złego w twoim myśleniu, ja nigdy nie chciałabym faceta z dzieckiem, każdy, który miałby taki rodzaj balastu byłby przeze mnie skreślamy.

Też tak sądzę. Pan X wie, że jestem raczej na nie. Była o tym jedna rozmowa. Wie o tym również, że "szukając" partnera, mężczyźni z dzieckiem całkowicie nie wchodzili w grę choćby nie wiem co i że nigdy bym się z takim nie związała. Ma tego świadomość.
On zaczął, jak już zamieszkaliśmy razem. Rozmawialiśmy normalnie bez poważnych tematów i wyskoczył znienacka z tą kwestią. Wysłuchał co mam do powiedzenia, moich argumentów i tyle w sumie. Nie próbował mnie jakoś przekonywać czy podważać moje racje. Wysłuchał i więcej temat nie pojawił się.

Z moich doświadczeń wynika, ze to pierwsze podejście.
Temat powróci wcześniej czy później.
 
reklama
Z moich doświadczeń wynika, ze to pierwsze podejście.
Temat powróci wcześniej czy później.

Nie myślę inaczej, na pewno temat wróci, póki co będę stać przy swoim...
Postaram się nie zadręczać tym, żyć swoim życiem i nie martwić się na zapas.
Ale jednak z tyłu głowy to jest....np. za 10 lat możemy być po ślubie i mieć swoje dzieci. Co gdy Pan X wybierze opiekę nad siostrzeńcem i rozwód ze mną (bo jeśli zachowanie chłopca się nie zmieni a dziadkowie nie wezmą się do roboty a ja nie zgodzę się na wzięcie chłopca pod wspólny dach)...czy zostanę wtedy sama z dziećmi... może warto teraz zyskać czas na układanie sobie innego życia i zakończyć tą wewnętrzną walkę z sercem i rozumem....a z kolei kto wie co będzie za te kilka lat, może sytuacja się zmieni, może rozstaniemy się z innych powodów albo może dziadkowie znajda inne rozwiązanie z opieką nad chłopcem ....jest tyle różnych scenariuszy że nie wiem co byłoby lepsze lub gorsze.
 
Nie myślę inaczej, na pewno temat wróci, póki co będę stać przy swoim...
Postaram się nie zadręczać tym, żyć swoim życiem i nie martwić się na zapas.
Ale jednak z tyłu głowy to jest....np. za 10 lat możemy być po ślubie i mieć swoje dzieci. Co gdy Pan X wybierze opiekę nad siostrzeńcem i rozwód ze mną (bo jeśli zachowanie chłopca się nie zmieni a dziadkowie nie wezmą się do roboty a ja nie zgodzę się na wzięcie chłopca pod wspólny dach)...czy zostanę wtedy sama z dziećmi... może warto teraz zyskać czas na układanie sobie innego życia i zakończyć tą wewnętrzną walkę z sercem i rozumem....a z kolei kto wie co będzie za te kilka lat, może sytuacja się zmieni, może rozstaniemy się z innych powodów albo może dziadkowie znajda inne rozwiązanie z opieką nad chłopcem ....jest tyle różnych scenariuszy że nie wiem co byłoby lepsze lub gorsze.

Ach gdybyśmy mieli szklane kule....
Ciezko jest przewidzieć jakie konsekwencje będzie miała twoja decyzja zostania z tym facetem. Jeszcze ciężej jest przewidzieć konsekwencje jeśli zdecydujesz się z nim rozstać.
Wiem, ze tutaj kompromis może być ciężki do osiągnięcia. Jeśli z różnych powodów zostaniecie jedyna rodzina to jedna osoba będzie musiała się pogodzić z faktem, ze nie wszystko poszło po jej myśli. Bo nie da się powiedzieć, ze w poniedziałki, środy i piątki siostrzeniec będzie z wami a w pozostałe dnie już nie. Bo kto go wtedy weźmie? Tak wiec albo facet musi się pogodzić z faktem, ze nie będziecie mogli/chcieli go wziąć albo ty z faktem, ze go jednak weźmiecie.
Rozumiem, ze ojciec dziecka umył od odpowiedzialności niewinne rączęta...?
 
