reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Jak powiedziałyście o ciąży?

ookatkaoo1993

Fanka BB :)
Dołączył(a)
13 Czerwiec 2010
Postów
3 918
Hej dziewczynki zakładam ten wątek abyś my mogły sie podzielić swoimi historyjkami jak to zakomunikowałyście swoim partnerom o ciąży^^


Ze mną było tak;

Nie staraliśmy sie o dziecko poniewaz ja jeszcze sie uczę mój K także. Postanowiliśmy ze będę brała tabletki antykoncepcyjne... 10 kwietnia dostałam okres [ przes 7 dni nie brałam wtedy tabletek] po 7 dniach jak skonczy sie okres miałam zacząc brac... ale ze zle sie czułam po tych tabletkach [ brałam je tylko przez miesiąc] postanowiłam ze umówie sie do lekarza i zmienie na inne, moja jeszcze wtedy pani doktor powiedziała ze jak bede sie zle po nich czuła zebym przyszła i zmienimy je na inne] po 7 dniowym okresie od 10 kwietnia przestałam brac tabletki, pani doktor powiedziała ze mam sie umówic na wizyte jezeli przyjdzie naturalna miesiączka... no i tak jakos w połowie maja miesiączka nie przyszła, owszem pobolewał mnie brzuch jakby miała przyjsc ale nie było jej, z tego co czytałam na wielu forach to naturalną miesiączke po odstawieniu niektóre dziewczyny dostawały nawet po 80 dniach więc ja zbytnio sie tam nie przejmowałam bo nie miałam regularnych cykli....
Przed 20 maja dziwnie sie czułam w szkole [ chodziłam jeszcze na dzienne] cały dzien jakiegos takiego doła miałam... Na przerwie przed dwoma w-f -ami poszłysmy z kolezankami do łazienek szkolnych zapalic... a ze miałam bluzkę z dekoldem Kolezanki sie dziwiły dlaczego mam takie żyły na cyckach i że urosły... powiem wam ze sama nie zauwazyłam tych zył...No i moja najlepsza psiapsiólka mowi do mnie moze powinnas zrobic test... Ja mysle ale po co moze po odstawieniu tak jest... Wieczorem wzielam pieniądze od chłopaka niby na doładowanie telefonu... poprosiłam kolezanke zeby poszła do apteki kupic mi ten test... No i do rana było jeszcze troche. Klaudia mowiła ze tylko jak zrobie rano test mam do niej dzwonic....
Całą noc jakos nie chciało mi sie spac....usnełam ok godziny 2 nad ranem a o 6.30 juz byłam na nogach zeby zrobic test...
Poszłam do łazieenki nasiusiałam i patrze jedna kreseczka[ ale nie zauwazyłam ze na wynik powinno sie czekac 3 minuty]
Schowałam test do kosmetyczki i poszłam złozyc wyrko... Gdy wróciłam aby sie odswiezyc i wyrzucic test moim oczom ukazała sie druga kreska[ bladziutka] ale była ... nie mogłam w to uwierzyc...Szybko niewiele mysląc zadzwoniłam do Klaudi która w samych papciach przyleciała do mnie...Obie płakałyśmy strasznie... Nie poszłysmy wtedy do szoły... Nie chciałam nic mówic narazie Mojemu K poniewaz bałam sie troche jak zareaguje...skłamałam go ze ide do lekarza z tymi piersiami... MiAŁAM Dac znac po wizycie[ moj K byl w pracy]
Poszłam do innego i mogłam byc przyjeta zaraz bo akurat miał wolne...Bałam sie strasznie;[
Gdy weszłam powiedziałam mu że podejrzewam ciąze test wyszedł pozytywnie...
Najpierw przeprowadził wywiad, potem badanie... Nie mogłam uwierzyc gdy moim oczom ukazała sie taka mała kuleczka[ wtedy byl jeszcze sam pęcherzyk]
Lekarz załozył Karte, przepisał witaminy i Skierowanie na pierwsze Badanie...
Jak wyszłam Klaudia patrzyła na moją ksiązeczke w ręku jej słowa były takie;
"Damy rade"
Nie mogłam wytrzymac miałam niedaleko do K do pracy to mysle pójde i pokaze mu zdjęcie.... Zdziwił sie strasznie gy podeszłam do niego , pytał czy sie cos stałoo bo wyglądam na przestraszoną, odeszlismy kawałek[ jego tatus pracuje z nim]
Pokazałam mu zdjęcie i Karte ciązy... Strasznie nie zdziwiłam gdy na jego ustach ukazał sie uśmiech... Mówił kurde jak to mozliwe a tabletki? Przeciez zabezpieczalismy sie gumkami wtedy... a tu benc niespodzianka...
Cieszył sie, cieszył sie strasznie... A ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobic...

