reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody

jak wspominam poród


  • Wszystkich głosujących
    49
reklama
Emih - masz po prostu baaaardzo grzeczną dzidzię :) Doczekała do niedzieli tak jak chciałaś. Może do powrotu taty też poczeka ;) Chociaż, jeżeli bardzo boli, to lepiej, żeby wyszła szybciutko. I tego życzę :) Trzymaj się
 
Nie czytałam jeszcze kto opisał a kto nie tylko wam opiszę jak się zaczęło i skończyło a jak wrócę całkiem do formy to nadrobię zaległości.W zeszły wtorek o godz 12.15 odeszły wody. Zadzwoniłam do mojego gina okazało się że jest już w szpitalu i mam jak najszybciej przyjechać.O 13 już byłam w szpitalu.Mój gin z ordynatorem zbedali mnie,zmierzyli miednicę(okoazało sie że mam ją nieznacznie zwężoną) a USG pokazało że głÓwka ma normalny wymiar a fakt że leczyłam się na bezpłodność tylko dołączył do powodów cc.O 15.10 znieczulili mnie do kręgosłupa alenie chwyciło mnie tak jak powinno i czułam najpierw mały a potem coraz większy ból uśpili mnie na chwileczkę ale gdy wyciągnęli Mateuszka od razu mnie obudzili i mi go pokazali.Bolało fakt ale to nic ważne że nasza kruszynka jest z nami. Na oddziale było fajnie.Rana boli ale chodziłam już na drugi dzień po cc.Taka KRUSZYNKA TO NAJWIEKSZY SKARB DLA NIEGO ZROBI SIĘ WSZYSTKO.
 
no to kolej na mnie... :)
przede wszystkim mąż mi wykrakał ten dzień - parę dni wcześniej powiedział, żebym mu przelała kasę na konto(na poród), bo pewnie urodzę w piątek a to będzie święto. Ja na to, że nie ma mowy, w żadne święto ani niedzielę nie rodzę, bo nikomu się nie chce wtedy pracować :p no a jednak... :)
około 2 w nocy obudziły mnie bolesne skurcze, właściwie to długo nie mogłam się obudzić, czułam je przez sen, ale odbierałam jako zwykły ból brzucha czy pęcherza, dopóki sobie nie uświadomiłam, że się powtarzają w podobnych odstępach czasu ;) zaczęłam je mierzyć i nie były całkiem regularne - od 3 do 7 minut mniej więcej. Ale nie przechodziły... koło 4 poszłam pod ciepłą wodę i nasiliły się do 3 minut, ale potem znowu 8 i tak różnie... wreszcie obudziłam męża, bo bolało coraz bardziej, a on, że mam się pakować i dać mu jeszcze pospać :) oczywiście torby jeszcze nie miałam, ale dobrze się stało, bo przynajmniej miałam się czym zająć ;) o 7.30 byliśmy w szpitalu ze skurczami co 2-3 minuty, już dość bardzo bolało, ale jeszcze znośnie. Zaskoczył mnie poza tym mój stoicki spokój - naprawdę byłam pewna, że wpadnę w panikę :) okazało się, że rozwarcie na 5 cm i poszłam na porodówkę, gdzie podłączyli mnie do pomiaru skurczów i tętna, no i powiedzieli, że na wannę to już trochę za późno... więc już zostałam tam do końca. A na sąsiednich salach były chyba 3 porody i dziewczyny tak się strasznie darły, że boli, że ten krzyż, że nie mogą już... Wtedy dopiero w którymś momencie zaczęłam się trochę bać, ale nie aż tak :) gadaliśmy z mężem o pierdołach, co jakiś czas przychodziła położna mnie zbadać, rozwarcie szybko się powiększało, no ale intensywność bólu też... w którymś momencie było już naprawdę ciężko, mówiłam, że nie dam rady, ale w sumie tak tylko mówiłam bo w głębi duszy wiedziałam, że dam, że muszę... :) połozna ściemniała, że jeszcze godzina, i to też wiedziałam, że ściemnia, ale nie traciłam wiary w siebie :) wreszcie zaczęły się skurcze parte i muszę przyznać, że to była ulga, po tych poprzednich... trochę to trawało, ale wreszcie o 11.40 Olek pojawił się na świecie, przy tym nieźle mnie pociachali, to tez bolało, bo akurat przez ten moment przestałam przeć. Potem było najgorsze - łyżeczkowanie... nie wiem dlaczego to zrobili, ale to było naprawdę straszne, nie tyle bolesne, co po prostu straszne, nieprzyjemne... coś okropnego, nikomu tego nie życzę... no i zszywanie, trwało chyba z pół godziny, ale pewnie mi się tak tylko zdaje, dostałam strasznych dreszczy i cała się trzęsłam. Ale Olek już był i to rekompensowało wszystko :D
Licząc od pierwszych skurczy mój poród trwał prawie 10 godzin, ale dla mnie to wcale nie było tak długo. I naprawdę nie było tak źle - w trakcie owszem, były ciężkie chwile, ale każda ciężka chwila w końcu mija i ostatecznie uważam, że to nie takie straszne, choć spodziewałam się chyba czegoś przyjemniejszego... ;) także dziewczyny, uważam, że nie ma się czego bać, każdy ból mija prędzej czy później, a wobec nagrody, która potem spocznie w Waszych ramionach, to wszystko to naprawdę NIC :) i nic się nie zmieniło - nawet tuż po porodzie wiedziałam, że będę chciała przeżyć to jeszcze raz (a nawet jeszcze dwa razy ;D )
 
