reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody

jak wspominam poród


  • Wszystkich głosujących
    49
O drugiej w nocy, ciążowym zwyczajem, poszłam do toalety. Tam usłyszałam takie pyknięcie i strasznie się wkurzyłam, że mąż jeszcze tej deski sedesowej nie naprawił. Ale trochę mnie zastanowiło to, że coś ze mnie trochę poleciało. Nie byłam pewna co, więc, czekając na rozwój akcji, położyłam się do łóżka. Jednak spać nie mogłam. Po chwili wstałam i miałam już pewność, że to jednak wody zaczęły odchodzić. No, dużo tego nie było. Zaczęłam się szykować do szpitala: umyłam włosy, wzięłam prysznic, posprzątałam trochę w domu, uszykowałam kanapki dla męża i zapakowałam książkę do torby – bo przecież nic mnie jeszcze nie bolało i w tym szpitalu pewnie będę leżeć i czekać do wieczora.
O 4.30 byliśmy w szpitalu. Najpierw formalności, potem KTG. O 7 przyszedł lekarz, zbadał mnie – było 2 cm rozwarcia – i kazał wziąć sobie prysznic, bo podłączą oksytocynę. O 7.30 podłączyli. Leżałam sobie i czekałam na skurcze czytając, żeby czas szybciej minął, bo przecież cały dzień mnie czeka. O 8 coś poczułam, o 8.30 mniej już mi się chciało czytać. O 9 okazało się, że są już 4 cm. Ja na to: „Już?” Pozwolili mi wstać z łóżka, podreptałam trochę po sali, posiedziałam na piłce (pomaga!). O 10 było 8 cm. Ja na to: „Już?” Podali mi dolargan. Bolało jak wcześniej, ale byłam ogłupiona i tylko sobie leżałam. Przyjechał mąż – sam z siebie. Umówiłam się z nim na popołudnie, bo przecież urodzę wieczorem. O 11 położna mówi przemy. Ja na to: „Już?” No, ale to mi nie szło, popłakałam się, bo czułam, że nie dam rady. Na szczęście pół godziny później przyszedł lekarz (100 kg żywej wagi). Nacięli mnie, on się na mnie 3 razy położył i o 11.45 Kamilek był na świecie. A ja na to: „Już?”.
Końcówka porodu nie podobała mi się (głównie przez moją bezsilność), ale Kamilek spodobał mi się bardzo i już było OK. Braciszka albo siostrzyczkę będzie miał na pewno :)
 
reklama
empolan, fajnie,że tak szybko urodziłaś, pewnie już nie pamiętasz bólu jak ja
powiedz, poród da się przeżyć no nie?
 
Justynaj przyznam się, że z tym bólem to jest tak, że tego porodowego rzeczywiście już nie pamiętam, ale ten po porodzie trochę dał się we znaki.Zwłaszcza pierwszy tydzień. Dzisiaj po raz pierwszy usiadłam normalnie, ale nie jest to siedzenie komfortowe. Na szczęście i to już mija, więc nie będę marudzić ;)
 
Empolan to współczuje, bo ja po porodzie, to tylko 1 dobe czułam ból.

A przed porodem to własnie tego bardzo sie bałam, bo naczytałam się, że rana tak daje się we znaki.
 
Dziewczyny wszystkim wam gratuluję i cieszę się że ból porodowy zniknął w momencie gdy zobaczyłyście swoje kruszynki.Jak leżałam na oddziale to położne dziwiły się że ja nie chcę na drugi dzień po cc leków przeciwbólowych a ja odpowiedż miałam TYLKO I AŻ JEDNĄ-SZCZĘŚCIE TULONE W RAMIONACH TO NAJLEPSZY ŚRODEK PRZECIWBÓLOWY :laugh:Justynko dziękuję za słowa pocieszenia i przyznam się że teraz zaczynam tak o tym myśleć LICZY SIĘ TYLKO MATEUSZEK
 
