reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści z porodówki

reklama
Więc zacznę....

11.04.12 wstałam troche po 0:00 i poleciałam do wc..miałam straszną biegunkę,wyszłam z ubikacji i poszłam do mamy do pokoju i mówię,że brzuch mnie tak boli,że wytrzymać nie mogę...Mama powiedziała żebym się położyła spać,że pewnie się czymś zatrułam.
Położyłam się w łóżku i nagle poczułam jak cos mi cieknie po nogach... wstałam szybko z łóżka na równe nogi a tu leją się wody... i odszedł jednocześnie czop(był galaretowaty z krwią)
Krzyknełam głośno WODY MI ODESZŁY!!! i wszyscy szybko wstali. Seba spakował mi na szybkiego do reklamówki koszule i podpaski i nic wiecej i pojechaliśmy do kliniki w której miałam rodzić( w drodze zadzwonilismy tam,ze jedziemy do nich)
Na miejscu w recepcji facet kazał mi wypełniac jakies papiery ..Powiedziałam,ze chyba zartuje.. wody ciagle mi sie lały po nogach ... Przyszła jakas połozna i zaprowadzila mnie do pokoju i kazała mi ubrac koszule i poczekac na lekarza.Mineło moze 5 min i zjawił sie lekarz i poszłam z nim do gabinetu...zbadał mnie i powiedział ,że rozwarcie na około 1,5cm i dziecko jest bardzo duze bo mimo 36 tyg na usg wychodzi ,ze ma 4kg.
Wrociłam do pokoju połozyłam się i czekałam...Po okoo 15 minutach zjawił sie inny lekarz i powiedział,ze mam sie ubierac i jechac do szpitala,ze nie moga przyjac mnie tu poniewaz dziecko bedzie wczesniakiem i jak bedzie sie cos dziac nie beda potrafili go uratowac bo nie maja takiego sprzetu ... zarowno dla dziecka jak i dla mnie gdyby cos sie działo...:dry:

Ubrałam tunike a leginsów juz nie moglam poniewaz cale byly zalane od wod płodowych....
Wsiadłam do auta z moim S i z moim ojcem i pojechalismy do szpitala.
Tam szybko mnie przyjeli i lekarz mnie zbadał i powiedział ,ze rozwarcie na 3,5 cm... wtedy zaczeły sie skurcze.. na poczatku mało bolesne cos jak przy miesiączce. Połozyli mnie do lozka podlaczyli pod ktg i czekałam... po chwili skurcze zaczeły byc mocniejsze ..przyszla polozna i kazala mi sie polozyc do wanny i polewac sobie brzuch woda.. (moj s w miedzy czasie wrocil do domu z moim ojcem poniewaz obaj musieli isc do pracy, a po chwili przyjechala moja mama ktora byla ze mna w poczatkowych fazach porodu)
Lezalam w wannie mysle ,ze okolo 4 godzin ..skurcze zaczely byc tak mocne ,ze myslałam ,ze zaczne gryźć ściany... Mama trzymała prysznic i polewala mi brzuch bo ja juz nie bylam w stanie utrzymac nawet tego prysznica w dłoni... Pozniej zjawiła sie kolejna polozna i kazala mi wyjsc z wanny i pochodzic po korytarzu... zapytalam z bolem w oczach czy zartuje? a ona powiedziala nie milo - chce pani urodzic to dziecko czy nie? prosze w tej chwili isc na korytarz i zaczac spacerowac...
Wiec poszłam... zrobiłam 2 kroki i nagle poczułam ogromne skurcze, duzo mocniwejsze niz wczesniej ..zaczełam krzyczec ..polozna kazała mi wrocic do pokoju i zaczac skakac na pilce.. .. takie skakanie sprawialo mi wiekszy bol i skurcze byly czestsze. Sprawdzial rozwarcie i bylo na 4,5 cm .Zjawił sie moj S i zastapił moja mame. Gryzłam jego rece i ściskałam go z całych sił .. krzyczac przy tym strasznie. Mój S widzac jak sie bardzo mecze i jaki mi to sprawia bol...rozpłakał sie i zaczol mowic,ze chcial by wziazc to cierpienie na siebie i ciagle pytal jak moze mi pomoc...
Za chwile znowu zbadali rozwarcie ale niestety nie szlo do przodu..polozna zapytala czy zgadzam sie na podlaczenie kroplowki ktora przyspieszy porod.. zapytalam czy bedzie bardzo bolalo? Powiedziala ,ze duzo mocniej niz teraz poniwaz to ma wzmocnic skurcze.... odmowilam wiec tej kroplowki.
Polozna powiedziala zebym poszla usiazc na toalete i przec :sorry2:
usiadłam i zaczełac sie drzec jak opętana błagajac przy tym o cesarke i proszac zeby wyjeli ze mnie dziecko bo ja umre z bolu..
Po chwili zgodzilam sie na ta kroplowke przyspieszajaca porod.
podlaczyli mi ja i dali jakis zastrzyk w tylek w miedzy czasie.. poszlam i usiadlam na toalete i zaczelam mocno przec.. nagle dotkłam krocza i poczulam czubek glowki...polozna kazala mi sie szybko polozyc na lozko i przec( w miedzy czasie pojawilo sie okolo 10 studentow ktorzy patrzyli mi w krocze:szok:)
Parłam z całych sil i nagle poczulam jak mnie rozrywa od srodka.....najgorszy bol jaki mozna sobie wobrazic !!!
I jeszcze to ciecie!!! ktore czylam bardzo wyraznie !!!
dziecko po jakims czasie wyjeli ze mnie i polozyli mi je na klatce piersiowej a S przecioł pepowine.Laura byla sina i miala zamkniete oczy.. nie plakala... Wzieli ja szybko i zaczeli jej cos wkladac do buzi... potrzasac nia ..wygladalo to strasznie.. nagle Laurunia zapłakała prawie nie słyszalnie..
usłyszałam slowa: 3.400 ,56cm i zabrali dziecko szybko aby podac jej tlen.
Polozna poprosila zebym jeszcze troche sie wysilila bo lozysko nie chce wyjsc:wściekła/y:
po 20 minutach dopiero to wylazło ze mnie ... posprawdzali i przyszla jakas babka co mnie miala szyc..
Spojzała i powiedzial no to ladnie.. (jej mina mowila sama za siebie)
Powiedziala ze da znieczulenie ale zadziala ono bardziej na zewnatrz niz w srodku.. wiec bedzie bolec.
Zaczełam plakac bo ledwko skonczylam 11godzinna meke a tu jeszcze szycie...
podala znieczulenie( ktorego nie czulam)
i zaczela szyc na zewnatrz szycie nie bolało ale w srodku... cos strasznego...czylam wbijajaca sie igle i przechodzaca nic przez moja skore....
Po okolo 20 minutach szycie bylo skonczone... Zawiezli mnie do pokoju i pobrali krew i jakies zastrzyki porobili.. po paru godzinach usłyszałam,ze Laura ma problemy z oddychaniem i ma bakterie przez to ze wody odeszly szybko a rodzilam dlugo i jeszcze cos tam..
Mi podawali antybiotyki do zylnie i jeszcze jakies zastrzyki w tyłek...Laurunia tez miala robione zastrzyki i lezala w inkubatorku..Moglam jedynie na nia patrzec przez szybe.... Lezala nie ruchomo..spuchnieta i cala sina... Wygladala na prawde źle....

reszte juz wiecie jak teraz jest...
Pozostaje mi czekać na moja Laurunie....
 
Ja na szybko :) o 20:30 odeszly mi wody :) pozniej lezalam na ktg na porodowce i zaczynaly sie skurcze.. babka mowi jaka chce sale, to mowie, ze jednoosobowa z prysznicem. ona mowi, ze tamta jest platna i zajeta ale jest jedna z wanna w ktorej nikt nie rodzi i wertykalna. wzielam wertykalna (jednak platna, po porodzie powiedzieli a wczesniej mowila ze tylko z lazienka platna-.-) no i tam mialam 9 godzin okropnych skurczy i boli.. ćpałam gaz co chwilę, moze troche pomoglo.. okolo 5 rano blagalam o cesarke, nie moglam wytrzymac z bolu, darłam się... babka powiedziala ze o 6 bedzie lekarz i zadecyduja.. po 6 podali mi oxy (wczesniej 2 zastrzyki w dupe mialy przyspieszyc lub zwolnic) pozniej zaczely sie bole parte ktore nie byly az takie tragiczne, o 6.40 urodzilam (2 faza 20minut) pokazali jajka:p polozyli na chwile na cyckach ale zaraz zabrali do badan i pozniej juz byl pod obserwacja. pozniej juz na roomingu zasikalam lozko i lezalam tak 2 godziny zasikana w mokrym lozku mimo ze 3 osobom zglaszalam........ teraz jest ok czuje jakbym nie rodzila:D:D aha i dostalam 2 razy antybiotyk w wenflon z powodu odejscia wod.

