reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści z porodówki - Marcóweczki 2010 - bez komentarzy.

candy6

podwójne szczęście :**
Dołączył(a)
17 Luty 2009
Postów
3 409
Miasto
Szczecin
W tym wątku możemy dzielić się naszymi historiami z porodówki , czyli wszystko co się działo po kolei aż do porodu :tak:
 
Ostatnia edycja:
reklama
Dziewczynki to ja może zacznę i skrobnę cosik o swoim porodzie....
Myśle że przyspieszenie porodu zamówiłam sobię trochę sama i nie żałuję;-)
Dzień wcześniej odśnieżałam troszkę z moim P a potem jeszcze mały seksik.....i zaraz po tym zaczął boleć mnie brzuchol...powinnam wiedziec że to już TE skurcze ale nie byłam pewna więc spokojnie poszłam spać. Rano obudziłam się z takim samym bólem który zaczął być powtarzalny....ale nie regularny. Pierwsze co to telefon do gina i jazda niby na samo KTG do szpitala ( oczywiście torba sprawdzona i do samochodu jazda). Na KTG ( 15 min) nie zarejestrowano skurczy więc tylko się upewniłam że to jeszcze nie czas...mój gin mnie na fotel i mówi....Zostajesz kochana ,3 cm rozwarcia:szok: Mało się nie popłakałam...mój P pojechał na wizyte do lekarza ze starszą a ja sama....Papierki, formalności, zeszłam na dół po torbę i siedzę na izbie...głowę sobie dała bym obciąć że urodzę dopiero pod wieczór albo następnego dnia. Na salę rodzinną poszlam po 12 godz ( 400 zł ) ...i skurczę co 15-10 minut...dopiero koło 15 godz co 3-4 minuty..zaczęło się lekko boleśnie ale mój P był już ze mną więc mniej się bałam. O 15.40 mój gin postanowił przebić pęcherz płodowy by przyspieszyć rozwarcie bo było tylko 4 cm....jak sie rozkręciło..myślałam że każdy skurcz to wieczność...cholernie bolało i wiedzialam że będzie tylko gorzej....położna nalała wodę do wanny i miałam iść do wody ale poczułam że muszę resztką sił ( bo traciłam lekko świadomość przy skurczach) muszę do kibelka...jak weszłam , tak kucnęłam i poczułam że główka jest już przy samym wyjściu...zaczęłam wrzeszczeć:szok:mój P i położna w ostatniej chwili położyli mnie na fotel i już parłam.....kurdę jaki to ból....mój gin mnie instruował a ja pamiętam tylko że kryczałam że nie dam juz rady...wtedy gin wziął moja rękę i dotknęłam ciepłej i lepkiej główki między nogami:tak:ostatni raz ...i jest...cieplutka kluska na moim brzuchu...tylko spytałam czemu nie płaczę ( ale to dopiero po przecięciu pępowinki daje głosik):-p..... i to tyle.... potem usłyszałam że udała się ochrona krocza i mnie ni cieła , pękłam tylko i założyła 1 szew.:tak:! Pozostało tylko urodzenie łożyska, na szczeście całego i już!
Kurcze ten poród w porównaniu z 1 to był piękny...współczuję pierworódką!

No to zanudziłam pewnie...........cóż takie mam wspomnienia i .........piękną córcię!
Powodzenia!!!:tak:
 
Ostatnia edycja:
no to zgodnie z obietnicą opisuję:

wszystko tak na prawdę zaczęło się w czwartek rano-strasznie mnie mdliło i kręciło się w głowie, nie było M więc razem z tata pojechaliśmy na IP, tak lekarz zrobił mi ktg, i zmierzył cukier(miałam makabrycznie niski)no ale odesłał mnie do domu i kazał zjeść coś słodkiego, później się okazało że nie powinien mnie odsyłać do domu, no ale mniejsza o to, wieczorem zaczął mnie strasznie boleć brzuch,a właściwie to podbrzusze, nie spałam całą noc:wściekła/y: .Rano miałam planowane KTG, na które pojechałam z mamą , oczywiście nic nie wykazało ani jednego skucza, a brzuch bolał coraz bardziej, więc zeszłam na dół na IP, tam zbadała mnie babeczka, i stwierdziła 1,5cm rozwarcia, i wysłała na patologie, i tak na oddziale patologi poleżałam do soboty wieczór z bólami na które nie pomagały żadne proszki, a na KTG w dalszym ciągu nic ni było widać...w sobote wieczorem wręcz błagałam położna żeby mnie zbadała, bo starsznie boli, czułam jak mi się napina brzuch co 7minut, łaskawie mnie zbadała i w jakim była szoku, jak stwierdziła 3cm, zawołała lekarza a on odesłał mnie na porodówkę...na blok porodowy trafiłam koło 21, no i oczywiści tam znowu położne były w szoku że skurcze się nie zapisują a mam rozwarcie...M przyjechał koło 22, był ze mną cała noc, rozwarcie się zatrzymało ale bolało bardzo i o spaniu nie było mowy(acha mieliśmy fajną salke pojedyńcza z wanną;-))
nad ranem przejeła mnie inna położna, i powiedziała że dla niej najważniejsze jest to co czuję pacjentka i nie co pokazuje jakaś maszyna....zbadała mnie o 9 i miałam 4 cm...zjadłam śniadanie, i zaczęliśmy z mężem spacerować, a skurcze stawały się coraz bardziej intensyne:wściekła/y:wchodziłam do wanny pare razy, ale tylko na początku pomagało, ale później to już jedno wielkie *****....
gdy o godzinie 14 płakałam już z bólu(ale cały czas spacerowałam) spytałam się położnej czy moża by było znieczulenie, zbadała mnie i myślę że specjalnie przebiła mi pecherz(za co teraz jestem jej wdzięczna)zrobiło mi się bardzo błogo i zachciało mi się spać, ale na krótko bo zaraz zaczęły się parte, gdy nadchodził skurcz to myślałam że umrę, ale jak parłam to czułam ulgę...
głowka malutkiej wychodziłą i cofała się i tak przez 1,5h, no ale jak juz wyszła, to reszta urodziłą się po jednym skurczu...i maleńka była już po naszej stronie, jak zobaczyłam taka małą kruszynkę, którą położono mi na brzuszku, to łzy płyneły mi ciurkiem, i nawet nie wiedziałam kiedy urodziło się łożysko...M przycioł pępowine, i też płakał...w ogóle pomoc M była nie oceniona, bez niego byłoby jeszcze ciężej..
po dwóch godzinach leżenia z mała, przyszła neunatolog i pielęgniara niemowlęca i zeczeły badać, Gabrysia dostał 10 pkt, i zostało okszyknieta bardzo zdrowym wcześniakiem...
no i o około 18 zostałyśmy przewiezione na sale poporodową...
ufff i to chyba na tyle,aaaaaa co do nacinania krocza, to nie miałam , tylko delikatnie popekały mi jakieś naczynka na ścianie pochwy i miała założone szwy rozpuszczalne, których zakładanie nie bolało, ale za to szukanie wziernikiem ich to i owszem:-:)szok:


r
 
no to może ja, o ile Ola mi pozwoli ;)

w poniedziałek miałam rutynową wizytę w szpitalu, rano odszedł mi czop z krwią, więc zaczęłam się zastanawiać czy to już...
po badaniu okazało się, że szyjka ma 4mm i jest rozwarcie na 0,5cm, więc mnie zostawili, ale nie ze względu na to, tylko na wysokie ciśnienie ;P

cały dzień nachrzaniały mnie plecy, nie mogłam sobie znaleźć miejsca :/

o 1ej w nocy obudziłam się i sekundę potem usłyszałam pstryk! i cos mi pociekło... parę minut poleżałam, potem wstałam i JAK NIE CHLUŚNIE!! dobrze, że nie byłam wtedy na zakupach, heheh ;P

pół godziny później zaczęły sie bóle od razu co 10 minut.

po 2 godzinach zdecydowałąm się wezwać pielęgniarkę ;P
podłączyła mnie pod ktg, które nie wykazało żadnych skurczy!!!!!!!!! <szok> a ja juz je naprawdę porządnie czułam!!

do tego dostałam okropnej biegunki...

przed 6tą rano wywlekli mnie z wc i poszłam na porodówkę, niby tylko na ocenę sytuacji.
a tam się okazało, że rozwarcie na 7cm!!
ja cały czas twardo, że nie rodzę i odmówiłam poinformowania M, żeby na darmo nie jechał ;P

dali mi gaz, od którego prawie sie porzygałam, straciłam czucie w rękach i nogach :/
o 6:15 zaczęły sie parte, z tym, ze ja nadal odmawiałam rodzenia ;P
zadzwoniłam po M.
przyjechał 10 minut później, ale mnie juz zgrzewało wszystko, czułam tylko ból i że chcę ten ból wypchnąć!!
na każde parte starałam się przeć 3 razy, ale ten 3ci raz to już ostatkniem sił...
błagałam o znieczulenie, ale było juz za późno...
no i o 6:40 urodziła się Oleńka :D
dostała 9punktów, bo jest bardzo malutka...

potem poleżeliśmy we trójkę :D, a potem zabrali moją kruszynkę na oddział specjalnej opieki do inkubatora.

ochrona krocza zdała egzamin, leciutko pękłam i założyli mi szew.

i niby wszystko ok, az tu nagle dostałam potrwornego krwotoku, przez 2 godziny nie mogli zatrzymać, straciłam ponad litr krwi i zaczęłam im odpływać.
okazało się, że mam jakieś skrzepy w macicy, musieli mnie czyścić i powiem szczerze, że to był BÓL, dopiero wtedy sie popłakałam z bólu.

a dziś juz zadnego bólu nie ma, troche czuje dyskomfort siadając, ale tylko szczypanie :)

Olcia z nami w domku i jest zdrowa i to najważniejsze!! :D
 
No najwyzsza pora cos i tu napisac.