Witam Was Serdecznie w prawdzie nie jestem jeszcze w ciazy,ale z niecierpliwościa na to czekam.Wasze wypowiedzi są cudowne i nie odstraszaja :) wręcz przeciwnie pomimo tych bolesmych chwil myśle ze porod to jedno z najwiękzych przeżyc w życiu.Pzdrawiam wszystkie mamuśki i ich pociechy!!!!!!
 
Teraz ja spróbuję opisać mój poród..... :)

Jak wcześniej pisałam wizytę u mojej giny miałam w poniedziałek 14.11, okazało się że mam rozwarcie na 2-3 cm, oczywiście nie czułam nic, nie miałam żadnych skurczów, więc gina postanowiła,że muszę iść do szpitala i wtedy się okaże co dalej...Zjawiłam się w szpitalu we wtorek i zrobiono mi USG, podłączono do ktg i okazało się, ze faktycznie żadnych skurczów nie było a rozwarcie coraz większe  :o dlatego też w środę (16.11) o 9.30 znalazłam się na porodówce i podłączono mi kroplówkę z oksytocyną, tak sobie lezałam i gadałam o pirdołach z mężem i położną..... ;) w końcu o 13 - ej zaczeła się akcja porodowa, muszę przyznać, ze od razu miałam skurcze co 2-3 min i były bolesne, jednak położna wysłała mnie pod prysznic, dała piłkę, na której sobie siedziałam i naprawdę uwieżcie mi, że to przynosi wielką ulgę ( w pewnym momencie położna powiedziała, ze już raczej bardziej nie będzie bolało, gdyż pierwsza faza porodu jest najbardziej bolesna) i to mi "dodało skrzydeł" spięłam się w sobie i już za chwilę miałam skurcze parte, których było ok 5-6 i za 10 min, tzn. o godz.16.05 zobaczyłam jak moje maleństwo "wyskakuje" na nasz świat, dziewczyny to jest coś czego tak naprawdę nie da się opisać, gdy leży taki dzidziuś na brzuchu mamy taki bezbronny i kochany, popłakałam się jak bóbr a mój mąż przcinając pępowinę mówił, że jeszcze nigdy nie był tak zestresowany jak w tym momencie, gdy powitał naszego maluszka  :) ( pierwszego synka nie położono mi na brzuchu dlatego nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego przeżycia....  ;) )
Zaraz oczywiście zapomniałam o bólu, nawet wtedy gdy mnie zszywano, bo to akurat nie było przyjemne (wszystko niestety czułam  :()
Kubuś ważył 3800 g i miał 56 cm oraz dostał 10 pkt Apgar.

w tej chwili jesteśmy niesamowicie szczęśliwą rodzinką  :laugh:  :laugh:  :laugh:
 
reklama
madziunia jak tak to czytam to wydaje mi się że miałaś łatwy poród,ale wiem że musiało jednak bardzo boleć! ale naprawdę super się czytało ten opis.
 
Do góry