reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

opowieści z porodówek - bez komentarzy

10 czerwca zauważyłam na bieliźnie wodniste różowe upławy. Tego samego dnia miałam ktg w szpitalu. Po ktg ginekolog zbadała mnie i powiedziała, ze to nie wody tylko upławy. Dodała także, że szyjka wogóle nie przygotowana do porodu i nie życzy mi odejścia wód, bo to skończy się bardzo długim porodem.
Zdążyłam dojechać do domu i w wejściu odeszły mi wody. Około 11:30 byłam w szpitalu. Rozwarcie 2 cm, żadnych skurczów.
Wszystkie porodówki były zajęte, musiałam chodzić po korytarzu, ciągle lały się ze mnie wody. Nie pamietam o której zwolniła się porodówka i zaczęły pożadne skurcze (według mnie bardzo bolesne, a ktg zapisywało słabiutkie).
Męczyłam się strasznie, większość czasu musiałam leżeć bo zapis ktg nie był miejscami prawidłowy. Na szczęście był ze mną mąż bo nie wytrzymałabym tego wszystkiego. Najgorzej wspominam momenty badania rozwarcia przez położną, koszmar niesamowity, błagałam ją żeby przestała...
Położna z lekarzem mówili coś o odklejającym się łożysku i cesarce, strasznie się tego bałam i zaczęłam się trząść okropnie ze strachu. Po ok. 14 godzinach podłączyli mi pompę z oksy. Skurcze były dla mnie nie do wytrzymania, ból nie ustępował - rozwarcie 6 cm. Po pół godzinie zbadał mnie lekarz i zadecydował o cesarce. Było mi już wszystko jedno co ze mna zrobią byleby tylko skończył się ten koszmar.
Po ponad 17 godzinach od odejścia wód urodził się mój synek. 10 punktów. Byam tak oszołomiona, ze nie pamiętam jak dostałam się na salę poporodową i co dalej się działo. Pamiętam tylko piękną czuprynkę mojego synka i jego niesamowicie słodkie ustaeczka jak mi go pokazali jeszcze na sali operacyjnej.
Jestem najszczęśliwszą osoba na świecie....
 
reklama
No to i ja .
W dzień czułam ze jest cos nie tak niewiem czemu ale było dziwnie miałam wrażenie ze to wody .Pojechałam do szpitala badania mi porobili i stwierdzili ze to nie wody rozwarcie na 3 stwierdzili że małe skurcze słabiutkie i że mam jeszcze czas bo mała ma niską wage i ma jeszcze posiedzieć więc przyjeli mnie i rano mieli wy puścić .
Jednak tak się nie stało bo dostałam skurczy o 3 w nocy bolałooo okropnie nie poszłam do nich im powiedzieć tylko czekałam do rana bo niechciałam iśc jeszcze na sale porodową więc chodziłam po moim pokoiku który dzieliłam z dwiema dziewczynami wytrzymałam do rana jednak tylko rozwarcie na 4 .Więc kazali chodzić dalej dali jakieś antybiotyki próby itp lewatywy golenie więc chodziłam gdy doszło do 7 juz się zwijałam położna zaprosiła na porodówke a tam :szok: ZAJETEEE OBY DWIE
Więc do wanny myślałam że mozna tylko do 5 cm ale nie więc tam mi trochę ulżyło ale nie zadługo zaczełam wymiotowac więc dali mi oxy jak juz sie wszystko rozkręciło stwirdzili ze nie bedą mnie ciąc tylko spróbujemy tak było okropnie myslałam ze zmdleje z bólu sprawdzali rozwarcie przy skurczach przebijali wody masaże szyjki i dotego przy parciu mnię porozrywało BYłO OKROPNIE BYł TO MóJ TRZECI PORóD
JEDEN MIAłAM ZWYKłY
DRUGI CESARKę
I myślałam ze cesarka to cos okropnego ale ten poród przebił wszystko juz chyba sie nie zdecyduje:cool:
 
