katarzyna1983
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 14 Kwiecień 2009
- Postów
- 591
a wiec nareszcie moge i ja opisac nasza historie
do szpitala trafilam 8 listopada - mialam wysokie cisnienie 140/90 po raz kolejny i nie czulam malej przez caly dzien... nie sadzilam ze zostane w szpitalu... liczylam ze zrobia tylko ktg i jak bedzie w porzadku to wypuszcza... w koncu termin porodu z miesiaczki mialam na 15 listopada a z usg na 13.... niestety powiedzieli ze standardowa procedura szpitala jest zatrzymanie ciezarnej na obserwacje min. 3 dni.. wiec albo sie decyduje na badanie i zostaje w szpitalu albo nici z badania... ze lzami w oczach ze ja jeszcze gotowa psychicznie na szpital nie jestem, zgodzilam sie... zrobili mi KTG wszystko wyszlo dobrze i badanie „dowcipne”. nadal zero rozwarcia i zero skracania sie szyjki.... tym samym w niedziele o godzinie 18-19 wyladowalam na sali na patologi ciazy.... co wtedy mnie najbardziej zdziwilo to to ze kolacja juz byla - o 16tej... a ja zero prowiantu strasznie glodna itp... a mala jakby nigdy nic o 20tej zaczela znowu wyrabiac... tu narzekalam ze przez wlasna panike wyladowalam w szpitalu.
Liczylam pocichu ze wyjde na 11 listopada...Wszystkie dni mijaly tak samo codziennie ktg, 3xdziennie mierzenie cisnienia, i co dwie godziny (rowniez w nocy) detektor tetna malenstwa. Dostawalam również lekarstwa na obnizenie cisnienia... a i jeszcze co 3 dni usg z przepływami.... wszystko bylo w porzadku wiec szykowalam sie na wypis 10 listopada... a tu po przerwie cisnienie znowu zaczelo brykac wiec uslyszalam ze jedynie na wlasne zadanie moge wyjsc... na co sie nie zgodzilam... potem czekalam kolejne dni ze zwiekszona dawka lekarstwa na cisnienie (+aby przyspieszyc porod spacery po korytarzu wkolko, prysznice, sok malinowy, masaze brzucha, piersi itp) ... do upragnionego 15tego liczac na wywolywanie porodu... jednak z tego byly nic... nadal zero rozwarcia nadal szyjka nieskrocona... powiedzieli czekac... no i czekalam kolejne dni ... wreszcie w piatek 20 listopada ok godziny pierwszej w nocy dostalam silnych skurczy - od razu zegarek w reku i liczyłam czestotliwosc... bol duzy - spac nie mozna... skurcze co 10 minut... i tak do rana ciagle - polozna powiedziala brac prysznic.. to bralam 4 razy... i jak przyszlo do badania to okazalo sie ze nadal zero rozwarcia i zero skracania szyjki i ktg rowniez nic nie wykazalo polozna mowi to pewnie skurcze przepowiadajace ale nie dalam jej wiary zbyt silnie bolalo i bylo regularnie.... choc odstep czasowy sie nie zmienial... ale tez nie przechodzily.... cala noc nie spalam w dzien 21.11 rowniez nie bylo o tym mowy.... w sobote zglosilam ze skurcze nadal co 10 minut ale coraz bardziej bola... badanie przez jednego lekarza wykazalo w sobote kolo 17 jedynie cm rozwarcia a szyjka nadal cala (w ciagu dnia bralam prysznic 6 razy aby przyspieszyc)... tu myslalam ze bede juz plakac ja chce rodzic!!!! na szczescie mialam wspaniala Pania doktor ktora poznalam w szpitalu - podczas dluuugiego pobytu i powiedziala ze jak o godz. 20 cos sie zmieni to wezmie mnie na porodowke... dostalam wiec jakis czopek co mogl przyspieszyc akcje....
w miedzyczasie od poloznej uslyszalam ze na pewno nie rodze bo mam twarz usmiechnieta a inaczej bym wyla z bolu a nie sie usmiechala...
