reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści z porodówki ****BEZ KOMANTARZY****

reklama
Mój poród był tak szybki, że duzo nie będę musiała pisac ;) O 3.00 obudziłam się na siku i zobaczyłam, że wkładka cała aż pływa w śluzie i krwi! Nie przejęłam się aż tak bardzo, bo wiedziałam, że czop odchodzi nawet kilka dni przed porodem. Położyłam się ale o ok 4.00 obudził mnie pierwszy skurcz. Maż w pracy od wtorku, a w domu tylko nastoletni syn. Nie panikowałam nadal. Powiedziałam sobie, że gdy zacznie się na dobre dzwonię do męża żeby wziął wolne i wracał do domu. Skurcze nasilały się szybko. Na początku były co 15-20 min. i niezbyt bolesne. Jednak szybko przybierały na sile i częstotliwości. Do tego były inne niz przy pierwszym porodzie. Wtedy były krzyżowe i promieniowały na brzuch, a tym razem tylko brzuch mnie bolał. Około 8.00 zadzwoniłam do męża, że chyba się zaczęło i żeby wracał do domu. Chciałam na niego poczekac jednak te skurcze były juz tak bolesne, że stwierdziłam, że czas jechac do szpitala. Zadzwoniłam po teściową (kochana kobieta) i razem z nią oraz uczynnym sąsiadem pojechalismy do szpitala. Tam okazała się, że rozwarcie jest juz na 5 cm!! Po pół godz. było juz na 8 cm!! Na szczescie dojechał mąż i przybiegł do mnie na porodówkę. Ostatnie minuty były bolesne. Na szczęscie obecność męza - któremu omal nie zmiażdżyłam ręki - wiele mi dawała. Dokładnie o 9.15 nasz Dominiś był z nami :) Potem zabrali go na badania, a ja zostałam zszyta - nie bolało, bo dostałam zastrzyk w okolice nacięcia i środek znieczulający w kroplówce. Cały poród -licząc od pierwszych skurczów - trwał 5 godz i 15 min :) Jesteśmy szczesliwi, że nasze słoneczko Dominis jest już z nami :)
 
Cały czwartek gadałam, że w nocy rodzę - jakiś instynkt? Położyłam się wcześnie, o 22. O 1.30 obudziło mnie dziwne wierzgnięcie w brzuchu. Zaskoczona pomyślałam, czy to nie mała jeszcze wykonała obrót! A tu za chwilę chlup! Cieplutko między nogami, więc wyskoczyłam z łóżka (wielki zalew podłogi) - jak na filmach odeszły mi wody
001.gif

Obudziłam męża, poszłam siusiu. Tam pożegnałam ostatecznie czop śluzowy, a powitałam pierwszy skurcz, taki se bolesny. Zadzwoniłam do kliniki, kiedy mam być. Powiedzieli, że za godzinkę. Powoli zaczęliśmy się zbierać, zadzwoniliśmy po teściów. Poprosiłam M., żeby pościągał jakąś muzykę na tablet (żeby nam nie było za smętnie na porodówce). Wyczaiłam, że skurcze są co 3 minuty, ale trwają max minutę. O 2.40 zjawiliśmy się na izbie przyjęć, skurcze już dość nieznośne, miałam nadzieję, że może jest z 5 cm rozwarcia. Pani dr spokojnie wzięła mnie na fotel, szuka szyjki... i mówi: mamy 10 cm, nie wstawaj, szybko na wózek!!!
Ja przerażenie: no jak to, do jasnej cholery? Ja tu płacę za klinikę, żeby mieć znieczulenie, a tu mam 10 cm?!
Zwieźli mnie na salę porodową (tylko w swetrze i skarpetach). Zaczęły się najgorsze skurcze (podobnie jak przy synku dla mnie przejście do partych to koszmar, najgorszy ból życia), więc i tak poprosiłam znieczulenie (anestozjolog ledwo dotarł). Po 10 minutach, w których usiłowałam się nie ruszać (czując się jak siekana żywcem), błogi spokój. Czułam parte, ale bezbolesne. Po 4 takich, gdzie cały czas (poza parciem) rozmawialiśmy z M. wesoło z położną i lekarką - narodziła się nasza córeczka. Była 2-krotnie owinięta pępowiną, całe szczęście, że tak szybko poszło. Bez nacięcia, jedynie pęknięcie (ale chyba na 4 szwy tylko). Samo wypychanie główki bardzo trudne, ale to była 3.15 i mała już na świecie.
Wszyscy się śmiali, że pierwszy raz widzą taki ekspresowy poród. Ja byłam w szoku, to trwało chwilę!
Potem myszka na brzuch, potem ważenie itp. i moje szycie. Na koniec mnie przebrali i zawieźli na salę. Tam pierwsze karmienie i cudowne chwile we trójkę
001.gif
 