I tak to własnie było....;]]]
 
reklama
też nie staraliśmy się o dziecko, po prostu wygłup :-)
za pierwszym razem kiedy mój skończył we mnie udało się


a wyglądało to tak, miałam nową prace i dużo stresu, już od początku maja strasznie bolał mnie brzuch, nie wiedziałam co mi jest...
bolał mnie kilka dni z rzędu - nie mogłam jeść , zginać się - byłam nie do życia
okresu się spodziewałam między 17 a 19 maja , kiedy 20 maja nadal nie dostałam, uznałam że to przez stres i może coś mi jest, ale postanowiłam dla jaj zrobić test - byłam przekonana , ze będzie negatywny
zrobiłam go popołudniu na nic nie czekając - po prostu chciałam się umówić na badania brzucha i wiedziałam , że najpierw muszę wykluczyć ciąże, ale na teście pojawiła się jedna mocna i powoli druga słabsza kreseczka - zaczęłam ryczeć i wyrywać włosy z głowy....
nie wierzyłam w to , beczałam ze dwie godziny

kiedy mój przyszedł z pracy ja już byłam spokojniejsza , ale ledwo wszedł do domu i się rozebrał , ja wyskoczyłam,że w aptece sprzedają felerne testy, które pokazują ciążę
pokazałam mojemu i mówię, ze jutro kupię drugi i się wszystko wyjaśni
mój stał jak wryty i zaczął mnie pocieszać, mówił że jestem na pewno i , że to super
a pod prysznicem śpiewał "będę tatą"
drugiego dnia test się potwierdził , później jeszcze lekarz dał fotkę z mała KROPKĄ

jesteśmy bardzo szczęśliwi, bo bez starań i bez presji poczęliśmy dziecko - a to nie zawsze takie proste....

dziękować tylko BOGU za to
 
hmmm a u nas.. jak większośc wtajemniczonych wie staralismy sie ok 5lat o baby.. w zeszlym roku postanowilam sie totalnie odchudzic aby w grudniu 2010 podejść do inseminacji badz in vitro.
jak schudłam postanowilam zadbac o zdrowie od wewnatrz i poszlam do endokrynolog aby mi ustawila leki a na drugi dzin bylam umowiona u gina.. i tak w srode na badaniach u endo- babka stierdzila ze juz po lekach mozemy próbowac- wysmialam ją bo przeciez tyle lat sie staralismy.. w czwartek na drugi dzien wizyta u gina, podczas badania ból niesamowity, a on mówi ze cudem jest owulacja i mamy dzialac, a jak sie przez te 3 cykle nie uda to wtedy in vitro.
wrocilam do domu- i mówie domeza kurcze lekarze psuja nasze plany bo mowia ze mamy znowu sie zabrac za produkcje (byla przerwa ok 10mcy) i stwierdzilismy a co tam.. na luziku mozemy podziaac co bedzie to bedzie- ale raczej przekonani bylismy ze nie bedzie- tyle lat złudzen przeciez.. (gin wyliczyl nam dokladnie godziny i dni kiedy mamy TO robic).. i tak przez kilka dni.. pozniej.. stwierdzilam ze zrobie test (w koncu mialam w apteczce 10szt do wykorzystania, zakupionych rok wczesniej na allegro), zrobilam 2 tyg pozniej w srode rano i wydawalo mi sie ze byl cień.. ale nic nie mowilam mezusiowi pojechalam do pracy, po pracy pojechalam kupic karme 15kg dla psa i jak ja dzwignelam poczułam dziwny ból- w domu plamienie.. na okres troche za szybko.. w czwartek rozmawialam z przyjaciolką i mowie jej ze chyba sie udalo ale zaczelam plamic wiec pewnie jak dzwignelam karme- to doszlo do poronienia.. w srode i w czwartek w ogole bylam strasznie zmeczona spiaca i glodna:) zdecydowalam ze skoro plamie to bedzie okres wiec zaczne brac leki na nowy cykl- przeciwskazaniem jest ciąza wiec postanowilam ze w piatek robie test.. spac cala noc nie mpoglam.. powiedzialam mezzuchowi o tym plamieniu i karmie ale tez stwierdzil ze to pewnie okres.. wstalam o 5 zrobic test 1 krecha.. na chwile zamknelam oczy zeby przemyslec co powiem mezusiowi, że znow sie nie udalo.. otwieram i widze 2 bladą! szybko pobieglam do sypialni i pokazuje mu- biedak zaspany nie widzial tej drugiej a ja mu pokazuje.. zoabczyl.. o 6 rano napisalam do kolezanki ze sie spoznie do pracy bo jade na badania.. szybko potwierdzilam betę o 14 juz byl wynik bylo 127 wiec ciąza.. w poniedzialaek znow badanie, bet rosla.. ale potem krwawienie i walka by ta kropeczka przetrwala i... przetrwała.. dlatego ten mały cud nazwaliśmy Szymuś :)
 