Na ogolnym pisalam wam ze po badaniach wyznaczyli mi cc na 18 lutego a do tej pory co dwa dni mialam miec badania kontrolne(ktg i usg)w szpitalu.
16 lutego jakby nigdy nic grzecznie jeszcze poszlam do szkoly i o 12 pojechalam do szpitala z moim G.Po drodze odebralismy core ze szkoly i zabralismy ze soba.
Czulam slabe skurcze ale nic rewelacyjnego.
Usg spoko przeszlo no i podpieli mnie pod ktg.
I tu sie zaczelo.Maly byl bardzo ruchliwy i strasznie walil po czujniku i polozna nie mogla zlapac tetna.Co ustawila to on myk i kopniak po czujniku i dalej nici z badania.
Gdy wreszcie jakos zlapala tetno okazalo sie ze skurcze mam miedzy 50 a 70% i gdy lekarz to zobaczyl to od razu na oddzial.
Ruch przy mnie zrobil sie duzy,ktg na sali porodowej(juz bez problemow)Skurcze ponad 70%
Zadzwonil moj gin ze mam nie dyskutowac tylko isc na sale operacyjna i ze on nie zdazy przyjechac.Ja chcialam zeby moj pojechal jeszcze core odwiesc do tesciowej i zeby wrocil na operacje.Polozne zaoferowaly sie nia zajac bo nie bylo na to juz czasu.
Ja telepaczka z nerwow,a moj spokojny jak nigdy.Chyba na moja pocieche.
O 17 jeszcze nic nie bylo a o 17:40 juz lezalam pod znieczuleniem.
Powiem wam ze szybko to przygotowali i opiekowali sie mna wspaniale.Nawet polska pielegniarke znalezli do pomocy przy znieczuleniu.
Moj G zostal wpuszczony na sale operacyjna o 17:40 gdy ja juz lezalam i czekalam na ciecie.
Siedzial i trzymal mnie za reke i naprawde byl wsparciem dla mnie.
Razem uslyszelismy o 17:55 pierwszy krzyk Maksymilianka.
moj nakrecil na komorce(niestety nie wzielismy kamery) jak go badali i przyniosl mi malego pokazac.Niewiele widzialam przez lzy.Moje trzecie dziecko a ja wylam jak pierworodka.Niestety nie mogli go dluzej zostawic bo musieli konczyc operacje.
Maly poszedl na oddzial noworodkow,maz zostal do konca.
Po operacji do 20 bylam na sali pooperacyjnej,a maz pojechal z cora juz do domu.
O 20 trafilam do swojej sali a o 3 nad ranem przyniesli Maksa i juz mialam go do konca.W szpitalu bylam od wtorku do piatku.Rzeczywiscie opieka bez porownania z polskimi szpitalami.Pomimo ze akuratnie bylo przepelnienie to kazda polozna miala tylko dwie pacjetki i byla na kazde zawolanie.Co chwile przychodzila i pytala czy czegos nie trzeba i jak sie czuje,czy nie boli.
Teraz patrzac na to wszystko zastanawia mnie co polscy lekarze maja przeciw byciu ojcow na cc.Moj nikomu nie przeszkadzal,siedzial jak ja za parawanem,a mial przynajmniej szanse poczuc sie jak ci ojcowie ktorych zony rodza SN.I pomimo ze tez mial wczesniej obawy,to potem dziekowal mi ze mial ta szanse i ze go przekonalam.Teraz chodzi dumny jak paw ze to on pierwszy mial Maksa na rekach.

Jedyne co teraz mi dolega to bol rany i prblemy z jej gojeniem,ale to dlatego ze to 3 cc i naciecie bylo na bliznie.
 
:-D no to moja historyjka:

