reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Jak rodzi tato.

Dołączył(a)
17 Styczeń 2012
Postów
6
Witam
10 lat temu uczestniczyłem w porodzie mojej córki. Nie wyobrażałem sobie nie uczestniczyć w nim.
Od początku szkoły rodzenia przygotowywaliśmy się razem do porodu rodzinnego.
Kiedy nadszedł ten waży dzień byliśmy całkiem nieźle wyedukowani.
Wszystko zaczęło się ok 6 rano. Zona zaczęła odczuwać skurcze, trochę wody poleciało. Przyjechała zaprzyjaźniona pielęgniarka. Zrobiła wszystko co w miejscu publicznym nie jest miło robić.
Z tak przygotowaną żoną udaliśmy się do szpitala, na salę porodów rodzinnych.
Był to taki specyficzny apartament z dużą salą, łazienką i pokojem do odpoczynku.
Ktoś tam posłuchał serca, ktoś tam co jakiś czas sprawdzał rozwarcie.
My sobie spokojnie siedzieliśmy i oglądając telewizję, czekaliśmy na dzidziusia.
Żona oczywiście nie czuła się tak komfortowo jak ją bo przecież miała nasilające się skurcze.
Strój jaki miała na sobie też nie nastrajał jej pozytywnie.
Myślę jednak, że atmosfera jaka była wokół niej, oraz powiem nieskromnie: moja obecność, bardzo jej pomagała w ciężkich momentach, których z godziny na godzinę przybywało.
Ok 12 bóle zrobiły się dość nieznośne, poprosiłem personel aby wrzucić żonę do wanny porodowej, która znajdowała się w pomieszczeniach obok. Szybko i sprawne znalazła się w wodzie. Słyszeliśmy, że taka kąpiel działa kojąco na rodzącą. To prawda, żona niemal w magiczny sposób nabrała sił do pracy którą miała niebawem wykonać.
Po powrocie do naszego apartamenty, już nie było czasu na tv.
Skurcze, rozwarcie, na stół.
Nagle zbiegło się stado osób w białych fartuchach. Krzątali się w tą i z powrotem. Miałem wrażenie, że to ja kieruję całą akcją porodową, gdyż jako jedyny miałem wpływ na to co robi żona. Położna przekazywała mi polecenia dla rodzącej, a ja miałem za zadanie dopilnować wykonania ich. Super córka urodziła się cała i zdrowa. Była 13.20
Ktoś spytał: Chce pan odciąć pępowinę?
No jawka, że pewka. Wziąłem nożyczki i z wielka dumą i radością uczyniłem swą powinność.
Byłem pewien, że to koniec.
"Teraz rodzimy łożysko!" Zakomunikowała położna...
Co!!! -Nie miałem pojęcia o tym, nie byłem jednak tak dobrze wyedukowany jak mi się wydawało.
Nie wdawałem się w dyskusję.
Na szczęście żona szybko się i z tym uporała.
Trochę pobyliśmy we trójkę... pierwszy raz.
Chwile potem moje panie udały się na odpoczynek.
Ja kompletnie zakręcony i trochę zmęczony pojechałem do sklepu coś tam kupić.
W sklepi, wędrując pomiędzy półkami, powoli dochodziłem do siebie, choć dalej mocno oszołomiony.
Kiedy zacząłem zauważać otaczający mnie świat zaobserwowałem, że osoby które przechodzą obok, przyglądają mi się z dużym zaciekawieniem. Zainteresowałem się zjawiskiem, spojrzałem na siebie. No tak, faktycznie wyglądałem dziwnie. Miałem na sobie jednorazowy, jasno zielony kitel lekarski, taki jakiego używają chirurdzy podczas operacji.
Faktycznie.- Przypomniałem sobie, ubrano mnie w niego kiedy wsadzano żonę na stół porodowy.
Do dziś nie rozumiem jak mogłem nie zauważyć go podczas wsiadania do samochodu i wysiadaniu z niego. Przecież to bardzo nie wygodne (każdy chirurg wie o co chodzi).

Co bym nie napisał o tym dniu, nie jest to w stanie oddać co przeżyłem. Nigdy nie spodziewałem się, że w tak krótkim czasie doświadczę tylu niesamowitych uczuć. Z których niektóre wystąpiły tylko wtedy, inne zaś towarzyszą mi do dzisiaj i nadają sens mojemu życiu.
Nasza cudowna córka ma 10 i pół roku. Kiedy będzie miała niespełna 11 lat przyjdzie na świat jej siostra. Już pakuję się do porodu.
Nie rozumiem tych rodziców co nie chcą rodzić wspólnie, zaś tym co nie mogą bardzo współczuję.
 
reklama
A moze inni panowie podziela sie historiami w jaki sposob przechodzili ciaze ze swoimi zonami?

