reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Lekcje matematyki dla dzieci

Dołączył(a)
24 Lipiec 2012
Postów
1
Cześć, jestem mamą pięciolatka i zastanawiam się nad posłaniem go na zajęcia z matematyki prowadzone metodą Helen Doron. W internecie znalazłam dużo opinii na temat zajęć z języka angielskiego prowadzonych tą metodą, jednak nic o matematyce. Może ktoś z Was o tym słyszał?

Dziękuję za każdą opinię! :)
 
reklama
Kasiu ja słyszałam o tej metodzie,ale tylko o angielskim.Jestem mam 6 dzieci w wieku od 19 lat do 2 latek i nigdy bym nie posłała 5-6 latka na zajęcia matematyczne.Uważam,że w tym wieku nie jest to potrzebne,ale na angielski już tak.
 
Oj no nie wiem.. ale mamuśki :) nie nauczycie pitagorasa 6 latka :) niech nauka będzie nauką :) ale nie jakaś przymusowa :)
 
Jestem matematykiem. Często zdarzają mi się uczniowie na poziomie szkoły średniej, którzy nie wiedzą ile to jest 1/2+1/2 lub 0,5+0,5. Niektórzy zaczynają się uczyć u mnie do matury na takim poziomie. Często 2-5 dla przyszłego maturzysty to jest 3. Tak jakby liczby ujemne nie istniały.
A może gdyby go w wieku 4 czy 5 lat nauczono, że pół bochenka chleba i pół bochenka chleba, to jest cały bochenek, to jest cały bochenek, to by wiedział ile to jest 1/2+1/2 przed maturą?
Nie chodzi o nauczenie sześciolatka twierdzenia Pitagorasa. Choć jak byłam w Hewelianium w Gdańsku z 4,5 letnią córką, to było wyjaśnione twierdzenie Pitagorasa na zasadzie płynu przelewającego się z kwadratu zbudowanego na przeciwprostokątnej do kwadratów zbudowanych na przyprostokątnych. Moja córka raczej nie załapała ale może gdyby miała 6 lat, to było by lepiej.
Uważam, że dziecko jak najbardziej może uczestniczyć w nauce matematyki nawet dwulatek. Oczywiście chodzi o zabawę. Uczyć matematyki można samemu nawet na ulicy: licząc słupki czy kamienie albo kulki jarzębiny. Liczb parzystych można uczyć patrząc w lustro i sprawdzając co mamy do pary - ręce, nogi, uszy. A nieparzyste: nos, usta, itd. My też sprawdzałyśmy czy nasze psy mają parzystą ilość łap i uszu.
Albo ile to jest 2 cukierki i jeden, czyli 2+1. Albo u Kassi trzeba było zamontować gałki do szaf. Było 12. No i tata zamontował jedną. Zapytałam: "Ile jeszcze gałek musicie zamontować z Tatą?" Kassi ku mojemu zadowoleniu odpowiedziała 11. Czyli tu mamy już to 12-1=11 przełożone na sytuację życiową. I właśnie o to chodzi w nauce małych dzieci.
 
Ostatnia edycja:
Dziecko uczy się przez zabawę. Dodatkowe zajęcia dla dzieci zwykle na tym się opierają. Dziecko najwięcej uczy się do piątego roku życia. Chłonie jak gąbka. To, że liczy się cukierki albo uczy piosenek czy wierszyków, to nie jest zmarnowanie dzieciństwa. Moja córka lubi i piosenki i wierszyki. Ostatnio codziennie przynosi mi liczydła do nauki dodawania i odejmowania. Śliczne kolorowe. Wchodzi pod kołdrę i liczy koraliki - mówi, że w tajemnicy. Bardzo spodobała jej się zabawa: ile jest o jeden mniej niż.... lub o jeden więcej niż....
Też podoba jej się książeczka z wierszowanymi zagadkami.
Oczywiście można powiedzieć, że dziecko sobie marnuje życie. Ja jej do niczego nie zmuszam. A przecież łatwiej posadzić przed telewizorem albo przy komputerze i podziwiać jaki pięciolatek jest genialny i sobie radzi przy komputerze.
Prawda jest taka, że jeśli teraz dziecko w zabawie nauczy się pewnych zachowań, to potem będzie robić to z przyjemnością, a nie tylko brnąc z mozołem w problemach. Dwulatek z entuzjazmem pójdzie do muzeum, nawet jeśli my ocenimy, że nic z tego nie rozumie, a tylko w muzeum interesowało go chodzenie po schodach. Ale przyzwyczaja się do tego, że chodzi w takie miejsca. A idąc pierwszy raz do muzeum w wieku 12 lat stwierdzi, że to nie dla niego, bo ciekawsza jest jego komórka albo stanie w bramie z kolegami.
 