Niestety nie wiem czy dziecko jest pod opieką terapeuty, podejrzewam, że nie bo wtedy zachowanie chłopca wyglądałoby inaczej a dziadkowie stosowali by się do rad terapeuty - ten na pewno nie zgodził by się na brak zasad i spędzanie każdej sekundy w telefonie. Jakby chodzili a nie stosowali się do zaleceń to gdzie w tym sens i logika, strata czasu i pieniędzy. Nie wiem jak wygląda codzienność, ale widziałam chłopca dwa razy w życiu w odstępie roku. Tak jak się zachowywał tak się zachowuje dalej albo i gorzej. Ponad to słyszę jak Pan X rozmawia z rodzicami i problem jest ciągły, nie że raz na jakiś czas. Kwestię odetchnięcia trochę rozumiem ale i trochę nie...trzeba mierzyć siły na zamiary. Warto też przemęczyć się np. pół roku i wprowadzić zasady aby potem mieć trochę spokoju i lepszą sytuację niż powiedzmy przez 10 lat teraz znosić złe zachowania chłopca tak naprawdę jeszcze je pogłębiając. Wtedy dziecko, które dostaje telefon na godzinę jest tak zafascynowane tym że faktycznie człowiek ma wtedy chwile spokoju. Czym obecnie gratyfikować dziecko skoro wszystko mu wolno, jak nagradzać pożądane zachowania, stopnie w szkole? Niczym, bo dziecko wszystko ma i wszystko mu wolno. A co będzie np. za 10 lat? Skoro już teraz dziecko bije i nie szanuje nikogo. Będzie tylko gorzej. I odpukać w niemalowane to mi przypadnie ogarnięcie tego.

Ja przy rozmowie pierwszej i ostatniej powiedziałam Panu X, że na ten moment ja sobie nie wyobrażam wzięcia dziecka pod nasz dach. Że ja chce założyć najpierw swoją rodzinę, wziąć ślub i wychowywać swoje dzieci. Pan X zna moje stanowisko w tej sprawie. Co do spędzania z dzieckiem czasu. Co najważniejsze - dziadkowie uznaliby to za zielone światło/szansę/okazję do oddania dziecka a tak nie jest. Po drugie jest ono oddalone o 300 km od naszego miejsca zamieszkania i patrząc na zachowanie malca ja nie chce spędzać z nim czasu skoro na "dzień dobry" jestem opluwana przez niego i tak na prawdę się użerać...w imię czego? Jego matka popełniła samobójstwo (narkotyki itp.) i świadomie zostawiła dziecko. Dlaczego ja przez np. 20 lat mam teraz za nią zajmować się dzieckiem, w dodatku tak niewychowanym. Przepraszam za porównanie ale to tak jakby chcieć zająć się starym używanym samochodem pierwszego lepszego człowieka z którym nic nie mamy wspólnego i starać się aby jeździł jak nowy z salonu. Czy jest to tego warte? Moim daniem nie. Inna sytuacja by była jakby dziecko było wychowane i podobne do tych dzieci z autyzmem, które ja znam. Wyciszone, wycofane, raczej spokojne, mające "swój świat". Wtedy tak naprawdę byłaby duża szansa abym się zgodziła. W tym przypadku jest zupełnie na odwrót.

Zgadzam się. Partner jest rodziną i ja na pewno pierwsza nie poruszę tego tematu ani nie będę wychodzić przed szereg. To on powinien wychodzić z inicjatywą. W sytuacji gdy Pan X jedzie do rodziców i kupuje coś chłopcu proponowałam aby była to zabawka edukacyjna, aby dziecko troszkę się rozwinęło w dobrym kierunku. Pan X i tak wybiera głupi samochodzik bo jak mówi chłopiec "szybko się nudzi" wiec skoro w takiej kwestii moje zdanie nie jest brane pod uwagę to tym bardziej w kwestiach poważniejszych dotyczących chłopca. W tym przypadku nie naciskam na swój pomysł z zabawką edukacyjną bo własnie, ani to moja rodzina ani mój syn wiec to jego wybór, jego kasa i jego decyzja. Zaznaczę tylko, że to nie jest jakiś standard ze moje zdanie nic nie oznacza. W codziennym życiu razem decydujemy bez problemowo, czasem tylko ja a czasem tylko on w zależności od dziedziny np. kupienie telewizora czy kupienie czegoś do kuchni.
Moim zdaniem jesteś na straconej pozycji z góry. Nie oznacza to wcale, że Twój partner jest zły czy coś. Po prostu duże prawdopodobieństwo, że nie będziesz szczęśliwa w tym związku.
Ja bym się skłaniała w stronę rozstania. Bo ewidentnie jest to dla Ciebie duży problem skoro myślisz o ośrodkach stałych na wypadek śmierci dziadków. Pytanie tylko, czy Pan X by się zgodził na to. Pytałaś go o to wprost? Zakładając swoją rodzinę powinniście mieć jasno wersję ustaloną co jeśli przyjdzie dzień, że będziecie się musieli zająć jego siostrzeńcem.