aha, karol byl caly czas przy mnie, pod prysznicem tez, pozniej przecial pepowine:D widzial wszystko a mial nie patrzec:p a maly urodzil sie owiniety pepowina na szyi. a lozysko wygladalo jak porcja schabu z marketu :O

no i bylam nacinana i szyta pod znieczuleniem ale szycie troszke bolalo
 
Nie taki straszny diabel jak go maluja...tak to ujme

Stawilismy sie na porodowce tak jak bylo zaplanowane o 8 rano...nasza polozna akurat byla na cesarce wiec musielismy troche poczekac...Okolo 9 zjawila sie i podala mi globulke z oxy...Skorcze mizernie sie ruszyly...potem 2godzinki spacerku i badanie...Nadal bez rewelacji...Podczas badania polozna przebila pecherz....woda lala sie strumieniami i wtedy skorcze sie nasilily do konca skali...Zalozyli mi znieczulenie zewnatrzoponowe i skorcze jakby ustaly...Smialam sie z moim mezem ze to nie tak opisuja...zero boli a rozwarcie postepuje....Nadal szyjka byla twarda wiec dostalam oxy w kroplowce i zastrzyk w pupe z jakims cudem po ktorym zrobilo mi sie pojanie...Czulam sie super...Skorcze pojawialy sie coraz mocniejsze ale jak dla mnie znosnie wrecz mialam ochote zasnac po nieprzespanej nocy...Szyjka nadal sie stawiala wiec dostalam ten sam zastrzyk ale juz bezposrednio do welflonu i wtedy pojawily sie zawroty glowy...Kilka razy sie pozygalam...srednio fajne uczucie...Po jakiejs godzinie przyszly bole parte ale juz na znieczuleniu...Potrzebowalam kilka razy przec aby moja slodka panna wystawila glowe...Dziwne uczucie...Potem szybko poszlo z nacieciem i z reszta mojego ssaka...Dostrzykneli mi troche czegos na skorcze aby lozysko sie urodzilo..Tatus zajmowal sie malutka wraz z polozna a mnie szyl pan doktor...musialam troche popekac bo lecial z igla dobre kilka minut..Jest super....jak naeazienic mnienieboli i wcale nie jestem zmeczona...Moj malutki cud wlasnie spi na mnie...Kocham ja!
 
21 kwietnia około godz.16 trafiłam do szpitala ponieważ czułam bardzo silny ból w podbrzuszu, myslałam ze zaczyna sie poród, ale na IP okazało się że mimo iż sa 3 cm. rozwarcia na ktg nie zapisuja sie nawet najmniejsze skurcze. Z powodu bólu połózono mnie na porodówce, na sali obserwacyjnej i czekaliśmy. Po północy kiedy poszłam siusiu okazało się ze lecą ze mnie skrzepy krwi. Od razu wezwałam lekarza, okazało się że rozchodzi się blizna po poprzednim cc, od razu trafiłam na salę operacyjną i przeprowadzono cięcie, o 00:38 Kazek był już z nami:) Otrzymał 10 punktów, zabrali go do nagrzania, a ja lezałam, lezałam, lezałam a lekarz mnie szył, trwało to bardzo długo poniewaz szycie było trudne z powodu rozejscia się poprzedniej blizny. Kiedy po zszyciu trafiłam na OIOM Kazik wraz z mężem już na mnie czekali:) Od tej chwili jestesmy cały czas razem:) Na szczescie wszelkie "atrakcje" typu naswietlen nas omineły:) Muszę pochwalić mojego męża, poniewaz mimo iż zakładalismy ze nie bedzie go przy porodzie to dał radę i był z nami:) dzieki temu czułam sie bezpieczniej. Bliznę po cc mam ogromną, ale na szczescie nie boli i jest niziutko wiec zakrywają ją majtki. Czujemy sie doskonale i całą czwórką cieszymy się sobą:) 27.04 wróciliśmy do domku:)
 