My od zawsze planowaliśmy trójkę dzieci i od roku coraz bardziej naciskałam na M. Zwlekał i tak przeciągał, obiecywał że jak tylko wejdziemy w 2010 to mi da dziecko i dalej zwlekał, wytrzymałam do kwietnia. Pod koniec kwietnia miałam ostatnią @ i od maja zaczęliśmy starania :)
Praktycznie od połowy maja już czułam się bardzo kiepsko, test na początku czerwca zrobiłam tylko na potwierdzenie bo @ nie było. Cieszyliśmy się wraz z dziewczynkami :)
 
ookatkaoo fajnie że założyłaś taki temat, skorzystam z okazji i też opowiem jak to u nas było.
2 lata temu przeszłam zabieg laparoskopowego usunięcia guzu endometrialnego z macicy. Jak wiadomo endometrioza często kończy się niepłodnością. Lekarze powiedzieli mi wtedy że im szybciej zaczniemy się starać o dzidzusia tym większa szansa że nam się uda. Ja wtedy byłam na 5 roku studiów, postanowiliśmy więc z moim że przez wakacje weżmiemy ślub i zaczniemy się starać. Od sierpnia zaczeliśmy się starać ale miesiąc w miesiąc nic nie wychodziło. Postanowiłam więc nie czekać i w grudniu wybraliśmy się z M do poradni leczenia niepłodności, lekarz zlecił nam kompleksowe badania i kazał pojawić się w marcu. Miedzy czasie zeby zwiększyć szanse zaczeliśmy stosować testy owulacyjne ale mimo to nic się nie udawało. W marcu pojechaliśmy do poradni i lekarz stwierdził że nie ma pewności czy mam drożne jajowody a jakość nasienia męża też nie jest najlepsza, przepisał nam leki i kazał pojawić się w lipcu i wtedy miałam mieć powtórzoną laparoskopie. W połowie kwietnia moja kumpela robiła wieczór panieński w Poznaniu a to odemnie jakieś 5 godzin jazdy pociągiem, wtedy też przypadały moje dni płodne. Powiedziałam mężowi że jadę do Poznania po dzidzusia skoro z nim się nie udaje a tak na serio pomyślałam że będziemy musieć sobie darować ten cykl. Na początku maja zaczęłam czuć się jakoś dziwnie, jestem przedstawicielem ale co wsiadałam do samochodu robiło mi się nie dobrze. Mimo to ciąży nie podejrzewałam bo brzuch bolał jak na okres. Poszłam do apteki wykupić leki które nam lekarz w poradni przepisał i stojąc w kolejce coś mnie tchnęło i zamiast leków kupilam test ciążowy. W sobotę rano postanowiłam zrobić test, jak zobaczyłam dwie grube krechy to byłam w strasznym szoku, w jednym momencie śmiałam się i płakałam od razu zadzwoniłam do M ale do niego wtedy to nie dotarło. Jak wrócił do domu to też tylko mówił że się cieszy ale jakoś widziałam że jeszcze do niego to nie dotarło. M zaczął się cieszyć jak zabrałam go ze sobą na pierwsze usg w 15 tygodniu gdzie było już dużo widać i lekarz stwierdził że będzie syn, z gabinetu mój M wyszedł dumny jak paw. Dla mnie to tak jak dla Klaudos istny cud, dlatego jesteśmy z M tak szczęśliwi.
 
