Pierwsze dziecko rodziłam sama i bardzo tego żałuję. Nie znałam położnej, był przy mnie obcy lekarz. Bałam się o coś zapytać bo wiedziałam, że położne potrafią brzydko dogadać. Tym razem poprosiłam moją lekarkę, żeby przy mnie byla (powiedizała, że się postara), będę miała znajomą położną (przyjaciółka mojej przyjaciółki) i mój mąż tym razem, po moich prośbach i tłumaczeniach, nie wykluczył takiej możliwości. On boi się, że tam jest dużo krwi, więc cały czas mu tłumaczę, że gdyby tak było to co druga kobieta umierałaby przy porodzie a poza tym najważniejsze dla niego jest to, że nie wymagam od niego, żeby był przy samym już akcie rodzenia się tylko przy tych wstępnych bólach towarzyszących rozwarciu. Cierpliwie tłumaczę, że jak będzie w szpitalu to będzie lepiej gdyż wszystko będzie widział na własne oczy i nikt go nie zbędzie jak będzie dzwonił telefonicznie, zawsze może zapytać położną czy lekarkę jak będzie miał wątpliwości. I to chyba zaczyna do Niego przemawiać. Mam jeszcze sporo czasu i mam nadzieję, że się nie wycofa. Jeżeli nie będzie chciał to zabiorę ze sobą moją mamę - tym razem muszę mieć kogoś kto mnie przytuli i pogłaszcze.