reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Mój ukochany synek Kubuś - strasznie za nim tęsknię

frogusia7

Tęskniąca mama Kubusia
Dołączył(a)
12 Kwiecień 2012
Postów
742
Miasto
Wrocek
Długo się zastanawiałam czy tu napisac- chciałabym żeby po moim synku oprócz naszej pamięci i bólu,został choc wpis tutaj.Zasłużył sobie na to by o nim pamiętano bo nacierpiał się razem ze mna:no:

To był poranek pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia 2011- połowa 26 tc.Przy śniadaniu zaczęły mnie bolec plecy, później dół brzucha.Ból był coraz silniejszy, pojawiły się skurcze, nie mogłam się ruszyc z bólu.Mąż wezwał karetkę.Ratownicy którzy przyjechali okazali się beznadziejni- stwierdzili, że gdyby wiedzieli że jestem w ciąży wogóle by nie przyjechali i pytali dlaczego nie przyjechałam sama.Ostatecznie zabrali mnie na Brochów- tam okazało się że mam rozwarcie na 2 cm.Wylądowałam na porodówce.Lekarka, która mnie zbadała od razu stwierdziła że nie daje naszemu maluszkowi szans:no:-że jeśli rozwarcie dojdzie do 6 cm nie będą już w stanie zatrzymac akcji.Po kilku godzinach na szczęście skurcze i akcję porodową udało się opanowac.Niestety powrócił przeszywający ból w dole brzucha po prawej stronie.Lekarze zaczęli się obawiac że to ostre zapalenie wyrostka- szukali sposobu żeby przewieźc mnie do innego szpitala na chirurgie.Po ponad godzinnym oczekiwaniu na karetkę w końcu wylądowałam na Borowskiej- tam też nie obyło się bez perypetii na SORze ale ostatecznie wyladowałam na obserwacji na chirurgii.Do rana wykluczyli zapalenie wyrostka i przenieśli mnie na patologię ciąży.Tam ostatecznie urodziłam, w wielkich bólach, chyba kamień z nerki.Najważniejsze było to że nasz skarb miał się dobrze i był bezpieczny.Zanim mnie wypisali przeszłam jeszcze zabieg założenia szwu szyjkowego.10 stycznia 2012 wróciłam do domu, gdzie w większości leżałam aż do 13 lutego.Wieczorem zaczeło mnie ciągnąc w pachwinach ale pomyślałam że to normalne- w końcu 33tc macica się rozrasta.Niestety przez noc zaczeły się bóle w dole po bokach brzucha, nie mogłam sie obrócic ani na prawy ani na lewy bok:-(, do tego nie mogłam podciągnąc prawej nogi.Rano 14.02 zadzwoniłam do swojego lekarza i pojechałam do szpitala- niby nic niepokojącego się nie działo z maluszkiem ale z/w na ten ból zostałam znów na patologii ciąży.podłączyli mi kroplówkę z fenoterolem bo pod KTG wyszły niewielkie skurcze.Do rana bóle z którymi przyjechałam w zasadzie zniknęły ale pojawił się dziwny ból po prawej stronie brzucha- wyżej niż dotąd.Zaczeli mnie badac ginek i USG, w między czasie zaczęły się zwiększac skurcze.Zaczęli podejrzewac że może znów mam atak kamicy.W nocy akcja porodowa rozwinęła się na tyle ,że zastanawiano się nad puszczeniem szwu na szyjce, gdyż nastąpiło napieranie na nią główki.rano było już ze mną na tyle źle(silne objawy otrzewnowe),że wylądowałam na CC.Szybciutko wyciągnęli naszego Kubusia - mierzyl 45cm i ważył prawie 2 kg bez 10g-U mnie okazało się że skręcił mi się jajnik, który był w stanie martwiczym.Nasz ukochany maluszek został przewieziony na Erkę noworodkową.Miał bardzo dobre wyniki, tylko płuca niby niedostatecznie rozwinięte- mimo że w 26 tc dostałam zastrzyki na szybszy rozwój płuc.Nie został jednak zaintubowany- podłączyli go nCPAP- w końcu oddychał sam- to tylko mu o tym przypominało.Ja mogłam go zobaczyc dopiero na drugi dzień gdy udało mi się wstac po narkozie.Był śliczny- miał cudownie błękitne oczy- nigdy nie widziałam takiego koloru i nigdy nie zapomnę tej barwy...Pod wieczór gdy położna zmieniała Kubusiowi pościel pozwoliła mi go chwilkę potrzymac na rękach- był taki malutki, kruchutki i te