W takim razie skoro mam chwilę czasu to i ja sie podzielę swoją historią porodową. :tak:
O 4 rano zaczęły mi się dość regularne skurcze co 15-18 minut, poza tym co chwila goniło mnie do łazienki. Taka sytuacja trwała do godziny 11 gdzie skurcze przybrały na sile i zaczęły być co 7 minut, więc wzięłam gorącą kąpiel i pojechaliśmy z mężem do szpitala. Podłączyli mnie pod KTG, ale skurcze przybierały i traciły na sile. Lekarz powiedział, że powinnam już zostać w szpitalu, bo mogę rodzić równie dobrze dzis jak za dwa dni. Jednak wyszłam na własne żądanie do domu. O 16 jednak ból był tak silny, że spowrotem zawitałam w szpitalu. Tutaj standardowo lewatywa i podłączenie pod KTG. Poleżałam na sali I fazy porodu ponad 1,5 h po czym się wkurzyłam i poszłam pod prysznic :-D ale, że rozwarcie nie postępowało poszłam do położnej i poprosiłam o jakis przyspieszenie akcji. Dostałam coś dożylnie (nawet nie wiem co) i poszłam na salę porodu właściwego, tam przebili pęcherz płodowy i akcja ruszyła z kopyta. Ból był kosmiczny przyznam szczerze, ale rozwarcie postępowało w miarę szybko. Były ze mną 3 położne + znajoma mojej chrzestnej. Położne cud kobiety, uczyły mnie oddychać, zajmowały rozmową, trzymały za rękę, a ja uparcie wrzeszczałam jak opętana, dopiero jak mnie jedna postraszyła, że nie dotleniem dziecka właściwie to się opanowałam trochę. Sam skurcz pierwszy jak przechodziła główka był w miarę znośny, za to przy drugim myślałam, że zwariuję... trzeci też jakoś zleciał, a rodzenie łożyska przy tym wszystkim to już sekunda i pikuś mały. :-D Przyznam szczerze, że bardziej od samego porodu przeżyłam szycie po porodzie... ból straszny, aż mi łzy ciekły, do tego lekarka niezbyt miła była, ale w izolatce już byłam z szczęśliwa choć strasznie obolała z Ninką, oczywiście po cichaczu męża do nas wpuścili.
Następne 3 dni to był koszmar...ale o tym już tu pisać nie będę :-)
 
To ja też opisze swój ekspresik:-)
W sobote rano odszedł mi czop taki brazowy podbarwiany krwią i całą sobote miałam jakieś brązowe upławy w nocy z soboty na niedziele miałam skurcze tak co 15 min ale niezbyt bolesne dało się wytrzymać ale skoro odszedł czop obudziłam męż kazałam się szykować powoli a sama poszłam pod prysznic lecz po prysznicu skurcze odeszły w siną dal:crazy:Więc normalnie poszłam sobie do pracy bo miałam pracująca niedziele w pracy skurczyki tak ze dwa na godzine ale nic specjalnego.Wieczorem krzatałam się po domu bo cały czas dziwnie się czułam nie mogłam wysiedzieć w miejscu ale koło 11 poszłam spać ale ze spania nici koło 12 znowu jakieś średnio bolesne skurcze ale juz miałam tego dosyć i mówie do męża pojedziemy do szpitala niech chociarz sprawdzą rozwarcie i siłe skurczy były tak co 30m jak zaczełam się pakować to były juz co 10 czasem 15 czasem 5 .Po 1 pojechalismy w szpitalu byliśmy koło 2 przed szpitalem stwierdziłam że niebęde robić obciachu i wracamy bo skurcze nieregularne mało bolesne i podczas jazdy prawie zanikły więc to pewnie przepowiadające ale mąż mnie pogonił idz niech chociarz sprawdza więc poszłam .W izbie przyjeć oczywiście tysiąc pytań ja spokojnie wypełniam papierki bo nic mnie nie boli położna wkurzona że musiała wstac a ja pewnie i tak jeszcze nie rodze.W końcu przyszedł lekarz zbadał mnie usiadł pooglądał moje badania i w końcu mówi no i jak to jest przyjdzie rodzaca ma 1cm rozwarcia obudzi cały szpital drze się w niebogłosy a tu przyjdzie rodzaca ma 7 cm rozwarcia:szok::szok::szok::szok::szok: i jeszcze ze mną by kawke wypiła:-Dna spokojnie i mówi zapraszam na sale porodową a ta położna ile i też w ciężkim szoku powiedzieli niektórzy to mają szczęście.Lece do męża mówie targaj walizy z samochodu rodzimy:-)Po 5 min byliśmy na porodówce położna mówi proszę się położyć zbadam po swojemu zbadała mówi 9 cm rozwarcia szyjka jak masło główka bardzo mocno przyparta za 15 minut będziemy mieli dzidziusia:szok::szok::szok:a ja cały czas w ciężkim szoku bo cały czs czuje tylko skurcze co 10m i to mało bolesne.Położna mówi podłacze ktg i chwile niech sie zapisze a ja na to że zaraz złaże z łóżka bo chce chodzić ona na to to już pani nie zdaży:no:no i pyta czy czuje parte ja chyba czuje zebrała sie ekipa 4 parte i zośka była u mnie w ramionach i ta chwila nie da sie porównać z niczym innym na świecie :tak::tak: Najgorsze że te parte były takie bolesne że myślałam o tym żeby mnie dobili najgorsze ze wszystkich trzech porodów ale 10 min można wytrzymac .W trakcie cały czas lekarz jajca sobie robił pyta mojego męża czy panu słabo bo żle pan wygląda ale w sumie niewiem jak wyglądał bo stał u mnie za głową:cool:
Więc od wejścia do szpitala gdzie połowe czasu spędziłam na izbie przyjęć mineło 40 i mielismy małą w ramionach lekarz na koniec powiedział że mało brakowało żeby mój mąż przyjmował poród w domu:-D
 