To teraz kolej na mnie:
Po obumarciu bliźniaków w poprzedniej ciąży i całej sterty badań „co, gdzie, jak dlaczego” zaczęliśmy kolejne staranka z moim mężem. Ponieważ bardzo chcieliśmy mieć dzidziusia mój P. był zawsze przy mnie – na dobre i na złe. U nas oczywiście pojawiło sie to „złe” – po łyżeczkowaniu pojawił się okres trwający po 20 dni w miesiącu i 7 dni przerwy – hmmm...- nie rokowało to najlepiej jeżeli chodzi o zajście w ciążę (zwłaszcza, że tak było miesiąc w miesiąc). Więc znowu sterta badań, leków, lekarzy, załamywania rąk itp. Mąż był na szczęście cały czas przy mnie. Oczywiście nie obeszło się bez leczenia hormonalnego dla mnie i już nawet w akcie desperacji dla mojego małżona (pomimo, że robił też badania i u niego także wszystko było w porządku – nawet plemników miał powyżej normy i to dobrej jakości J ). Nie będzie chyba zaskoczeniem jak napiszę, że praktycznie co miesiąc robiłam testy ciążowe (zakupiłam je hurtem an allegro). Nawet jak pojawiała się miesiączka – ja nadal robiłam teścik – no bo nigdy nie wierzyłam moim okresom (teraz z perspektywy czasu wiem, że była to juz normalnie schiza na punkcie posiadania bobaska). W drugiej połowie kwietnia zaczęło mi być strasznie niedobrze i o dziwo nie było palmień międzymiesiączkowych. Oczywiście powiedziałam mojemu mężowi moje spostrzeżenia, ale oboje stwierdziliśmy, że tyle razy nastawialiśmy się na dwie kreski, a nigdy z tego nic nie wychodziło. Więc cierpliwie czekałam do terminu miesiączki. Mdłościom nie było końca, wszystkie zapachy mnie drażniły, miałam jakiś mega ślinotok do tego i stwierdziłam ,że jak nie przejdzie za kilka dni to pójdę do gastrologa. Pomimo, że w serduszku miałam cichą nadzieję, że jednak się udało. Nawet 3 dni przed terminem miesiączki zrobiłam wieczorem test ciążowy bo już nie mogłam wytrzymać, ale niestety tylko jedna kreska – oczywiście załamałam się. Tu mdłości, tu jakiś taki dziwny błogi spokój, a tu jedna krecha. Dół, płacz i opiernicz od męża – że niepotzrebnie się nakręcam. No i nadszedł dzień miesiączki (01.05.), a właściwie nadranek – wstałam o 3 w nocy i zrobiłam test (nie mogłam spać) i co zobaczyłam – mega bladziuchną drugą kreskę. Obudziłam męża i mu mówię że jest chyba kreska – sama nie byłam pewna bo jakaś taka cienizna słaba była. Mąż zapalił światło w sypialni i zaglądał ze wszystkich stron – ostatecznie stwierdził żebym poszła spać bo nic tu nie ma. Ale ja nie mogłam zasnąć. W końcu coś tam widziałam, ale dlaczego on nic nie zobaczył. No więc czuwałam jak głupia nad tym testem do 7 rano. Po czym mąż wstał siku i wziął test do ręki. Wraca z toalety blady i mówi mi – „ja też coś widzę”. I tutaj uśmiech na naszych twarzach się pojawił – ja się rozryczałam ze szczęścia, a on trzymał ten test i zaglądał ciągle na tą drugą kreskę. Ok. 9 zadzwoniłam do wujka ginekologa i mówie mu o tej bladej kresce – wujek kazał mi dużo odpoczywać, wyciszyć się i za 2 dni powtórzyć test. Oczywiście pwiedział mi, że blada kreska to też kreska więc byłam pełna nadziei i cała w skowronkachJ Od razu zadzwoniłam do mamy i powiedziałam, że test nam wyszedł – ona prawie się rozpłakała i powiedziała żeby cierpliwie czekać na badanie ginekologiczne. Teściowa sama oglądała ten test ze wszystkich stron i już kazała mi zmienić dietę, cieplej się ubierać i leżeć. Istny szał – no ale w końcu wszyscy czekaliśmy aż się uda. Te dwa dni czekania na kolejny test były dla mnie katorgą – nie potrafiłam mysleć o niczym innym jak tylko o tym. Gdy już nadszedł ten ranek zrobiłam test tej samej firmy (oczywiście spodziewając się mega grubej krechy), ale krecha okazała się strasznie blada – wręcz niewidoczna. Cała zaryczana wróciłam do sypialni aż się zanosiłam od płaczu. Mąż mnie przytulał i obiecywał ,że następnym razem się uda. Po czym wziął test do ręki i powiedział, że chyba oślepłam, bo kreska jest ciemniejsza i grubsza niż ostatnio. Porównywaliśmy testy i rzeczywiście była grubsza i ciemniejsza – co oznaczało, że hcg rośnie. Tutaj juz chyba nie muszę opisywać naszej radości i tego jak dziękowałam Maryi, że możemy zaznać takiego cudu jakim jest nowe życie...
 