1 maja byliśmy na grillu i wszyscy się pytali kiedy urodzę, więc im powiedziałam, że będzie niespodzianka. 5 minut po północy poczułam pierwsze skurcze. Były do wytrzymania, ale co 5 minut, później co 3 minuty. Zadzwoniłam o 2 w nocy do położnej, a ona, że spokojnie mam czekać do rana, jak się coś wydarzy to dzwonić. Czop odchodził pomału. Żeby nie budzić R. który się jakoś nie przejął rozpoczęciem porodu poszłam do drugiego pokoju stękać. trochę nawet usnęłam. Ok. 5 - 6 rano skurcze się nasiliły, nie mogłam skorzystać z toalety, bo nie dałam rady z bólu. Wzięłam prysznic. O 9.00 przyjechała położna. Skurcze już jak dla mnie bolące mega. Rozwarcie na opuszek, główka nie zeszła :szok: Skurcze coraz mocniejsze, wyciskające łzy. Siedzieliśmy przy stole i gadaliśmy a mój R. miał coraz większe oczy.:szok: Badanie i rozwarcie na 7 cm :-D jedziemy do szpitala. Droga masakryczna z dziurami, co dziura to skurcz. Na izbie przyjęć szybkie formalności i na porodówkę. A na porodówce dupa zimna - skurcze nieregularne, nie nasilały się. Od 14.00 byłam na porodówce i próbowałam wszystkiego - piłki, drabinki, kucania, na czworaka, leżenia, stania i nic. Akcja się nie rozwijała. Nie pamiętam o której podali mi oxy, ale póżniej było tylko gorzej skurcze parte w różnych odstępach czasowych i w różnym nasileniu. W czasie badań gin. ból nieznośny. Przebijali mi pęcherz płodowy, był gruby i rozwarstwiony. Masakra. Myślałam, że umrę, ale pocieszali mnie, że jeszcze trochę i urodzę, ale mała nie chciała się wstawić główką, a ja już nie miałam siły przeć i obierać różne pozycje. Prosiłam o cc ale nie chcieli mi zrobić, bo na żądanie nie robią. Słyszał mnie chyba cały szpital. Moja kochana położna mnie uspokajała i przypominała o oddychaniu. Bez niej była by kaplica. Dopiero 0 19.30 zdecydowali o cc. Tzn. dali mi wybór albo wyprą dziecko albo cc. No to nie było co się zastanawiać. o 20. 20 jechałam na salę operacyjną. Zastrzyk w kręgosłup był zbawieniem. o 20. 40 na świat przyszła moja śliczna córeczka i wszystko juz było dobrze. Jak już wiecie dostała 10 pkt, 4000g, 58 cm. Jest zdrowa i silna. Ale gdyby ktoś mi powiedział, że mój poród będzie tak wyglądał to od razu był zdecydowała się na cc. Bardzo chciałam ją urodzić sn, ale czasami się po prostu nie da. Dopiero po cc pani dr powiedziała, że nie było szans, Pytanie, po co mnie trzymali tak długo.Teraz już nie ważne.
 
reklama
No, wreszcie chwila bez płakającego małego, klejących się oczu albo szturmu lekarzy, czyli mogę coś napisać ;-)
Urodziłam, ja żyję, Gabryś żyje, zdrowi jesteśmy, czyli podstawy zapewnione :-)
6 maja koło 21 odeszły mi wody, po północy zaczęły się lekkie skurcze, to pojechaliśmy z małżem do szpitala. Położna zbadała, rozwarcie stwierdziła, brak wód również i odesłała na porodówkę. Tam 2h ktg podczas których skurcze się rozkręciły. Tuptałam sobie, albo leżałam w zależności od widzimisię. Bolało jak cholera, ale znośnie. Koło 4 rano rozwarcie miałam gotowe na 10cm, skurcze parte i niespodzianka... parcie mi za cholerę nie szło. I gdzieś tu nastąpił moment, który pamiętam już jak przez mgłę. Wołanie lekarza, telefon po anestezjologa, w międzyczasie ściskanie mi brzucha i krzyczenie, że mam przeć, kiedy ja bez skurczu, ogólne zamieszanie, mąż tulący mnie i trzymający głowę i mówiący, że mam dać radę. I potem pamiętam jak mnie wywozili na operacyjną, a ja płakałam czy teraz w końcu przestanie boleć. Obudziłam się już na oddziale. Okazało się, że Gabrysiowi tętno zaczęło zanikać i musieli przyspieszyć. Bardzo chciałam rodzić naturalnie, albo chociaż cc na zzo. A wyszło tak, że ze względu na walkę z czasem mnie uśpili i to mąż słyszał pierwszy krzyk naszego synka, widział go w maziach płodowych. Ja dostałam go na kilka minut godzinę po porodzie, później dopiero po kilku godzinach, bo go dogrzewali. Ale już jest ze mną mój skarbek i swoim kochanym pysiem wynagradza mi cały ten trud. Urodził się punkt 5 rano 7 maja, jest zdrowym, cudnym chłopakiem :-)
 
Do góry