reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

moja ....cytomegalia

mona79

mama Antosia i Ś.P. Zuzi
Dołączył(a)
30 Sierpień 2010
Postów
204
Miasto
Szczecin
Postanowiłam opisać swoją obecną sytuację aby dla niektórych mam lub osób starających była ona przestrogą. Mam nadzieje też na wasze wsparcie.
Jeszcze nie tak dawno szcześliwa zapisywałam się do styczniowych mam, długo ma radość nie trwała, bańka pękła. Ale od początku.
Z mężem staraliśmy się o dzidzię od 2007, lecz bez większych rezultatów, na początku zbytnio się nie zastanawialiśmy dlaczego nie wychodzi. Zganiałam to na pracę męża , który jest kierowcą na międzynarodówce i widocznie nie trafia w te magiczne dni. Ale po dłuższym staraniu zgłosiłam sie do lekarza , który wykonał mi serie badań typu drożność, prolaktyna itp. U mnie wszystko było ok, wysłał męża na badanie spermy gdzie wykazało terazoospermię, więc znaleźliśmy przyczynę. Po braniu hormonów i ciągłym braku upragnionej ciaży lekarz postanowił abym poddała się w lutym tego roku inseminacji, niestety jak się później okazało nieudana. Załamana tym faktem postanowiłam sobie odpuścic na jakiś czas. Jakie było moje zdziwienie gdy w kwietniu po prawie tygodniowym opóźnieniu miesiączki, tak od niechcenia ( opóźnienie okresu zgoniłam na hormony które brałąm wcześniej) zrobiłam test o 6 rano 27.04.10 i wyszły dwie kreski. Zszokowana poleciałam do laboratorium zrobiłam bete (1182) które potwierdziła ciąże. Możecie sobie wyobrazić jak wariowałam ze szcześcia a mąż razem ze mną. Do 17.10 wszystko przebiegało b.dobrze , wyniki prawidłowe. Gdy coś mnie kuło, bolało nie bagatelizowałam tego i jechałam do szpitala . Tydzień przed 17 października czułam się dziwnie tzn. miałam taki ucisk na pęcherz tyle tylko że mocniejszy tłumaczyłam sobie że mała się wypycha, nie chciałam panikować i jechać znowu do szpitala żeby nie wzieli mi za wariatkę. Ale gdy w niedzielę rano nie poczułam ruchów dziecka ( zawsze rano kopała ile sie da, a wtedy minimalnie) wystraszyłam sie i szybko do szpitala . Postanowili zatrzymać mnie na obserwacji, była godzina 12, pierwsze KTG wyszło poprawnie, dali mi kroplówkę i kazali liczyć ruchy teoretycznie było ok. Do czasu obchodu...ok.20 lekarz wziął mnie na usg. Nawet teraz pisząc widzę wyraz jego twarzy , który zdradzał że coś jest nie tak, jeżdził po brzuch glowicą i marszczył czoło, po 15 minut prosił abym poczekała na sali. I wtedy zaczął się koszmar bo horror mam do teraz... Okazało się że dziecku grozi niedotlenienie i jest zagrożenie życia dziecka jak i mnie zakazenie wewnątrzmaciczne.... Decyzja szybka i trafna cięcie. Pamiętam jak przygotowywali mnie do operacji i lekarz popędzał , szybko szybko...czułam że jest źle, nie sądziłam że az tak. Nie życzę tego nawet najwiekszemu wrogowi.. Czułam jak naciągali mi brzuch i wyjmuja małą ( 22.56 ) której nie słyszałam, koszmar.. Po operacji człowiek powinien spać , niestety mi sie nie udało byłam w totalnym szoku, po 9 godzinach od CC chodziłam jak gdyby nic, nie czułam żadnego bólu. Nie potrafię sobie wytłumaczyć dlaczego tak się stało, przecież wszystko było dobrze, nie jestem osobą z nałogiem, dbałam o siebie a tu takie coś, do dziś próbuje wytłumaczyć sobie gdzie leży przyczyna co zrobiłam nie tak. Kiedy w poniedziałek z mężem poszlismy na intensywna i zobaczylismy tą małą bezbronną istotkę, siną ledwo oddychającą....mało nie dostałam zawału. Przez kolejne pierwsze dni lekarze próbowali diagnozować dlaczego pewne leki nie działają , dlaczego płytki i leukocyty lecą w dół straszne....Moja mała córeczka nie reagowała pogarszalo sie z dnia na dzien...modliłam się i nadal się modle aby Bóg dał jej siłe do walki i mi również. 24.10 pobrano mi krewa, córci krew mocz i płyn rdzeniowo-mózgowy w celu potwierdzenia lub wykluczenia pewnej diagnozy niestety wyniki wyszły dodatnie. Moja córka ma objawową wrodzoną cytomegalię, cichy zabójca płodów. Cichy dlatego że gdybym zbagatelizowała sygnały tzn. prawie brak ruchów dziecka...ah nawet niechę tego pisać same się domyślcie... U mnie ten wirus jest aktywny,czyli zarażam, organizm jest w trakcie wytwarzania przeciwciał. Jedynym sposobem leczenia jest podanie gancyklowiru który ma działanie toksyczne i skutki uboczne, ale nie zastanawiałm się nad tym liczyła się każda minuta więc bez namysłu zgodziłam się na leczenie córci. Mimo że u małej odporność była zerowa lekarze zaryzykowali. Po dwóch tygodniach brania gancyklowiru pobrano krew i mocz w celu określenia statusu wirusa i tu niestety znów zła wiadomosć , wirus wciąż wiruje, atakował, lek jakby nie działał, być może dlatego że lekarze podali na początku mała dawkę, ale bali się reakcji organizmu. Lek bedzie podawany w zwiększonej dawce przez kolejne 3 tygodnie, a jeśli zajdzie potrzeba dłużej. modle się aby mała dała radę , musi dać radę. Do tego dochodzi żółtaczka z wątroby, powiększona wątroba sledziona, poważne zmiany w głowie(zwapnienie, powiekszone komory) zapalenie opon mózgowych, zapalenie płuc ( wirusowe)wydęty brzuszek, zła morfologia........ Horror Czekać trzeba czekać a to jest najgorsze nie wiem czy serce moje wytrzyma Najgorsze jest to że o tym wirusie nie wiedziałam a lekarz nie raczył poinformować mnie o tym. Ponadto dziwi lekarzy leczacych moją Zuzie że przed inseminacją nie miałam robionych badań w kierunku cytomegali. Niestety ten cholerny wirus jest przyczyną poronien, a jesli kobieta jest w ciązy a nie ma przeciw ciał może doprowadzić do wielu wad płodów. Najgorsze w tym wszytkim jest to że profilaktyka cięzarnych nie istnieje bo nie ma antybiotyku. Lekarze maja gdzieś informowanie pacjentek bo dzieci z wrodzoną objawowa cytomegalią ( nabyta cytomegalia jest inna) rodzi się około 1% ale dla matki to 100 a nawet 200%. Zresztą świadomość społeczeństwa jest mierna, dopóki nas to nie dotyczy. Najczęściej zarazić się można od dzieci które uczęszczają do przedszkoli , ślina, stosunek, najbardziej narażone są ciężarne oraz osoby z mała odpornoscią np. po przeszczepach, z HIV. Jak skończy się moja historia....wierzę że dobrze i o to codziennie się modlę. Dlatego obserwujcie swoje ciało w ciąży i sygnały które wysyła a jeśli uznacie że was coś nie pokoi nie zwlekajcie tylko szybko do lekarza. Gdybym wcześniej wiedziała że coś takiego jest unikałabym pewnych sytuacji, które prawdopodobnie doprowadziły do zarażenia...Ciężko jest mi tym bardziej gdy patrzę na nia w inkubatorze widze rurki, wenflony itp.. i brak możliwości przytulenia , ucałowania jej to jest straszne...aż ściska mnie w sercu.....
 