W piątek podczas popołudniowej drzemki (ok. 17.oo) zbudził mnie skurcz, taki krótki ale bolesny. Nie bolało dalej, więc próbuje zasnąć ponownie, aż tu czuję, że zaczyna mi się coś lać... Instynktownie zeskoczyłam z kanapy, a tu jak nie chluśnie! :szok: Mąż pyta, czy się coś stało, a ja że chyba tak, że mi wody odeszły. Ja w szoku, a mój mąż lata jak oparzony po mieszkaniu i już chce dzwonić szybko po taksówkę. Miał tyle energii i podniecenia, że by obdzielił 10 osób :-p. Ja za to próbowałam go uspokoić i nie śpiesząc się coś tam robić w kierunku, że trzeba się wybierać do szpitala... wiecie, depilacja i te sprawy... Szczególnie, że skurcze jeszcze się nie pojawiły. Zanim wybraliśmy się do tego szpitala, musiałam ze 100 razy odpowiedzieć na pytanie męża: czy już jedziemy? :confused2: Miałam jednak cierpliwość, bo byłam w szoku, cierpliwość się jednak powoli kończyła, jak zaczęły pojawiać się skurcze... Zdążyłam jednak zacząć sobie robić 'karmnik', bo jeszcze nie miałam zrobionego. Tak więc mąż jak oparzony lata po całym naszym mieszkaniu, a ja ze spokojem sobie szyję stanik. Aż trudno uwierzyć, że to ja mam rodzić, a nie on...
Jak skurcze zaczęły dawać w kość i minęło z 3 godz. od 'chluśnięcia' postanowiłam, że pojedziemy do szpitala (ok. 20.oo). Tam trafiłam na patologię bo lekarz dyżurny nie był pewien, czy już rodzę... :eek: Ja zaś nie miałam wątpliwości, leciało ze mnie ciągle (dużo miałam tych wód) no i skurcze coraz częstsze i mocniejsze. Na patologii podłączyli mnie do ktg i położyli na łóżku. Myślałam, że zwariuje, co za niewygodna pozycja do przeżywania skurczy :wściekła/y:. W dodatku położyli mnie do sali, gdzie leżały jeszcze dwie kobiety i był włączony telewizor. Nawet trudno opisać, jak mnie ten telewizor wkurzał...:wściekła/y::wściekła/y: Położna powiedziała po zbadaniu mnie, że to nie potrwa długo. Miała rację. Pod prysznicem spędziłam pół godziny. Nieco pomogło. Potem coraz silniejsze skurcze, tak że kolejny prysznic niewiele pomagał. Położna zrobiła mi masaż szyjki i lewatywę...no i podreptałam na porodówkę po północy. Zadzwoniłam po mojego biednego męża, któremu nie pozwolono czekać ani na korytarzu w budynku szpitala (było już po 22.oo), ani na izbie przyjęć i chyba z 3 razy jeździł do domu i z powrotem :no:. Na porodówce byłam na sali porodów rodzinnych, ale już nie skorzystałam z dobrodziejstw i wyposażenia (dzięki lekarzowi, który nie był pewnie, czy rodzę...:wściekła/y:). Położyli mnie na łóżku (na leżąco przezywać skurcze, to jakiś koszmar) i znów ktg. Czekałam na męża, który dotarł ok. 1.oo w nocy do nas ...i coraz mniej pomagało mi oddychanie...ból był coraz gorszy, że nie mogłam nie jęczeć. Położna stwierdziła, że to już skurcze parte. Acha! no to przynajmniej mnie oświeciła :sorry:, bo nie wiedziałam dlaczego już tak cholernie boli i "dmuchanie" coraz mniej skuteczne. Dzięki Bogu odłączyła mnie od ktg i pozwoliła wstać. Grawitacja to takie przyjazne i piękne zjawisko przy porodzie :laugh2:. Położna zachęciła, abym może poszła sobie do łazienki (w tym samym pomieszczeniu), może skorzystała z prysznica. Ale ja dałam radę dojść tylko do łazienki (3 kroki) i stwierdziłam, że jednak szybciej urodzę, niż wezmę ten prysznic :eek:.
Położna powiedziała, abym się zaparła wygodnie i kucnęła przy łóżku i ta pozycja była rewelacyjna :tak:. Zaraz poczułam, że pcha mi się maleńka na świat. Przyszedł też dyżurny lekarz i pyta: co tam? Ja mu, że bez zmian, że wciąż rodzę (no może na koniec się przekona, że mam rację...:-p). Zaczęłam już przy skurczach się nieco drzeć (ale nie na cały szpital) no i położna szybko mnie znów na łóżko. Nie chciałam, ale co się będę kłócić. Zaparła mi nogi i kazała przeć. No i nie umiałam.:eek: Cholera niby takie proste, ale mi nie wychodziło :zawstydzona/y:. Kazała mi przeć jak w toalecie, ale ja w toalecie nie siedzę z podkurczonymi nogami na łóżku...:-p Po dwóch "zmarnowanych skurczach" udało mi się nieco załapać ideę "parcia" i usłyszałam, że już widać główkę. Myślałam, że przesadzają bo to jakoś tak za szybko... Parłam dalej i położna mnie nacięła i już nie pozwoliła przeć, no i zaraz usłyszałam Zośkę, która od razu się zadarła i wysikała przy okazji ;-). Była 1.55 w nocy. Dostałam ją na brzuch, a "domniemany ojciec" :eek: jak nazywano żartobliwie mojego męża mógł przeciąć pępowinę. Potem lekarz (w końcu się na coś przydał) pomógł mi urodzić łożysko (nacisnął mi na brzuch) i pozszywał. Małą oglądnęli i zaraz dostaliśmy ją do karmienia i cieszenia się nią na prawie 2 h :sorry::-). Zassała od razu, aż się zdziwiłam. Było fajnie.
Byłam w ciągłym szoku (naturalny środek znieczulający:-D), że się to wszystko dzieje i że już urodziłam. Mimo owego "szoku" nie zabrakło mi czasu na nurtujące pytanie - co pcha kobiety do urodzenia następnego dziecka, skoro przeżyły ten pierwszy poród? :eek: Przecież to jakiś hardcore!!! Myślałam o tym przez cały czas skurczy partych. :-D
Po 2h siedzenia z Zosią, położna przyszła ją ubrać i zabrać nas na oddział. Byłam w sali sama, więc Darek został ze mną do 6 rano, jak już go dopadło zmęczenie.
Patrzyłam na Zosieńkę i wciąż już nie mogłam uwierzyć, że ją urodziłam. Z tych wrażeń nie mogłam spać. :-D
 
Ostatnia edycja:
No to kolej na mnie.U mnie to było tak przyszłam na IP ze skurczami co 10min przez tydz byłam podłączona pod kroplówke zeby skurcze ustały i jednego dnia było lepiej takze odłączyli mnie i brałam tabletki feneterol i jakies tam.Wieczorami dostawałam zastrzyki w tyłek.Rozwarcie miałam na 1palec.W nocy zwijałam z bólu i nastepnego dnia znowu mnie podłaczyli i nie mogłam nigdzie chodzic dostałam taki duzy pojemnik do sikania i przynosili mi miske zeby sie podmyc.W pon 15tego miałam robione usg sprawdzali mi ile mam wód,bo mysleli ze mi wody powoli odchodza i sie okazało ze mam rozwarcie prawie na 3palce i byłam przeniesiona na porodówke o 15 tam mnie podłączyli patrzyli jak maluszek sie zachowuje przy skurczach i pod krópłówke na wywołanie wiekszych skurczy.Lekarz mi przebił i wody mi odeszły,wtedy to sie zaczeło skurcze co 4,3 minuty,az wkoncu co minute masakra.Lezałam tam od po 15tej,a Bartusia urodziłam o 16.45,takze szybko mi poszło 10 minut i mały był na swiecie.Dostał 7punktów za to ze był wczesniakiem i odrazu go wzieli do inkubatorka.Wieczorkiem go dostałam na chwilke.Dobrze ze jestem juz po.Byłam nacieta troche,ale rana sie juz goi.
 
No, wreszcie mam wolną chwilkę, to i ja Wam coś skrobnę.

