reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Gdzie i jak rodzimy?

avocado2

Fanka BB :)
Dołączył(a)
9 Listopad 2004
Postów
703
Proponuję nowy wątek. :)

Czy już wiecie jak chcecie lub jak będziecie rodzić? W jakich szpitalach? Na jakich warunkach?
Ponieważ jest jeszcze troszkę czasu, a ja nie mam wybranego szpitala, to chciałabym Was zapytać o opinie.

Czy poród rodzinny? Czy znieczulenie? Czy koniecznie szpital położniczy, czy też może w domu? Cesarka? Szkoła rodzenia? Prywatna klinika? Ile jesteście gotowe zapłacić za poród rodzinny, znieczulenie, itd.? Ile to wogóle kosztuje w Waszych miastach?

Opowiadajcie!
 
reklama
Możę sama zacznę, skoro zaproponowałam ten wątek.

Zatem, z pewnością wybieram się na szkołę rodzenia i to od marca. To będzie kosztować jakieś 400 złotych. Za to mam 20 godzin zajęć teoretyczno - praktycznych. Uważam, że warto, bo potem lepiej będę współpracować z położną w trakcie porodu. Mąż oczywiście też.

Za to z wyborem szpitala mam pewien problem, bo tu w Warszawie jest spory wybór. Moja siostra trzech synów rodziła na Żelaznej (im. Św. Zofii - ma bardzo dobrą opinię) i poleca ten szpital. Z drugiej strony poród rodzinny kosztuje tam 1000 złtych. Mam poważne wątpliwości, czy warto wydać taką kupę pieniędzy, tym bardziej, że słyszałam różne opinie o tym szpitalu. W innych placówkach kosztuje to od zera do mniej więcej 500 zł. Na razie rozważam szpital położniczy przy Inflanckiej i szpital na Solcu, bo babyboomowiczka THEO ostatnio tam rodziła i poleca.

Znieczulenie. Jak mówiła mama Forresta Gumpa: life is like a box of chocolates, you never know what you're gonna get. W sensie, że nigdy nic nie wiadomo. Ja wolę odłożyć na ten cel kilka stówek. Chociaż z bólem serca, bo kobiety przecież przez wieki rodziły bez znieczulenia i szkoda tych paru stów za dwie czy trzy godzinki ulgi. Z drugiej jednak strony ja jestem delikatna jak królewna z morskiej pianki. Szturchnij mnie lekko, a już mam siniaka i łzy w oczach. Wobec bólu jestem jak dziecko. 99% miesiączek przejechałam na proszkach przeciwbólowych. To będzie mój pierwszy poród, może być długi i żmudny. Wolę mieć tę opcję w zanadrzu. To będzie coś pomiędzy 300 a 600 zł.

Cesarka. Na pewno nie z wyboru. Mam sporą wadę wzroku (-5 dioptrii w każdym oku). Mojej mamie przy każdym porodzie wada wzroku rosła o dioptrię. Ale jeżeli to miałoby mi się przytrafić, to mnie nie martwi. I tak jestem ślepa, co mi tam diotria w prawo, czy w lewo. Kiedyś zoperuję sobie te oczy i bdzie dobrze. Przy porodzie jednak to nie o wadę chodzi, tylko o siatkówkę, która może się odkleić. I to jeszcze muszę sobie zbadać. Mam nadzieję, że wszystko będzie ok, bo wolałabym rodzić naturalnie.

Zatem sam poród i znieczulenie powinny mnie wynieć około 1000 złotych. Wiem, że możnaby to było zrobić za darmo, ale wolę nie ryzykować. Bo za darmo to rodzimy na sali, gdzie rodzi jeszcze ktoś inny i ten ktoś może wyprosić mojego męża. Taki poród, mimo, że to naturalna rzecz, to jednak wielkie przeżycie. I fizycznie, i emocjonalnie. Chcę zapewnić sobie przyzwoite warunki z jednej strony, ale nie płacić na prawo i lewo za coś, co i tak dostanę.