u mnie było tak że stwierdziliśmy że chcemy mieć dziecko, dużo o tym rozmawialiśmy i tak spontanicznie może ze 2 miesiące, będzie to będzie. No i nadszedł kwiecień mój M pojechał do niemiec a ja tęskniłam i tęskniłam. Jako że od roku (po odstawieniu tabletek) miałam rozregulowany cykl i zawsze mi się spóźniał o kilka dni to jadąc na majówkę do kuzynki czekałam na okres wiedząc że się napewno śpóźni bo nigdy nie mogłam być go pewna bo wiecznie miałam opóźnienia. W trakcie tej majówki robiliśmy przeprowadzke kuzynki, dziękuję bogu ze nic się nie stało bo dużo dźwigałam, nosiłam i latałam po schodach. Wróciłam do domu i coś czułam że jednak jestem w ciąży zrobiłam test - dwie mega grube krechy. I zaraz na gg to mojego że zrobiłam test i będzie tatusiem to mi nie uwierzył, wysłałam mu zdjęcie testu to uwierzył :) zaraz chciał wracać i wogóle ale mu kazałam zostać do końca umowy tymczasowej czyli jeszcze 2mce.
Później mi tylko mama mówiła że coś czuła bo się zmieniłam i podczas tej majówki dużo z dziećmi od kuzynki szalałam widać jak w organizmie hormony matczyne szalały :) później tylko radość moja, M i moich rodziców zmącona reakcją teściowej ale o tym już kiedyś pisałam ;)
 
reklama
To ja Wam opowiem całkiem odwrotną historię :-)
U nasz dzidzia nieplanowana, bo w końcu mam już prawie dorosłą "świętą trójcę" z byłym mężem - i raczej czekałam na wnuki... ale poznałam mojego obecnego TŻ, zamieszkaliśmy razem i on coś nieśmiało przebąkiwał o dziecku - na co ja mówiłam kategoryczne "nie" - bo mi się już prawdę mówiąc dzieci nie chciało, uważałam, że swój wkład w zaludnienie Ziemi już mam i wystarczy ;-)
Jakoś na początku maja, kiedy spóźniała mi się @, w ogóle się tym nie przejęłam, bo to nie był pierwszy raz, już niejednokrotnie mi się różne cuda w tym temacie działy... i to nie ja poszłam do apteki po test, tylko pewnego dnia, podczas zakupów usłyszałam: Poczekaj, ja jeszcze do apteki wstąpię - i po powrocie do domu otrzymałam w prezencie teścik i nakaz natychmiastowego wykonania go :-)
No to nie wypadało mi dyskutować, dla świętego spokoju poszłam do łazienki, zrobiłam, co trzeba, na test nawet nie popatrzałam, zaniosłam go do kuchni, położyłam na stole i mówię: Masz, gap się, a ja idę się myć...
Wyszłam spod prysznica, wchodzę do kuchni i słyszę: Kochanie - będziemy mieli dziecko :-D
A na teście jak byk dwie grube krechy... :-)

Dziewczyny, chciałam Wam jeszcze powiedzieć, że czytam Wasze historie i chciałam Wam pogratulować - w ogóle wszystkiego, wytrwałości w staraniach, samozaparcia, silnej woli i nie wiem, co jeszcze - w każdym razie: pełen szacun dla Was i Tatusiów. Jestem pewna, że Wasze dzieciaczki wynagrodzą Wam to, że tak długo musiałyście na nie czekać :-)
 

Podobne tematy

D
Odpowiedzi
14
Wyświetleń
7 tys
Deleted member 181275
D
Do góry