reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści porodowe - BEZ KOMENTARZY

Więc teraz czas na mnie...
Jak wiecie trafiłam do szpitala 5.03.niby na obserwację na kilka dni z racji nadciśnienia i cukrzycy. Przez cały pobyt miałam robiony 2 razy krótki test z oxy, do 3 pierwszych skurczy. Po pierwszym razie do połowy nocy męczyłam się ze skurczami, ale znośnymi, bo spałam, a po drugiej nic kompletnie się nie działo. Powiedziałam lekarzom, że nie chcę już oxy, bo czekam do 18go, a i tak szyjka była długa i twarda, rozwarcie na palec. No, ale dzidzi chyba spieszyło się do Nas, bo 14go o 6 rano jak wstawałam na siku pociekło mi po nogach. Pomyślałam o wodach, ale nie miałam zamiaru mówić nic położnym póki nie sprawdzę. Napisałam tylko Sz.smsa, że raczej dzisiaj urodzę. Pozbierali się z Tymkiem do teściów. A ja poszłam do tej ubikacji i zauważyłam krew, więc się przeraziłam i powiedziałam położnej. Podłączyła mnie pod KTG i skurcze pisały się tak max.na 50, więc nic specjalnego, bardziej mnie mdliło jak na @. Dopadł mnje ordynator, zbadał i kazał zię spakować i na porodówkę. Tak mnie popędzali, a na porodówce brak miejsca. Stałam tam jak głupia z 1,5 h. Skurczy dalej brak. Zaczęło mi się robić słabo, bo cukier spadł. Wysłali mnie, żebym coś słodkiego zjadła i zabrała ze sobą. Sz.przyjechał, a mnie dalej nie położyli. W końcu podpięli mnie pod KTG i pisały mi się tak skurcze na 50-60, dość regularnie co 5-7 min. Podpięli mi oxy o 11ej i ruszyły się konkretniejsze skurcze, ale jeszcze nie powalały. Rozwarcie zrobiło się na 4cm. Mówię położnej, że teraz najgorsze, bo dojdzie do 7 cm i znowu męczarnia, a ona, że przy drugim idzie szybciej. I faktycznie, przyszła mnie zbadać za 0,5h, a tu pełne rozwarcie :szok: A, i dowiedziałam się, że to nie wody mi rano poleciały i tylko taki rzadki czop z krwią. Pęcherz płodowy przebijali mi na porodówce, nic miłego, ale po tym skurcze się ruszyły i już nie było tak wesoło. Po 12ej zaczęły się skurcze parte, a przy Nas nie było żadnej położnej, bo w tym czasie rodziły 3 babki i był młyn. Także zdążyłam tylko krzyknąć, że idzie skurcz i główka. Babka przylatuje, a główka już między nogami, więc przy następnym partym kazała mi nie pchać, tylko oddychać tak jak mi kazała, a przy 3cim partym Mała wyskoczyła i mega ulga. Zero nacinania i 2 szwy na śluzówkę pochwy, więc minimalne straty :-D Sz.przeciął pępowinę i wywieźli Nas na korytarz i 2 h kangurowania. Przystawiałam Małą do cyca, ale pokarmu brak. Przyszedł dopiero w nocy, a Małą dokarmiali butlą, bo miała za duże spadki cukru.
Wszystko poszło bardzo szybko, ale niestety nie bezboleśnie ;-)
Koniec :-)
 