Opłacenie położnej. Tego na pewno nie robię. Wychodzę z założenia, że poród jest procesem naturalnym i DZIEJE SIĘ SAM. A w momencie, kiedy położna jest mi potrzebna, to przecież natychmiast przychodzi! Po co mam płacić półtora tysiąca (bo bywa i tak) za to, żeby towarzyszyła mi podczas kilku godzin skurczów? Do towarzystwa, wsparcia i pomocy będę miała męża. Położna ma sprawdzać tylko, czy wszystko przebiega jak trzeba. Niektórzy opłacają położną, żeby mieć większy komfort psychiczny i osobę, którą znają. Wiadomo, położne są różne i czasem trafi się na jakąś rzeźniczkę :) Ale ja do komfortu będę miała mojego świnkę, więc to byłby głupi i bezsensowny wydatek. Kupimy zamiast tego wózek i nosidełko.

Poród rodzinny. Tak. Na początku się bał, więc mu od razu zapowiedziałam, że albo będzie mi tam pomagać, albo niech się nie fatyguje, żeby mi nie przeszkadzać. Przemyślał i powiedział, że mogę na niego liczyć. To fajnie, bo ja jestem trochę pierdołowata, za przeproszeniem, i nie zawsze umiem upomnieć się o swoje. Jego obecność na pewno doda mi odwagi.

No dobra, to na razie tyle. Jak mi się jeszcze coś przypomni to Wam dam znać i gorąco proszę o Wasze komentarze.

Anka - Śmietanka
 
Ja mam jeszcze mętlik w głowie, ale:
Poród rodzinny na pewno tak. Też jestem z W-wy, a tutaj pr darmowy jest chyba tylko na Starynkiewicza (odpada, bo jest to szpital kliniczny i pętają się masy studentów ::)) Za to na Wołoskiej kosztuje 100 zł, mają tam jedną salę pojedynczą i dwójki, przedzielane prawanem, jeśli rodzą dwie panie. Mężów nikt się nie czepia.
Znieczulenie: chcę spróbować bez, ale zamierzam odłożyć tę kasę na wszelki wypadek, bo kto wie, jak to będzie ;)
Indywidualna opieka położnej: poważnie rozważam. Naczytałam się trochę i chciałabym (bez fantayzmu, oczywiście), żeby poród przebiegał jak najbardziej naturalnie, tzn chciałabym uniknąć rutynowego aplikowania oksytocyny na wejście, rutynowego nacięcia i innych przyśpieszaczy, jeśli nie zajdzie konieczność ich zastosowania. Chciałabym to ustalić z położną wcześniej. 1500 bym nie zapłaciła, ale na Wołoskiej kosztuje to 600 zł.
Przychylam się do szpitala na Wołoskiej, bo czytałam wiele pozytywnych opinii, i jedną bardzo pozytywną mam z pierwszej ręki: moja przyjaciółka rodziła tam w sierpniu, nie płaciła położnej, ale bardzo chwaliła sobie profesjonalizm i opiekę personelu, położna uratowała ją przed cesarką.
A co do cesarki: też na pewno nie z wyboru. Boję się wszelkich operacji i szczerze mówiąc boję się nawet tego znieczulenia, brrr. To tyle :)
 
Szkołę rodzenia już wybrałam, za 20 godzin 200zł i jest to szkoła szpitala w którym będę rodziła. W tym szpitalu jako jedynym w Łodzi jest otwarcie napisane, że za 500 zł mam salę o podwyższonym standarcie i położną dla siebie. A do tego jak chodziłam do nich do szkoły to mam taniej i płacę tylko 350 zł. I zapłacę to, na 100%. Wolę zapłacić tutaj oficjalnie niz dawać w łapę.
Moj facet będzie przy porodzie - sam to zaproponował, ja wcześniej byłam pewna, że rodzić będę sama.
Cesarkę tylko w ostateczności, ciążę przechodzę spokojnie i mam nadzieję, że poród tez taki będzie.
Znieczulenie - nie mówię, że na pewno się nie zgodzę bo nie mam pojęcia jak to boli i czy wytrzymam, ale póki co, nie planuję i na to nie odkładam, jak będzie taka potrzeba to pieniądze się znajdą.
 