I ja też, wiec tego dnia owego piatku jakos mialam przeczucie cały dzien , takie dziwne,no ale było. Wieczorem jeszcze robiłam majonez na mojej farmie az do jakos po 23ciej i poszłam spac . Nagle poczułam takie "plum" i to były wody płodowe ,które zaczeły odchodzic w szybkim tępie, taka woda jakby zmętniała i ciepła, rzezroczysta. Zdnych skurczy nie miałam. Zaczełam wiec na luzaku dopakowywac rzeczy do torby, amoj D wpadł w taki sprint,ze w 2sekundy był juz gotowy do wyjscia,a ja jeszcze włosy prostowała hehe :-D,bo jak tak miałam wyjsc z chaty nieogranieta. Przyjechalismy 00:15 po połnocy i połozyli mnie na patologie , rozwarcie miałam wtedy na 1cm, około 2 w nocy zlapały mnie skurcze co 6minut,a potem to juz były co 2-3min ,a najlepsze było to,ze na KTG pokazywało od 40-60% wiec porazka jakas wogole,a bol jak cholera bolący, rozwarcie dalej na 2cm - taka wsciekla chodzilam,ze nie pytajcie , pozniej jakosprzed 13sta jak mnie dopadly skurcze takie jakby mały zaraz mial wyjsc z łona normalnie ból jak cholera :szok::szok::szok: myslalam,ze umre tak rwało, wtedy trafiłam na taka fajna doktorke co od razu na USG a tam jeden pecherzyk owodniowy i zaraz na cc mnie wyslała, awanture zrobiła, bo połozna ,ktora miala sie mna zajac to co innego robila, wiec akcja szybka, dostalam 3 kroplowki z soli fizjologicznej i na sale operacyja , tam lekarz anstezjolog wbijal mi prob 4 znieczulenie w kregosłup do tego te cholerne skurcze - myslalam,ze wykituje zywcem ,potem to juz poszło gładko , poczułam super ciepło po nogach wiec znieczulenie zaczeło działac - nawet sie zapytalam lekarza czy jak ruszam nogami na boki czy znieczulenie dziala ,a on mowi,a podniesie pani nogi do gory - a ja zonk nog sie pdniesc nie da hehe ,wiec troche smiechu było, nastepnie przyszło chyba z 6 osob i zaczeła sie akcja krojenie :szok:, i wyciagneli maciupienkiego Tomaszka, popłakałam sie z wrazenia,ale pan anstezjolog był bardzo miły i powoli mnie uspokajał , mały dostał 10pkt ,54cm i 3400g wagi . Dziewczyny zakochałam sie po uszy ,takie maleństwo nosiłam pod serduchem,az sie wierzyc nie chiało,jak on tam siedzial taki musiał byc skulony :-D. Pozniej przewiezli mnie do pojedynczej sali,gdzie połozne co chwila zagladały, bardzo im jestem za to wdzięczna naprawdę - kochane kobitki.

