reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści z porodówek

mam chwilke to opisze swój poród:tak:
10.09 już od rana dziwnie się czulam... bolał mnie kręgosłup i brzuch stawiał się co pare minut, ale jakoś się tym nie przejęłam bo tego dnia miałam wizyte na 18 w klinice której miałam rodzic... o 14.00 tak jak pisałam poszłam pod prysznic zeby zobaczyc czy skurcze miną:sorry: ... pod prysznicem zaczęło się coś sączyc pomyślałam ze to wody więc założyłam podpaskę zeby się upewnic... za chwilę była cała mokra:tak: więc dzwonie do męża zeby był o 15.00 to wyjedziemy wczesniej ( do kliniki miałam 90 km) a tu skurcze co 10 min:eek:. M przyjechał zabraliśmy torby i w drogę... jechał jal szalony 140 km/h i ja mu mówię wolniej kotek bo ja tak zaraz nie urodzę:rofl2:... ale za chwile skurcze miałam co 5 min:szok: i mówię ... wiesz co jedz szybciej:-D.
zanim dojechaliśmy do kliniki miałam skurcze co 3 min:rofl2: wchodzę do gabinetu a mój gin... no to proszę dziś zrobimy usg i zobaczymy co i jak.... a ja mówię do niego tylko szybko bo ja rodzę:-D:-D:-D.... włączył usg i po minucie patrze na niego a on ma minę jakby ducha zobaczył.... ciśnienie mi skoczyło momentalnie i poczułam straszny niepokój:-( on mówi ubiera się pani i na porodówkę zaraz pewnie bedzie cięcie.... mały miał tętno tylko 60:-(
przyszła położna i poszliśmy na porodówke podłaczyli ktg i dzięki bogu tętno było prawidłowe... Filipek był okręcony pępowiną wokół szyi:-( dlatego tętno tak skakało... leżałam pod tym ktg i gin próbował przebic wody do końca ale mu się nie udało więc czekaliśmy dalej ... było przed 19.00... dodam ze w domu to nie były wody tylko ja nie trzymałam juz moczu tak mały uciskał mi na pęcherz:sorry:
o 19.15 chciałam się poprawis na łóżku i wtedy było wielkie chlup:tak: odeszły wody... były czyste .... zaczęły się bardziej bolesne skurcze ... przenieśli mnie na swoją salę i tam razem z mężem czekaliśmy...o 20.00 miałam już 4 cm rozwarcia i skurcze już bardzo silne z brzucha, kręgosłupa i łydek :eek: maż i położna masowali mi łydki hehe a ja myślałam ze włosy zaczne wyrywac.... przyjechał anastezjolog i dostałam znieczulenie:tak: ulżyło po 5 min:tak: ale po lewej stronie skurcze odczuwałam nadal ale łagodne.... o 22.00 miałam już pełne rozwarcie:szok: i szybko na porodówke.....wszystko było by ok gdybym czuła skurcze parte a tu nic:sorry::sorry:
główka nie chciała schodzic w dół i tak czekałam do północy:eek: byłam już zmęczona... próbowałam przec ale nic sie nie działo więc równo o 24,00 usłyszałam .... dobra to robimy cięcie bo głowka i tak nie przejdzie .... dziecko za duże...
zabrali mnie na salę operacyjną i o 24.20 zobaczyłam Filipka:-):-):-) płakał a ja razem z nim:-):-):-) byłam taka szczęśąliwa i tak naprawde dopiero wtedy doszło do mnie ze byłam w ciąży i mam swojego skarba....
najlepsze było to jak sie dowiedziałam ze Fifi wazy az 3940:szok:.... myśle o Matko... co??? taki duży... za chwilke małego ubrali i przynieśli mi w trakcie szycia.... cudowny widok:-) dałam mu buziaczka... miał taki mięciutki policzek :-D
Mąż obcinał pępowinę i odrazu dostał małego na ręce:tak:... jestem dumna z mojego M.... bardzo mnie wspierał i cały czas byl przy mnie....
później jak byłam na sali z małym to oboje płakaliśmy ze szczęścia:-).... nigdy w życiu nie zapomnę tego momentu... a poród wspominam cudownie to był najpiękniejszy moment w moin życiu.... te małe oczka wynogrodzą każdy ból:happy:

a rodziłam w Białymstoku w prywatnej klinice Państwa Arciszewskich i musze powiedziec ze nie czułam się jak w szpitalu tylko jak w hotelu:-)
podsumowanie: to był najlepszy weekend w moim życiu z cudownym prezentem:-D:-D:-D
wszystkim życzę takiego porodu jak ja miałam
 
reklama
Syla, gratuluje wspanialych wspomnien;)

czy przy cesarce maz tez moze byc obecny?? Mala jest tez pepownka okrecona i moze sie to roznie skonczyc, a chcialabym, zeby maz byl ze mna tez na cc w razie czego.
 
