reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Porod przez cc podziel sie historią

reklama
Ja miałam cc 8 lutego. O 14 zgłosiłam się do szpitala. Przy przyjęciu oczywiście badania z krwi. Rozpakowalam się na sali potem badanie na fotelu i usg i podłączyli mnie pod ktg. Potem podpisywanie zgody i wywiad z anestezjologiem. Zaprosili mnie na salę porodową gdzie przebrałam się w koszulę do operacji i założyli mi cewnik. Potem poszłam na salę operacyjną . Anestezjolog podał mi znieczulenie podpajęczynówkowe i kazali mi się położyć na stole. Podpięli mnie pod aparat co monitoruje funkcje życiowe i dali parawan. Za kilka minut była juz moja córeczka na świecie. Urodziła się o 16:57. Dostała 10 punktów :). Dość nie miłe uczucie wyciąganie dziecka później drugi raz nie miłe uczucie jak spadło mi ciśnienie na bardzo niskie ale dali mi już zaraz coś na podwyższenie i było ok. Jak zawinęli córeczkę w kocyki to mi ją pokazali (Dość późno bo liczyłam, że ja zaraz po wyciągnięciu zobaczę). Po operacji przywieźli mnie na salę gdzie jeszcze przez godzinę byłam podłączona do aparatu co monitoruje funkcje życie. Ból znośny, ząb nie raz bardziej. Około północy dostałam morfinę potem nad ranem ketonal. Do 6 rano, do pionizacji musiałam leżeć całkiem na płasko. Pionizacja dość bolesna, trzeba zacisnąć zęby i wstać. Po pionizacji dość nie miła niespodzianka zaczęła się strasznie ze mnie lać krew. Pierwsza myśl to krwotok. Według lekarzy to nie był krwotok ponoć tak ma być. W pierwszy dzień dość mocno krwawiłam. Poszłam potem z położną pod prysznic i powrót do łóżka. Po wizycie, po obchodzie wyciągnęli mi cewnik i już było mi dużo łatwiej się poruszać i mogłam się opiekować córeczką. Na drugą dobę po cc byłam już bez środków przeciwbólowych. Najgorsza jest pierwsza doba bo boli a trzeba się zająć dzieckiem. Na 3 dobę w końcu dostałam jeść bo tak to tylko same sucharki i na 3 dobę wyszłyśmy ze szpitala. Bardzo szybko po cc doszłam do siebie. Gdybym miała drugi raz rodzić też wybrałabym cc ;)
 
Ania 0306, nic dodać nic ująć:)
Mnie pionizowali po 7h. Ja rodziłam 3 razy przez cc: 2011r, 2012r i 2018r. Najgorzej wspominam 1cc tzn sam poród ok tylko długo dochodziłam do siebie, brzuch długo ciągnął, mega migreny, ból kręgosłupa. To pewnie dlatego, że poród był sn i po 12h zakończył się cc ma szybko przy 9cm rozwarcia. 2cc spoko a po 3cc wychodząc ze szpitala na 3dzień prawie nic mnie nie bolało.
 
U mnie zdecydowanie przeciwnie. Całe to zgłoszenie się do szpitala „do cięcia” było jakieś takie bezosobowe... badanie, pobranie krwi, wywiad, KTG, przygotowanie na porodówce, ubranie w ten flizelinowy worek, kroplówki. Samo cięcie w sumie bez większych problemów (poza tym, że był problem z wyjęciem córy bo była tak niefartownie ułożona i owinięta - krótką - pępowiną), nudności, osłabienie, drętwienie nóg i spadek ciśnieni w trakcie MEGA nieprzyjemny, no ale byłam na to przygotowana, choć nie sądziłam, że to aż takie nieprzyjemne. To wyjęcie córy z brzucha było dla mnie takie zimne, właśnie bezosobowe... Zero tej intymności jak przy porodzie siłami natury. I to że dostałam ją tylko na chwileczkę pod nos, w dodatku nie zaraz po wyjęciu, a dopiero po zbadaniu przez neonatologa :( Atmosfera na sali była symptyczna, wszyscy fajnie współpracowali, zagadywali, żartowali. Położne super, natomiast ból brzucha po operacji okropny mimo leków, ale też mam niski próg bólu.
Jak dla mnie cięcie cesarskie to coś czego bym za kolejnym razem (jeśli byśmy się zdecydowali na trzecie dziecko) strasznie chciała uniknąć. Z porodu siłami natury mam piękne wspomnienia, tutaj czuję jakby mnie z nich okradli :(
 
