Ja też jestem za pieluchami jednorazowymi. A dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego stosuję podpaski i tampony zamiast bawełnianych podkładek. To jak czuje się dziecko w takiej pieluszce łatwo możemy sobie wyobrazić gdy sam mamy menstruację.
Nie wyobrażam sobie ściągać z dziecka kilka razy dziennie pieluchę wielorazową, choćby nie wiem jak śliczne miała nadrukowane słoniki, płukanie kup, mycie umywalki i co dalej z tymi pieluchami... Przecież nie nastawię pralki z kilkoma pieluszkami a z niczym innym ich nie wypiorę. Trzeba je odłożyć gdzieś aż uzbiera się chociaż pół pralki, czyli gdzie? Do worka? Organizacyjnie dla mnie bez sensu. Już sobie wyobrażam ten smród.
Wiecie jakie jest wspomnienie mojej mamy niemowlaka z lat 70-tych? Dzieci cuchnące moczem. Bo niestety utrzymanie ładnego zapachu u niemowlęcia wymaga sporego wysiłku i pieniędzy. Pamiętam do dziś moje zdziwienie, gdy wzieła pierwszy raz wnuczkę na ręce i powiedziała: jak ona ładni pachnie...
Próbowałam pieluszek wielorazowych, latem zasikana błyskawicznie zaczyna cuchnąć.
Do tego niestety nie udało mi się zachować ich szczelności, do kompletu do prania miałam także śpioszki, kocyk, pościel... Może nie umiałam ich stosować, może zabrakło motywacji, nie wiem.
Faktycznie pieluszki jednorazowe są drogie (to motywuje do szybszej nauki siadania na nocnik ;-)). Faktycznie uczulają (moja córcia tolerowała wyłącznie serię Happy z Belli) ale nigdy żadna pieluszka mi nie przemokła. Gdy już dobrałam odpowiednią dla pupci nie odparzała, nie obcierała nóżek, nie przeciekała. Zdjęłam, wytarłam pupę chusteczkami, zawinęłam, wyrzuciłam, problem z głowy.
W żaden sposob nie wpłynęła negatywnie na naukę siusiania do nocnika, według mnie to wyssany z palca argument, chyba na potrzeby producentów wielorazówek.
To moje zdanie :-)