To i ja opiszę moją historię, może komuś pomoże, żebyokreślić czy to JUŻ.:-D
Planowałam skończyć przed snem powieść, którą czytałam odkilku miesięcy, tak więc ambitnie czytałam bodajże do 23. Mąż jeszcze oglądałTV i pił piwko. Zapytał czy w ciągu 12 godzin planuję rodzić, bo nie wie czyotwierać kolejne.:-D Powiedziałam, że 12 godzin to za długi czasookres, ale wciągu 6 godzin raczej nie planuję, więc otworzył... Ok 1:30 poszłam siku ipoczułam jakby jakaś banieczka wewnątrz mnie pękła. Kładąc się spaćpowiedziałam M-kowi, żeby już lepiej odstawił to piwko, od razy załapał o co kaman:-D Poszliśmy spać, ale jazasnąć nie mogłam. Coś w niewielkiej ilości ze mnie wyciekło (na miałam na łóżku podkład) - myślałam, że tomoże ten rzadszy pod koniec ciąży śluz. Ale jak o 2:30 wstałam do łazienki tojuż chlusnęła ze mnie tak szklaneczka przezroczystego płynu. Domyślałam się że tojuż to (chociaż jakoś czopa nie przyuważyłam wcześniej), ale stwierdziłam, że do położnej zadzwonię o 5. Co też uczyniłam idostałam zj***ę dlaczego tak późno dzwonię.:baffled: Najadłam się na maxa, ubrałam sexymajciochy z Tena Lady:-D i pojechaliśmy do szpitala.
Czekając na położną mieliśmy bardzo dobre humory, żartowałamsobie, że za dobrze się czuję, żeby rodzić :-D i że to pewnie jeszcze nie będziedzisiaj - zwłaszcza, że skurczów brak. Ale jak się okazało o 9, że to wody, too 10 byłam już na sali porodowej, od 11 miałam podaną oksytocynę i podłączylimnie pod KTG. Jak się zaczęły po pół godziny bolesne skurcze (po masażu sutków),to poprosiłam o znieczulenie (na 2 cm rozwarcia) i potem to już było cudownie,żartowałam sobie z M-kiem i położną, że dziecię uparte i nie chciało poczekać.Zrobiło się ciepło, potem deczko zimno i nogi mi zdrętwiały (wtedy przydaje sięciepły szlafrok). Było tak bezboleśnie, że prawie się zdrzemnęłam, ale położnakazała mi wstać i pokręcić bioderkami, żeby przyspieszyć rozwarcie - okazałosię, że poszło ekspresem. Odczuwałam je jak rozpieranie i pierwsze co zrobiłamto poszłam siku, a tak okazało się, że leci ze mnie nieco krwi i że w sumie tojuż mam parte. :-D Wtedy przyszła jeszcze druga nie wiem czy położna, czy lekarz ijak czułam to rozpieranie to nabierałam powietrza i przesuwałam je do przeponyi tak 3 razy przy każdym skurczu. Po 4 takich skurczach wyszła główka, a po dwóchkolejnych ciałko. M wziął małego pod ramiona i położył mi na brzuchu, a potemprzeciął pępowinę. Mały tylko zakwilił, wcale nie płakał, leżał obok mnie podpieluszkami i patrzył na mnie, na świat, a ja do niego mówiłam. Potem położnaprzyłożyła go do mojej piersi, a mnie zszywała. Po prysznicu byłam osłabiona,ale podziękowałam położnej i powiedziałam, że niebawem rodzimy drugie -:-Dpowiedziała, że pierwszy raz spotkała się z taką reakcją poporodową.:-D :-DA ja naprawdę mamcudowne wspomnienia z tego porodu i każdej z Was tego życzę &&&
 
