reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści z porodówki - Marcóweczki 2010 - bez komentarzy.

Mam chwilkę to opiszę Wam moj poród!

W piatek kolo 12 odeszły mi wody, w szpitalu bylismy okolo 13, ale ja o 11 zjadłam ciastko i wypilam kawe,wiec lekarz na IP powiedzial ze dzisiaj mi zrobią cesarke ale musze odczekac to 6 godzin
a oni nie mają miejsc, wiec mam sie rozebrac i czekac na Izbie Przyjęc
Wiec czekalam co chwila podlaczali mi ktg, z dzidzią bylo wszystko dobrze
Okolo 17 dostalam skurczy co 5 min
O 18 przyszła lekarka i mowi ze juz tną dziewczyne przede mną i jak tylko skonczą to ja jestem nastepna
Ale o 18.30 przyszła i mowi ze pani pietrzak(moja gin) juz zbiera się do szpitala bo zaczyna dyżur i po rozmowie z nimi powiedziala ze jak ja chce to moge poczekac to ona mi zrobi zabieg
Wiec juz mowię ok.....juz czekałam tyle to poczekam jeszcze to 40min
Skurcze juz mialam co 2 min, a wody to juz wszystkie cyba ze mnie odeszly
Ale lekarka powiedziala ze nie mam rozwarcia i ona nie czuje zadnych skurczy
i ze mam isc na patalogie ciazy to podlacza mnie do ktg i moze dadza cos rozkurczowego
20 min pozniej dzwonilam ze łzami do pietrzakowej pytac jej gdzie jest bo mialam skurcz za skurczem bez żadnej przerwy, a moj tomek juz byl tak przerażony i wsciekły na to ze tyle czekamy......ona przybiegla za 5 min, zbadala mnie, powiedziala ze rozwarcie na 6 cm i za chwile urodze
Ale zobaczyla moja wkladke i mowi ze jest krew i kazala mnie natychmiast odłącyc od ktg i szybko na sale operacyjna
No i pobieglismy....tzn ja pojechalam wozkiem prawie juz mdlejąc z bolu
Nie mogli mi sie wbic w kregoslup bo mialam ciagle skurcze, a trzeba wyczekac do prerwy...
no ale sie udalo w koncu
no i od razu p pietrzak zaczela mnie ciąc....
a ja do niej ze czemu ja to czuje.....
tzn czułam wszystko oprócz bólu
Czułam jak mi dotyka brzuch, jak mi wkłada prawie reke do środka, jak szarpie za macice, jak wyjmuje dziecko....

Koszmar!!

Bylo mi strasznie zimno z nerwów, trzesła mi się szczeka, bylo mi słabo, chciało mi sie wymiotowac i ciagle pytalam czy to tak musi byc
Ale anastezolog(wredna baba) mowila ze jestem panikarą i zebym nie przesadzal

Wyjeli Hanie z brzucha a ona nie plakała, wiec juz zawalu dostalam i lzy mi same lecialy

dostala tylko 6 pkt

Okazalo sie ze lozysko się odklejało i w wodach byla krew i ona sie tym dławiła
A potem pokazali mi dziecko(juz bylo z nią wszystko dobrze) a mnie przewieźli na OIOM

i jeszcze dostalam krwotoku z macicy....

Wiec teraz mam anemie i jestem troszkę słaba, blada jak ściana i obolała.

Ale bardzo szczęśliwa, że Hanulek jest zdrowy i jest z nami!!
 
reklama
No to kochane to było tak :)