Nagorzej było wstac na drugi dzien, myslalam,ze sie zesram z bólu -dosłownie,tak rwało i bolało, nastepne dni były juz lepsze - dałam rade - jestem z siebie dumna. :zawstydzona/y:
 
To i ja opisze jak to u mnie było....
Z powodu mojego pobytu na patologii odszedł mi jeden problem kiedy jechać do szpitala :-)
Ponieważ miałam nadciśnienie starano się wywołać poród wcześniej, miałam dwa razy zakładany balonik aby się wytworzyło rozwarcie szyjki i podawaną oksytocynę - nie było rezultatu. W czwartek 10 czerwca na obchodzie ustalono, że następnego dnia będę miała powtórkę z oksytocyny. Koło południa w czwartek zaczęły się pojawiać skurcze w podbrzuszu takie co 8-10 minut i przez cały dzień do wieczora się pojawiały czasem co 5 minut czasem rzadziej. Co gorsza wraz ze skurczami zaczął boleć mnie krzyż i chwilami nie wiedziałam co bardziej czuję skurcz czy okropny ból krzyża. W ciągu dnia miałam robiony zapis ktg i ku mojemu zaskoczeniu to co ja odczuwałam jako dość znaczne skurcze nie było w ogóle zapisywane... Wieczorem na obchodzie powiedziałam o moich skurczach - powiedziano mi, że jak się nasilą to mam dać znać (powinnam na 4 godz przed porodem dostać antybiotyk. miała GBS +). Nocka częściowo minęła mi na spacerowaniu ze skurczami nawet czasem co 3 minuty, jak się kładłam było przez chwilę rzadziej ale potem wracały. W nocy położna pytała (chodząc na dyżurne słuchanie tętna co 2 godz) i jak tam, mówiłam, że są częstsze ale tak samo intensywne, że czuję skurcze w dole brzucha i bardzo boli mnie krzyż, jak to stwierdziła, to nie poród jeszcze.. Podłamałam się bo byłam już zmęczona, położyłam się więc i przysypiałam pomiędzy skurczami, które nad ranem pojawiały się rzadziej, nawet co 15 minut. Rano o 6 wzięłam gorący prysznic i zadzwoniłam rozżalona do mojego W. że wszystko się po kościach rozchodzi i idę na podłączenie oxy. Przed 7 rano podłączono mi oxy i moje skurcze powróciły a wraz z nimi koszmarne bóle krzyża. Ku mojemu załamaniu ktg nie pokazywało żadnych skurczów:no::szok::szok::no:.
Przed 8 rano był obchód, na pytanie: "jak się pani czuje?" Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że kiepsko i powiedziałam o skurczach i bólu krzyża, lekarz popatrzył na zapis i nic nie powiedział... W trakcie kolejnej godzinę inny lekarz do mnie podszedł i zapytał czy dziś z tej oxy to coś będzie, znowu mówię o skurczach, które miałam już nawet co minutę i trwały dobrą minutę i usłyszałam, że to "głowa schodzi w dół" i tyle... Około 9 po kilkunastu minutach bicia się z myślami poprosiłam położną o coś przeciwbólowego bo już było mi trudno wytrzymać, a skoro to nie były jeszcze skurcze porodowe to nie wyobrażałam sobie tych właściwych skurczów w połączeniu z bólami krzyża.. Zwiększano mi stopniowo dawkę oxy ale poza skurczami podbrzusza nic się nie pojawiało.. Byłam załamana. Położna