to i ja się podzielę moją historią, chociaż było niespodziewane cesarskie cięcie.
Więc w poniedziałek zgłosiłam się profilaktycznie do szpitala na ktg, bo termin porodu mijał, na ktg wystąpił niespotykany wcześniej chwilowy spadek tętna malucha i od razu lekarz postanowił "pani zostaje i pod oksytocynę na porodówkę", ja w wielkim szoku, nawet torby nie miałam, nieźle się zestresowałam wtedy ;-) testy oksy wyszły ok, ale postanowili mnie wrzucić na patologię ciąży i tam 3 raz dziennie ktg, no i we wtorek wieczór, na ktg, skurcz na 100, a tętno małego znowu w dół do 80 nawet, przybiegł lekarz i od razu na porodówkę, chcieli mi dać jeszcze szansę na poród sn i sprawdzić, czy na skurczach będzie tętno spadać, więc znowu oksy, ale po 20 minutach, na skurczach 100, tętno spadło, później już się wszystko szybko działo, przygotowywali mnie do cesarskiego, podpisy, wkłócia i się zaczeło, żeby było śmiesznie to mnie tak znieczulili, że nawet rąk nie czułam (za wysoko), i tylko głowa czaiła co się dzieję ;-) po wyjęciu Kuby, przystawili mi go do główki i mogłam go pocałować i przywitać na świecie ;-)
trochę niespodziewany był obrót sytuacji przy moim porodzie, szczerze mówiąc, mam nadzieję, że będę miała kiedyś jeszcze okazję rodzić sn ;-)
 
kolej na nasz poród:)

w szpitalu byłam już 1,5 tyg przed porodem(który odbył się 4 tyg wcześniej) Miałam 3 razy dziennie ktg, które za każdym razem wykazywało skurcze ,ale nie regularne. Lekarz chciał przetrzymać nas możliwie jak najdłużej. Kilka razy w szpitalu miałam atak kolki nerkowej, przy której skurcze nasilały się. Kilka razu również miałam podłączaną kroplówke z fenoterolem,która też nie wiele pomagała. PRzy tych dolegliwościach miałam mieć cesarkę we wtorek po Świętach,a jak było by dobrze to w czwartek po Świetach. 28.03 czułam się od rana dziwnie (dzień wczesniej kazałam męzowi przywieźć lakiery do paznokci, wymalowałam sobie u nóg:-p coby dobrze wyglądać;-)-jakbym czuła podświadomie,że jutro będe rodzić:-D a przecież trzeba wygladać jak człowiek hihi) mówiłam lekarzowi,że jakoś dziwnie boli mnie ta nerka i te skurcze odczuwam częściej. Od razu ktg (była godz, 13) na którym skórcze były ale takie ok 60-70. Czyli u mnie norma. Potem usg, wyszło,że szyjka trzyma. Kazał dać mi zastrzyk i powiedział ,że jest wszystko ok. Położyłam się, przyszedł mąż. Pogadaliśmy troszkę ja mu mówię ,że tak dziwnie bolą mnie te skurcze. Potem wieczorem ostatnie KTG i dopiero wyszło,że idą smae 100 i brakuje skali. Szły co chwilkę. Lekarz dyżurujący stwierdził ,że da kroplówkę i poczeka. Potem przyszedł taki starszy lekarz jak zobaczył wykres to mówi ,że zrobimy cesarkę , bo rozpoczęła się akcja i on w środku nocy nie chce ciąć, woli teraz. Ja w szoku, przecież miałam czekać jeszcze tydzień.... Szybko ,przygotowoania(ten okropny cewnik, myślałam ze z okna wyskocze jak mi go założyła:dry:) to było najgorsze:tak: Teściowa była ze mną podczas operacji, robiła zdjęcia ( ja z rozciętym brzuchem:-)) Jak wyjęli Leosia itp. Fajna pamiatka:tak: Wszyscy byli zdziwieni bo na usg wyszło 2150 g, a tu całe 3 kg! Wszystko działo się szybko, ja byłam w ciezkim szoku,że to już.Operacja 30 min trwała. Tak to było w skrócie u nas:-p
 