O godz 4 nad ranem ze snu wyrwał mnie ból brzucha, a z nim skurcz. Potworny! Leżąc pomyślałam sobie: rodzę.. Chwilę później złapał mnie drugi skurcz. Pomyślałam: na pewno rodzę.. A gdy złapał mnie trzeci skurcz to już wstałam bo nie mogłam wytrzymać z bólu.. Tego nie dało się pomylić z czymś innym.. Byłam wręcz pewna że rodzę. Prawie mama wstała, żeby sie do pracy przyszykować. Poszłam do kuchni, i powiedziałam że to już. Mama aż zbladła. Skurcze tak trwały i trwały, i choć były nieregularne (co 3 i 5 minut) to nie zastanawiałam się nad tym, bo wiedziałam że tylko przepowiadające to skurcze nie są. Wskoczyłam do Was na BB i napisałam że cieżka noc i idę odsypiać.. bo miałam taki zamiar żeby pospać jeszcze na chwilkę bo piszą w tych śmiesznych poradnikach, żeby starać się jak najwięcej odpocząc, ale to chyba pisał ktoś kto nie przeżył porodu ;D Wręcz wyleżeć nie mogłam.. Zaczęłam sie znuć po domu. Wstał tata. Powiedziałam mu co jest grane :) Zawiózł mame do pracy, a sam wziął wolne i pojechaliśmy do szpitala :) Żeby nie trafić na zmiane (bo zmieniają się lekarze i położne o 7mej) to wypiliśmy herbatke, zjadłam śniadanie, i pojechaliśmy jeszcze do sklepu i na stacje benzynową. Jakoś się mi nie spieszyło zbytnio, choć skurcze się bardzo nasilały..
Ojj, przynudzam ;D
Dobra, przechodze do opowieści z porodówki ;)
to tak :) Jak już dotarłam na IP, to momentalnie mnie wysłali na badania. Tam KTG i skurcze mega, brakło skali. No to od razu na porodówke. No dodam, że wlew i to co było po nim było baaaardzo nieprzyjemne :( Płakałam dosłownie.. Bo skurcze co chwile a tu na kibelku.. Masakra.. Chwile załamania wtedy miałam. Ale później prysznic i było OK :) Poszłam spokojnie na sale porodową, i kazali mi chodzić.. No łaziłam po tym korytarzu jak głupia, padałam ze zmęczenia i bólu, co skurcz się zatrzymywałam i powietrza złapać nie mogłam. W końcu po jakimś czasie (nie wiem nawet po jakim) wzięli mnie na badanie.. rozwarcie nadal na 'luźne dwa' według nich, skurcze nie do wytrzymania.. I wtedy z nieba spadła mi Zastępczyni ordynatora, Pani John :) Za oknem snieg i łsońce, a ona przyleciała jak jakiś ptaszek z uśmiechem i świrgotem oznajmiła że nie ma co się męczyć, przebijamy pęcherz :) Była godz 12 :) Leże sobie spokojnie.. i czekam i czekam.. I jak się te skurczybyki rozkręciły, tak końca nie było! Jeden się ledwo skończył a już był drugi.. Wtedy pomyślałam sobie że Pani doktor John zrobiła mi na złość.. Ale głupie myślenie haha ;D Ona mi pomogła :) Noo, miałam dostać między czasie zastrzyk z czymś przeciwbólowym jak bede miała rozwarcie na 4 cm, ale tak czas leciał i leciał i darłam się w niebo głosy, pić mi sie chciało, wszystko mnie bolało, i Pani Położna przyszła srawdzić rozwarcie.. I już było na 6 cm.. Pełno krwi.. Ja przestraszona.. Ale miałam tak rewelacyjną położną, że życzę takiej każdej rodzącej :) Wytłumaczyła mi dlaczego tyle krwi, że to reszta czopa, że tak bywa że krew leci.. No i dała mi coś przeciwbólowego. Wybiła godz 15ta.. Jak mnie nagle pocisło ;D W mig zjawiła się przy mnie położna i młody przystojny lekarz ;P Okazało się że mam już parte skurcze.. Może to dziwne, ale to skurcze powodowały u mnie..hmm..ulgę :) Były całkiem inne niż te wcześniej.. Tu dużą role w bezproblemowym przyjściu na świat mojej córuni odegrała ta Położna, bo tak mnie rewelacyjnie masowała 'tam', i tłumaczyła kiedy i jak oddychać, że juz o 15:35 mój Cud był na świecie :) To było bardzo przyjemne uczucie.. Jeszcze płakała po porodzie, a jak ją mi dali i się na mnie popatrzyła to od razu przestała.. I taka spokojna i słodka była.. Nie wiedziałam czy mam się śmiac czy płakać :) Ajj, aż mam łzy wzruszenia :) Ale wiecie co najlepsze, lekarz był przy mnie przez cały czas partych skurczów, Położna wyśmienicie mi pomagała i obeszło się bez nacięć i szycia ;) Bo nawet nie pękłam :) Tylko jedno małe zadrapanie miałam. Położne mnie pochwaliły że pierworódka a urodziłam w 8 godzin :) SN :) I bez nacięć hi hi. Tylko później zaczęły się schodki.. Bo nie mogłam urodzić łożyska.. Eh.. Po urodzeniu maleństwa skurcze mi całkowicie ustały.. Nagle, jak ręką odjął.. Dostałam wieeelką strzykawe z oksytocyną by ruszyć skurcze i obkurczanie macicy.. Nic nie dało.. Lekarz zaczął zastanawiać się nad cięcięm.. Ale przyszła inna położna i powiedziała, żeby to zrobić 'starą metodą'. Tylko się uśmiechnęli, lekarz chwycił przez powłoki brzuszne to łozysko, a Położna pociągnęła za pępowine, i tak oto śmig, i łożysko leżało poza mną ;D I tak urodziło się moje ponad 3 i pół kilo szczęscia o 'wzroście' 56 cm :) Dostała 10 pkt :)
 