stwierdziła, że nim dostanę coś przeciwbólowego to musi mnie zbadać lekarz.. Chwilkę trwało nim jakiś się pojawił, jak się rozbierałam do badani to poleciały mi nieco wody, lekarz mnie zbadał i mówi : "Mamy dobre 9 cm rozwarcia, dajemy panią na porodówkę". To był szok i dla mnie i dla wszystkich wokoło. I jaka moja ulga, że jednak te bóle krzyża to nie na marne. Sama musiałam się upomnieć o antybiotyk, który powinnam dużo wcześniej dostać, ale cóż... przecież nie były to skurcze do porodu bo ktg nic nie wykazało. Około 9:20 trafiłam na porodówkę, tam skurcze nieco ustały, położna wypisała dokumentację, mój W. zdążył do mnie dojechać. A ja jakoś nie rodzę.. Tuż przed 10 znowu dostałam oxy i po niej wszystko się tak rozkręciło, że o 10:40 Kornelka była już na świecie. Byłam tak zaskoczona tempem i rozwojem akcji, że nie umiałam uwierzyć, że to już po :-). Gdy położna powiedziała, że z kolejnym skurczem rodziny oboje z moim W. byliśmy mocno zaskoczeni. Córcia urodziła się mniejsza niż sądziłam, miała 3389 g i 52 cm, a ja całą wyprawkę miałam na 62 przygotowaną :-D. Tuż po urodzeniu dano mi ją na brzuch,a potem zabrano do ważenie, mierzenia itp, a mnie pozszywano, później opatuloną rożek dostałam do cyca i tak spędziliśmy jeszcze sporo czasu we trójkę na porodówce. Po niecałych 2 godzinach od porodu trafiłyśmy na oddział położniczy, tam poszłam do wc i nim się spostrzegłam już zrobiłam siusiu. Tyle czytałam o tym, że to nie takie łatwo i nieco mnie to stresowało a poszło szybko i łatwo, fakt, troszkę piekło ale dało radę. Na szczęście nie byłam mocno nacięta więc poruszanie się nie było dużym problemem, tylko z boku obok krocza mam zszyte kawałek bo pękło mi tam jakieś naczynie (a może mnie za daleko bocznie nacięto?)i to mi jedynie przeszkadza. Poza tym jest ok.
Na położnictwie dopiero kolejnego dnia lekarka dopatrzyła się, że miałam podany antybiotyk i zapytała dlaczego, powiedziałam o dodatnim gbs,a ta mówi, że w karcie nic nie ma.. Szybko pobrali Małej krew, okazało się, że crp jest mocno podwyższone i trafiłyśmy na oddział izolacyjny, Nelcia dostała od razu antybiotyk, do tego przyplątała się żółtaczka - pierwsze dni były więc ciężkie. Jestem wściekła na personel patologii za taką olewkę i schematyczne traktowanie wszystkich porodów. Gdybym się nie zdecydowała jednak poprosić o coś przeciwbólowego (czego oczywiście w rezultacie nie dostałam) to urodziłabym na patologii pod ktg, które nie wykazywało żadnych moich skurczów... A gdyby ktoś mnie potraktował poważnie to dostałabym w porę antybiotyk i nie byłoby infekcji u Kornelki. Dobrze, że suma sumarum wszystko się dobrze kończyło. Jednak do dziś jestem pod wrażeniem jak się ta akcja rozwinęła:-)
Ważenie1.jpg

edit:
Dodam jeszcze to czego nie napisałam, że przez cały dzień kiedy miałam te nieregularne skurcze mocno plamiłam krwią
 