to może i ja się podzielę moja historią ;-)
termin porodu miałam na 5.04, ale po ciuchu liczyłam, że urodzę przed świętami, szczególnie, że skurcze męczyły mnie już dłuższy czas, a w 37tc okazało się, że szyjka sie nagle skróciła na 2 cm i przepuszcza palec. Ale niestety im bliżej terminu tym bardziej wszystko się wyciszało. Próbowałam wszystkich sposobów na przyspieszenie bo nie chciałam przeterminować ale nic to nie dało. w terminie czyli 5 kwietnia w piatek znów męczyły mnie skurcze, a poniewaz nie przechodziły po kąpieli i były bardzo bolesne i mi się wydawało, ze regularne to pojechaliśmy na ip.Dojechaliśmy o 23. Tam na ktg wyszły skurcze ale w badaniu szyjka nie zmieniona czyli 2 cm i 2 luźne palce. Pani dr posłała nas na porodówkę ponieważ mamy daleko do szpital i tam czekaliśmy na rozwój akcji. Ani leżeć ani siedzieć a tym bardziej spać nie mogłam wiec chodziłam, ale niestety koło 5 skurcze zaczęły się rozłazić i o 9 zostałam przeniesiona na patologię ciąży. Od nocy z soboty na niedziele zaczął odchodzić mi czop. W poniedziałek tj. 08.04 na obchodzie zdecydowali o wywołaniu następnego dnia ponieważ miałam zapalenie płuc ciągnące się od lutego. We wtorek o 4 nad ranem dostałam skurczy więc o 5.30 zadzwoniłam po męża żeby przyjechał wcześniej, położna mnie zbadała i stwierdziła 0,5 cm szyjki i luźne 3 palce. Jednak skurcze ok 8 znów zaczęły się rozłazić. Po obchodzie ok. 9 wg ordynatora miałam szyjkę 1 cm i luźne 2 palce. :confused: Ponieważ i tak byłam do indukcji to podłączyli mi oksytocynę na rozwinięcie akcji. Bóle miałam z krzyża, brzuch się napinał i pobolewał ale kręgosłup ciagnął masakrycznie. Pomagało mi skakanie i kręcenie biodrami na piłce. Najgorzej było położyć się pod ktg. Po 12 badanie przez ordynatora- szyjka 1 cm ale cienka i luźne 3 palce, wg niego to jeszcze nie poród ale idzie w dobrym kierunku ;-) Ja już przypominam, że jak będzie możliwość to chce zzo;-) Po 13 znów badanie i szyjka sie zgładziła i mamy 4 cm więc dr zleca zzo, przychodzi lekarz i o 14.10 mam podane zzo. Po 15 bada mnie położna i okazuje się że jest tak 8/9 cm więc decydują puścić wody. Delikatnie przebija pęcherz i wody odpływają, a gdzieś po 5 minutach zaczynam czuć parte. Jednak mam się wstrzymać z parciem, żeby młody zszedł jak najniżej sam. Wszyscy w popłochu zaczynają się szykować, 1 położna się ubiera, 2-ga rozkłada łóżko i dzwoni na neonatologie. W końcu decyzja, że rodzimy ;-) Mąż dzielnie trzymał mnie za nogę, a po 5 minutach udało mi się wypchnąć Franka:-) Każdy był w szoku jaki on duży, jak się później okazało 4360g i 58cm:-) Dostałam małego na brzuch a mąż przeciął pępowinę. Mimo naciągania krocza przez położną trzeba było zrobić nacięcie więc później przez godzinę pan dr mnie zszywał, co nie było zbyt przyjemne tym bardziej, że cała się trzęsłam ale mój robaczek leżał na mnie więc i tak przepełniała mnie radość.
Po niecałych 2h maż pojechał z małym na mycie i ubieranie a ja w tym czasie dostałam kolację ;-) Jak chłopaki wrócili pojechaliśmy na salę poporodową, tam się ulokowałam i po ok. 3h od porodu poszłam się wykąpać. Mąż zrobił małe zakupy i wysłałam go do domu.
Mam nadzieje, ze jeszcze kiedyś będziemy mieć 3 bobaska, ale to tak może za 10 lat, jako taką wisienkę na torcie ;-) Choc Pan dr się śmiał, że trzecie to 6 kg :szok::baffled:
W książeczce Franka wpisane jest, że 1 okres porodu trwał 4.50 a drugi 5 min. :-D
 