Ostatnia edycja:
Przyszedł czas na mnie i mój poród.... A to się tak wydarzyło....
W nocy miałam troszkę mocniejsze skurcze ale bardzo nieregularne. Rano jak mąż szykował się do pracy wstałam i poczułam coś w środku czego nie da się opisać... Jakiś taki ogromny spokój i przekonanie że to już się stanie. Weszłam więc do męża do łazienki jak szykował się do pracy i powiedziałam mu przytulając się do niego że dziś na pewno urodzę, że czuję ale ze będziemy w kontakcie. Do południa czułam jak brzuch spina się coraz częściej, jednak bezboleśnie. Mój instynkt powiedział mi że to już blisko. Zadzwoniłam do męża i powiedziałam, że powoli się zbliża ale żeby ze spokojem był w pracy. Poszłam pod prysznic i pomasowałam sobie sutki. Odrazu miałam skurcz. Po prysznicu połozyłam się i zasnęłam. Spałam do 14. Zadzwoniłam do położnej i ta mi powiedziała ze ma dyżur nocny od 19 więc mi pomoże. O 16 wybrałam się do szpitala. KTG pokazało skurcze co 5-7 minut. Zostałam przyjęta na porodówkę. Myś o tym że moja położna będzie dopiero o 19 kazała mi się wyluzować i skurcze ustały. O 17:30 przyjechał do mnie mąż. Wreszcie przyjechała położna i po rozmowie ze mną przyniosła piłkę. Postanowiłam, że postaram się żeby mój poród był naturalny i bez zadnych przyśpieszaczy. Położna powiedziała że do 24 będę miała dzidziunię przy sobie. Przyniosła piłkę i kazała szczypać sutki. Skurze zaczęły się odrazu. Masowałam sutki i siedziałam na piłcea podczas skurczu opierałam się o kolana męża, który bardzo mnie wspierał. Chodziłam i masowałam się prysznicem. Skurcze stały się regularne w odstępie 1,5 - 2,5 minut.Tak do 5 cm rozwarcia do godziny ok 23. Wszystko przebiegało tak, ze nie czułam potrzeby znieczulenia. Ponieważ w ciągu godziny rozwarcie nie postępowało to położna zaproponowała Dolargan nie przeciwbólowo ale na rozmiekczenie szyjki. Położyłam się i pękł mi pęcherz. Skurcze stały się bardziej bolesne i intensywniejsze. Dostałam Dolargan. Rozwarcie powiekszyło się odrazu do 7 cm. Położna ustwiła mi łóżko tak żeby dzieciątko schodiło powoli i pozwoliła dlikatnie poprzeć w czasie skurczu co niesamowicie uśmierzało ból. W sali byliśmy tylko ja z mężem i paliła się lampka nocna. Czułam się jak w domu. Położna poszła i powiedziała że jak zaczne czuć skurcze parte żeby zadzwonić to przyjdzie. Skurcze przyszły natychmiast. Położna przygotowała wszystko dla dziecka. Usiadła i instruowała mnie krok po kroku. Jednocześnie mówiła że już widzi piękne czarne włosy i ze rewelacyjnie mi idzie. Widziałam wychodzącą główkę córeczki i parłam z całych sił aż w końcu znalazła się na moim nagim ciele. Była godzina 23:38. Mąż płakał a ja wciąż powtarzałam jaka ona śliczna.
I tak w prawdziwie intymnej rodzinnej atmosferze, ciepłego pokoju porodowego przyszła na świat moja druga córka. Poród przebiegł tak jak życzyłabym każdej z was. Bardzo zbliżył mnie do męża i uświadomił jak bardzo go kocham i jak niezastąpionym jest człowiekiem.
Więc każdej z Was która czyta moją hisorię i wciąż oczekuje maleństwa, zyczę aby poród dał Wam tyle radości i miłych wspomnień co mi.
Jedno też wiem. Poród wymagał ode mnie skupienia niczym od olimpijczyka na starcie. Doświadczenie pierwszego porodu przyniosło strach ale i siłę że te drugi musi być inny. I tak się stało. Jednak wszystko zawdzięczam swjej psychice dzięki którek lęk i ból zostały pokonane.
 
To ja w kilku słowach :-)

W niedzielę mieliśmy gości umówionych na urodziny Karolka u dziadka. Rano jeszcze kończyłam tort dekorować :-D. Jakos od rana pojawiały się pojedyncze skurcze, dość bolesne, ale miewałam już takie wcześniej, poza tym zdarzały się rzadko i nieregularnie. Koło południa skurcze zaczęły pojawiać się częściej i już trochę zaczęło mnie to niepokoić. Uśpiłam synka, zjadłam obiad, a potem wzięłam nospę i poszłam wziąć prysznic. Jak wyszłam z pod prysznica, to zaczęlam mierzyć czas i okazało się, że skurcze były co 4 minuty. Zarządziłam więc szybko ewakuację ;-). Spakowałam resztę rzeczy, przed wyjściem jeszcze poszłam przytulić Karolka, który właśnie się obudził i pojechaliśmy. Jak przyjechaliśmy do szpitala, to położna mnie zbadała i powiedziała, że już jest 6-7cm rozwarcia i nawet lewatywy nie zdążymy zrobić. Powiem szczerze, że byłam w szoku (przypomnę, że pierwszy poród trwał prawię dobę), ale jednocześnie odetchnęłam z ulgą :-). Potem szybkie KTG, przebrałam się, znowu badanie i juz było 9 cm :szok:. A mnie dopiero zaczynało porządnie boleć... Poszliśmy na salę porodową, gdzie sobie spacerowałam, w czasie skurczu opierałam się o fotel porodowy, bo już bolało solidnie. Przy kolejnym badaniu pękł pęcherz plodowy i okazało się, że wody są lekko zielone. Jeszcze chwilke spacerowałam i zaczęly sie parte. Męża wygoniłam za drzwi :zawstydzona/y::zawstydzona/y::zawstydzona/y:. Mały wyszedł chyba na trzecim skurczu albo czwartym. Najgorsze było dla mnie nie przeć pomiędzy skurczami - paskudne uczucie rozpierania i wrażenie że zaraz mnie rozerwie :szok:. Przyznaję, że darłam sie okrutnie :-D. No a potem już maleńki leżał na moim brzuchu i było cudownie. Męża zawołali żeby przeciął pępowinkę :tak:. Nie zostałam nacięta i nie pękłam tym razem, miałam tylko drobne otarcia wewnątrz, na które lekarka zalozyla pojedyncze szwy żeby nie krwawiły. Maluszka zabrali do kąpania (z powodu tych zielonych wód), a potem sobie siedzieliśmy we trójkę na sali porodowej, ja karmiłam Adasia.

Szwów w ogóle nie czuję, nic mnie nie boli, w ogóle nie czuję że rodziłam :-D. Poza tym było na prawdę miło i sympatycznie :tak:. Życzę każdemu takiego porodu :-).