Świetny pomysł :D Jak mój maluszek wyjdzie z brzuszka i będzie w tym wieku, to koniecznie go zapiszę na coś takiego. Ewentualnie sama będę go uczyć. :-) No nie każde dziecko jest zdolne ale 6 latek myślę że załapałby Pitagorasa :)
Wam szkoła kojarzy się z czymś strasznym, a matematyka to już koszmar nad koszmarem.
Ale taki dzieciaczek chętnie nauczy się czegoś, przy okazji spędzając czas z mamą... :-D Same pozytywy.
Dzieciństwo nie polega tylko na oglądaniu telewizji ale również na nauce. A wiadomo najlepiej po prostu połączyć naukę z zabawą. Od tego zależy jak będzie sobie radził w życiu.
 
Oczywiście można powiedzieć, że dziecko sobie marnuje życie. Ja jej do niczego nie zmuszam. A przecież łatwiej posadzić przed telewizorem albo przy komputerze i podziwiać jaki pięciolatek jest genialny i sobie radzi przy komputerze.
Prawda jest taka, że jeśli teraz dziecko w zabawie nauczy się pewnych zachowań, to potem będzie robić to z przyjemnością, a nie tylko brnąc z mozołem w problemach. Dwulatek z entuzjazmem pójdzie do muzeum, nawet jeśli my ocenimy, że nic z tego nie rozumie, a tylko w muzeum interesowało go chodzenie po schodach. Ale przyzwyczaja się do tego, że chodzi w takie miejsca. A idąc pierwszy raz do muzeum w wieku 12 lat stwierdzi, że to nie dla niego, bo ciekawsza jest jego komórka albo stanie w bramie z kolegami.

Święta racja :tak:

Rodzice często zrzucają obowiązek nauczenia i wychowania dziecka na szkołę. A później płaczą do nauczycieli aby przepuścili ich małego debila do następnej klasy. Ewentualnie wydają krocie na korepetycję ale w sumie jak ich stać :-D
 
Święta racja :tak:

Rodzice często zrzucają obowiązek nauczenia i wychowania dziecka na szkołę. A później płaczą do nauczycieli aby przepuścili ich małego debila do następnej klasy. Ewentualnie wydają krocie na korepetycję ale w sumie jak ich stać :-D

Debilem to Ty jestes nazywajac tak cudze dzieci!!!
A co do obowiazku nauczania to wlasnie nalezy do szkoly, a nie rodzicow. To w szkole dziecko powinno sie uczyc, a nie pani leniwa nauczycielka poda material i rodzic musi siedziec godzinami po lekcjach i tlumaczyc. Zamiast milo i konstruktywnie spedzac czas z dzieckiem.
Co do wychowania to owszem nalezy do rodzicow.
 
reklama
Świetny pomysł :D Jak mój maluszek wyjdzie z brzuszka i będzie w tym wieku, to koniecznie go zapiszę na coś takiego. Ewentualnie sama będę go uczyć. :-) No nie każde dziecko jest zdolne ale 6 latek myślę że załapałby Pitagorasa :)
Wam szkoła kojarzy się z czymś strasznym, a matematyka to już koszmar nad koszmarem.
Ale taki dzieciaczek chętnie nauczy się czegoś, przy okazji spędzając czas z mamą... :-D Same pozytywy.
Dzieciństwo nie polega tylko na oglądaniu telewizji ale również na nauce. A wiadomo najlepiej po prostu połączyć naukę z zabawą. Od tego zależy jak będzie sobie radził w życiu.

Nikt nie mowi ze dziecko ma ogladac telewizje, ale dodatkowa matematyka, angielski, basen i karate i co jeszcze? Owszem dziecko uczy sie przez zabawe i dlatego też trzeba to wykorzystać a nie wozic na kolejne zajęcia i problem z glowy, troche wolnego i sumienie czyste. Lepiej isc na spacer i policzyc patyki na trawie , lub szczebelki na drabince. Mozna tez piec razem ciasto i liczyc jajka czy łyżki mąki.
 
reklama
Do góry