Jak wiecie w szpitalu znalazłam się troche wcześniej, ze względu na stare łożysko - polecenie mojego gina, poza tym zaczęły mi się dziwne skurcze. Pobyt na ginekologi (prawie 2 tygodnie) wspominam jak koszmar. Lekarze przychodzący na obchód, pytanie: "I jak się Pani czuje?" Moja odpowiedź: "Panie doktorze, mam takie dziwne skurcze..." - tu lekarz przerywa w pół słowa " Ale wyniki są ok, więc czekamy". Kiedy Malutkiej zaczęła spadać oscylacja serduszka na KTG, zainteresowała sie tym tylko 1 pani doktor i kiedy minął jej dyżur, reszta lekarzy widząc, że wyniki się poprawiły, wyśmiała jej panikę (była gotowa robić w nocy cc jakby co) i totalnie sprawę zbagatelizowała. Na moje prośby o wywolanie porodu, bo się martwię, a tydzień już 38, usłyszałam od lekarza: "To niech pani sobie na Filipiny jedzie". Położne się naigrywały i złośliwie docinały.

W czwartek 17. 02 moje skurcze przestały przypominać skurczyki. od 20:00 miałam je regularnie co 4 minuty. O 21:30 poszłam do pełniącej dyżur położnej, on mnie zbadała, powiedziała, że rozwarcia nie ma, podłączyła do KTG, a tam ni śladu skurczy (podłączyła elektrodę na wysokości mojej przepony, a mnie bolało od pępka w dół). Usłyszałam: "Niech pani nie wydziwia, dziś i tak Pani nie urodzi. Proszę iść spać i nie zawracać mi głowy". Poczułam się strasznie, zwłaszcza, że skurcze nie przechodziły, tylko przybierały na sile. Chodziłam po korytarzu w tę i z powrotem. O 3:00 płakałam mężowi w słuchawkę telefonu i drapałam kafelki w łazience. Nie mogłam już ani usiąść, ani się położyć. O 4 położna sprowadziła mnie na porodówkę z komentarzem: "Pani ma rozwarcie na 1 palec, jest niewytrzymała na ból i budzi mi pacjentki". Przekazała mnie innej położnej i poszła sobie.

Zostłam znów podłączona do KTG, ale tym razem już nie mogłam pod nim uleżeć, bo wiłam się z bólu. Położna się zlitowała, odłączyła i zbadała, a tam: " Gdzie ona widziała ten 1 palec, tu jest 7 cm. Ma prawo panią boleć. Proszę dzwonić po męża. Ale nie mogę dać pani nic na ból - już za późno.". Zanim mój mąż dojechał do szpitala, chodziłam wokół fotela i starałam się oddychać, w pewnym momencie przy 3 kolejnych skurczach odeszły mi wody. Mąż zdążył dopiero na parte. To było 30 minut. I tak o 6:25 urodziło się 2670gram naszego szczęścia - Daria Anna, która miała się według personelu tego dnia nie urodzić. Księżniczka dostała najpierw 9 pktów, przez zasinioną główkę 9 (mam wąskie biodra, stąd długie skurcze, bo mała nie mogła wejść w kanał). Niestety potem okazało się, że nie mogę urodzić łożyska, bo się dosłownie rozpada w oczach (ale według lekarzy wszystko z łożyskiem było ok) i musieli mnie wyczyścić pod narkozą. Szwy na szczęście są już wspomnieniem. Wiem tyle, że jeśli zdecydujemy się na drugie dziecko, wybierzemy inny szpital.

Przepraszam za słowotok, wybaczcie wzbużonej polonistce;-)
 
Wreszcie Hankok pozwolił wiec naskrobałam :-)

Już w sobotę koło południa zorientowałam się, że Haniór postanowi wczesniej wyjść bo miałam wydzielinę lekko podbarwiona krwią. Przyszykowałam sobie wszystkie dokumenty i dopakowałam brakujące rzeczy do torby. Jeszcze zaliczyłam wieczorne zakupy i kino :-) Jak kładłam się spać koło 1:30 to czułam delikatne skurcze- takie lekkie pobolewanie jak na miesiączkę. Zasnełam ale o 3:30 ból był troszkę wiekszy- nie było już szansy na spanie więc zaczełam się szykować. Kąpiel, golenie i te sprawy. Małż obudził się przed 6 lekko spanikowany jak powiedziałam, że mała się pcha na świat. Skurcze miałam co 4 minuty ale czułam, że to jeszcze za mały ból żeby jechać do szpitala. O 8 zadzwoniłam do położnej, opowiedziałam co się dzieje i co czuję- umówiłyśmy się, że o 9 wyjadę do szpitala i tam się spotkamy. O 9,45 izba przyjeć- chwile to trwało ale atmosfera była bardzo miła, humor mi wyjatkowo dopisywał, aż babeczka się dziwiła, że ja do porodu ze skurczami taka wesoła. Zaprowadziła mnie do Sali porodowej gdzie czekała moja położna. Zbadał mnie lekarz i okazało się że mam tylko 2 cm rozwarcia mimo regularnych skurczy co 3 minuty. Położna zaprowadziła nas do Sali przedporodowej gdzie małż przykimał na fotelu :-D a ja mruczałam jak niedźwiedź (niesamowicie pomaga) i siedziałam na worku sako. Co jakiś czas zaglądała do nas połozna, sprawdzała tętno małej i o 12 jak już skurcze były coraz mocniejsze przeszliśmy do Sali porodowej gdzie usadowiłam się na łózku i do konca nie chciałam zejść :-) Wołami by mnie nie sciagneli :-). Zawsze uwazałam ze będę chodzic ale wierzcie mi, że wtedy już nie miałam ochoty bo skurcze były coraz bardziej bolesne. Niestety rozwarcie się nie powiekszało wiec połozna dała mi zastrzyk na zmiękczenie szyjki i podczas skurczu zrobiła masaż szyjki- i dopiero wtedy poczułam co to ból przy porodzie :baffled:. Ale mimo bólu czułam, że dzieki temu szybciej urodze. Dostałam kroplówkę w niewielkiej ilosci (za moja zgodą) i wierzcie mi, że byłam wdzieczna położnej bo wreszcie zaczeły się postępy w porodzie. Po masażu rozwarcie zaczęło się powiekszać co niestety wiązało się z coraz bardziej bolesnymi skurczami. Dostałam instrukcje jak i kiedy oddychac co naprawde pomaga. Dziewczyny te skurcze z którymi pojechałam do szpitala to było łaskotanie! Ból diabelny- dzwieki jakie wydawałam musiały przypominac kopulujące niedzwiedzie :-D. Najgorszy był moment kiedy przerwy miedzy skurczami trwały dosłownie kilkanaście sekund- byłam już tak zmeczona że potrafiłam zasnać w tym czasie. Małż dzielnie trzymał za rekę co o mało nie przypłacił poprzestawianiem kości, a najlepsze że ja kompletnie tego nie pamiętam. Pozniej przyznał mi sie ze w pewnym momencie myslal ze bedzie musial odwiedzic ortopedie :-D