Miało być w kilku słowach... ;-)
 
No to kolej na mnie.

W niedziele rano po małym przytulanku z mezem dostalam skurczu , ale taknie nie bolesne wiec se mysle ze pewnie przjedzie. No ale potem były kolejne co 9-6-5 minut róznie. No to ok 12 mysle sobie " Boze zeby to było to " i zaczelam masowac sutki zeby nie skurcze nie ustały hehe. No to chodze po całym domu (maly na szczescie spał) i masuje te sutki. Zadzwonilam do meza, ktory byl u kolegi i mu mówie zeby nie pił przypadkiem zadnego piwa bo mam skurcze. No to on do mnie zebym chodzila po schodach. No to ja cisne góra dół i dalej te sutki szmyrgałam. Skurcze nadal takie jak były lekkie. Potem mielismy jechac do babci na obiad. No to K wrocil skurcze nadal były takie same i ustalilismy ze jedziemy do tej babci ( na szczescie mieszka nie daleko ) a po drodze zajechalismy do kuzyna sklepu wioche obok. NO i tam pobylismy troszke i potem na ten obiad do tej babci. Skurcze były dalej ale co 5 minut już i czułam ze zaczyna mnie boleć w kregoslupie. No i u tej babci jedli oni obiad a ja nic nie jadlam bo bylam pewna ze to juz porod. A babcia co chwile do mnie " czemu nie jesz" " a moze nie smakuje, a moze chcesz to a moze tmato " No a ja ze nie jestem glodna. Jakies mialam dziwne uczucie i co chwila latałam do kibelka sprawdzac czy nic nie leci hehe. No i gdy skurcze juz sie troszke nasiliły ( ale nadal dla mnie to nie ból ) mowie do meza dawaj jedziemy do domu a on głupek jeden "po co "!! a ja mu co chwile no chodź jedziemy a on co chwile " poczekaj jeszcze " potem mu juz dałam wyraznie do zrozumienia ze juz czas do szpitala to sie opamietał. Szybko do domku bo skurcze co 4 minuty, szybko kapiel, spakowanie malego zeby go dac do kuzyna zony i do szpitala. Wogole do szpitala zawiozl nas kolega meza ( bo nasze auto cos zdycha ) i czuje coraz mocniej i coraz czesciej no to ja do nich zeby szybciej jechali hehe. No i Sebusia zawiezlismy do tej kuzynki i jazda do szpitala. Bylismy tam kolo 15 na IP mowie ze do porodu, przyszedl jakiś facet na wozek mnie i jazda do gory na oddział. Maz zalatwil wszytko i przyszedl. Siedze w gabinecie i polozna wypisuje wszystkie karteczki a ja siedze i odpowiadam. A ona do mnie w pewnym momencie " a gdzie Pani ma te skurcze " a ja do niej ze są ze ja je czuje. A ona do mnie ze nie widac hehe. No i wlaczyla mnie pod KTG a tam zero skurczy!!! jakies 20 % maksymalnie!.... No to ja juz zalamka i sobie mysle ze pewnie mi powstrzymaja skurcze :(. Ale przyszla Pani doktor i mnie bada i mówi " ALE SLICZNIE PANI SANDRO!!! MAMY 5 CM , BEDZIE PANI MIAŁA BEZBOLESNY PORÓD" no i dostalam zastrzyk w dupsko na rozluznienie szyjki i kazała chodzic po korytarzu. Dały czopek na kupke i kazaly isc potem pod prysznic. No to wykonałam polecenia jak kazały i dalej po korytarzu. Skurcze juz troche bardziej olały ale dało sie przezyc, chodzilam caly czas i kolo 17 mnie wziely na porodowke juz na lozko i Pani dotkor mowi ze przebija mi wody wtedy szybko pojdzie. Przebiły te wody i skurcze juz wtedy zaczely boleć. Pytam doktorki jak mysli czy dlugo jeszcze a ona do mnie ze do 24 urodze napewno !!!! a było po 18 a ja szok !! mowie do meza to jedź po sebusia poloz go spac niech tesc go pilnuje i wróc. A K mowi ze nie ze poczeka. NO i juz bolało bardzo to polozna mowi zebym sie dała na bok. K pomógł mi sie przełozyc na bok i jak nie przycisnie mnie to az gały mi wyszły polozna kaze mi sie dac na plecy bada mnie a tam juz głowka!! K szyko patrzy ( bo on musi pierwszy widziec hehe ) szybko szybko sie ubraly w fartuchy ledwo rekawiczki ubrały hehe i pyk głowka wyszła !! wziely mu pępowinke przeciely bo byl owiniety wokol szyi, drugie parcie i Krystianek wyszedł :) a MOj K w szoku!! hehe. Myslalam ze mi dadza go na brzuch i szmyrgam do gory koszule a one do mnie " chowamy cycki hahaha" ale sie usmialam. No ale nie dali mi go :( niewiem czemu. Potem łozysko, ktore jak powiedziala Pani doktor bylo bardzo duze urodzilam. Zalozyly 1 szef bo lekko skóra pękła i dwie godzinki lezałam z krystiankiem na porodoce zeby odpoczac. Potem na sale przejechałam. K juz pojechal do sebusia bo była 18:45. A ja zostalam z moim Kruszynkiem cudownym. Poprostu nie do opisania!!!!! Najwieksza milosc na swiecie!!
Maluszek jest grzeczniutki śpi , je i robi kupki. Az sie wzruszam jak to pisze :)