Ostatnia edycja:
to i ja opisze nasz porod

we wtorek rano dostalam jakiegos dziwnego krwawienia a ze tego dnia mialam termin w szpitalu zeby sie zapisac wiec pojechalismy i opowiedzialam o swoich obawach
dali mnie na ktg, usg i inne badania
w koncu po paru godzinach siedzenia na oddziale zaproponowali zebym zostala na obserwacji bo oni nie wiedza skad to krwawienie ale mozliwe ze z lozyskiem jest cos nie tak
caly dzien mialam skurcze, ktorych na ktg nie bylo widac
w czasie skurczu malemu zanikalo tetno, dlatego bylam ciagle podlaczona pod maszyne
o 22:30 poczulam silne parcie w dole i uslyszalam jak peka pecherz, zawolalam polozna, dala mi jakis papierek, ktory sie nie zabarwil wiec stwierdzila ze to nie sa wody
polozyla mnie do lozka i za chwile wylecialo ze mnie, wody byly rozowe
skurcze mialam juz co kilka minut, coraz silniejsze
jeszcze raz zawolalam polozna, tym razem wziela mnie na porodowke
na porodowce zbadali mnie, rozwarcie na 3 cm, ucieszylam sie ze juz 3 bo pamietalam jak na kursie mowili ze nawet kilka godzin moze robic sie rozwarcie na 2 cm
kazali jeszcze nie dzwonic po meza ale ich na cale szczescie nie posluchalam, inaczej by nie zdazyl
za chwile wywiezli mnie na korytarz oddajac moja sale jakiejs kobiecie co 6 dziecko rodzila i juz miala parte
tej nocy porodowka byla zawalona
mysleli ze skoro ja mam pierwszy porod to potrwa kilkanascie godzin
na korytarzu zaczelam krzyczec z bolu ze za chwile urodze i nawet nie mam swojego miejsca
zlitowali sie nade mna i dali mnie na sale poporodowa gdzie odpoczywaly z malenstwami dwie babki
a ja krzyczalam... glupio mi bylo ze im tak krzycze ale nie moglam inaczej tak bolalo
nawrzeszczalam jeszcze na taka mloda polozna ze mi wody nawet nie chca podac a mi sie tak pic chce
za chwile zbadali mnie i bylo juz 8 cm rozwarcia, w ciagu 15 min sie zrobilo
bylam szczesliwa ze juz tyle, przyjechal maz i w koncu dostalam sale porodowa
chcialam rodzic na siedzaco, niestety kazali lezec bo tetna malego nie mogli znalezc, w koncu dali mu taka sonde na glowke i juz wtedy slyszeli tetno
najgorsze bylo badanie rozwarcia i szukanie tetna, myslalam ze pogryze jak jeszcze raz dotkna mi brzucha
zaczelam prosic ich o znieczulenie, niestety za pozno, prosilam nawet o cesarskie ciecie, byle tylko przestalo bolec
najgorsze bylo parcie na pupe, myslalam ze peknie mi, przerwy miedzy skurczami byly 10- 20 sekundowe i naprawde odpoczywalam w tym czasie
chcialam juz przec ale bylo za wczesnie, przyszla lekarka i wtedy kazaly przec
a ja nie wiedzialam jak i strasznie sie balam tego parcia
w koncu postraszyly mnie ze jak nie bede parla to wszystko bedzie dluzej trwac
z pomoca meza zaczelam przec, bolalo i pieklo bo peklam ale w koncu glowa byla na zewnatrz
potem dwa parte i o 1:04 Jas lezal juz miedzy moimi nogami
byl spokojny i obserwowal nas, polozyli mi go na piersi
potem wzieli do mierzenia i czyszczenia a ja urodzilam lozysko co bylo pikusiem
potem mnie szyli, pieklo mimo znieczulenia
ogromna pomoca byl moj maz i polozna
ciagle powtarzala ze dam rade co najpierw mnie denerwowalo ale kiedy powiedziala ze ona tez rodzila dziecko i wie jak to boli to od razu jej uwierzylam
no i dalam rade
porod trwal 2,5 godziny
 