Jak już zaczełam czuć parcie Hanióra to mimo bólu byłam przeszczesliwa ze wreszcie będę mogła toto wycinąć. A połozna jak na złość zabroniła przec.:wściekła/y: I to chyba był najgorszy moment- ból jak diabli, truteń chce wychodzić a mnie nie wolno… W pewnym momencie zrobiło się zamieszanie, połozna wydała rozkaz- rodzimy, ubrała się w kubrak jak do operacji, zawołała lekarza (który cały czas siedział znudzony na krzesle :-D) Jak już dostałam „pozwolenstwo” to parłam jak szalona i darłam pysk :-D. 4 skórcze i Hankok był na świecie. Dostałam ta maliznę na cyce i pierwsze co pomyślałam to że taka opuchnieta i cała w mazi (potwierdziły się badania usg- Hankok był jakies 1,5 tyg młodszy wiec w sumie urodzona na granicy wcześniactwa) wyglada jak małe ET. Taki mały brzydal :-D
Połozna zrobiła nam wspólne zdjecie (małż przeszczęśliwy) i zabrali Hankoka do zbadania i oczyszczenia. Ja w tym czasie dostałą oxytocyne żeby urodzic łożysko i pozniej połozna założyła mi 2 szwy na niewielkich pęknięciach. Małą zabrali żeby wygrzała się pod lampami a ja zabrałam obolałe dupsko i poszłam z Małżem i połozna na sale poporodowa gdzie kazali lezec 2 godziny. Czułam się szczesliwa ze to już za mną i jak małż powiedział, że jest ze mnie bardzo dumny. Moje instynkty macierzyńskie jakoś nie uaktywniły się wraz z porodem więc po Hankiego poszłam jak już położyli mnie w Sali gdzie były mamy z noworodkami.:zawstydzona/y: Ale kurcze, jak ją zobaczyłam to beczałam bo czułam się taka bezradna! Całe szczescie położne i pielęgniarki na noworodkowym były super i wszystko pokazały. A pomoc się przydała bo Hanki nie nalezał do najgrzeczniejszych noworodków. :no:
Teraz już się powoli ze soba oswajamy i jest coraz lepiej. Instynkty powoli daja o sobie znać i teraz mogę powiedzieć , że Hankok jest zajebisty. Ale nie będę oszukiwać- przez pierwsze dni nie czułam „tego czegoś” i ciezko było mi powiedzieć, że byłam zakochana w tym malutkim paskudzie. Ale wraz z odejściem złych nastrojów (taki 2 dniowy baby blues) przyszła miłość i cierpliwość do tego stworka.
Dziewczyny jeśli macie możliwość i facet jest chetny to musze Wam powiedziec ze obecność takiej osoby jest czyms zajebistym. Nawet jeśli nie chcecie żeby was dotykał, czy nawet na niego nakrzyczycie (ja wrzasnęłam jak zarzynana jak mój chciał zobaczyc wychodzaca główkę :-D) to jest to niesamowite wsparcie. No i pozniej taki delikwent jest świadomy co przeszłyśmy.:laugh2:
A na pocieszenie napisze ze mimo tego bólu gdyby mi teraz kazali isc rodzic- rodziłabym tak samo Sn. Traumy zadnej nie mam wiec chyba nie było tak źle. A te dziewczyny które maja to jeszcze przed soba- słuchajcie położnej bo jej pomoc jest ogromna:tak:.
 
reklama
no... to mam nadzieje, ze i mnie uda sie napisac conieco zanim moj Szkrab zechce zawolac mnie na cyca :-)
od razu mowie, ze bedzie sporo czytania :-D

pamietacie jak jeszcze w lutym, chyba 28 pisalam o tym, ze wydaje mi sie, ze wody mi sie sacza? no.. to tego dnia wieczorem mialam bole jak na miesiaczke mniej wiecej co 8-10 minut.
Poszlam sie umyc, lecz nie pomoglo. Poszlam spac. Oczywiscie nie moglam usnac. No ale to nic.
Rano po przebudzeniu powtorka z rozrywki, czyli znowu zostawilam plame na poscieli i mialam cale gatki mokre. :eek: zdjelam wkladke, zwinelam i scisnelam. To co polecialo, nie moglo byc wydzielina. To byla woda, bez zapachu, przezroczysta.
No to co, budze Karola, lece sie kapac. No i tak sie zbieralam, ze po okolo 2 godzinach bylam gotowa :-D:-D
po drodze doszly leciutkie bola podbrzusza, ale leciutkie.