No to chyba tyle wspomnien i płakania hehe :)
Kazdej z Was zycze takiego porodu :)
 
a u mnie było tak :

niedziela upłynęła normalnie żadnych objawów i skurczy, nawet u gina byłam i tak za tydzień zapowiadał ale szyjka sie skróciła i było rozwarcie na 0,5 cm,
o 23.00 poszłam spać fajnie się ułożyłam ale jak zwykle usnąć nie mogłam, leżąc tak usłyszałam takie "pryk" i czułam że coś nie tak ze się chyba zaczęło coś dziać :szok: obracam się na bok i leci wody odchodzić zaczęły więc wstałam spanikowana aż drgawek dostałam :D chyba ze strachu.
Akurat D u mnie był na noc i mówię mu że wody odeszły a on jakiś zły zdenerwowany wstał nie chętnie i włączył tv,
ja się zaczęłam szykować zadzwoniłam po koleżankę i nas zawiozła do szpitala.

Powiedzieli że rozwarcie na 1,5 cm, formalności i ktg.
Potem na salę porodową i jak usiadłam na łóżko to tak aż do poroduz niego nie zeszłam :szok::-D
D chciał iść do domu już bo za długo to trwało, ale kazałam mu zostać , a on i tak kimał sobie na krześle bo nie chcaiłam pomocy niczyjej..
Skurcze były okropne raz regularne a raz nie myślałam że nie wytrzymam, oddychałam mocno usta do dziś wysuszone mam i cierpiałam w milczeniu aż położne w szoku były myślały że mam wysoki próg bólu a ja z niego poprostu nie mogłam mówić chwilami pot mnie zalewał i tak 13 h .
Rozwarcie miałam juz na 10cm i nie parłam nie umiałam dopiero jak mi powiedzieli jak i mkazali to wymusiłam i parłam z cąłych sił i po 20min główka wyszła ja zaczełam jęczeć a główeczka była mocno obwiązana pępowiną i rodziła się z rączką ,maly był podduszony,
potem kazali nie przeć co było trudne i mi resztę ciałka wyciągneli , maleństwo nie płakało i było sine , klepali po pleckach i dopiero wtedy delikatnie zaczął płakać.
Taka szczęśliwa byłam że po wszystkim już i go mam!!

Nie dałam się naciąć , delikatnie tylko pękłam w jednym miejscu:)
 
Ostatnia edycja:
Moja opowieść jest mało fascynująca, no ale napiszę.
6 marca miałam sie stawić na badania jak do tej pory nie urodzę. POszłam na izbę przyjęć o 9 rano, zapisali mnie.
Poszam na góre, a gin do mnie, a co ty tu robisz, na porodówkę idziesz. No to poszłam. Mąż czekał, bo nie wiedziałam co i jak, co moja gin ustali. Poszłam tam i kazała mnie przygotowac do porodu. Mężowi kazałąm jechac do synka, bo pewnie długo potrwa. No i po 10 zaczęli mnie szykować. Najpierw ktg, badanie rozwarcia i później lewatywka (bleee). Rozwarcie było na prawie 3 cm. Podali mi oksytocynę. Kazali pochodzic. Skurczy prawie nie czułam. Jak juz były wyczuwalne to zaproponowały kucanie - wtedy bolało mocniej, ale nie specjalnie. O 14 mnie zbadały i było juz 5 cm (nipełne jak to określiła). Pytam czy mogę po męża dzwonić, a ona, ze nie, jeszcze nei ma sensu, po 15 mnie zbada i zobaczymy co i jak. O 14:30 mówię jej że juz są mocn skurcze. Spojzała na mnie i mówi, ze jeszcze troszkę, bo to muszą być naprawdę mocne. Nie wyłam, więc stwierdziął ze to jeszcze nie to. No ale za chwilkę do mnie podeszła i powiedziała żebym sie na chwilkę położyła i podepnie mnie pod ktg na troszkę. I jak zaczęła podpinać, to spojrzała na mnie i mówi że jednak zebym zadzwoniła po męża. Namówiły mnie położne zeby bez męża rodzić (że niby osotanie badania wskazują na negatywne skutki rozinnych porodów dla związków). Ja stwierdziąłm, ze ok, zobaczymy, jak bedzie mi ciężko to go zawołam :sorry2:. No i mąż na 15 był w szpitalu i czekał na znak. Jak mnie pod ktg podłączyła, to zbadała przy skurczu i zdziwiona mówi, oo, no to rodzimy. Akurat weszął jakaś babka i mówi, jak to rodzicie, przecież mówiłyście ze tu jeszcze do porodu daleko, gin miała iść do sklepu. No to one w śmiech, ze chyba ze bez kolejki kupi, bo to już tuż tuż. Zaczeły dzwonić za nią i za "noworodkami" (jak to one określaja). Jak zaczeły sie parte to kazali nie przeć, żeby lekarka zdążyła przyjść :sorry2: no a jak juz przyszła to po paru parciach urodziła sie Wiktoria. Malutka bo 3100, ale za to długa jak na ta wagę bo 55 cm. Chudzinak ale głos mocny :-). Dostałą 10 pkt, mimo sinej główki, bo troszkę sie pomęczyła. Ja nic nie pękłam, nie nacinali mnie. PO 2 godzinach zawieźli mnie na sale a ja czułam sie jakbym wogóle nei rodziła. MOgłam biegać. Jedyne co bolało to obkurczanie sie macicy jak mała jadła. POwiedzieli mi że przy kolejnych dzieciach coraz bardziej boli. No i mocno bolało. Nawet przeciwbólowy raz wziełam. ALe nic nie dał, bo zanim zaczął działąć to przeszło. Trzeba by je brać tuż przed karmieniem chyba :-D