No to i na mnie przyszła pora :laugh:
Mojego rekordu leżenia w szpitalu to chyba nikt nie pobije, leżałam tam prawie trzy tygodnie od 10 listopada do 29 listopada ::)
Mialam 4 kroplówki na wywołanie porodu i żadna nie zadzialała, po każdej następniej czułam się coraz gorzej a ciśnienie lepiej nie mówić ::)
Aż wreszcie mój lekarz prowadzący i ordynator postanowili, że nie ma już na co czekać tym bardziej że byłam już po terminie i na 12.30 zaplanowali cesarskie cięcie.
Byłam znieczulona do kręgosłupa ale dostałam taką końską dawkę, że nie czułam nawet rąk i miałam problemy z oddychaniem :(
No ale jakoś to przetrwałam i o 12.50 moja Weronisia była już na świecie, byłam tak zamroczona, że nie chciałam wierzyć , że to dziewczynka, dopiero jak położyli mi ją na brzuchu to uwierzyłam :laugh:
Później musiałam leżeć 24 godz. bez ruchu na plecach, myslałam, ze zwariuje ::)
Na trzeci dzień z samego rana wstałam i poszłam po moja maleńka córeczkę , zaznaczajać, ze już jej nie oddam na oddział noworodków, wszyscy byli ździwiani, że tak szybko się pozbierałam. :laugh: :laugh: :laugh:
Ja niestety nie byłam tak wytrzymała na ból jak Anulka59 i codziennie rano maszerowałam po zastrzyk przeciwbólowy czego efektem jest pokłuty tyłek ;D


 
Aniamprzede wszystkim wielkie gratulacje!!! a ja jakoś tak myślałąm,że Ty pierwsza urodzisz a Ty zrobiłaś psikusa i prawie ostatnia
gratuluję Ci też wielkiej wytrwałości,ja leżałam 2 dni i miałam serdecznie dość, chciałam już urodzić! miałam skurcze ale nie określali ich jako porodowe :)

Anulkamasz rację dzidziuś wynagradza wszystko!

Empolan ja czułam się strasznie po porodzie i może tydzień po-który spędziłam w szpitalu z powodu małej,a jak już przyszłam do domu to od razu wyzdrowiałam :)
 
reklama
Mój poród nie należał do najciekawszych i nikomu takiego bym nie życzyła. Do szpitala poszłam w piątek 25.11. Zrobiono mi test bestresowy, dostałam jakichś skurczy ale to jeszcze nie było to. Dopiero w poniedziałek przez cały dzień miałam coraz silniejsze skurcze, położyłam się spać i o 23 obudziły mnie odchodzące wody. Na bloku porodowym powiedziano mi, że jest dopiero 1,5cm rozwarcia i mam pochodzić. po 3 godzinach i podaniu dożylnie środka przeciwbólowego (który wogóle nie działał) miałam już pełne rozwarcie. I zaczęło się, druga faza porodu czyli samo parcie trwało u mnie 90min, tragedia parłam jak najmocniej mogłam a mały nie mógł wyjść. Położna z lekarzem kładli mi się na brzuch , żeby go wypchnąć i nic. Wyproszono więc mojego męża z sali (do tej pory dzielnie mi towarzyszył) i lekarz założył próżnociąg. Adaś urodził się o 4:20 nad ranem. Potem godzina zszywania, mimo nacięcia krocza porozrywało mnie na wszystkie strony, porobiły mi się też krwiaki. Do tej pory nie moge normalnie siedzieć.
Całe szczęście, ze sam ból porodu mija dokładnie w momencie wyjścia dziecka na świat. Bo szycie chociaż było naprawdę bolesne (nie chciano mi powiedzieć ile mam założonych szwów) jeszcze jakoś dało się znieść.
Adaś dostał tylko 3 punkty bo urodził się niedotleniony. W czasie porodu dostawałam wprawdzie tlen ale jego serduszko biło coraz słabiej.
Przeleżeliśmy w szpitalu cały kolejny tydzień, ze względu początkowo na mój stan (duża utrata krwi) a potem mały dostał zółtaczki. Teraz wygląda już lepiej ale nadal jest jeszcze trochę żółciutki.
 
Do góry