reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze porody

iwon3004

lipcowa mamuśka 09
Dołączył(a)
12 Maj 2008
Postów
3 302
Miasto
Bielsko
Pozwoliłam sobie skopiować wiadomość Małgosi. - Miglak.



Witam :)
https://www.babyboom.pl/forum/members/adudz82-57552.htmlW czwartek 30 kwietnia byłam ostatni dzień w pracy, w poniedziałek 4 maja miałam rozpocząć zwolnienie lekarskie. Mała urodziła się 3 w niedzielę ;) A udało się wszystko prawie zorganizować w niespełna dwa tygodnie. Zostało mi teraz tylko pranie i prasowanie ubranek.

Co do porodu to, hmmm... Mój był ekspresowy. Nawet położne i lekarze z porodówki mówili, że nie mieli jeszcze takiej ekspresowej akcji. A zaczęło się wszystko w niedzielę około 14.15. Leżałam sobie wygodnie na kanapie i nagle poczułam w dole brzucha takie trzy dziwne pyknięcia i nagły skurcz. Poszłam do łazienki, bo myślałam, że to żołądek czy coś podobnego. W łazience miałam następny. Wyszłam do pokoju, położyłam się na kanapie i wzięłam zegarek do ręki. Pojawił się skurcz, następny po dokładnie 5 minutach. I wtedy już wiedziałam, że zaczyna dziać się coś niedobrego. Zadzwoniłam do mojego lekarza, który natychmiast kazał jechać mi do szpitala na patologię. W trakcie jazdy skórcze były już coraz silniejsze. W szpitalu byłam po godzinie 15. Tam od razu zrobił się szum, wzięli mnie na badanie ginekologiczne. Lekarz powiedział, że mam 2 cm rozwarcie i zaczyna wyciekać płyn owodniowy. Potem zrobili mi USG i okazało się, że z małą OK, a płynu jest jeszcze dużo. Zapadła decyzja, że dostanę lek na powstrzymanie i kroplówki ze sterydami, żeby maleństwu się zaczęły płucka rozwijać. No i zawieźli mnie na porodówkę. Dostałam dwie tabletki pod język. Nie pamiętam nawet co to było, wiem, że były żółte. Podpięli mnie pod KTG. Na całe szczęście dyżur tego dnia miała moja położna. Zajęła się mną super. Była gdzieś godzina 15.30. Dostałam jakąś kroplówkę, antybiotyki. Skurcze niestety nie ustawały a były coraz silniejsze. Mój mąż był przy mnie cały czas. Nie miałam spakowanej torby, mąż wziął co mu pasowało, czyli za wąską już piżamę ze spodniami i kilka podkoszulek. Kazali mi się przebrać w podkoszulkę i czekamy.
Normalnie zaczęłam wyć, że nie dam rady, niech się to skończy wreszcie.
Ok godziny 15.45 przyszedł lekarz. Wyprosili wtedy męża. Lekarz mnie zbadał i powiedział, że już jest pełne rozwarcie i że zaczynamy rodzić. Moja położna założyła gumowany fartuch, to pamiętam. Chciałam rodzić z mężem, ale nie zdążyłam. Lekarz kazał przeć. Nie zdążyłam nawet iść do szkoły rodzenia i nie wiedziałam jak się to za bardzo robi. Ale szybko opanowałam co i jak. Mogę Wam powiedzieć, że te bóle parte to już nie bolą, to już jest jak przy trochę większym zaparciu. Pierwszy skurcz, drugi skurcz i mała już jest na świecie. Jest godzina 16.00. Od śluzowali ją, zaczęła płakać i na chwilkę położyli mi ją na brzuch. Była śliczna, czarne gęste włosy i taka malutka. Ale dzielnie płakała :)
Potem to już "kosmetyka". Zszywanie, urodzenie łożyska i to co było najgorsze łyżeczkowanie, ale to robią tylko w przypadku wcześniaków. Łyżeczkowanie boli, nieprawdopodobnie.