o 20 bylo nadal 1 cm rozwarcia ale szyjka sie skrocila!!!!! dostalam zgode na zjazd na porodowke po wczesniejszej lewatywie...mialam byc gotowa z mezem o 21 na porodowce po badaniu bez zmian - jedynie ktg wykazalo skurcze 50-60, przy czym wytrzymac w pozycji lezacej bylo strasznie ciezko.... potem dostalismy przykaz maszerowania po korytarzu.... wypracowalismy pozycje aktywnego rodzenia - maz w pozycji stojacej ja wygieta wiszaca na nim... i non stop latalam sikac.... po badaniu uslyszalam mamy 3 cm rozwarcia i dostalam zastrzyk rozkurczowy wiec marsz pod prysznic... siedzialam i lalam wode na siebie strumieniami.... po prysznicu badanie - mamy 5 cm.... wiec marsz do wanny tu jeczalam na 7 cm rozwarcia.... potem byl worek sako doszlismy do 9 - tu juz wylam pocichu chyba z pol godziny - godzine - nie moglam przeskoczyc na 10 cm worek caly zasliniony przeze mnie a zeby w niego wgryzione...w polowie drogi wykrzyczalam ze musze przec a rozwarcia pelnego nie ma - zapytalam czy moge pokrzyczec i plakac ... na lzy okazalo sie ze nie mam sil ale troche sie podarlam... Tu polozna zapytala czy chcemy z mezem glowke dotknac bo juz widac jednak nie mielismy na tyle odwagi.... Dostalam zezwolenie na parcie...
Jeszcze przeszlam przez koziolek do rodzenia – ten jednak niestety nie spelnil u mnie zadania i nie pomogl
widzac ze nie moge tego centymetra pokonac polzona wziela mnie juz na fotel do rodzenia... tu akcja nadal sie slimaczyla... az w koncu podjeto decyzje o nacieciu mnie – czego mi nie powiedziano – mialo sie odbyc podczas parcia... jednak moje parcie bylo a) nieregularne i b) o roznej czestotliwosci – wiec w polowie naciecia skurcz sie skonczyl a ja poczulam ciecie na zywo... tu w szpitalu uslyszeli ryk lwa ale dzisiaj jestem straaasznie wdzieczna za to bo tego durnego centymetra sama nie dalabym rady pokonac... potem juz w miare szybko sie potoczylo – pamietalam ze mam zamykac oczy jak prze – po wskazowkach na bb – i przy jednym z takich zamknietych momentow poczulam jakby „rybke” przesuwajaca sie pomiedzy moimi nogami i uslyszalam przepiekny krzyk po chwili polozono mi Zuzie na brzuszku i od razu sie uspokoila potem tatus cykal zdjecia i obserwowal mala trzymajac ja na rekach po wczesniejszych pomiarach i zabiegach pielegnacyjnych a mnie zszywano Tak wiec Zuzia urodzila sie 22.11.2009 r. o godz. 00.46 potem bylismy na obserwacji do 3 rano a potem na sale poporodowa nas wywieziono
Z ciekawostek do kononu dowcipu przejdzie u nas wjazd na porodowke z kosmetyczka w torbie a w niej m.in. woda ktora moj malzonek mial mi pryskac twarz dla odpoczynku i ochlody hihih – chyba bym zabila gdyby ktos mi czyms psikal
W torbie mialam tez stroj do kapieli w wannie jednak jak bolalo to w zyciu nie chcialam czekac na to az sie przebiore tylko w stroju Ewy od razu wskakiwalam do wody ))
Poza tym zycie zweryfikowalo jeszcze fakt iz chcialam miec wykupiona sale komercyjna – kosztowala 500 zl za 5 noclegow a w szpitalu dowiedzialam sie ze regula jest wypuszczanie drugiego dnia po porodzie i w sumie polozne odradzaly – ze lepiej maluszkowi potem cos kupic i racja... dwa dni szybko minely choc do latwych nie nalezaly i we wtorek juz wyszlysmy ze szpitala ))
Ps rola mezczyzny – mezusia mojego w naszym porodzie bezcenna