Mnie wszystkie moje znajome namawiają na karową (i te które tam rodziły i te które rodziły w innych szpitalach), wiem że to szpital kliniczny ale zawsze mogę się wydrzeć że nie życzę sobie żadnych studentów >:D, myślałam o szpitalu w moim miasteczku ale tu wogóle nie ma oiomu dla noworodków i w razie czego musieliby dzieciątko i tak zawieźć do Warszawy, to juz wolę je tam zawieźć w brzuszku, tak mi się wydaje jest bezpieczniej.
Co do szkoły rodzenia, to na karowej podobno są duże grupy (około 10 par lub więcej),i nie każdy ma szansę wprawić się w opiece nad malcemi do tego podobno jak kobiety ćwiczą to faceci siedzą na przeciwko i się gapią, a ja nie należę do ekshibicjonistek. Pytałam się o zajęcia indywidualne, ze szkoły rodzenia w moim miasteczku, ale babka powiedziała że za 150zł może się z nami spotkać 1-2 razy i nam opowiedzieć o tym jak przebiega poród, stwierdziłam że nie ma sensu, o opiece nad noworodkiem nawet nie wspomniała. Moja przyjaciółka z Warszawy miała zajęcia indywidualne, musiała leżeć i położna przychodziła do nich do domu, i ona mi mówiła że było świetnie, położna przynosiła im lalkę i jej mąż mógł się uczyć przewijać i kąpać :), niestety sprowadzenie położnej z warszawy do domu to trochę za duży koszt jak dla nas.

Co do Karowej to są tam problemy z przyjęciami, choć moja bratowa rodziła tam dwoje dzieci, jej siostry troje, córki mojej chrzesnej w sumie urodziły tam szóstkę i żadna nie miała problemów z przyjęciem, a ostatnie dzieciątko urodziło się 31.01.2005 roku. Za to koleżanka mówiła że jej bratowa chodziła na karową państwowo do kliniki, i jak przyjechała do szpitala jak dostała skurczy to nie chcieli jej przyjąć, i kazali poszukać innego szpitala, ale jej mąż zrobił raban, że on nie będzie po całej warszawie jeździł z rodzącą kobietą jak juz mu się udało dojechać do szpitala i o dziwo w ciągu 5 minut się miejsce znalazło :o.

Poród rodzinny - jak najbardziej tak. Po pierwsze dlatego że chcę uniknąć takiej sytuacji jak miała moja siostra, wzieli ją podłączyli do aparatury, zabronili się ruszać, położna ustawiła sobie to pikanie od ktg na najwyższy stopień, żeby dobrze słyszeć pikanie serduszka dziecka zgasiła światło i poszła sobie do dyżurki, zostawiając siostrę z niemiłosiernie pikającym aparatem do rana :o, siostra mi mówiła że myślała że jajko zniesie, leżała sama chyba z 10 godzin, nie mogąc nawet przysnąć przez ten aparat, a do tego położna ją ułożyła na plecach i jak siostra się próbowała przekręcić to położna przychodziła i się darła na siostrę, myślę że coś takiego nie przeszło by przy żadnym mężu.
Po drugie na karowej porody rodzinne są w jedynkach, a ja ostatnią rzeczą jaką chcę wysłuchiwac to są jęki innej ciężarnej, albo żeby ktoś musiał słuchać moich z za parawanu.
Po trzecie mój mąż to najlepszy środek znieczulający jaki znam ;D.

Co do znieczulenia to nie mówię tak nie mówię nie, na następnej wizycie muszę się spytać lekarza czy trzeba się na nie decydować wcześniej czy mozna w czasie porodu, bo to podobno zależy od szpitala. Na razie to bardziej przeraża mnie wizja wbijania igły w kręgosłup niż ból porodowy, szczególnie że ja nie należę do osób, które jak tylko zaboli to od razu muszą sięgać po proszek. Zawsze (odkąd ją dostałam w wieku 12 lat i 2 miesięcy) miałam bardzo bolesne miesiączki i mam nauczyła mnie faszerować się lekami, brałam ich ogromne ilości, i ciągle musiałam zmieniać bo jak się organizm przyzwycził to przestawałam na nie reagować, ale rok temu przeczytałam że ibuprom (który wtedy brałam i tylko on mi pomagał) moze wywołać poważne wady płodu jak się go bierze regularnie i w dużych ilościach, przeraziłam się bo choć nie planowaliśmy dzidziusia, to jednak jak się jest tyle lat w stałym związku i regularnie kocha to trzeba się liczyć z konsekwencjami, no i postanowiłam nic nie brać, bo jedyny bezpieczny środek to ten na bazie paracetamolu, a te dawno mi przestały pomagać, na początku było trudno ale podkryłam sposób, mniej boli jak się przytulę brzuchem do pupy męża ;D, i to właśnie stosowałam jako znieczulenie na bolesne miesiączki przez rok przed zajściem w ciążę, skuteczne równie jak ibuprom, tylko nie wiem czy zadziała też na ból porodowy ::) ;).