Mój poród był ekspresowy. Od pierwszego skurczu do narodzin Hani minęło praktycznie 1,5 godziny. Ból był masakryczny, ale szczerze powiem, że dziś go już nie pamiętam. Zapomina się o bólu w momencie zobaczenia swojego skarbu :)
 
Ostatnia edycja:
reklama
Oto następny opis....Kasiurek1983 dziękuję bardzo :elvis:

Kasiurek1983 pisze:
Witam opisuje swoja historie porodu

A wiec wszystko zaczęło się od dużego czopu ze śluzem, który był przezroczysty z mała ilością krwi, następnie jakieś 20 minut później zaczęły odchodzić mi wody, przezroczyste niczym nie pachnące. A wiec zadzwoniłam po koleżankę bo do nieślubnego nie umiałam się do dzwonić, no i po jakiś 15 minutach przyjechała koleżanka zaraz po nim nieślubny. Pojechaliśmy do szpitala, tam zrobiono mi badanie, następnie usg gdzie stwierdzono ze dziecko jest duże czyli ma 1950 i że będę rodzic w szpitalu, dali mi piżamę szpitalna która nawiasem mówiąc ubrałam tymi wiązaniami do tylu czyli na opy. Dostałam steryd aby dziecku szybko się płuca rozwijały. No i siedziałam i czekałam aż pielęgniarki spiszą wszystkie dane itd. Itp. Następnie dano mnie do sali porodu rodzinnego, bo nie było lóżek wolnych na porodówce, po 30 minutach przenieśli mnie na sale ogólna porodowa, no i tam zaczęły dopadać mnie skurcze krzyżowe, które bolą naprawdę bardzo bardzo mocno, po godzinie tych skurczy co 2-3 minuty dostałam skurczy brzusznych, które praktycznie bolą jak przy okresie. U mnie było na tyle trudniej ze przez ostanie dwie godziny porodu naturalnego dostawałam skurcz krzyżowy za skurczem brzusznym, co praktycznie mnie wykończyło bo nie umiałam z bólu wytrzymać. Prosiłam o przeciwbólowe ale nie mogli dac, bo by akcja porodowa zaczęła się wcześniej a chcieli przedłużać żeby mały jak najdłużej dostawał ten steryd. W końcu jakiś lekarz po moich prośbach i nieślubnego ( który był ze mna przez cały poród SN)dla słaby lek znieczulający, który pomógł tylko na skurcze brzuszne , wiec ostanie 40 minut miałam tylko krzyżowe. Po chwili przyjechał mój ginekolog który mnie prowadził i zadecydował cesarkę, a wiec szybko zawieźli mnie na sale operacyjna, tak przygotowywali mnie do zabiegu, związali nogi i przywiązali do stołu, założyli velfron. No i na końcu uśpili, bo na znieczulenie podpajeczynówkowe nie było czasu bo za długo działa, a dziecku zaczęła spadać akcja serca. Obudziłam się na sali pooperacyjnej no i resztę już znacie, kiedy mnie zszywano krasnalka naszego umyli i przygotowywali do przewozu karetka do innego szpitala na oddział patologii noworodków.

pozdrawiam Kasia
 
Ostatnia edycja:
Relacja z porodu
Sobota godzina 10.00 poczułam delikatne skurcze które, o godzinie 12.00 były już bolesne i trwały co 10 minut przez około 30 sekund. O godzinie 15,30 już nic mnie nie bolało, tylko latałam do ubikacji!Stwierdziłam ,że dopadła mnie jakaś grypa jelitowa i tyle. Wieczorkiem całkiem spokojnie zobaczyliśmy z mężem Ople i spokojnie położyliśmy się spać. Około północy znowu poczułam, skręt jelit, po godzinie 1.00 rozpoczęły się skurcze, które z początku były krótkie i odzywały się co 20 minut, później , stawały się coraz mocniejsze i częstsze.e O godzinie 2.30 obudziłam męża .
Godzina 3.00 siedzimy w samochodzie, skurcze są co 2 minuty i trwają chyba wieki!
3.20 podjeżdżamy pod szpital. Potem działo się już wszystko błyskawicznie, Przebieranie do koszuli , badanie rozwarcie 4 cm , podpisy w dokumentacji, reszta później , po akcja porodowa bardzo szybko się rozkręca, jedziemy na porodówkę, kładę się na łóżku u,kolejne badanie i szok rozwarcie 8 cm . Mąż jest cały czas ze mną, po chwili czuje już parcie , jeszcze dwa skurcze i mogę przeć, chwilka i słyszę płacz, JEST , kładą mi go na piersi, taki mały potworek, cały biały z mazi płodowej, nawet nie widać czy ma włoski, ale jest najpiękniejszy na świecie. potem tylko szybki poród łożyska, szycie i jestem wolna i szczęśliwa, po dwóch godzinach leżę na sali, a po następnych dwóch, jestem już po kąpieli w swojej piżamie i maszeruje na noworodki po bobasa, który po kąpieli wygląda całkiem ludzko, jest różowiutki i słodko śpi.
Maksiu miał 3600g, 56cm i dostał 10 punktów w skali Apgar. Po trzech dobach w strachu o dalszy rozwój żółtaczki możemy wrócić do domu!
 