No i tyle z mojego porodu
 
To spróbuje teraz opisać swój poród... ;-)

Na patologii ciąży znalazłam się już 4.marca z powodu wysokiego ciśnienia (choć w dniu przyjęcia i przez cały pobyt miałam już niskie). I tak sobie poleżałam czwartek, piątek, sobota (poświeciłam 4zł na tv), niedzielę.... ehh:dry: myślałam, że poród nigdy nie nastąpi.... łaziłam po schodach aż miałam masakryczne zakwasy łydek i nic... na ktg codziennie skurczyki tak na ok 20 co 5min ale położne jakoś olewały to oznaki bo to było wielkie nic.... no cóż... umówiłam się z R. że w poniedziałek przyjedzie (8.marca) i pójdzie za mną pod prysznic :-D:-D:-D on oczywiście chętnie się zgodził. No cóż ale nie zdążyliśmy....
8.marca po spacerku po schodach i gorącym capuccino z czekoladą z automatu położyłam się do łóżka i rozwiązywałam już dwudziestetrzecie sudoku.... :sorry2: nagle poczułam jakby jakaś bańka wyskoczyła w majtki (myślałam, że to czop) i jak chciałam wstać z łóżka i napięłam lekko brzuch to mi chlupły wody!!! :szok: to było o 17.00 zdążyłam zeskoczyć z łóżka - by panie salowe nie psioczyły hehe ;-) i lało się ze mnie jak z kranu... dzidzia wysoko, więc wody leciały i leciały... oczywiśćie dookoła byli ludzie na odwiedzinach (6 pacjentek w sali), a ja dresy mokre, że aż ciężkie. Oznajmiłam odwiedzającym: "ODESZŁY MI WODY I PROSZĘ NIE PATRZEĆ NA MOJE SPODNIE".
Dostałam jakieś takiej radości przeplatającej się ze strachem. Poleciałam do położnej - ta sprawdziła mi wody i zakała poczekać na lekarza. Ja wziełam sobie prysznic, podpacha w majtki i co skurcz (bo od razy były mocniejsze) lały mi się te wody. Zadzwoniłam po R. by przyjechał-ten w szoku bo jechał z ciachem - no i z myślą o wspólnym prysznicu... Moja mama tez przyszła.
Zaczęłam się pakować na porodówkę... gdy lekarz mnie zbadał to miałam 2cm rozwarcia :no: oj to mnie przeraziło, bo skurcze bolały już wyraźnie. Zadzwoniłam po swoją położną.
Gdy zeszłam na porodówkę wzięli mnie na teleturniej "STO PYTAŃ DO..." mój R. poszedł się przebrać. Mi zrobili lewatywkę (polecam eneme-mała, a nie ten silos co dostałam 3lata temu). Gdy przyszła moja położna to już miałam 3/4cm-badanie bolało jak pieron, że aż się poryczałam, ale to dlatego że rowarcie małe i przy badaniu dotykała szyjki cały czas. Oczywiście KTG, kibelek, prysznic i po prysznicu się zaczęło.... ehh Co skurcz padałam na kolana i wyłam, zstanawiając się jak mogłam być tak głupia by zgodzić się na poród SN. Położna latała wokół i cały czas coś wymyślała, wanne, KTG, worek sako, krzesełko, drabinki, piłkę itd. Najlepsza była kąpiel, ale musiałam z niej wyjść do badania. I kurcze co skurcz to krwawiłam, cały worek sako był we krwi... no cóż... mężuś się napatrzł... ale super to zniósł.
Rowarcie szło szybko (w porównaniu z poprzednim porodem). Najbardziej mnie bolało jak miałam 5/6cm. Póżniej 7/8cm już tak nie. Pomagają te oddechy - głęboki oddech nosem, wstrzymanie i powolny wydech buzią. Dostałąm zastrzyk z nospąi papwa-czymś tam. Zaczełam ok 8cm przeć - oczywiście nie mogła, ale tak to łatwo mówić. Już miałam dość, wskoczyłam na łóżko porodowe bo nie umiałam znaleźć pozycji. I już ok 22 było 10cm, dzidzia schodziła w kanał i nagle... :no: :wściekła/y:dupa... stanęła. Było idealnie ustawiona, parłam ale nic, ani drgnie. Powtórka z rozrywki. Wydziwiałam tam jak szalona, aż mi głupio przed tą połoną było. Ona mi kazała trzymać luźno nogi, a ja się spinałam... ehh wylam jak słonica, pieprzyłam coś od rzeczy.
NIestety zadecydowala o CC bo dzidzia nie schodziła... :-( pobieranie krwi, welflon, cewnik... ehh i najgorsze - czekanie aż lekarz skończy zabieg... myślałam, że zabiję lekarza!:no::wściekła/y::wściekła/y: już widziałam, że mój ból jest po nic, a i tak musiałam czekać. Parłam równo 1,5h. maskara.
Wzieli mnie na salę - bez R.- wbili się beznadziejnie bo mi noga podskoczyła i się ruszyłam przy wkuwaniu... ehh ale jak ból minął włączyła mi się "gadana". CC oglądałam w lampach - jak przez youtuba.. :-D widzłam jak wyciągają Weroniczkę, łożysko, szycie.... mała nie chciała załapać cyca i ją wzięli na pomiary i do mężusia. Spałam jak zabita - tak mnie wykończyły te bóle.
Myślałam, że zdąrze urodzić 8.marca ale przez tego lekarza co mi robił CC urodziłam 17 minut po północy.
Poród był szybszy niż ostatnio, ale to chyba przez to, że teraz mi odeszły wody i skurcze były od razu mocniejsze. A i położna przy nas - to był strzał w 10! cały czas coś robiła przy mnie, pomagała itd...
Cieszę się, że już po wszystkim i mimo, takiego zakończenia porodu jestem pełna sił witalnych - KONIEC Z CIĄŻAMI !!! :-D mam dwójkę cudnych dzieci :tak:
 