U mnie poród zaczął się o 14:30 po indukcji - rozwarcie 0cm i główka wysoko. Potem było chodzenie,żeby główka zeszła. Kolejne KTG o 15:30, wszystko super, małe skurcze (tylko w KTG, ja jakoś takoś ich nie czułam), rozwarcie 1cm, główka trochę niżej :) Kolejne spacerki i wizyta w toalecie - wtedy poczułam jakbym siusiała,ale nie siusiałam ;) Choć było tego tylko troszkę to zgłosiłam,że chyba wody mi odeszły - no i tak też było, choć dopiero przy badaniu odeszło tak z 90% wód ;) Była już 17:00. No i wtedy zaczęły się tez lekkie odczuwalne skurcze (rozwarcie 3cm), koło 17:30 [jakoś tak nie bardzo patrzyłam na zegarek, a mój Ukochany też do tego głowy nie miał ;P] miałam ZZO, mikroskopijną dawkę. Potem co tylko skurcze wzrastały tak do bólu 7/10 (gdzie 10 to max ból) dostawałam dalsze dawki, chwilę cierpiałam bardzo, ale po kolejnej dawce ból stawał się do zniesienia :) O 19:10 zaczęły się bóle parte (rozwarcie 7cm) - przeżyłam ich około 10 i jak dla mnie to właśnie był taki ból 9/10. Pierwsze przeszły po prostu, potem z 2 miałam "próbnie" przeć, żeby Maluszek się obniżał i rozwarcie rosło - wzrosło do 8cm, potem 4 nie przeć tylko oddychać, no i ostatni przeć, przeć, przeć - i wtedy zapomniałam o całym porodzie bo mój Synuś był już z nami :D Dostałam jeszcze więcej znieczulenia na zszywanie krocza i szyjki (lekko szyjka pekła, więc 1 szew mam założony, a krocze nawet nie wiem kiedy miałam rozcięte)- i w ogóle tego nie czułam, po 2 godzinach na własnych nogach poszłam do swojego pokoju :D Jak dla mnie mogłabym cierpieć i 10x bardziej, a i tak byłoby warto :)
 
Syla, gratuluje wspanialych wspomnien;)

czy przy cesarce maz tez moze byc obecny?? Mala jest tez pepownka okrecona i moze sie to roznie skonczyc, a chcialabym, zeby maz byl ze mna tez na cc w razie czego.

niestety nie można byc obok ale mąż był za drzwiami sali operacyjnej i tak wynieśli małego razem z pępowiną i dlatego była taka możliwośc że M przeciął pępowinę:-)... i był obecny w trakcie mycia i mierzenia Filipka. W czasie porodu z M nie widziałam się raptem 40 min:tak:
 
no niestety cesarka podchodzi już pod operacje i nie może być mąż ja też chciałam żeby był ze mną ale nie wpuścili go kazali iść na spacerek ochłonąć bo był poddenerwowany całą sytuacją heh no i zadzwonili jak tylko mnie pozszywali więc jak wyjeżdżałam z sali porodowej był już przed drzwiami
 
U nas już druga cc i mój mąz był przy mnie. Ale to chyba naprawde zależy od szpitala.
Ja sie nie będe rozczulać nad porodem bo planowałam rodzić sobie spokojnie 09.09.2009 skoro i tak miała być cesarka ale nasza Dorotka postanowiła inaczej i w niedziele 06.09 o 8 rano miłam juz skurcze co 3 minuty. Mąż mój jeszcze zdąrzył zjeść śniadanie pość na parking po samochód i spokojnie na 11 zajechaliśmy do kliniki na Ligote.
Przetrzymali mnie z tymi skurczami do 16 mysląc ze moze mi przejda ale niestety nie bardzo. Więc pan anestozjolog mnie znieczulił i ciach wyjeli małą.
Mój mąż był czały czas przy mnie siedzał przy głowie, przebrany w ten dziwny strój.
Najpiekniejsza była ta chwila oczekiwania na maleństwo. Całe 9 miesięcy nie chieliśmy wiedzec co tam siedzi w brzuchu. I aż wstrzymałam oddech w chwili kiedy mi to dziecko wyciągali.
Ten momet kiedy usłyszałam że mam córke zapamietam chyba do końca życia.
Ryczałam ze szczęścia, a endorfiny do dziś szaleją w moim organizmie.
Potem mała wzieli na mierzenie itd i mąż poszedł to wszystko ogładać. A jak tylko mnie przenieśli ze stołu operacyjnego na łożko to zaraz mi mała do cyca połozna podała. :cool2:I tak sobie w trójke na tej sali pooperacyjnej byliśmy. Mała zawinęta w zielone prześcieradło przytulona do cyca. Nic mnie nie bolało wtedy.
Wogóle w poniedzaiłek już wstałam i przy małej wszystko robiłam.:eek:
Tyle że chyba za szybko jednak bo do dzis mnie boli pachwina i nie moge na prawym boku sie położyc bo ciagle mnie coś ciagnie i rwie z tej strony.