Cesarka też na pewno nie na życzenie, lekarz mówi że jako bliznowiec mam szansę nie mieć blizny po ewentualnym zszyciu krocza, ale na brzuchu po cesarce to bym miała taki sam piękny wykwit jak na udzie i ramieniu, a ja już wyglądam jak chodząca blizna :-[. Choć przyznam się że tego cięcia krocza to się boję jak ognia, moja bratowa to np. bardzo sobie chwaliła rozcinanie, i była wciekła że przy 3 dziecku tak się namęczyła, bo nie chcieli jej rozciąć, ze względu na to że była już tak elastyczna, że było pewne że nie pęknie i położna uznała to za niepotrzebną ingerencję, no ale za to nierozcięta spokojnie na 3 dzień mogła już chodzić bez bólu.

to chyba wszystko
pozdrawiam
Beata
 
Beata, nie piszę tego odstraszająco, tylko informacyjnie: moja koleżanka miała przejścia na Karowej miesiąc temu. Dwa dni przed porodem na ktg powiedzieli jej (w jakiś nieprzyjemny sposób, nie bardzo chciała wdawać się w szczegóły), że nawet nie ma się co pokazywać w tym szpitalu przez najbliższe kilka dni, szczególnie w nocy, chociaż chodziła do nich do szkoły rodzenia i miała umówioną indywidualną położną. W ostatniej chwili załatwiła sobie Żelazną, i bardzo sobie chwaliła ten szpital (mnie nie stać na takie wypasy :( chociaż miałabym do nich blisko). Ale oczywiście, może miała po prostu pecha i trafiła na jakieś pandemonium (chociaż mimo wszystko kosztowało ją to sporo nerwów).
A jeśli chodzi o szkołę rodzenia, to ja właśnie zamiast na to, wolę wydać pieniądze na własną położną. Będzie niewiele drożej, a dla mnie większy komfort.
Kupiłam sobie olejek migdałowy polecany do masażu krocza, podobno uelastycznia tkanki i zwiększa szansę na uniknięcie nacięcia (to mój koszmar :-[), ale jeszcze się nie odważyłam na wykonanie pierwszego masażu....
 
Kornelia pamiętam jak o tym pisałaś  ;D,być moze twoja znajoma miała pecha, córka najlepszej koleżanki mojej mamy 31.01.2005 roku synka Eryka na karowej,a i ona nie chodziła wogóle do szkoły rodzenia i z położną też się nie umawiała, tylko chodziła do tego samego lekarza co ja bo to ona mnie do niego zapisała, nie wiem czy bardzo cięzko jej było się dostać do szpitala, fakt miała iść wcześniej a w końcu tylko 2 dni przed porodem poszła do szpitala, ale nie przenosiła bo urodziła 2 dni przed terminem, muszę przycisnąć mamę żeby się więcej dowiedziała. Mój lekarz umówił mnie jeszcze na dwie wizyty a potem mi powie co dalej, tzn powiedział że będziemy się inaczej umawiać, ale nie wiem o co chodzi, bo juz mi się nie chciało wypytywać bo byłam zmęczona a mam jeszcze 2 spotkania na szczegółowe pytania. Z tego co wiem to jak się na Karową pojedzie ze skurczami a nie ma miejsc to oni przewożą na Solec, a tam podobno też nie jest tak źle  ;D.
pozdrawiam
Beata
 
Polecam wszystkim poród rodzinny - ja pierwszą córkę rodziłam razem z mężem i teraz też wybieramy się razem.
Poród wspominam kiepsko - bóle nie do opisania (26 h rodzenia) Sytuacje mnie przerosła po 16 godzinach bóli krzyżowych - szkoła rodzenia tu mi już nic nie pomogła bo miałam dość i oddychać to mi sie w ogóle nie chciało - gdyby nie mąż to chyba w ogóle bym już nie współpracowała z położną.
Po za tym jest się tak osłabionym że nie ma się siły na protest jak coś ci nie pasuje - a partner jest w pełni sił fizycznych i jednak personel ma przed nim respekt.
W marcu wybieramy się na szkołę rodzenia to opisze wrażenia (poprzednio chodziłam 9 lat temu więc pewnie sie dużo zmieniło).
pozdrawiam Maryś
 