eh i ja opiszę swój poród.
o 2.15 odeszły mi wody, zadzowniłam do swojej położnej która kazała przyjechać ok 6 do szpitala i ona już tam będzie. więc sobie siedziałam a wody lały się zemnie strumieniami, założyłam nawet podpaskę popordową bo normalnie tonęłam. w między czasie zaczęły się skurcze co ok 8 minut. w między czasie mój mąż sprawdzał mi torbę czy aby wszystko wzięte. a ja nie mogłam uwierzyć bo w 2-3 miesiącu ciąży wyśniłam że urodzę 11 marca a tu 11 marca odesżły mi wody szok. o 6 byliśmy w szpitalu, w izbie przyjęć prawie nie chcieli mnie przyjąć, brak miejsc i gdyby nie to że miałam załatwioną opłaconą położną wysłali by mnie gdzie indziej,. no ale w końcu trafiłam na porodówkę, podłączyli mnie pod ktg i położna mówi, że skurczy brak rozwarcie na 2,5 palca, mnie tu napierd.... a ona skurczy brak szok. od 6 do 7 leżałam pod ktg. o 8 kazała mi chodzić masować sutki itp. ale nie miałam sił chodzić więc kazała mi iść na piłkę, piłka rewelacja, pomogła zejść niżej małemu i zrobić rozwarcie, po piłce prysznic, lałam sobie wodę na kręgosłup i to pomagało. cała byłam mokra, zalałam całą łazienkę bo prysznic miał tylko zasłonkę. o 9 miałam już rozwarcie na 5 palców i wzięła mnie na fotel. dała mi zastrzyk na rozluźnienie szyjki, i co chwilę wlewała coś wemnie aby uelastycznić wyjście małego. o 9 zaczęłam przeć, nigdy przez głowę mi nie przeszło że to tak boli, mówiłam że chcę do domu, że chcę do mamy, że mają zrobić mi cesarkę, itp. ale położna mówiła, że idę jak burza, co chwilę pokazywała mi ile jeszcze brakuje, była przy mnie przy każdym skurczu, mówiła kiedy przeć itp. nie wyborażam sobie że mogłoby jej nie być, odchodziła odemnie na metr a ja już totalna dekocentracja, no ale o 10.30 w końcu udało się małego urodzić, poród trwał 3,5 godziny co dla pierworódki jest szokiem no ale się udało :) byłam nacięta, potem szyta, nacięcie czułam, szycie niby pod znieczuleniem ale czułam każde przebicie igły, wypchanie łożyska to jedno parcie, no i tak to wyglądało, aa i cały poród niestety zemnie szło ... no ale nic się tym nie przejmowałam, i to nie prawda że jak się urodzi zapomina się o bólu pamięta się o nim, po prostu posiadając już maleństwo o tym się nie myśli ale pamięta.
 
reklama
u mnie to bylo tak:
jak wiecie 11 w czwartek mialam zglosic sie do szpitala to bylo juz 4 dni po terminie, myslalam ze moze jeszcze mnie nie zostawia ale oczywiscie zostac musialam;-)

po badaniu okazalo sie ze nic sie nie ruszylo tzn jestem pozamykana szczelnie i maly sie nie spieszy... zrobiono mi test oct i tez wyszedl ok

w piatek dowiedzialam sie ze dostane oxy, mialo to byc w sobote nastepnego dnia, wiec dwa dni lezalam z wszpitalu jedyne co sie dzialo to badanie tetna co 2h nawet o 12 w nocy jeszcze nas budzono,no i dostalam antybiotyk na paciorkowca bo wyszedl...

w sobote mialam stracha ale mowie co tam, po czopku glicerynowym mialam juz nic nie jesc i o 10 podlaczono mi oxy, okazalo sie ze nie dziala na mnie specalnie, tzn na ktg nie bylo widac skurczow a ja juz je odczuwalam, polozna z porodowki jeszcze po skonczonej kroplowce powiedziala ze rozwarcie na opuszek i ze spokojnie moglam siedziec w domu, no ale ja bylam w szpitalu i juz wiedzialam ze z niego nie wyjde:tak::tak::tak: heh

wieczorem skurcze byly ale do zniesienia, za to w niedziele zaczelo sie na dobre, popoludniu mialam takie skurcze ze chodzilam po korytarzu wisialam na poreczach i juz jeczalam z bolu, ale badano mnie i caly czas nic sie nie otwieralo:baffled: byly co 7 minut

myslalam ze juz naprawde zaczynam rodzic, blagalam polozna o jakies srodki bo nie moglam wytrzymac, dostalam czopek pyralginowy i dwa scopolany na rozwieranie szyjki, niestety nie daly nic, rozwarcie na opuszek, ok 4 wyczerpana jakos zasnalam w lozku, upewnilam sie wtedy ze na pewno chce znieczulenie do porodu!!!