Dojechalismy do szpitala, idziemy na IP, podlaczyly mnie pod KTG, gdzie lezalam godzine (Karol wyladowal na korytarzu i co chwila wchodzil i pytal sie tych babeczek czy wszystko ok, bo oczywiscie nie raczyly mu powiedziec gdzie jestem.:eek:) Zapisu KTG nie widzialam, nie wiedzialam o co chodzi.
Po skonczonym KTG przyszla Pani doktor i zaczela pytac co sie dzieje. Jak powiedzialam, ze podejrzewam ze wody mi sie sacza to jeszcze dostalam zjebke, ze jak to.. ze wody, jezeli sie sacza to caly czas, a nie tak ze tylko rano a potem nic.
No.. ale wziela mnie na lozeczko, wkladke z majtek zbadala jakims odczynnikiem, ktory w razie gdyby to byly wody- zmienilby kolor. i co ? i gucio, nie zmienil.. wsadzila mi jakis gazik do pochwy, zbadala odczynnikiem i co ? to samo.. to nie wody stwierdzila :eek:
zbadala mnie ginekologicznie i powiedziala ze wcale nie mam rozwarcia. "Szyjka krotka ale jest, przepuszcza jeden palec, to znaczy ze organizm sie przygotowuje, ale rozwarcia jeszcze nie ma" :eek: zdurnialam :-D
no.. i Pani Doktor stwierdzila, ze nie mam sie czego obawiac, zrobia mi jeszcze CPR (czy CRP) by sprawdzic czy jakies zakazenie sie nie wdalo i zobaczymy.
przyszly wyniki.. zakazenia nie ma.
"Ja moge Pani jedynie zaproponowac dwie opcje. Albo zostaje Pani kilka dni na patologi ciazy na obserwacje, czy rzeczywiscie wody sie sacza albo podpisuje Pani , ze na wlasne zyczenie nie zostaje w szpitalu" :eek: kurcze.. po tym jeszcze bardziej zdrunialam. Zapytalam co ona mi proponuje co bedzie lepsze, no to znowu powtorzyla ze jak JA CHCE... to cos tam cos tam.. no kurcze.. chyba logiczne ze jak NIC sie nie dzieje zdaniem Pani doktor to chcialabym isc do domu. A ona kaze mi takie decyzje podejmowac. :eek:
no.. ale na szczescie stwierdzila, ze wysle mnie jeszcze na USG i tam sprawdza stan moich wod.

Na poczekalni spotkalam Peperke nasza forumowa. :-D

no i okazalo sie na USG, ze moje wody wynosza 8 AFI, a norma jest od 5 do 20. No i zapytalam tego lekarza co mam robic, co on mi zaleca. No to powiedzial, ze on by proponowal, zebym zostala na patologii tak dla wlasnego spokoju. No i tak tez zrobilam.

Po wypisaniu karty pacjenta na IP pokierowali mnie na Sale Przedporodowa, tam kazali sie rozebrac i znowu zrobili mi KTG. Tylko z ta roznica ze tutaj lezalam pod tym 2 godziny. No i sluchajcie.. w pewnym momencie przychodzi Pani doktor.. inna juz. Jak ona mnie badala.. bolalo jak cholera. Niby mialam nie miec rozwarcia i krotka szyjke, a ona mi mowi, ze pecherz plodowy w calosci i szyjka przepuszcza 2 palce.:eek::szok:.. sobie mysle jak ona to zrobila.. przez nierozwarta szyjke wybadala mi pecherz?!
no dobra.. leze dalej. Potem moglam wyjsc na korytarz. W pewnym momencie przychodzi jedna z poloznych i mowi ze to falszywy alarm, KTG nic nie wykazuje. Jade na patalogie.

(pewnie sie niecierpliwicie :-D, ale juz powoli zmierzam do sedna opowiesc - porodu)

Karol posiedzial ze mna jeszcze jakis czas i kolo 18 pojechal do domu. A ja zostalam, taka biedna spanikowana, normalnie chcialo mi sie plakac. I nawet troszke poplakalam..

