reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poród, szpital + torba do szpitala

I tak i jednej i drugiej zazdroszczę. :tak:
Jak by mi ktoś zagwarantował że od pierwszego skurczu do porodu uwinę się w 3h to bym przemyślała jeszcze raz SN ;) ale że ja jednak mimo wszystko wierze w coś takiego jak dziedziczenie genów i moja mama rodziła mnie z 20 h teściowa Ł. ponad dobę to nie, jak już się za pierwszym razem nie udało to nie będę już nic udowadniać sobie ani nikomu :-)
 
reklama
Dziewczyny super opisy:)) Dziwi mnie że to oksy tak na wstępie wszędzie podają. Moja przyjaciólka przeprowadziła się do Włocławka i tam rodziła pierwszego synka. Odeszły jej wody i zamiast spokojnie czekać na skurcze pojechała do szpitala (w PL czeka się do 48 godzin, na zachodzie nawet 72), tam debile od razu podłączyli ją do oksy. Skurcze na maksa i zero rozwarcia, po męczarniach skończyło się cesarką. Na całą noc zabrali jej maluszka i tylko słyszała jak płacze. Na drugi poród po 20 miesiącach przeniosła się do Wawy do rodziców i urodziła naturalnie na Madalińskiego, była w szoku jaka różnica w jakości "obsługi".

Mój pierwszy poród o 14 zauważyłam regularne skurcze i odszedł mi czop. Skurcze z czasem były coraz silniejsze ale w sumie bezbolesne, poszliśmy do moich rodziców na kolację, ja już nie jadłam. Od nich prosto do szpitala, 1 cm rozwarcia i zrobili mi ktg. Skurcze bolesne ale bez przesady. Pojechaliśmy do domu, mąż zamówił sobie pizzę, obejrzeliśmy film. Skurcze już zrobiły się bardzo bolesne. Po godzinie spowrotem do szpitala. Była już 22:00. Nadal 1 cm, hehe. Na oddział i taka baba położna mi się trafiła, mówię, że będę chciała znieczulenie, ona że trzeba czekać na 3-4cm i znikła. Bolało jak cholera, nie chciałam żeby mąż mnie dotykał;). Wróciła po godzinie, a tam już 7cm... To już w sumie późno na znieczulenie, ale wezwała anestezjologa. Ja już chyba normalnie miałam parte, ale podali mi znieczulenie PP. Moim zdaniem nie zadziałało, ale nic z tym nie zrobili. Po znieczuleniu spowolnił mi się poród, podłączyli mi ktg i musiałam leżeć. Między skurczami spałam. Przychodziła ta debilka i mówiła "a, odpoczywa Pani sobie"... A ja umierałam. O 6 przyszła nowa zmiana i moja kochana położna Olga. Mówi: "dosyć tego, pora urodzić", podłączyła mi oksy, bo skurcze to ja miałam co 7-10 minut wtedy. Wtedy to już szybko poszło. Byłam nacięta. Urodziłam o 8:20, synek od razu na moją klatę, to było cudowne:) On sobie tam leżał, a ja urodziłam jeszcze łożysko, ale to już nie bolało. Mąż przeciął pępowinę. Potem go zabrali na bok, ważył 3790 i 10 pkt. W tym czasie mnie zszyli, ale mało co trzeba było i nic nie czułam. Potem synek do piersi i tak sobie jakieś 30 minut leżeliśmy. Potem na salę poporodową, już tam raczej nie odkładałam synka do tego wózeczka, tylko cały czas był przy mnie i spał ze mną w szpitalnym łóżku;) Po dwóch dobach wyszliśmy do domu. Krocze bolało mnie ze 2-3 dni.