Nie jesteś złym człowiekiem. To tak nie działa. Masz prawo chcieć założyć rodzinę bezstresowo i nie myśleć w tym czasie komu należy się Wasza pomoc.

Wiesz jednak, że to nie chodzi o śmierć dziadków tylko po prostu starość? Że starsi ludzie nie mają cierpliwości. Mojej koleżanki mama bardzo kocha swoje wnuki jednak w miarę jak się postarzała to nie chce się nimi już zajmować nawet na parę godzin jeśli mają zostać sami. Jest zaraz wykończona. Także wnuczki tak, ale jeśli przyjdą w odwiedziny. To też nie znaczy, że taki dziadek jest złym człowiekiem.
Może się jednak okazać, że za 2, czy 5 lat dziadki powiedzą, że nie mają już sił i chcą oddać opiekę. Nastolatek też będzie jeszcze gorszy do ogarnięcia. Chory czy nie - chłopiec będzie też miał swój bunt.

Może być też taki scenariusz, że przygarnięcie chłopca i będziecie go kochać. Wszystko będzie ok. A potem pojawia się Wasze dzieci na świecie. A on zacznie potem je namiętnie tłuc. Dzieci doskonale wyczuwają czy ktoś je równo traktuje, kocha i szanuje. Jeśli zaczniecie go karać to będzie jeszcze bardziej się mścił na tych dzieciach. I wkoncu Wam się rodzina przez to rozpadnie.

Scenariuszy jest multum. Ja bym tutaj była ostrożna w decyzjach choćby ze względu na tego chłopca. Bo on niestety jest w najgorszej sytuacji. I jakby "niechciany" przez nikogo :( Za parę lat może być o wiele gorzej.

No i jeszcze zostaje kwestia, że wcale nie macie takich super zbieżnych poglądów z Twoim facetem. Skoro Ty się upierasz przy zabawce edukacyjnej, a on przy samochodziku. I Twoje zdanie się nie liczy w takich kwestiach.
Bez obrazy, ale pies jest jak pikuś do wychowania w porównaniu do dziecka. Nie jest mściwy, nie żąda uwagi, nie ma swoich poglądów itp i jest zawsze wierny jak pies [emoji28]

Może Twój facet jest podobny do tego poprzedniego partnera? Piszesz, że tamten nie był odpowiedzialny i dojrzały. Chyba nie zmienił się nagle po 11 latach? Tylko po prostu był taki cały czas, tylko Ty tego nie widziałaś.
Ale Twój obecny partner też nie chce wziąć odpowiedzialności ani za chłopca, ani za Wasz związek (rozstajemy się, chce adoptować dziecko, chce oddać dziecko do jakiegoś ośrodka - nie ma tu jasnego stanowiska)? Być może się myle, nie znam Was. Nie mi to oceniać.

Rozwazałaś psychoterapię? Jeśli znajdziesz dobrego terapeutę to poznasz odpowiedzi na zadawane przez siebie pytania :)
 
Ach gdybyśmy mieli szklane kule....
Ciezko jest przewidzieć jakie konsekwencje będzie miała twoja decyzja zostania z tym facetem. Jeszcze ciężej jest przewidzieć konsekwencje jeśli zdecydujesz się z nim rozstać.
Wiem, ze tutaj kompromis może być ciężki do osiągnięcia. Jeśli z różnych powodów zostaniecie jedyna rodzina to jedna osoba będzie musiała się pogodzić z faktem, ze nie wszystko poszło po jej myśli. Bo nie da się powiedzieć, ze w poniedziałki, środy i piątki siostrzeniec będzie z wami a w pozostałe dnie już nie. Bo kto go wtedy weźmie? Tak wiec albo facet musi się pogodzić z faktem, ze nie będziecie mogli/chcieli go wziąć albo ty z faktem, ze go jednak weźmiecie.
Rozumiem, ze ojciec dziecka umył od odpowiedzialności niewinne rączęta...?