Mam nadzieje ze niezadługie opowiadanko strzelilam
do szpitala trafilam 8 listopada - mialam wysokie cisnienie 140/90 po raz kolejny i nie czulam malej przez caly dzien... nie sadzilam ze zostane w szpitalu... liczylam ze zrobia tylko ktg i jak bedzie w porzadku to wypuszcza... w koncu termin porodu z miesiaczki mialam na 15 listopada a z usg na 13.... niestety powiedzieli ze standardowa procedura szpitala jest zatrzymanie ciezarnej na obserwacje min. 3 dni.. wiec albo sie decyduje na badanie i zostaje w szpitalu albo nici z badania... ze lzami w oczach ze ja jeszcze gotowa psychicznie na szpital nie jestem, zgodzilam sie... zrobili mi KTG wszystko wyszlo dobrze i badanie „dowcipne”. nadal zero rozwarcia i zero skracania sie szyjki.... tym samym w niedziele o godzinie 18-19 wyladowalam na sali na patologi ciazy.... co wtedy mnie najbardziej zdziwilo to to ze kolacja juz byla - o 16tej... a ja zero prowiantu strasznie glodna itp... a mala jakby nigdy nic o 20tej zaczela znowu wyrabiac... tu narzekalam ze przez wlasna panike wyladowalam w szpitalu.
Liczylam pocichu ze wyjde na 11 listopada...Wszystkie dni mijaly tak samo codziennie ktg, 3xdziennie mierzenie cisnienia, i co dwie godziny (rowniez w nocy) detektor tetna malenstwa. Dostawalam również lekarstwa na obnizenie cisnienia... a i jeszcze co 3 dni usg z przepływami.... wszystko bylo w porzadku wiec szykowalam sie na wypis 10 listopada... a tu po przerwie cisnienie znowu zaczelo brykac wiec uslyszalam ze jedynie na wlasne zadanie moge wyjsc... na co sie nie zgodzilam... potem czekalam kolejne dni ze zwiekszona dawka lekarstwa na cisnienie (+aby przyspieszyc porod spacery po korytarzu wkolko, prysznice, sok malinowy, masaze brzucha, piersi itp) ... do upragnionego 15tego liczac na wywolywanie porodu... jednak z tego byly nic... nadal zero rozwarcia nadal szyjka nieskrocona... powiedzieli czekac... no i czekalam kolejne dni ... wreszcie w piatek 20 listopada ok godziny pierwszej w nocy dostalam silnych skurczy - od razu zegarek w reku i liczyłam czestotliwosc... bol duzy - spac nie mozna... skurcze co 10 minut... i tak do rana ciagle - polozna powiedziala brac prysznic.. to bralam 4 razy... i jak przyszlo do badania to okazalo sie ze nadal zero rozwarcia i zero skracania szyjki i ktg rowniez nic nie wykazalo polozna mowi to pewnie skurcze przepowiadajace ale nie dalam jej wiary zbyt silnie bolalo i bylo regularnie.... choc odstep czasowy sie nie zmienial... ale tez nie przechodzily.... cala noc nie spalam w dzien 21.11 rowniez nie bylo o tym mowy.... w sobote zglosilam ze skurcze nadal co 10 minut ale coraz bardziej bola... badanie przez jednego lekarza wykazalo w sobote kolo 17 jedynie cm rozwarcia a szyjka nadal cala (w ciagu dnia bralam prysznic 6 razy aby przyspieszyc)... tu myslalam ze bede juz plakac ja chce rodzic!!!! na szczescie mialam wspaniala Pania doktor ktora poznalam w szpitalu - podczas dluuugiego pobytu i powiedziala ze jak o godz. 20 cos sie zmieni to wezmie mnie na porodowke... dostalam wiec jakis czopek co mogl przyspieszyc akcje....
w miedzyczasie od poloznej uslyszalam ze na pewno nie rodze bo mam twarz usmiechnieta a inaczej bym wyla z bolu a nie sie usmiechala...