Przy wieczornym badaniu (znowu KTG, 3 w tym dniu) jedna z poloznych mnie nastraszyla, ze tetno Niuniowi spada. Ze zaliczyl dwa spadki ponizej 80 uderzen, poleciala do doktora.. (ten sam co robil mi usg) no ale doktor stwierdzil, ze spokojnie nie ma co sie martwic.
kolo 22 zjadlam sobie kanapke i chcialam sie polozyc spac. Usnelam, ale bole podbrzusza mnie budzily mniej wiecej co 20 minut. No i stawaly sie coraz bardziej regularne.
Okolo 1 w nocy budzily mnie co 7-8 minut. Ale dziewczyny ja nie wiedzialam , ze to sa skurcze. Zawsze myslalam, ze porodowe sa od krzyza, ze brzuch bedzie robil sie twardy jak kamien.. a tu nic takiego nie mialo miejsca :szok:, myslalam ze boli mnie poprostu brzuch bo tych badaniach wszystkich i ze stresu.
Wstalam , poszlam do lazienki siku.. patrze.. a tu krew. Taki sluz z krwia i taka brazowawa krew na wkladce. Sporo. No to ja stres.. i ide pozukac poloznej.. zlazilam sie po szpitalu, bo nikogo nie bylo u nich w gabinecie. W koncu kolo 2 ja znalazlam. okazuje jej wkladke, a ona jak gdyby nigdy nic, mina grobowa. "No przeciez to naturalne, organizm sie przygotowuje."
Ja szok.. przeciez mialam kontrolowac wody, a nie rodzic :eek:
Polozylam sie znowu, no i czuje nadal bol podbrzusza taki idacy w gore.. ale brzuch miekki.. okolo 4 godziny, bole byly co 5 minut, a jak chodzilam to nawet czesciej, co 3 minuty. No to ide do poloznej jeszcze raz i mowie jaka jest sprawa. "Niech Pani idzie do lozka i przyjdzie jak skurcze beda regularne przez godzine". Tak tez zrobilam. Po 5 rano ide, mowie. "Niech Pani poczeka do 6 wtedy przyjdzie lekarz i Pania zbada." No i znowu powrot do pokoju. :eek:
Mija godzina 6,30 - lekarza nie ma. A ja ciagle bole co 2 minuty jak chodze, a co 5 jak leze. Krwi coraz wiecej na wkladce... Ja zszokowana. "CZY TO JUZ?!" - mysle.
Dziewczyny z patologi , z ktorymi lezalam, obserwujac mnie i to co mowie, polecily dzwonic po meza. (jak sie zapytalam poloznej po 5 rano czy mam dzwonic po meza, bo mamy daleko, zeby ewentualnie zdarzyl na porod - "nie, nie, niech sie wyspi" :eek::eek:)

Wiecie czemu lekarz nie przychodzil..? bo.. SPAŁ!! :szok: -> ja naprawde wszystko rozumiem, ale jak sie cos dzieje, to chyba powinien chociaz mnie zbadac prawda?

w koncu po godzinie 7 przyszli po mnie i zbadali. "No.. rozwarla sie Pani". Na 4 cm.
Wiec kurs na porodowke. Tak podlaczyli mi KTG i dacie wiare, ze moje skurcze sie w ogole nie zapisywaly? :szok: polezalam tak do chyba 9 (z okropna zgaga :eek:)i potem przyszedl obchod z lekarzami. Stwierdzili rozwarcie na 5 cm i zostalam zakwalifikowana do ZZO. Gdzies po pol godzinie przyszedl anestezjolog i wkluwal mi sie w plecy. 4 razy to robil bo cos ciagle bylo nie tak. Ja juz mialam wizje rodzenia bez znieczulenia :eek: i powiem, ze troche sie balam, ale sie w koncu udalo. :-)
no.. i od tego czasu.. moj porod trwal 1,5 godziny :-D:-D
w miedzy czasie dostalawalam jakies kroplowki, pewnie z oksytocyna. Ale.. szczerze powiem , ze to takie porzadne strzykawy byly :-D
skurcze czulam coraz mocniejsze.. odczuwalam je, ale bolesne nie byly. tylko patrzylam jak cyferki na KTG rosna. dochodzily do okolo 60.
Gdzies kolo 11 z kawalkiem przyszla polozna zeby zbadac rozwarcie i co ? w tym momencie pekl mi pecherz plodowy.
Dziewczny to co sie potem dzialo... ja do dzisiaj jestem w szoku i pewnie dlugo w nim pozostane.
od tego momentu moj porod trwal ... 15 minut :-D:-D polozna kazala sie polozyc na boczek, zeby dzidzia lepiej w kanal zeszla.
Noooo.. i jak sie polozylam to nie minelo 5 minut jak zaczelismy z Karolem wolac polozna, bo ... jakas dziwna i tak potwornie nie do opanowania moc zaczela mnie "rozrywac" od srodka. Brzuch mi sie zaczal trzasc.. az sie przestraszylam.. Uwierzcie mi.. ze nie moglam nie przec.. staram sie i oddychac i pojekiwac... nic nie dawalo rady.
Polozna odbierajace mi porod ledwie zdarzyla zalozyc fartuch, a salowe przygotowac do konca lozko.
Naprawde nie moglam powstrzymac swego ciala przed "wyrzuceniem" dziecka na swiat. :szok:

Trzy skurcze parte i Niunio byl z nami. Zostalam nacieta, gdyz Pawelek szedl z raczka..
potem juz nawet nie pamietam jak lozysko urodzilam, podejrzewam, ze mi wyciagneli je :-D
bo ja juz mialam Pawelka i mialam wszystko w dupie :-D
pamietam tylko jak pytalam czy wyszlo cale...:-)

ogolnie wrazenia super. o ile mozna tak powiedziec o porodzie. :-)

strasznie jestem dumna z mojego Karola, gdyz nie wiem jak u Was, ale u nas osoba towarzyszaca stala obok lozka, mniej wiecej na wysokosci bioder rodzacej no i .. sila rzeczy widziala WSZYSTKO co ze mnie wyplywa, wychodzi i co ze mna robia. :-)


no to tyle, mojej dlugiej i szczegolowej opowiesci, pisanej ze 2,5 h :-D
oczywisciez przerwami na karmienie co mniej wiecej 45 minut :-)

Zycze dziewczyny powodzenia. :-)
 
Do góry