Oj jak ja bym chciała tą szklaną kulę ;p

Tak, ojciec kompletnie się nie interesuje.
 
Moim zdaniem jesteś na straconej pozycji z góry. Nie oznacza to wcale, że Twój partner jest zły czy coś. Po prostu duże prawdopodobieństwo, że nie będziesz szczęśliwa w tym związku.
Ja bym się skłaniała w stronę rozstania. Bo ewidentnie jest to dla Ciebie duży problem skoro myślisz o ośrodkach stałych na wypadek śmierci dziadków. Pytanie tylko, czy Pan X by się zgodził na to. Pytałaś go o to wprost? Zakładając swoją rodzinę powinniście mieć jasno wersję ustaloną co jeśli przyjdzie dzień, że będziecie się musieli zająć jego siostrzeńcem.

Nie jesteś złym człowiekiem. To tak nie działa. Masz prawo chcieć założyć rodzinę bezstresowo i nie myśleć w tym czasie komu należy się Wasza pomoc.

Wiesz jednak, że to nie chodzi o śmierć dziadków tylko po prostu starość? Że starsi ludzie nie mają cierpliwości. Mojej koleżanki mama bardzo kocha swoje wnuki jednak w miarę jak się postarzała to nie chce się nimi już zajmować nawet na parę godzin jeśli mają zostać sami. Jest zaraz wykończona. Także wnuczki tak, ale jeśli przyjdą w odwiedziny. To też nie znaczy, że taki dziadek jest złym człowiekiem.
Może się jednak okazać, że za 2, czy 5 lat dziadki powiedzą, że nie mają już sił i chcą oddać opiekę. Nastolatek też będzie jeszcze gorszy do ogarnięcia. Chory czy nie - chłopiec będzie też miał swój bunt.

Może być też taki scenariusz, że przygarnięcie chłopca i będziecie go kochać. Wszystko będzie ok. A potem pojawia się Wasze dzieci na świecie. A on zacznie potem je namiętnie tłuc. Dzieci doskonale wyczuwają czy ktoś je równo traktuje, kocha i szanuje. Jeśli zaczniecie go karać to będzie jeszcze bardziej się mścił na tych dzieciach. I wkoncu Wam się rodzina przez to rozpadnie.

Scenariuszy jest multum. Ja bym tutaj była ostrożna w decyzjach choćby ze względu na tego chłopca. Bo on niestety jest w najgorszej sytuacji. I jakby "niechciany" przez nikogo :( Za parę lat może być o wiele gorzej.

No i jeszcze zostaje kwestia, że wcale nie macie takich super zbieżnych poglądów z Twoim facetem. Skoro Ty się upierasz przy zabawce edukacyjnej, a on przy samochodziku. I Twoje zdanie się nie liczy w takich kwestiach.
Bez obrazy, ale pies jest jak pikuś do wychowania w porównaniu do dziecka. Nie jest mściwy, nie żąda uwagi, nie ma swoich poglądów itp i jest zawsze wierny jak pies [emoji28]

Może Twój facet jest podobny do tego poprzedniego partnera? Piszesz, że tamten nie był odpowiedzialny i dojrzały. Chyba nie zmienił się nagle po 11 latach? Tylko po prostu był taki cały czas, tylko Ty tego nie widziałaś.
Ale Twój obecny partner też nie chce wziąć odpowiedzialności ani za chłopca, ani za Wasz związek (rozstajemy się, chce adoptować dziecko, chce oddać dziecko do jakiegoś ośrodka - nie ma tu jasnego stanowiska)? Być może się myle, nie znam Was. Nie mi to oceniać.