W nocy z niedzieli na poniedzialek mielismy straszna burze, Olaf przyczlapal do nas wystraszony, cala noc jakas taka dziwna mialam wrazenie ze cos sie zaczyna dziac albo tylko mi sie to snilo... w kazdym razie sen byl taki ze urodzilam 14.06 w urodziny mojej babci o 17. 05. Na ten dzien mielismy strasznie duzo zaplanowane. Na zakupach czulam nieregularne slabe skurcze , nic nie mowilam dreptalismy dalej a ja wymyslilam ze roli dla olafa na urodziny to jednak w innym miescie... no i w tamtym sklepie o 14 zaczelam kontrolowac te skurcze byly co 15 min ale slabe , prosto pojechalismy po Olafa do przedszkola, wracamy do domu , maz zaczyna robic obiad ( taki ze przez najblizszy rok tylko marzyc... fasolka szparagowa i kalafior, specjalnie dla mnie kupione ) a ja mowie mu z kibelka ze ma juz nie gotwac :) okazalo sie ze zaczelam plamic. zadzownilam do kolezanki poloznej i ustalilam ze mam jechac do szpitala. Dojechalismy okolo 17 skurcze mialam juz co 7 min ale dalej slabe i krotkie. Polozne mnie zbadaly powiedzialy ze musza mnie zatrzymac ale nic z tego nie bedzie bo za slabe a tatus moze jechac do domu w razie czego zadzownie. ... Jednak zostal, mnie daly na sale dokladnie to samo lozko i ta sama sala co z Olafem !! Skurcze sie nasilamy

Wroce jak zasnie Eryk....

:)))))))) jestem o 19 zmienily sie polozne 10 min po 19 poprosily mnie na badanie, byla ta sama co z Olem :) dostalam 2 czopki i mialam przyjsc za godzine po godzinie rozwarcie bylo na 4 palce dostalam zastrzyk i do wanny. W wannie rozwarcie zwiekszylo sie do 7 przy wychodzeniu z wody pekl pecherz, na sale porodowa i przy pierwszym parciu poszla glowka potem to juz wiadomo :) Eryk urodzil sie o 21.20 nowa zmiana poloznych uwinela sie w 2 godziny. najbardziej zdzwila mnie jego waga bo przeciez miesiac temu na usg mial 2200. tym razem w przeciwenistwe do Olafa zwrocialam uwage czy placze , darl sie :) widzialam co robia z pepowina itd, byl troche siny dltego na poczatku dostal tylko 9 abgarow. I tak zgodnie z moim snem Eryk urodzil sie 14. 06.2010 w urodziny mojej babci tylko godziny sie nie zgadzaly

Nie wiem ktory porod byl bardziej bolesny ale ten byl zdecydowanie krotszy, a bolu i tak juz nie pamietam
 
Ostatnia edycja:
Kolej na mnie... a więc tak w skrócie:

16.06 pojechałam do szpitala na 9:00 na badanie przez mojego gina. Stwierdził że rozwarcie większe i że szyjka zgładzona i żebym po prostu została to urodzę... :/ Po tym badaniu (które było niesamowicie bolesne) leżałam na łóżku przez godzinę i dostałam regularnych skurczy... były coraz to bardziej bolesne. KTG wykazało małe ale regularne skurcze. Po następnym badaniu tak mi było słabo i taka byłam obolała że dostałam zastrzyk w pupę na uśmierzenie bólu który nic nie pomógł. Od 11:00 miałam dosyć intensywne skurcze, dokładnie co 3-4 minuty... rozwarcie na 4cm... i tak z tym 4cm rozwarciem i skurczami do 17:00... o 17:00 odeszły mi wody (nie było to takie chluśnięcie tylko raczej lało się ze mnie jak bym sikała) i tak się lały przez jakiś czas. Po odejściu wód dosłownie masakra! Skurczę tak bolesne że płakałam przy każdym jednym. Rozwarcie zwiększyło się do 5cm... główka nie chciała zejść do kanału... z 5cm rozwarciem do godziny 20:00, teraz zaczęły się parte... o boziu... jakie to było niesamowicie bolesne dla mnie! Już później nawet nie wiem jakie było rozwarcie... w każdym bądź razie, tętno Damianka spadało i musieli mi wspomóc. Urodził się o 21:05... o bólach od razu zapomniałam jak go zobaczyłam. Miłość od pierwszego spojrzenia! Niestety nie nacięli mnie (nie wiem czemu) i pękłam do samego odbytu... szyjka też pękła... jestem cała pozaszywana i obolała... do tego musieli łyżeczkować... teraz jestem szczęśliwą mamusią! Kocham mojego skarbka nad życie!
 