Drugi poród wkrótce;)
 
Ostatnia edycja:
A jeszcze zapomniałam dodać, jak mi położyli pierwszego synka to się położna pyta "to kiedy kolejny poród?", a ja "za dwa lata" :)) także szybko się zapomina;)

Drugi poród obudził mnie koło 4 w nocy. Nie bolało, ale skurcze regularne. Przyjechała moja mama do starszego, a my do szpitala. Mieliśmy umówioną położną, a ona od 6 zaczynała dyżur, więc nie musieliśmy płacić. Na izbie 4 cm rozwarcia i skurcze bezbolesne, to ja tak mogę rodzić, hehehe. Chwilę po 5 byliśmy na oddziale, tłum był, ale ze względu na kolejny poród i 4 cm pierwsza dostałam pokój. Już trochę bolało, a ja wydygana, więc od razu mówię, że chcę znieczulenie. Oni tam na nic czasu nie mieli, ale o 5:45 była już Olga i szybko załatwiła znieczulenie PP. No i potem było jak na wczasach, nic nie czułam:))) znowu zwolnił mi poród, ale sobie z mężem jakieś plany biznesowe snuliśmy;) Przed 10 Olga powiedziała, że zaraz znieczulenie przestanie działać, więc ona mi oksy podłączy, żeby przyspieszyło trochę. Po 3 bolesnych skurczach o 10:20 urodziłam, cudownie. Znowu niestety nacięcie, ale synek ważył 4300... To był super poród. Bobo na klatę, łożysko, obcinanie pępowiny, też 10 pkt. Łożysko nie wyszło całe, więc mnie uśpili na 15 minut, wyciągnęli co było trzeba i zszyli. Mały miał dużo bilirubiny, ale udało nam się wyjść po dwóch dobach. Strasznie tęskniłam za starszym, to była moja z nim pierwsza rozłąka. Tym razem dłużej krocze bolało, bo jeden wewnętrzny szew mnie strasznie ciągnął i tydzień bolało. Przy drugim porodzie oprócz uśpienia nie straciłam z oczu mojego bąbla nawet na chwilę, tak teraz tam jest, nawet po cesarkach, bardzo to dobra praktyka.

A zaraz po tym jak urodziłam to Olga odebrała poród na korytarzu, bo jakaś pierworódka tak szybko urodziła, że nikt się nie spodziewał. Strasznie Olga narzekała na to, że mają za mało personelu.
 
To może teraz ja opisze mój poród...

Zacznę od tego, że 11.07 (w czwartek) późno wieczorem przywieźli nam panowie nowe meble. W piątek i sobotę mąż je malował, a w sobotę po południu zaczęliśmy je skręcać. Mój umysł był zajęty tym calym rozgardiaszem, ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że mam skurcze. Były bardzo mało bolesne, wręcz takie łaskotanie. Pomyślałam - pewnie skurcze przepowiadające (przez całą ciążę nie miałam żadnych skurczy), tyle o nich słyszałam. Poszłam się wykąpać. Po kąpieli dalej skurcze - stwierdziłam, że może warto policzyć co ile. Co 8 min. Pójdę spać, jeżeli uda mi się zasnąć to pewnie to jeszcze nie poród. Położyłam się (godz. 23.45), nie mogę zasnąć,ale skurcze takie niebolesne, że nie chciało mi się wierzyć, że to może być już. O 24.00 do łóżka przyszedł mąż, za chwile wstaje i idzie do łazienki, woła mnie. "Chyba mam coś w oku" Patrzę. Faktycznie jest drzazga w rogówce, tak pięknie wbita, że nawet nie miałam szansy jej wyjąć. Trzeba jechać na IP okulistyczną. Liczę skurcze - co 5 min. Mówię mężowi, że może rodzę. Okulistyka na jednym końcu miasta, a moja porodówka na drugim (jakies 16 km). Postanowiliśmy wziąć wszystkie rzeczy potrzebne do porodu do auta ( w razie jakby skurcze nie przeszły) i jechać na okulistykę. W połowie drogi (jak mnie trochę wytrzęsło na kostce brukowej) powiedziałam mężowi, żeby zawracał i jechał na porodówkę. Pojechaliśmy. Jak wysiadłam z auta to było mi lepiej. Weszłam na IP i mówię, że przepraszam, że zawracam im głowę, ale mąż ma drzazgę w oku a ja mam skurcze, ale chyba nie rodzę, ale woleliśmy sprawdzić. Położna zawołała lekarza, wypisała wszystkie dokumenty, zapytała co ile mam skucze. Ja mówię, że co 4-5 min. Tylko nic kompletnie nie było po mnie widać, bo były tak mało bolesne. Położna stwierdziła, że lekarz mnie zbada i pewnie wypuści do domu. Lekarka przyszła i mówi 4 cm rozwarcia. Czyli to już!!! Aaaa!!! Mąż nie zna za dobrze miasta, jak on dojedzie na tą okulistykę sam. Jakoś mu wytłumaczyłam. Jeszcze na sali porodowej odbierałam telefon i tłumaczyłam mu, bo się lekko zgubił. Wrócił domnie ok. 2.30 w nocy (juz 14.07). Poród szedł wzorcowo. Przed przyjazdem męża przebili mi pęcherz i odeszły wody. Wtedy skurcze stały się silniejsze. Potem już było tylko gorzej (jeżeli chodzi o ból). Trafiłam na super lekarkę, a położną znałam juz wcześniej i wiedziałam, że będzie ze mną przez cały czas. Mąż też był, ale ze strasznie bolacym okiem i niedospany nie nadawał się na kompana. Wykres postępu porodu pokazywał, że urodzę o 6.30. Przed 6.00 dostałam oksytocynę - jeden wielki skurcz, bez żadnej przerwy. Potem badanie i rozwarcie 9 cm. Niestety za chwilę spadek tętna do 60 albo 80 (nie pamiętam już)i decyzja o cesarce. Wszystko działo się błyskawicznie. Przez cały czas była tylko lekarka i położna, a tu nagle 5 dodatkowych osób - drugi lekarz mnie bada, ktoś przebiera, ktoś przekłada. Sala operacyja, zgoda na zabieg do podpisania. Zaczynają się parte, marzę, żeby mnie w końcu uśpili (miałam znieczuenie ogólne ze względu na to, że brałam w ciązy leki zmniejszające krzepliwośc krwi). Zasypiam. 6.08 wyjęli mojego brzdąca (ja jeszcze o tym nie wiem). Budzę się dopiero koło 9.00 i położna przynosi mi moje najukochańsz, najwspanialsze maleństwo. Tulimy się do siebie i do tatusia. Tatuś dostał synka zaraz po tym jak go wyjęli i poważyli, pomierzyli. Siedział, trzymając go na rękach, na korytarzu i zasnął w takiej pozycji :) Dopiero go położna odnalazła. Tak rozpoczęły się nasze najwspanialsze dni, czasami trudne, ale naprawdę cudowne.