Rozwazałaś psychoterapię? Jeśli znajdziesz dobrego terapeutę to poznasz odpowiedzi na zadawane przez siebie pytania :)

Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź :)
Tak ewidentnie, jest to dla mnie duży problem, gdyż po prostu chce aby moja rodzina była na pierwszym miejscu. I żeby Ona była dla mnie najważniejsza. Po drugie, najnormalniej w świecie nie bardzo wyobrażam sobie opiekę nad obcym dla mnie chłopcem, który tak się zachowuje. Nie pytałam Pana X wprost o to czy by się zgodził oddać go do ośrodka ale przy jedynej na ten temat rozmowie wspomniałam o tym, że coś takiego istnieje i że to może byłoby dobrym rozwiązaniem. Nie potwierdził, nie zaprzeczył.

Tak, podejrzewam, że chłopiec będzie potrzebował opieki dużo wcześniej zanim dziadkowie umrą. Rozumiem, to że nie będą mogli sobie dać rady. Powiedziałam Panu X, że dla mnie priorytetem jest przede wszystkim założenie swojej rodziny i najpierw chce mieć swoje/nasze dzieci a potem dopiero ewentualnie rozważać całą tą sytuację. Nie było zaprzeczenia również odnośnie tej kwestii.

Ja również współczuje chłopcu, bo on faktycznie ma najgorzej. Zaryzykuje stwierdzeniem, że autyzm na który choruje trochę go przed tym poczuciem ochrania. Jego mam zmarła ale on nie tego po prostu nie rozumie. Zachowuje się jakby nigdy nic. Tym bardziej, że nawet jak mama żyła to więcej czasu chłopcu poświęcali dziadkowie wiec nie była to dla niego duża zmiana w codziennym funkcjonowaniu. Tylko mimo tego, ze chłopiec ma najgorzej, nie poczuwam się kompletnie abym ja miała zabiegać o to aby miał mieć lepiej. Nie jest moją rodziną, to dla mnie obce dziecko.

Co do zbieżności poglądów - nie upierałam się przy zabawce. Równie dobrze jakbym chciała to bym mogła ją kupić i chłopiec dostałby dwie zabawki - samochodzik i edukacyjną. Ale walczenie o to nie jest mi do niczego potrzebne. Ja wyszłam jedynie z jednozdaniową propozycją - "A może zabawka edukacyjna byłaby lepsza?" Usłyszałam, ze chyba nie bo on "szybko się nudzi". Nie to nie, mi to rybka. Gdyby to były nasze wspólne dzieci to nie pytałabym a po prostu wzięłabym tą zabawkę którą uważam za słuszną podając argumenty dlaczego własnie ta zabawka edukacyjna, a on jak bardzo chce to niech kupi drugą. Dziecko na pewno skorzystałoby z dwóch zabawek :) Inaczej podchodzi się do zakupu czegoś wobec wspólnych dzieci i inaczej prowadzi dialog a inaczej jak jednej stronie (w tym przypadku mi) na tym nie zależy praktycznie wcale.

Tekst z piesełem mi się podoba, hah :) Jasne że pies to pikuś ale można pewne rzeczy dostrzec zero jedynkowo. Czy człowiek jest odpowiedzialny, czy potrafi się zająć sam z siebie, czy jak zobaczy ze nie ma karmy to kupi czy poczeka az ja to zrobie....małe rzeczy, podstawy ale dające do myślenia, tak mi się wydaje :)

A co do Pana X. Jest zupełnie inny od poprzedniego partnera. Niebo a ziemia. Może ja tego nie widziałam, a może widziałam ale żyłam nadzieją ze może jeszcze się zmieni. Ja miałam 16/17 lat jak zaczęłam tamten związek a jak się rozstawaliśmy 27. Przez tyle lat i ja dojrzewałam, inaczej myślałam i zachowywałam się jako nastolatka a juz inaczej jak byłam coraz straszą. Zmiana priorytetów i tym podobne. A on jakby stał w miejscu i nie dojrzał. Obecny partner jest bardzo opowiedziany i wiem że mogę na nim polegać w każdej sytuacji. Jest pomocny i czuły, ale jednocześnie męski. Ma wszystkie cechy jakich wiele kobiet szuka u mężczyzny. Jasne jest to, że nie chcemy się rozstawać, inaczej przy pierwszej naszej rozmowie na ten temat wzięcia chłopca po moim "nie" rozstałby się ze mną. Ale on też wiele w życiu przeszedł i też marzy o normalnej, fajnej relacji i prawdziwej rodzinie. Podejrzewam, że wzięcie chłopca również nie jest po jego myśli i sam ma mieszane uczucia wobec tego. Jednak bierze to na przeczekanie i czeka co przyniesie przyszłość bez myślenia o tym na zapas.