w tym szpitalu kroplowke robiono co 2 dni ale widzac mnie rano lekarze stwierdzili ze dadza mi odpoczac i podlacza oxy we wtorek, caly dzien odpoczywalam, jeszcze wieczorem bylam badana i rozwarcie na opuszek fuck! lekarka chciala dac mi kroplowke wieczorem ale ja ublagalam zeby tego nie robila, mialam nadzieje ze sie wyspie przed nastepnym dniem, o jakze byla zgubna!!;-)

o 22 zaczely sie regularne skurcze co 4 minuty, tak mnie bolalo ze nie potrafilam kucac tak jak mnie uczono nie potrafilam wykonywac ruchow nogami bolalo mnie wszystko od pasa w dol, lozko szpitalne bylo za wysoko zebym mogla na nie wchodzic, a przy kazdym skurczu musialam z niego schodzic bo byly nie do zniesienia na lezaco, poszlam do poloznej ale badanie wykazalo rozwarcie na opuszek!!!!

i na dodatek stwierdzenie ze do porodu daleko, brzuch wysoko, tetno malego tez wysokie, wtedy sie zalamalam,
poszlam pod prysznic, zeby troche zlagodzic, z tego wszystkiego zaczelam tak plakac ze obudzilam chyba caly szpital a nie tylko oddzial, przyszla do mnie polozna i widzac moj stan opieprzyla mnie ze budze wszystkich, przestalam plakac i dalej meczylam sie w lozku, zadzwonilam do przyjaciolki ktora miala byc przy porodzie, ona stwierdzila zebym sie domagala lekarza a jak nie to zaraz tam bedzie i zrobi afere,poszlam do poloznej i zadecydowala ze po cieciu ktore sie odbywalo ktos do mnie przyjdzie, lekarka ktora przyszla okazala sie moim zbawieniem:tak:
zbadala mnie po czym stwierdzila rozwarcie na dwa palce!!!!!!!! ja sie ucieszylam ale niestety to jeszcze byla dluuga droga, dostalam mase prochow, scoopolan, pyragline, nospe i relanium, skurcze co 4minuty, miedzy nimi po tej mieszance odplywalam, do 5 to trwalo, wszystko na sali w tym okropnym lozku!!, o 5 polozna zbadala mnie i stwierdzila rozwarcie na 3 palce, moge isc na porodowke!!!!!!:-) ale ona stwierdzila ze idzie zapytac czy mnie wezma, caly czas myslala ze podlacza mi oxy ja czulam ze to juz niepotrzebne, zreszta chcialam po prostu ulgi, bylo mi juz wszytsko jedno....

na porodowce wylam z bolu, pilka nieco pomagala, i masaz plecow, bo niestety skurcze ktore mnie lapaly byly krzyzowe!!! od razu powiedzialam ze chce znieczulenie ale polozna stwierdzila ze to przy 6 cm, teraz nie ma sensu, przyjechala moja przyjaciolka z moim stasiem ale on byl przerazony nie chcialam go martwic kazalam jechac do domu, ona ze mna zostala, polozna po badaniu i stwierdzeniu rozwarcia na 3 zaproponowala wanne, ledwo do niej sie dokulalam, skurcze byly w niej nieco rzadsze, caly czas staralam sie oddychac jak kazaly ale przy tym bolu to bylo strasznie trudne!!! krzyczalam ze nie rodze, ze chce cesarke ze mam tego dosyc!!! przyszla inna polozna i nieco ustawila mnie do pionu mowiac ze dluuuga droga przede mna i mam sie uspokoic bo moze byc tylko gorzej, mialam nadzieje ze zemdleje tam z bolu, dziewczyny bylo mi naprawde wszysko jedno!!!! to byl koszmar!!

po pol h chcialam wyjsc juz nie moglam siedziec, parlo mnie na kupe i strasznie w cipce caly czas o tym krzyczalam ze mnie cisnie! polozna stwierdzila ze mam wejsc nafotel skoro takmnie cisnie to mnie zbada, ja jakos weszlam, to byl wielki wyczyn, i wtedy szok, zrobilo sie zamieszanie, uslyszalam ze potrzebny zestaw porodowy, nie moglam uwierzyc ze ta meka sie konczy!!! moja przyjaciolka caly czas mowila ze juz niedlugo juz niedlugo,zaczely ustawiac glowke i na skurczach ktore sie uciszyly i byly rzadsze mialam przec, za pierwszym razem wyszla glowka, ale sie cofnela, za drugim wyszedl caly pawelek, boze mialam lzy w oczach, ryba dzwonila do mojego m ze zostal tatusiem:-):-):-) drugi okres porodu trwal 22 minuty:tak: mialam go na rekach i bylam rozplynieta ze szczescia i taka dumna ze go urodzilam, ze to sie udalo:tak:

lozysko nie wyszlo cale i bylam uspiona i lyzeczkowana, ale po chwili tulilam juz moje szczescie w ramionach i od razu zaczal ladnie pic z piersi,

to bylo przezycie ktorego sie nie da zapomniec!!!!! nigdy!!!!!!

teraz spi jak aniolek a nawet jak nie spi to kocham go najbardziej

dluuugo, ale dluuugo to trwalo.... teraz wracam do mojego maluszka:tak: i powodzenia wszystkim rodzacym:tak:
 
Do góry