Badz tez Panie powiedza co nieco na temat czynnego uczestnictwa w czasie ciazy i porodu ?

Ja od siebie dodam, ze mimo, ze jestem dopiero na poczatku tej ekscytujacej podrozy, to moj maz bardzo o mnie dba. Kiedy tylko dowiedzial sie o ciazy , odczul nagla potrzebe udania sie do sklepu :-D chyba musial sie przewietrzyc :D No i wrocil z cala siatka owocow i jogurtow mowiac, ze bedzie o mnie dbal :) . Codziennie rano po przebudzeniu sie przytulamy i on kladzie lapke na brzuszek i tak lezymy we troje. Juz dzis chcial wybierac dywanik do pokoju dzieciecego...

A jak jest / bylo u was ?
 
Kilkakrotnie zdarzyło mi się brać udział w dyskusji na temat porodów rodzinnych. Co ciekawe rozmowy te zupełnie inaczej przebiegały w obecności par i w gronie wyłącznie męskim. W pierwszym i drugim przypadku rozmowa wyglądała podobnie jeśli partner chciał uczestniczyć czynnie w narodzinach swojego dziecka. Mówili wtedy o więzi rodzinnej, potrzebie bliskości, pomocy partnerce itd. Sytuacja jednak wyglądała zupełnie inaczej kiedy mężczyzna nie wyrażał chęci przebywania przy narodzinach dziecka. W rozmowach "koedukacyjnych", kiedy pytałem o powody takiej postawy. Zazwyczaj słyszałem, co ciekawe z ust partnerki, że mąż nie ma odwagi. Kiedy jednak rozmowa odbywała się w gronie całkowicie męskim, padało wiele odpowiedzi, nigdy jednak panowie nie przyznawali się do strachu. Bardzo często, podczas podawania przyczyn takiej decyzji mówili o przyzwyczajeniu do tradycji, porody rodzinne to stosunkowo nowa praktyka. Ich ojcowie i dziadkowie nie brali w udziału narodzinach, więc oni nie widzą powodu aby miało być inaczej. Inni mówili o niechęci do pewnych "kobiecych" zachowań które bardzo ich irytują, a mogłyby się nasilić podczas porodu rodzinnego. Jeszcze inni po prostu chcieli mieć ten czas dla siebie i cieszyć się z przyjścia na świat potomstwa "po swojemu" i nie mieli tu bynajmniej nic złego, w ich mniemaniu na myśli. Chcieli wyidealizować sobie narodziny, że niby to wszystko wygląda tak pięknie i jest takie czyste i łatwe, a małżonka po porodzie wygląda jakby trochę mocniej poćwiczyła na fitnessie.
Moja opinia na temat prawdziwych powodów tego, że przyszli ojcowie nie chcą uczestniczyć w porodzie rodzinnym jest jednak zupełnie inna.Przyczyny, w gruncie rzeczy są dwie. Pierwsza, ta smutniejsza bo prawie zawsze nieodwracalna to brak więzi między partnerami. Wiele związków to instytucja zawarta jakiś czas temu i od jakiegoś czasu jako tako funkcjonująca z winy lub zasługi jednej lub obojga stron. Bardzo często osoby w takich związkach są szczęśliwe, często jednak omijają się szerokim łukiem w sytuacjach granicznych. Drugim powodem unikania przez mężczyzn porodów rodzinnych jest zwykła niewiedza. Narosło wiele bezsensownych mitów o tym jak to strasznie jest mężowi przy rodzącej żonie. Jak jest obrażany, wyzywany od najgorszych, pomijany we wszystkim co się tam dzieje. Na koniec, niemal zawsze narobi personelowi niepotrzebnej roboty bo weźmie i zemdleje.
 
Oto Tata

Zgadzam sie z Toba. Jest to wynikiem po czesci presji spolecznej oraz pogladu , ktory panuje w Polsce, oraz rowniez systemu , ktory pozostawia kwestie przyjscia na swiat potomka na rekach kobiety. W koncu one sa do tego stworzone i powinny same sie mezczyc z obcymi ludzmi i kiltach. Ograniczone mozliwosci uczestniczenia meza w porodzie oraz podejscie , ze jest to "niemeskie" niestety jest czesto spotykane. Na szczescie coraz wiecej mezczyzn bierze udzial w swiadomym przygotowaniu na przyjscie na swiat swojego dziecka, ze pozostaje z nadzieja, ze czynnych panow, bedzie coraz wiecej !

Gratuluje wiedzy , checi oraz podzielenia sie swoimi doswiadczeniami.
 