Psychoterapii nie rozważałam jeszcze ale może to też jest dobry trop :)
 
A tak sobie gdybam - a co będzie jeśli okaże się, że należy zająć się także dziadkami, a nie tylko samym chłopcem?

Nie rozumiem zupełnie podejścia - że to dziecko jest jego siostry i to jego problem. Jak ludzie są razem, to tego typu problemy są problemami wspólnymi. Może jednak nie dorosłaś do związku?
 
A tak sobie gdybam - a co będzie jeśli okaże się, że należy zająć się także dziadkami, a nie tylko samym chłopcem?
Nie rozumiem zupełnie podejścia - że to dziecko jest jego siostry i to jego problem. Jak ludzie są razem, to tego typu problemy są problemami wspólnymi. Może jednak nie dorosłaś do związku?

Bzdura.
Jak ktoś chce się zając obcymi dziećmi, zwłaszcza takimi z trudnymi schorzeniami, to jest to jego wybór. A jak ktoś nie chce to nie musi.
Obowiązki ma się przede wszystkim w stosunku do swoich dzieci. Te ma się już na całe życie.
Facet dzisiaj może być ten, jutro inny. A już jego dzieci w ogóle. To są obce osoby. W żaden sposób nie spokrewnione.
To, ze ktoś nie ma ochoty zajmować się cudzym potomstwem nie jest żadnym wyznacznikiem dojrzałości lub jej braku.
 
A tak sobie gdybam - a co będzie jeśli okaże się, że należy zająć się także dziadkami, a nie tylko samym chłopcem?

Nie rozumiem zupełnie podejścia - że to dziecko jest jego siostry i to jego problem. Jak ludzie są razem, to tego typu problemy są problemami wspólnymi. Może jednak nie dorosłaś do związku?

Dziękuje DarkAster za wsparcie.

Uważam tak samo i ja nigdy nie twierdziłam, że jest to nie-wspólny problem. Z góry to jest wspólny problem bo jako dwie osoby w związku musimy się dogadać i rozważyć wspólnie wszystkie argumenty za i przeciw i wspólnie podjąć decyzję. Natomiast moja niechęć nie jest brakiem dojrzałości. Moje argumenty przytaczane tutaj, obawy to jest moim zdaniem dojrzałość i chęć pogodzenia tego aby każdy z bliskich - podkreślam bliskich - mi osób było szczęśliwe. Gdybym była nie dojrzała to albo od tak rzuciłabym faceta albo od tak bez zastanowienia wzięła dziecko pod dach i liczyła na to że "jakoś to będzie".
 
reklama
@Iwonka420 Ja wogóle nie kwestionuje Twojego podejścia do tematu, bo jest on dla mnie jak najbardziej zrozumiały. A niestety w przypadku dziecka z autyzmem metody, o których piszesz, zupełnie się nie sprawdzą. Ale nie o tym chciałam... Moim zdaniem powinnaś usiąść z partnerem i uzgodnić jak postąpicie w stosunku do dziecka. I tu powinniście rozważyć i przedyskutować wszelkie możliwości, by mieć pewność, że będziecie mieli takie samo stanowisko. Być może trzeba dziecko wspomóc już teraz - chociażby znajdując i opłacając terapeutę (który by chociaż na chwilę zajął się dzieckiem, a dziadkowie mogli też odpocząć). Piszesz, że ma 7 lat - ma odroczony obowiązek szkolny, czy trafił do szkoły specjalnej?

Ja osobiście też bym nie wzięła pod opiekę takiego dziecka, zwłaszcza że z tego co piszesz, to problem będzie się tylko pogłębiał, bo brakuje mu odpowiedniej terapii. Bałabym się zarówno o siebie, jak i o najbliższą rodzinę. Dziecko będzie nieobliczalne, a teraz tylko rośnie w siłę.
 
Do góry