Ja miałam dwa cc. Pierwsze w 2010 roku po około 11 godzinach meczarni i próbach porodu SN. Mdlalam z bólu, miałam dreszcze, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Zgodę na operację przyjelam jak zbawienie. Cięcie bez komplikacji. Pamiętam tylko lekkie gilgotanie w brzuchu i córka była że mną. Pionizacja też nie była zła natomiast w 3 dobie miałam okropne zatrucie. Wymioty, biegunka, nie byłam w stanie chodzić, myślałam że się wykończe.
W grudniu 2018 roku drugie CC. W pewnym stopniu na życzenie po traumie związanej z próbą porodu SN ale też dlatego że lekarz oszacowal że syn może ważyć powyżej 4kg co przy mojej budowie ciała było wskazaniem do CC. I tu operacja nie podobała mi się wcale. Podczas zabiegu byłam przeziębiona może też dlatego źle go znioslam. Skakalo mi tętno. Musieli mi podawać maskę z tlenem, jakieś dodatkowe leki. Wyciąganie dzidziusia było bardzo nieprzyjemne. Szarpie, ból pomimo znieczulenia. Chciałam żeby już się to skończyło. Pionizacja na drugi dzień. Nie było tragedii. Wiadomo że to boli ale nie było to dla mnie coś nie do wytrzymania zwłaszcza że podawali środki przeciwbólowe. Gorzej było przy kaszlu albo kichaniu... Natomiast przez jakiś czas odczuwalam taki ucisk w klatce piersiowej. Ogólnie nie wspominam jakoś źle cięć. Jeśli jeszcze byłabym w ciąży mimo wszystko wolałabym cięcie. Trauma związana z porodem SN jednak jest zbyt duża. Sama operacja zdecydowanie lepiej za pierwszym razem. Dochodzenie do siebie lepiej wspominam po drugiej.
 
Moja akcja porodowa zaczęła się od odejścia wód. Po 6 godzinach i kroplówce zaczęły się skurcze co 1.5-2min ale po 12 godzinach od odejściu wód było ledwo 3cm rozwarcia i sugestia lekarza żeby zrobić cesarke bo jeszcze maks 1-2 godz mogą poczekać ale nie widzą sensu. Mój płacz bo chciałam rodzić naturalnie. I żeby mąż był przy mnie. Ale zgodzilismy się na cesarke skoro lekarze sugerowali. I jak tylko odłączyli mi kroplowke to skurcze zaczęłam mieć coraz rzadziej.
Poszło szybko: cewnik, znieczulenie. Czułam jak wyciągali małego ale nie było to jakoś bardzo nieprzyjemnie. Po prostu lekkie szarpniecię. Pokazali mi dzidziusia i zapytali czy chłopczyk czy dziewczynka. Powiedziałam że chłopczyk i go zabrali na mierzenie ale cały czas go widziałam. Potem przystawili mi Go do policzka na chwilę. I zabrali. Mnie zszyli w międzyczasie zrobiło mi się nie dobrze i zwymiotowalam. Co prawda nie miałam czym za bardzo bo nic nie jadłam a była już godz 14.30 (Do szpitala przyjechałam o 3 w nocy) powiedzieli, że czasem tak się reaguje na znieczulenie. Potem kazali mi mówić jak tylko będę czuła że zaczyna mnie boleć i nie czekać aż będzie bardzo bolało i od razu znieczulenie dawali. Najgorzej było rano wstać. Jak już się udało to chwilowo poczułam się lepiej a potem usiadłam na łóżku i zemdlalam. Potem było już coraz lepiej. Także wspomnienia mam dobre. Ale teraz znów jestem w ciąży i mam wybór cesarka czy poród SN. I mam pojęcia co zrobić..
 