Ludzie uważają, że udział w porodzie ojca jest niemęski?!?!
Nigdy nie czułem się bardziej męsko niż wtedy, kiedy odcinałem pępowinę!
 
Mój mąż też brał udział w porodzie i ja jestem z tego dumna i mój mąż, a moje dziecko od razu widziało mamę i tatę razem:)
 
śmiejemy się z mężem, że jest bardzo dobrze przygotowany: uczestniczył w porodzie źrebaka i był przy swiniobiciu...oczywiście żarty żartami, ale nie wyobrażam sobie, by męża przy mnie nie było, a i on zarzeka się, że będzie , koniec i kropka :)
 
Jaki fajny temat :)

Ja rodziłam niecałe 2 miesiące temu :) (Niestety poprzedni poród, synka, 4 lata temu musiał się odbyć przez planowe CC, nad czym bardzo ubolewałam.)
Rodziłam z mężem ;)
Córcia nie spieszyła się na świat, więc poród miałam wywoływany oxytocyną, w szpitalu. W sumie dzięki temu wszystko się zaczęło bezstresowo, bez paniki, (Szymek był u dziadków - moich rodziców - aż do odwołania i był z tego powodu szczęśliwy bo bardzo jest z nimi związany).
Oxytocynę podłączyli mi na patologii ciąży na pięknym oddziale w pokoju z balkonem, więc pierwsze lekkie skurcze odbyły się w bardzo radosnej atmosferze, wręcz głupawkę mieliśmy z mężem :) Potem było jeszcze lepiej, jak chodziłam po korytarzu z pompą oxytoynową, to ja się opierałam o ścianę bo bolało, mąż albo mnie naśladował albo żartował, a ja co skurcz bardzo się śmiałam wręcz rechotałam :)
Potem jak już miałam 4 cm rozwarcia przenieśli nas na salę porodową, piękną, nowoczesną, byliśmy zachwyceni! Od razu włączyliśmy Eskę ROCK \m/ a skurcze już były dość silne. Mój mąż póki co w dalszym ciągu głównie sprawiał, abym miała jak najlepszy humor :) Jak przyszło co do czego, i już mi podczas skurczy nie było do śmiechu, to masował mi plecy, trzymał za rękę, podawał pić, wołał położną, potem na prośbę położnej naszykował mi wodę w wannie, pomógł do niej wejść, po wyjściu wytarł, pomógł mi wdrapać się na łóżko porodowe i podczas ostatnich skurczy też "Tłumaczył" mi to co mówiła położna ;) Bo jak ona mówiła to nie docierało ;P No i mówił że już widać główkę, że jeszcze tylko trochę, ze jestem dzielna - bardzo ale to bardzo mi pomógł, czułam jego miłość i wsparcie, a te chwile, kiedy nasza córcia się rodziła, obydwoje zapamiętamy do końca życia. Po wszystkim, jak już byliśmy wszyscy razem, mąż mi powiedział, że byłam bardzo dzielna, i że to było jego najpiękniejsze przeżycie, i że do końca życia o tym będzie pamiętał, i często patrzy na Monisię i się uśmiecha i wspomina poród :) Coś czuję, że to będzie córeczka tatusia :)
 
reklama
Oto Tato - jest jeszcze jedna strona - czasami Panowie nie najlepiej znoszą widok krwi, a oglądanie żony czy partnerki w trakcie porodu potrafi doprowadzić do tego, że mężczyzna mówiąc wprost nie chce z Nią potem utrzymywać więzi intymnej, ponieważ cały czas kojarzy sobie tę jedną sytuację - niestety tak bywa.
Mój mąż nie uczestniczył w porodzie córeczki (4 lata temu), gdy tylko wchodził do szpitala natychmiast robił się blady i juz prawie mdlał, więc dla mnie było pewne, że on sie do tego nie nadaje i nie mam go co zmuszać.
Tym razem (prawie 3 miesiące temu) był ze mną na porodówce w trakcie, gdy miałam skurcze, bardzo to było dla mnie miłe i bardzo mile mnie zaskoczył tym, że jednak się zdecydował. Ale od początku ustaliliśmy z położną, która mnie prowadziła przez ten poród, że jak już będą się zbliżały bóle parte, to on sobie wyjdzie na zewnątrz i w hollu poczeka. Tak tez się stało - jak juz synek przyszedł na świat i zawinięty w ręcznik leżał na moim brzuchu, położne przykryły mnie prześcieradłem, bo musiałam poczekać na lekarza, który miał mnie pozszywać, a wtedy przyszedł do nas mąż i już tata i razem ze mną cieszył się z narodzin naszego synka.
Było to zarówno dla Niego nowe i ogromne przeżycie jak i dla mnie.
 
Do góry