A ja znowu mam doła z tytułu powrotu do pracy...Dzisiaj była u nas mama. Manita rozpruła się z niewiadomego powodu, moja mama próbowała ją ululać pod hasłem "niedługo będziemy same, więc musimy sobie w takich sytuacjach radzić" i...Nie działało zupełnie nic. Ani noszenie, ani kołysanie, ani nawet smoczek
Ja wiedziałam, że ma "przytulaka" i ma ochotę wtulić się w moją pierś w nosidle. Zaproponowałam nosidełko, ale oczywiście napotkałam twardy opór. Mała wyła dobre 30 min. zanim zmusiłam mamę, żeby mi ją oddała. Uspokoiła się natychmiast. Usłyszałam, że fatalnie postępuję i w ten sposób robię sobie i dziecku krzywdę. W jaki? Nosidełkiem? Tego nie wyjawiła już.
Czarno widzę, jeszcze czarniej niż "przed chwilą". Ja wiem, że to była kwestia tego, że Manita wiedziała, że jestem i miała ochotę na utulenie u mamy, a nie babci, ale z drugiej strony nie jestem pewna, czy mama to spokojnie wytrzyma i czy to wspólne ich zostawanie nie będzie męką...Jestem przygnębiona. Poważnie.
Słowo daję, gdybym teraz miała podjąć decyzję zostałabym w domu do września. Jedlibyśmy kaszę, jak któraś tu trafnie pisała, ale oszczędzili sobie i innym tylu stresów. Kurczę, tych parę groszy nie warte tego wszystkiego...