Mialam sie nie rozpisywać. Ale chyba dla każdej z nas to jest ogromnie przeżycie.:laugh2:
 
No to teraz czas na moje wspomnienia z porodówki ;-)

Około 22 w domku zaczęłam mieć skurcze co 15min ... postanowiłam trochę poczekać ... jakoś około 24 miałam już regularne skurcze co 10min więc postanowiłam, że najwyższy czas już jechać na porodówkę. Zostałam zbadana i okazało się że mam 2cm rozwarcia, "papierową macicę" i główkę bardzo nisko ... położyli mnie na zwykłej sali i powiedzieli, że mam czekać na częstsze skurcze to wtedy mnie zabiorą na porodówkę ... polezałam jakiś czas i poszłam pod prysznic, wzięłam sobie krzesełko i polewałam brzuch wodą ... po jakimś czasie przyszła po mnie położna ... zabrała mnie na salę porodową, posadziła na skórzanej sofie, podpięła pod ktg i kazała liczyć co ile mam skórcze ... najpierw było kilka co 7 potem co 6 i co 5 min ... nawet nie wiem ile to trwało ale myślę około 2-3godz ... jak mnie zbadała okazało się, że mam rozwarcie na 8cm ... najgorsze były badania przy skurczach (myślałam że umrę) ... potem zaczęły się już konkretne bardzo bolesne skurcze ... darłam się tak, że pewnie słyszeli mnie przed szpitalem (z tego co się dowiedziałam na położniczym było mnie słychac napewno hehe) ... przy rozwarciu 9cm położna przebiła mi pęcherz płodowy palcami, nagle skurcze ustały i musieli mnie podpiąć pod oksytocynę ... kiedy miałam 9,5cm rozwarcia zaczęły się bóle parte ... dramat ... położna nie pozwalała mi przeć żeby mi szyjka nie pękła (bo pełnego rozwarcia nie było) ... potem zaczęła się wojna ... żebym oddychała (bo nagle zaczęłam o tym zapominać) ... że mam nie przeć kiedy nie ma skurczów ... z bólu to normalnie ogłupiałam ... nacięli mnie ... w sumie po 5 skurczach poartych (trwało to 15min) Dominik wylądował na moim brzuchu, był taki tłuściutki i cały filetowy (przecudowne uczucie, ból od razu mi przeszedł, zaczęłam płakac ze szczęścia) ... potem jeszcze tylko urodzenie łożyska (chwila, wystarczyło tylko naciśnięcie na brzuch) i szycie (dość bolesne pomimo znieczulenia) ... potem musiałam 2godz poleżec i przewieźli mnie na salę :sorry: moj M siedział bidulek 2godz pod drzwiami porodówki i czekał ... potem pozwolili mu przyjsc po dziecko i przywiesc mi go na salę ... od tamtej chwili miałam małego na sali przy sobie, musiałam go tylko przywozic do kąpania rano i do ważenia po południu. W szpitalu leżeliśmy 4dni teraz jesteśmy już w domku i jedyną rzeczą jaka mnie jeszcze przeraża jest ściągnięcie szwów (bo wszystko mam tam ciągle obolałe).
 
reklama
Witajcie kochane!!!!!11
Ja bardzo krótko. Bo raczej porodu wolę nie wspominać. W sobotę 19.09 byłam popołudniu sama w domciu i urządziłam sobie chwilę piękności - pachnąca kapiel, maseczka, piling. I nawet wymyśliłam sobie i nawinęłam włosy na wałki!!!!!! Ok godz. 19 wrócili moi kochani do domku. Młodemu robiłam kolację. Podczas tych działań kuchennych odeszły mi wody. leciały i leciały............ potem pojawiły się małe skurcze. Pojechaliśmy do szpitala. Byliśmy ok 21. Skurcze stawały się silniejsze. Mąż był ze mną na sali cały czas. Jego obecność była dla mnie ogromnym wsparciem. Niewyobrażam sobie , że jego by tam nie było. Położna bardzo pomagła nam urodzić. Z początku wydawo nam się , ze jest niemiła. Ale okazało się , ze była bardzo pomocna wspierająca i stanowcza. Dzięki jaj pomocy szybko(???) przeszliśmy przez straszne skurcze. Dostałam równiez znieczulenie w kregosłup i wtedy już było lżej. Nadeszły parte. i szybko pojawił się Igorek. Dostałm maluszka na brzuszek i wtedy właściwie o wszyskim niemiłym można zapomnieć.
 
Do góry