Niuta z Twojego opisu wynika, że poród to małe piwo przed śniadaniem. Też bym tak chciała:-):-):-):-)
 
Relacja z porodu
Sobota godzina 10.00 poczułam delikatne skurcze które, o godzinie 12.00 były już bolesne i trwały co 10 minut przez około 30 sekund. O godzinie 15,30 już nic mnie nie bolało, tylko latałam do ubikacji!Stwierdziłam ,że dopadła mnie jakaś grypa jelitowa i tyle. Wieczorkiem całkiem spokojnie zobaczyliśmy z mężem Ople i spokojnie położyliśmy się spać. Około północy znowu poczułam, skręt jelit, po godzinie 1.00 rozpoczęły się skurcze, które z początku były krótkie i odzywały się co 20 minut, później , stawały się coraz mocniejsze i częstsze.e O godzinie 2.30 obudziłam męża .
Godzina 3.00 siedzimy w samochodzie, skurcze są co 2 minuty i trwają chyba wieki!
3.20 podjeżdżamy pod szpital. Potem działo się już wszystko błyskawicznie, Przebieranie do koszuli , badanie rozwarcie 4 cm , podpisy w dokumentacji, reszta później , po akcja porodowa bardzo szybko się rozkręca, jedziemy na porodówkę, kładę się na łóżku u,kolejne badanie i szok rozwarcie 8 cm . Mąż jest cały czas ze mną, po chwili czuje już parcie , jeszcze dwa skurcze i mogę przeć, chwilka i słyszę płacz, JEST , kładą mi go na piersi, taki mały potworek, cały biały z mazi płodowej, nawet nie widać czy ma włoski, ale jest najpiękniejszy na świecie. potem tylko szybki poród łożyska, szycie i jestem wolna i szczęśliwa, po dwóch godzinach leżę na sali, a po następnych dwóch, jestem już po kąpieli w swojej piżamie i maszeruje na noworodki po bobasa, który po kąpieli wygląda całkiem ludzko, jest różowiutki i słodko śpi.
Maksiu miał 3600g, 56cm i dostał 10 punktów w skali Apgar. Po trzech dobach w strachu o dalszy rozwój żółtaczki możemy wrócić do domu!
porod poprostu bajka gratulacje jeszcze raz
 
Sama się śmieje, że poród to miałam jak w amerykańskich filmach! Poszło bardzo szybko, ale powiem wam ,że bardziej bolało niż przy pierwszym porodzie, chociaż tam ten trwał ponad 12 godzin!
 
