Aia, wieczory ciężkie, rzeczywiście. Tyle by się jeszcze chciało zrobić, tyle jeszcze TRZEBA zrobić, a sił brak. Ja codziennie mam kryzys koło 14:00. Zasypiam nad komputerem w pracy. A ja z tych co kawy nie ruszają a nawet wąchać nie lubią

.
Weronka, Ty z Żywca jesteś? Jeeeej, gdzież Cię do tej Warszawy wywiało z tak pięknego zakątka Polski?!? Mnie by serce pękło chyba.
jjustyna, najgorzej chyba jest przed tą godziną "zero". Potem okazuje się, że nie ma tak źle

. Wszystko będzie dobrze, trzymam kciuki.
A ja po tych prawie dwóch miesiącach mogę stwierdzić, że strasznie się cieszę, że wróciłam do pracy i rzeczywiście bardziej się bałam niż to było warte :-). Tymek z babcią szczęśliwy, babcia nie narzeka, dziadek więcej wolnego zaczął brać w pracy bo "woli z wnukiem posiedzieć niż głupiej gadki szefa wysłuchiwać"

(a dziadek z tych co biorą w roku kilka dni urlopu). Jak Tymek dłużej śpi to ponoć dziadek i ciocia (młodsza siostra męża, która jeszcze do liceum chodzi) chodzą koło jego pokoju i tylko czekają aż się w końcu obudzi żeby się nim zajmować

. Powariowali ;-). A ja w pracy odpoczywam od pisków Tymka i zbieram siły na pełne obroty do wieczora.