O
obcy
Gość
Zacząłem tn wątek bo nie wiem co robić. Ja jestem facet (tak na marginensie). Mamy w domu nowego "zwierzaka" tak od ponad pięciu tygodni. Ciąża była ok (troche pod koniec wątroba siadła), ale wszystko poszło gładko szybko i bez "nacięć). Teraz jest ciągly krzyk, ciągłe jedzenie, marudzenie i niechęć do tego "czegoś" niestety coraz większa. Zeby było śmieszniej
to ja się po woli przyzwyczajam i nawet (jak śpi) to zaczynam go lubić. Tak moja druga połowa ma sie coraz gorzej. Ona Go po prostu nie chce. I nie idzie tu o nie wyspanie się o sprzątanie i gotowanie (z tymi dwoma rzeczmie sobie radzimy bo powiedzmy stać nas na to) Chodzi o to że moja pani zaczyna rozważac co raz poważniej możliwość oddania Go do adopcji i na pewno nie przkonam jej do tego zeby tego nie robiła. Niestey jak sie uprze to się zgodzę po przede wszystkim zalezy mi na Niej. Wydaje sie ze w naszym wypadku kazda decycja jest zła. Ja jestem facet to przeżyję ,ale Ona - nie jestem pewien czy za cenę spokoju teraz nie będzie potem jeszcze gorzej. Ja wiem ze panuje przekonanie ze dobro dziecka jest najwazniejsze, ale dobro potencjalnych "starych" tez jest ważne bo bez ich wsparcia takiemu małemu najlepiej na swiecie nie bedzie. Wiem ze ten tekst jest dlugi i pewnei lichy ale ja por prostu nie wiem co mam robic bo mi sie juz pomysły skonczyły (a zwalanie wszystkiego na depresje poporodową jest troche nurzace). Może macie pomysł jak ie z tego błotka wydostac aby Matak była szcześliwa (teraz na pewno nie jest a w domu robi sie po woli tak jakby ktos pozasłanial w dzień wszytkie okna) i zadowolana bo jak nie bedzie to wszytko sie po prostu rozleci mimo iz jestesmy razem od 10-ciu lat.