o 20 bylo nadal 1 cm rozwarcia ale szyjka sie skrocila!!!!! dostalam zgode na zjazd na porodowke po wczesniejszej lewatywie...mialam byc gotowa z mezem o 21 na porodowce po badaniu bez zmian - jedynie ktg wykazalo skurcze 50-60, przy czym wytrzymac w pozycji lezacej bylo strasznie ciezko.... potem dostalismy przykaz maszerowania po korytarzu.... wypracowalismy pozycje aktywnego rodzenia - maz w pozycji stojacej ja wygieta wiszaca na nim... i non stop latalam sikac.... po badaniu uslyszalam mamy 3 cm rozwarcia i dostalam zastrzyk rozkurczowy wiec marsz pod prysznic... siedzialam i lalam wode na siebie strumieniami.... po prysznicu badanie - mamy 5 cm.... wiec marsz do wanny tu jeczalam na 7 cm rozwarcia.... potem byl worek sako doszlismy do 9 - tu juz wylam pocichu chyba z pol godziny - godzine - nie moglam przeskoczyc na 10 cm worek caly zasliniony przeze mnie a zeby w niego wgryzione...w polowie drogi wykrzyczalam ze musze przec a rozwarcia pelnego nie ma - zapytalam czy moge pokrzyczec i plakac ... na lzy okazalo sie ze nie mam sil ale troche sie podarlam... Tu polozna zapytala czy chcemy z mezem glowke dotknac bo juz widac jednak nie mielismy na tyle odwagi.... Dostalam zezwolenie na parcie...
Jeszcze przeszlam przez koziolek do rodzenia – ten jednak niestety nie spelnil u mnie zadania i nie pomogl
widzac ze nie moge tego centymetra pokonac polzona wziela mnie juz na fotel do rodzenia... tu akcja nadal sie slimaczyla... az w koncu podjeto decyzje o nacieciu mnie – czego mi nie powiedziano – mialo sie odbyc podczas parcia... jednak moje parcie bylo a) nieregularne i b) o roznej czestotliwosci – wiec w polowie naciecia skurcz sie skonczyl a ja poczulam ciecie na zywo... tu w szpitalu uslyszeli ryk lwa ale dzisiaj jestem straaasznie wdzieczna za to bo tego durnego centymetra sama nie dalabym rady pokonac... potem juz w miare szybko sie potoczylo – pamietalam ze mam zamykac oczy jak prze – po wskazowkach na bb – i przy jednym z takich zamknietych momentow poczulam jakby „rybke” przesuwajaca sie pomiedzy moimi nogami i uslyszalam przepiekny krzyk po chwili polozono mi Zuzie na brzuszku i od razu sie uspokoila potem tatus cykal zdjecia i obserwowal mala trzymajac ja na rekach po wczesniejszych pomiarach i zabiegach pielegnacyjnych a mnie zszywano Tak wiec Zuzia urodzila sie 22.11.2009 r. o godz. 00.46 potem bylismy na obserwacji do 3 rano a potem na sale poporodowa nas wywieziono
Z ciekawostek do kononu dowcipu przejdzie u nas wjazd na porodowke z kosmetyczka w torbie a w niej m.in. woda ktora moj malzonek mial mi pryskac twarz dla odpoczynku i ochlody hihih – chyba bym zabila gdyby ktos mi czyms psikal
W torbie mialam tez stroj do kapieli w wannie jednak jak bolalo to w zyciu nie chcialam czekac na to az sie przebiore tylko w stroju Ewy od razu wskakiwalam do wody ))
Poza tym zycie zweryfikowalo jeszcze fakt iz chcialam miec wykupiona sale komercyjna – kosztowala 500 zl za 5 noclegow a w szpitalu dowiedzialam sie ze regula jest wypuszczanie drugiego dnia po porodzie i w sumie polozne odradzaly – ze lepiej maluszkowi potem cos kupic i racja... dwa dni szybko minely choc do latwych nie nalezaly i we wtorek juz wyszlysmy ze szpitala ))
Ps rola mezczyzny – mezusia mojego w naszym porodzie bezcenna
Mam nadzieje ze niezadługie opowiadanko strzelilam