Ja nastawiona byłam na poród SN, niestety skończyło się na cięciu.
Listopad 2017.
Pierwsze skurcze obudziły mnie dokładnie w dniu terminu kilka minut po północy, wiedziałam już, że to jest TO, że się zaczęło. Nie obudziłam odrazu męża, poszłam się ubrać, dopakować torbę, zrobiłam mężowi na wynos kanapki i kawę w termos bo stwierdziłam, że na pewno będzie głodny na porodówce (śmiejemy się z tego do dziś :D) no i tak się krzątałam po mieszkaniu aż do godziny 3 nad ranem, kiedy to już skurcze były bardzo bolesne i pojawiały się co 6 minut. Wtedy obudziłam męża i oznajmiłam mu, że jedziemy do szpitala bo rodzę :D
Na izbie przyjęć mnie zbadano, rozwarcie było na 2cm, więc stwierdziłam, że jeszcze to potrwa... Zanim wypełniłam te wszystkie papiery itd i przeszłam na salę porodową to była już 4 nad ranem. Podpięli mnie pod ktg a rozwarcie już było na 4cm. Skurcze bardzo mocne, krzyżowe. Po chwili dosłownie już 6cm. Szło to wszystko bardzo szybko. Mąż był obecny ze mną cały czas, chcieliśmy mieć poród rodzinny. Ale wtedy zaczęły się komplikacje. Zaczęło spadać mocno tętno dziecka, ktg co chwilę wyło. Stres okropny... Położna mnie zbadała i mówi, że coś jest nie tak, że dziecko źle się zaczyna wstawiać w kanał, no i to tętno... Pobiegła po lekarza, a do mnie powiedziała tylko, żebym się szykowała na cięcie i że mnie bardzo przeprasza ale nie uda się bez ryzyka ten poród sn (wiedziała, że bardzo chciałam tak rodzić, to była położna ze szkoły rodzenia gdzie chodziliśmy, akurat tak się złożyło i szczerze mówiąc marzyłam żeby na nią akurat trafić). Lekarka przyszła, siadła i obserwowała ze spokojem jak tętno dziecka coraz bardziej spada.... To były najgorsze chwile... Przyszedł drugi lekarz, rozwarcie było już na 8cm. A ja zaczynałam powoli czuć, że skurcze się zmieniają, że zaraz pojawią się parte. Wtedy położna nie wytrzymała i dosłownie wydarła się, że mają mnie natychmiast ciąć.
Szybko kroplówka, pobranie krwi, przebranie mnie, papiery do podpisu i przewiezienie mnie obok na sale operacyjną. Tam już wszystko poszło ekspresem. Anestezjolog podał znieczulenie w kręgosłup, po chwili przestałam czuć skurcze, położyli mnie na stół i zaczęło się cc. Czułam dotyk, czułam jak wykonywane jest cięcie, ale nic nie bolało. Potem szarpanie. Jak już dostali się przez powłoki do dziecka to poczułam ucisk pod żebrami i mocniejsze szarpnięcie. (syn urodzony o 6:25) Usłyszałam od lekarza "o rany jaka chudzinka, jakie maleństwo". A za chwilę informację, że nie urodziłabym SN bo syn był tak zaplątany w pępowinę, że by się po prostu udusił. Pokazali mi synka i zabrali go do zbadania tuż obok. Słyszałam jak płacze i mi ulżyło. Po chwili punktacja 10/10 i że wszystko jest w porządku. Ulga nr 2. Synek pojechał do taty a mnie zaczęli szyć. Wtedy spadek ciśnienia, nudności i odruch wymiotny o czym szybko poinformowałam personel. Podali mi coś do wenflonu na wyrównanie ciśnienia i po chwili czułam się już dobrze.
Przewieźli mnie na salę i zaraz przyszedł do mnie mąż z synkiem ;) przystawiłam małego do piersi i się kangurowaliśmy.
Dostawałam dużo leków przeciwbólowych pierwszego dnia. Jakoś po godzinie 15 byłam pionizowana i poszłam pod prysznic z pomocą męża. Potem już jakoś poszło ;) pierwszy tydzień po powrocie do domu był bolesny, ale z każdym kolejnym dniem było lepiej.

Teraz jestem w drugiej ciąży, termin mam na początek października i z tego co wiem zmieniły się przepisy i nie mogę odmówić porodu sn ze względu na poprzednie cięcie, tak jak to było do tej pory.
 
@Adrianna.em ja pytałam o to na poprzedniej wizycie i ginekolog mi powiedziała że mam prawo wyboru. Może zależy od szpitala
Ja myślę, że jeszcze nie wszyscy chyba wiedzą o tym, że to się zmieniło w standardach opieki okołoporodowej bo to jest świeża sprawa. I raczej bym się nie sugerowała tym, bo możesz się potem na porodówce zdziwić jak trafisz na lekarza, który jest w temacie i odmówi Ci cc. Także jak chcesz na pewno mieć cięcie to ja bym się zabezpieczyła odpowiednim skierowaniem w razie czego.
 
reklama
No właśnie nie wiem czy chce. Raczej bardziej myślę nad porodem SN ale jednak wolałabym mieć wybór. Trochę martwia mnie możliwe komplikacje przy porodzie SN. Ale ja dopiero w 13tyg jestem więc mam jeszcze sporo czasu żeby się zastanowić i dowiedzieć co i jak.
 
Do góry