Szymutek śpi więc mogę podzielić się moimi wrażeniami poporodowymi.
Chociaż przez całą ciążę spodziewałam się że zbliżający się poród można jakoś wyczuć i przeczuć to okazało się, że życie pisze zupełnie inne scenariusze. We wtorek wstałam jak co dzień, pobiegałam z konewką na balkon co by popodlewac kwiatki a później - też jak ostatnio co dzień pojechałam na naszą budowę i później do moich rodziców. U rodziców ponieważ pogoda była ładna wyciągnęłam się na ławeczce pod drzewkiem i odpoczywałam. AAAA... a wczesniej jeszcze pogimnastykowałam się trochę bo poszłam sobie sama pozbierać truskawek ;-). No i tak leżę i leżę pod drzewkiem i nagle usłyszałam a właściwie poczułam takie 'pyk' w brzuchu i delikatne ukłucie. Powiedziałam o tym mojej mamie a ona na to żebym uważała bo chyba wody mi odejdą. Ja mądra baba sprawdzilam sobie ręka że mam suche spodnie i się tylko uśmiałam. A mama swoje - że okaże się jak wstanę a ja jednak twardo leżałam dalej... W końcu jednak postanowiłam sprawdzić teorie mamy i wstałam no i wtedy właśnie poczułam że leje mi się po nogach i zrobiło mi się w spodniach dziwnie ciepło (to była goddzina 13.10). Biegiem do kibelka - utkałam się watą i dobrze, że był mój tata to przywiózł mnie do mojego domku. Po drodze telefon do małża co by przyjechał a w domku - co mnie zdziwiło samą - zero paniki z mojej strony (w przeciwieństwie do mojego taty który już chciał mnie wieźć na porodówkę od razu), wzięłam sobie prysznic, ogoliłam nóżki, umyłam głowę, sprawdziłam zawartość torby, zrobiłam mężowi kanapki i czekałam. Kiedy dotarl do domu pojechaliśmy. W szpitalu w czasie badania na izbie przyjęć uszła ze mnie druga fala wód tak więc lekarz nie miał wątpliwości co do tego że się zaczęło i mnie zostawiają w szpitalu. Zostałam poinformowana że w ciągu 24 godzin powinny wystąpić u mnie skurcze a jezeli nie wystąpią - to zaczną je wywoływać a póki co mam pójść na lewatywę (jeżeli sobie życzę), mam się przebrać w koszulę i spacerować. Tak też zrobiłam - spacerowałam, spacerowałam i co 15 min chodziłam na kontrole tętna płodu (aż do godziny 18.40). Pewnie gdyby było wolne miejsce na porodówce to trochę by mnie przyspieszyli ale miejsc nie było więc musiałam czekać. O 18.40 ostatecznie trafiłam na salę porodową nie miałam jednak takiej wyraźnej akcji skurczowej - na KTG wychodziło to jako 'skurczyki' (jak określiła położna) więc trzeba było czekać dalej chociaż dla mnie to już były dość bolesne skurcze i trochę bałam się co będzie dalej. Do tego miałam wciąż rozwarcie na max. 2 palce i dziecko wciąż było wysoko. W międzyczasie kilkakrotnie miałam wykonywany masaż szyjki (co jest nie wiem czy rownie czy bardziej nieprzyjemne niż skurcze). Była decyzja, że oksytocynę zaczną mi podawać dopiero ew. rano kiedy pojawi się większe rozwarcie - nawet poradzono by mąż sobie spokojnie pojechał do domu. On jednak był niewzruszony i jak się okazało DOBRZE. Jeszcze przed północą nagle i niespodziewanie okazało sie że jest już rozwarcie na 4 palce i można mi podać kroplówkę z oksytocyny. Z każdą kropelką skurcze były intensywniejsze - z tego co pamiętam to początkowo co 4 min a później co 2 min i trwały około 30 sek. Zaczęłam nawet rozważać znieczulenie ale jakoś położna zasadniczo odradzała - że to spowolni akcję porodową i że może jeszcze wytrzymam a później... później nie było już większego sensu. No i nie będę ukrywać że bolało - dobrze, że pod ręką miałam taki drążek przy łóżku to go ściskałam z całych sił modląc się o koniec skurczu. W tzw międzyczasie miałam chwile zwątpienia nawet rozpłakałam się w rękaw mężowi i pamietam że mówiłam że jestem tak zmęczona że nie wiem jak sobie poradzę. Najgorsze w tym wszystkim było to że za parawanem rodziła druga dziewczyna - wyjątkowa panikara. Rozumiem że ma się różną odporność na ból ale odpychanie nogami lekarza albo wykrzykiwanie, że ona nie chce urodzić - to już przesada i na pewno nie nastrajało mnie pozytywnie.
A...i poprosiłam położną czy nie mogą mi dać czegoś - choćby lekkiego na znieczulenie i dostałam coś w rodzaju narkotyku - po którym może się kołować w głowie może się nieco urwać film i mogą pojawić się odruchy wymiotne. Ja pierwszych dwóch objawów nie miałam a odruchy wymiotne pojawiły się niemal od razu po zastrzyku - tyle że miałam pusty żołądek więc był to tylko odruch. No i faktycznie skurcze stały się nieco bardziej 'rozmyte'. Później po trwającym 8 godzin I okresie porodu wkroczyłam w okres II czyli pojawiły się skurcze parte (to już było po godzinie 4.00 w środę). Parłam w sumie przez 40 min i zgadzam się z opiniami, że jak się DOBRZE prze - wtedy kiedy jest skurcz - to już nie boli - to jednak cholerny wysiłek. z tej fazy porodu za dużo nie pamiętam, pamiętam jedynie że bardzo chciałam współpracować z położną i robiłam wszystko zgodnie ze wskazówkami.

...cd nastąpi -czas na karmienie szymutka...
 
Ostatnia edycja:
reklama
Do góry