reklama
Mona strasznie mi przykro, nie wiem co napisac... Zycze Ci duzo sily i bede modlic sie za Twoja coreczke, zeby wszystko dobrze sie skonczylo i zebys jak najszybciej mogla ja przytulic!
 
Mona - jestem z Ciebie dumna, że dajesz radę i się nie poddajesz!!! Musicie wierzyć, że wszystko się dobrze skończy i w końcu przytulisz Zuzię... Życzę Wam tego z całego serca!!!!
 
Mona- po przeczytaniu tego co napisałas poleciały mi łzy..;]
Życzę Ci i Twojej wspaniałej córeczce wszystkiego dobrego, Ja takze jestem z Ciebie dumna że nie poddajesz sie, ja osobiscie nie dała bym sobie rady;[
...Przesyłam wam buziaczki;**
i jak będziesz miała siły i ochote pisz... u nas zawsze masz wsparcie...Zycze ci takze aby wszystko sie ułożyło...
 
ja rowniez modlę się za malenstwo i Ciebie abys miała siły.musisz wierzyć że będzie dobrze

ticker.php
 
Mona, nawet nie potrafię sobie wyobrazić co teraz przechodzicie wraz z mężem.
Pozostaje mi tylko się modlić o sprawne umysły lekarzy by mogli pomóc Waszej córeczce i o siłę dla Was byście mieli siłę przejść przez ten horror. Sercem i modlitwą jestem z Wami.
 
reklama
Dziękuje za słowa otuchy.... Cieplej na serduchu się robi
Dzisiaj znów zobaczę swoją żabkę, oddział przez tydzień był zamkniety z powodu rotawirusa. Moja Zuzia jest w izolatce ale i tak martwiłam się żeby nie zaraziła się. Mogę odwiedzać ją tylko 2 x dziennie po godzinie takie uroki intensywnej... Zobaczymy co dziś mi powiedzą
 
Do góry