Dziś pojechałam do szpitala przy Inflanckiej, bo w końcu trzeba się na coś zdecydować. Powinnam ruszyć już ze szkołą rodzenia i chciałam iść do takiej przy konkretnym szpitalu. Ale zanim się zapiszę, to chciałam chociaż ten szpital obejrzeć. No i powiem, że Marriott to nie jest. Nawet "sale" o podwyższonym standardzie są jedne lepsze inne gorsze (jak trafisz tak masz). Ale z drugiej strony to jest przecież szpital, a nie prywatna klinika. Więc podjęłam decyzję - Inflancka. Brałam jeszcze pod uwagę Żelazną (tam ładniejsze pomieszczenia), ale drogo jak diabli, no i Instytut Matki i Dziecka przy Kasprzaka, ale tam z kolei kiepskie warunki (ciasno) i często kłopoty z przyjęciem. Z tego wszystkiego ta Inflancka jak dla mnie ma najmniej wad.

Rodzi się w pokoiku około 10 metrów kwadratowych z prysznicem. Urządzone skromnie, ale w miarę przytulnie. W niektórych nie ma łóżka porodowego i wtedy na wypychanie dzidziusia przechodzi się do takiej paskudnej sali - zimnej, szpitalnej, sterylnej i pachnącej apteką. Sale poporodowe dwa piętra wyżej. Trochę ciasno, ale niech im będzie. Za to korytarze mi się podobały, bo mimo że zimne i dość "szpitalne", to jednak przestronne i bardzo wysokie. Położna i pielęgniarka, z którymi rozmawiałam były całkiem miłe, chętnie odpowiadały na pytania. Generalnie - podoba mi się. A że szkoła rodzenia będzie się odbywać na terenie szpitala, to jeszcze się oswoję i powinno być ok.
 
reklama
Kinguniu, rozumiem Twoje oburzenie.

Ale, pamiętaj proszę, że mówimy tu o PAŃSTWOWEJ SŁUŻBIE ZDROWIA. Można za to nie płacić wcale, ale wtedy masz ohydne zimne sale w czasie całego porodu i zapomnij o porodzie rodzinnym. Można jak najbardziej rodzić w komfortowych warunkach, a potem mieć pokój tylko dla siebie, z telefonem, kuchenką i telewizorem. Tylko szkoda mi za to płacić 4 tysięcy złotych w prywatnej klinice.

Dokładnie ten sam dylemat przeżywałam dwa tygodnie temu z dentystami. MOŻNA wyleczyć sobie w tym kraju zęby ZA DARMO. Ale wtedy nie dostajesz ani grama znieczulenia,a plomby ohydne i szare. Chcesz mieć wygodnie? A, to bardzo proszę - płać. Sorry, to jest kapitalizm.

Wychodzę z założenia, że poród w szpitalu to swego rodzaju "zło konieczne". Najchętniej urodziłabym w domu, ale przyda mi się pomoc. To tylko 3 dni, a potem wracamy do domu. Naprawdę nie muszę mieć pastelowych ścian i lekarzy kłaniających mi się w pas. A sala dzielona z innymi kobietami to też nie jest najgorszy pomysł - w razie czego jedna drugiej pomoże. Nie zamierzam narzekać. Już rozumiem, że jeżeli chcę nie płacić, albo mało płacić, to nie mogę oczekiwać standardu światowego. Możemy tylko ubolewać nad stanem polskiej służby zdrowia, ale niewiele możemy na to poradzić, więc po co się denerwować.

Mam wielu kolegów po medycynie, którzy dziś pracują w szpitalach i przychodniach. Dzięki nim rozwiewają się moje naiwne marzenia o powołaniu lekarza, indywidualnym traktowaniu pacjenta, trosce o jego zdrowie... Nie będę przytaczać sformuowań, ani zasad, którymi się kierują moi znajomi lekarze, bo to psuje karmę. Ale ta świadomość uczy pewnej pokory. Już wiem, że za darmo to nie dostanę nic. Wszystko trzeba kupić lub wywalczyć sprytem.
 
Do góry