reklama
Ja też może coś napiszę...
Miałam cesarkę. Pojechałam planowo do szpitala. Oczywiście oczekiwanie w izbie przyjęć trwało od 7.30 do 9.30 a ja się cały czas denerwowałam czy wogóle jest miejsce i mnie przyjmą. ( bo jakby było dużo nieplanowych cc to odsyłają). A ja byłam bardzo poddenerwowana, głodna i wogóle nosiło mnie. Zostałam wreszcie przyjęta, okazało się że jest miejsce. Zrobiono mi KTG i poszliśmy na porodówkę. Tam mój Leszek został za drzwiami a ja zostałam na oddziale. Pełny wywiad, masa papierków, konsultacja anestezjologa, mierzenie, wenflon itp. Bałam się, że lekarz będzie chciał mnie uśpić ze względu na kręgosłup ale udało nam się dojść do porozumienia i miałam znieczulenie podpajęczynówkowe. ok. 10.40 dałam buzi mężowi na korytarzu i ze łzami w oczach weszłam o 10.45 na blok operacyjny. Tam dostałam znieczulonko- nic nie bolało. Położyłam się na stole i ogólnie to było mi cholernie zimno;-) klima chodziła na maxa;-) Atmosfera była bardzo miła. Żartowaliśmy sobie i wogóle. Jak już straciłam czucie to zasłonbięto mi widok parawanem i się zaczęło. Czułam jak grzebią mi w brzuchu- alle oczywiście nie bolało. Było dziwnie. Lekarka kazała mi się uspokoić a ja przecież byłam wyluzowana- a ona mi mói że mam ciśnienie ponad 160!! Wreszcie poczułam szarpnięcie i chwila ciszy....a potem płacz maleństwa- nieopisane szczęście!!! pokazali mi ją była taka umazana i fioletowa ale piękna. Potem ja płakałam a oni ją badali. Dostała 9 punktów- miała troszkę problemów z oddychaniem. Potem pozszywali mnie a malutką zabrali na oddział na obserwację.
Ja pojechałam na salę pooperacyją. Lesio poszedł ze mną z rzeczami. Potem go wyproszono bo nie ma odwiedzin na pooperacyjnej na Karowej, On poszedł do małej. Ja dochodziłam do siebie. Ogólnie było ok. Nic mnie nie bolała, byłam podekscytowana. Ciągle tylko gadałam przez telefon i pisałam smsy. Mała urodziła się o 11.18, o 12.30 byłam na sali a o 22.00 mnie podnieśli....No i się zaczęło...Poszłam z położną pod prysznic, przebrałam się i zostałam przeniesiona na normalną salę. I zostawiona sama sobie z dzieckiem. To było straszne. Nie miałam siły się podnieść z łóżka jak mała popłakiwałą. o 5 rano dostała po raz ostatni coś przeciwbólowego. Potem zaproponowano mi paracetamol- a nie minęła nawet doba od operacji brzucha!! kosmos...w 2 dobie zwijałam się z bólu...ledwo się podnosiłam...szkoda gadać...aż płakałam i błagałam pielęgniarki o coś mocniejszego. Dopiero jak przyszedł popołudniu lekarz i zobaczył co się dzieje to dostałam mocniejsze leki. Póżniej jakoś poszło...z każdym dniem było coraz lepiej. Ogólnie byliśmy w szpitalu 5 dni. Mała miałą żółtaczkę więc przez 2 dni się naświetlała. Co do szpitala: no cóż....wiedziałam że idę do szpitala gdzie cały czas jestem zdana na siebie i położne nie zajmują się dziećmi więc nie bmogę narzekać. Warunki ok, sale przyjemne, wygodne łóżka. Opieka nad niemowlakiem- ekstra. wszystkie badania, sprawdzanie stanu zdrowia- super. Opieka nad matką- gorzej ale jakoś przeżyłam;-)
Teraz jestem w pełni sprawna, rana praktycznie nie boli. Robię wszystko w domu. Jeżdzę samochodem, chodzę już z małą na spacerki. Wszystko się ładnie goi;-) I to by było na tyle;-)
 
Do góry