Mój poród to chyba najlepszy jaki miałam do tej pory
We wtorek ok 15 16 zaczeły sie jakieś pierwsze skurcze ale były prawie nie bolesne.Ok 17 wyszłam z rodziną na plac zabaw koło szkoły dziewczynek.Tam bylismy do ok 19-ej,skurcze miałam cały czas ale takie jak przy @ i były co ok 10 15 min.Wrócilismy do domu i mąż zadzwonił po teścia aby jedank jechać na IP a ja jakos tak nie byłam przekonana czy to nie zawcześnie ale znów czekac do rana to ryzyko jednak a w nocy teścia nie chcielismy zrywac.Tak więc dopakowałam co potrzeba było i po obejrzeniu na wspólnej tak ok 21 pojechałam do szpitala Rydygiera.Na IP jak mnie lekarz badał to potwierdził ze rozwarcie na 7-8 cm :shock: byłam w szoku ze takie niewinne skurcze jak dla mnie a tu Lenka jednak sie zdecydowała na wyjście.Po wypełnieniu papierków poszlam z manatkami na sale porodową.Po badaniu ktg przebiła mi położna pechcerz płodowy i wody póściła i wtedy sie zaczeły skurcze że hej,jak były co ok 10 min tak teraz były co chile i po dwóch takich połozna stwierdziła że to już i przeszlam na fotel.Po kolejnych trzech skurczach Lenka była na świecie o 22.10.Nie byłam nacinana jedynie mam dwa szwy więc po odc zekaniu tch kilku godzin mogłam wstac i chodzic i siedziec bez problemu :-)
Takwięc na sali porodowej spedziłam do urodzenia Lenki moze z godzinę.;-)
 
reklama
Witam, ja również podzielę się swoją historią z bloku porodowego. Równiutki tydzień temu zgłosiłam się osiem dni po terminie na kontrolne KTG, które wyszło podręcznikowo. czekając na lekarza wszystko przychodziło mi do głowy prócz tego,że zostanę jeszcze tego dnia mamusiom:-) odstałam swoje w kolejece wezwana do gabinetu usłyszałam od bardzo młodej, ale zdecydowanej Pani dr czy zgadza się Pani na przyjęcie do szpitala- bo to już przesada w ciąży wiecznie chodzić nie można:-D i tak poczekałam sobie na nowo odremontowanym oddziale patologii aż M przywiezie torbę. Później szybka zmiana wdzianka i na blok porodwy:-D trafiła mi się sala z jacuzi do porodów w wodzie niestety nie skorzystałam z wanny , gdyż z racji zmniejszonej miednicy i wagi małego , która znacznie wzrosła w ostatnim tygodniu przeprowadzono cc. Próbowano wywołać poród naturalny za pomocą oksytocyny jednak nie udało się, gdyż nie czułam skurczów. O 21;16 przez cc na świat przyszedł mój największy skarb- Jakub Andrzej, niestety ze względu na podwyższone ciśnienie w porozumieniu z anestezjologiem wybrałam pełna narkozę i nie przeżywałam do końca świadomie cudu narodzin. Po wybudzeniu M czekał na mnie na korytarzu i powiedział, że mały dostał 10/10 pkt :-):-):-) postawiona na nogi zostałam 12h o cieciu i o własnych siłach poszłam do swojej sali:-)
 
Do góry