wszystkie rurki, weflony(serce pęka jak widzi się własne dziecko w takim stanie).... nie mogłam go nawet normalnie przytulic:((mam nadzieję że chociaż przez tą maleńką chwilkę czuł że mama jest przy nim i bardzo go kocha.Odwiedzaliśmy go po kilka razy dziennie- na tyle ile dałam radę z rozciętym brzuchem- nie chciałam brac p/bólowych bo bardzo zależało mi żeby karmic naturalnie a nie chciałam żeby jeszcze więcej leków obciążało malutki organizm mojego słoneczka.Mąż był przy synku nawet gdy ja nie mogłam iśc.Kubuś zapowiadał się na bardzo silnego małego mężczyznę(już w brzuszku bardzo silnie kopał)- położne mówiły że jak nas nie ma to im rozrabia, łatwo się niecierpliwi,sam sciągał sobie maseczkę z noska.Gdy bylismy przy nim a tata czytał mu bajeczkę opierał swoje cudowne, wielkie stopy o moją dłoń i grzecznie spał.Ani przez chwilę nie pomyślałam wtedy że coś może mu się stac złego :( Czwartego dnia wygladał jakoś słabo i stracił na wadze.Postanowilismy poraz kolejny sprobowac dowiedziec się o stan naszego dziecka lekarza prowadzacego, bo musze powiedziec ze przez te dni wyciagnac cokolwiek od lekarzy na temat stanu dziecka graniczyło z cudem- to poprostu skandal.Koło 14 lekarka zbadała naszego Kubusia i udzieliła nam informacji że jego stan jest lepszy niż dzień wcześniej.Cieszyłam się z tych dobrych wieści.Wrociliśmy do synka z którym spedziliśmy jeszcze troszkę czasu- gdybym wiedziała że to będzie nasze ostatnie spotkanie nigdy bym stamtąd wtedy nie wyszła.Wróciłam na swoja salę i po odpoczynku zaczęłam walczyc z laktatorem- tak chciałam zanieśc mu już pierwsze krople pokarmu.Było koło 18.25 gdy na salę weszła Pani neonatolog, która opiekowała się Kubusiem i wcześniej badała- była dziwnie zdenerwowana.Zaczęła od zdań, że stan dziecka się nagle pogorszył, ze nastąpiła odma najpierw po jednej stronie, później po drugiej stronie... jeszcze wtedy miałam nadzieje że to tylko chwilowe pogorszenie i że powie że już wszystko jest ok...ale niestety:no: wykonali USG i stwierdzili o 18.10 że serduszko przestało bic....mimo reanimacji, intubacji.... Przeżyłam SZOK. jeszcze dwie godziny wczesniej przy nim byliśmy- trzymał mnie za palec, patrzył niesamowicie błękitnymi oczkami...a teraz go nie ma....dotąd nie mogę w to uwierzyc...wraz z Kubusiem umarła duża częśc mnie- nigdy już nie będę tym samym, optymistycznie patrzącym na życie człowiekiem....
Poszliśmy się z nim pożegnac, zobaczyc ten ostatni raz...lezał taki malutki zawinięty w pieluszkę...inkubator był już wygaszony, nie było juz tych wszystkich rurek, wskaźników i nie było już jego ... :(((to był pierwszy a zarazem ostatni raz gdy mogłam go normalnie wziąc na ręce, przytulic, ucałowac, powiedziec jak bardzo go kocham...dotknąc jego delikatnych, aksamitnych włosków...
Później było już tylko gorzej-ból, pustka, rozdzierająca serce rozpacz...i pytanie dlaczego??
Czy to wszystko musiało się stac?
Czy na pewno nikt tu nie zawinił? skoro tak silne dziecko nagle umiera... podobno takie przypadki odmy to sie nie zdarzaja.....to dlaczego zdarzyło się nam??

Synku kochamy Cię nad życie... Mam nadzieję że nad nami czuwasz i jesteś wciąż przy nas....
 
Ostatnia edycja:
reklama
dziękuję choc przyznam szczerze że czasem te siły opuszczają mnie zupełnie :( cierpienie fizyczne jakie przeszłam przez oba pobyty w szpitalu było niczym w porównaniu do tego bólu jaki czuję teraz gdy nie ma przy mnie mojego słoneczka
 
Frogusiu każda z nas zadaje sobie pytanie "Dlaczego?" i często bywa tak, że nigdy nie dostaniemy na nie odpowiedzi. Piszesz o ogromnym bólu, jaki teraz przeżywasz. Ten ból nie minie ale po jakimś czasie nauczysz się z nim żyć.
 
reklama
Do góry