reklama
Mój poród był zaplanowany na 11 listopada, naturalnie.
19 października poszłam na wizytę kontrolną do ginekologa. Byłam w 37 tc. Lekarz powiedział po badaniu ze mam rozwarcie na 2,5 cm wiec wpisze mi skierowanie do szpitala żebym 'odpoczela' i powstrzymała się z porodem jeszcze jakiś czas bo mały waży dopiero 2,5 kg.
Następnego dnia Po spakowaniu torby poszłam do szpitala, od razu wysłano mnie na ktg, po jakimś czasie przychodzi polozna i mówi 'pani ma skurcze na poród' byłam w szoku bo czułam tylko tyle ze napina mi się brzuch. Wysłali mnie na porodowke. Znów ktg, obok na łóżku dziewczyna, miała już tak mocne skurcze ze blagala o cesarke.. ale mnie wystraszyla. Modliłam się żebym nie miała tak trudnego porodu, jednak to na nic.
Skurcze były, kazali mi się położyć i 'czekac' aż dalej się ruszy, dali mi kroplowke nawadniajaca. Powiedzieli mi ze jeżeli poród ma być to będzie i oni tego nie zatrzymają ale nie chcą go sztucznie wywoływać ze względu na 37 tc. Przez dzień i noc nic więcej się nie ruszyło, rozwarcie dalej na 2,5 cm wiec znów przenieśli mnie na ginekologie bo na 'porodowce nie odpoczne bo maluszki płaczą w nocy itp'.
Na ginekologi o 18 poprosiłam o badanie i podłączenie do ktg bo miałam naprawdę mocne skurcze, rozwarcie na 3 cm wiec znów przenoszą mnie na porodowke. O 24 powiedziałam chłopakowi żeby pojechał do domu i położył się spać bo to może potrwać nawet kilkanaście godzin. A ja chodziłam po korytarzu, wchodziłam po schodach bo to rozwarcie szlo naprawdę bardzo powoli a skurcze miałam mocne, w końcu polozna zaproponowała mi kąpiel, w wannie zrobiło mi się lepiej skurcze lzejsze, cieplo, a oczy mi się zamykają.. znów skurcz, w końcu wyszłam z wanny, skurcze znów zrobiły się mocne, rozwarcie na takie naciągane 4.. jeju, dlaczego to tyle trwa.. chodziłamy po korytarzu juz ledwo żywa Bo nie spałam od 6 rano a była 4 nad ranem. Próbowałam się przespać ale nic z tego. O 9 przyjechał mój chłopak, podłączono mi kroplowke z oxy skurcze były nie do zniesienia robiło mi się słabo i wymiotowalam, rozwarcie na 7 cm około 10. Lekarz przebił mi pęcherz i odeszły wody. 30 min później juz nie mogąc wytrzymać z bólu poprosiłam położną o cesarke, a Ona do mnie 'jeszcze z godzinkę i urodzisz' przerazilam się bo nie mogłam wytrzymac każdego kolejnego skurczu a Ona mówi o godzinie.. zadzwonila do lekarza ze proszę o cesarke po chwili mówi 'lekarz teraz nie ma czasu' no zamarlam, myślałam ze wybuchne ale chłopak był przy mnie i pomógł mi się uspokoić, czuje ze musze do toalety, pytam czy mogę polozna mówi ze najpierw badanie. '9cm zaraz będziemy rodzić, dzwonie po lekarza'. I pół minuty po tych słowach czuje jak synek się obniża. Spanikowana krzyczę 'rodzę!'.
Przyszedł lekarz, kazali mi przeć, raz, drugi, trzeci, nic.. 'pięknie pani prze' to dlaczego nie chce wyjść myślę.. przy następnym skurczu rodzimy. Chłopak trzymał mnie za rękę i mówi 'jest juz glowka' byłam szczęśliwa. Na następnym skurczu rodzimy całego maluszka. No to próbuje, nic z tego. Słabo mi. Słyszę 'mechanizm odwrocony' , o co chodzi? Nacieli mnie raz, dalej nic z tego, Nacieli mnie drugi raz, dalej nic z tego, w końcu decyzja (nie zapytali o zgodę,) pomoc przy użyciu vacuum. Dopiero mały wyszedł, był siny i brudny (nie wiedziałam że dzieciaczki po porodzie tak wygladaja) wiec się przerazilam zapytałam co z Nim, przecieli pepowine i podali mi maluszka na brzuch. Cały ból, wszystkie nerwy poszły w niepamięć to był najpiękniejszy moment w życiu ja i mój chłopak poplakalismy się.. zaraz zabrali synka na badania bo był wczesniaczkiem. W 1 minucie 9 pkt. W 2,3 i 5 juz po 10. Teraz synek ma 6 miesięcy, oczywiście dla Niego przeszlabym wszystko jeszcze raz.

22.10.2016r , 11:15
Brayan, 2630g i 52cm ❤
 
Ostatnia edycja:
Do góry