Poród wsponinam naprwdę super. Trochę żałuję tej cesarki, ale tłumaczę sobie, że dzięki temu mój synek jest cały i zdrowy. Jedyny minus był taki, że przez cały poród miałam podłączone KTG. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak szybko się wszystko działo od momentu , gdzy zapadła decyzja o cesarce. Jak w filmach sensacyjnych. 5 minut i już młody była na zewnątrz. Pełne zgranie zespołu. Życzę każdemy, żeby w podobnej sytuacju trafił na takich fachowców.
 
Dziewczyny, a macie jakieś informację na temat porodu w wodzie?
Może któraś już przeżyła taki poród i może się podzielić wrażeniami? :)
 
Znajoma poleciła mi taką listę
TORBA MAMY

  • 1x koszula nocna, której nie będzie ci żal ubrudzić, 1x ręcznik kąpielowy(przydatny w czasie porodu,np. po pobycie w wodzie) 1-2x ręcznik kąpielowy( na czas pobytu w szpitalu), 1x pantofle, podkłady poporodowe bella mamma (minimum 2 paczki), jednorazowe podkłady na łóżko (duże i kilka małych), majtki jednorazowe,majtki siateczkowe (kilka par na przebranie), koszule nocne do karmienia (2-3x wg uznania), 1x szlafrok,1x klapki pod prysznic, przybory toaletowe w wygodnej kosmetyczce (łagodny żel pod prysznic,gdyż maluszek nie lubi ostrego zapachu mamy, płyn do higieny intymnej który od razu łagodzi i leczy, szczoteczka, pasta, i przybory do włosów)
  • 2-3x biustonosz do karmienia, 1-2x wkładki laktacyjne, najlepiej- ręczny laktator, gdyż skuteczniej pobudza laktację, cicho chodzi i nie trzeba szukać prądu, herbatka laktacyjna (zwłaszcza dla pierworódek; gdyż na początku często brakuje pokarmu), Bepanthen - maść na obolałe brodawki, która równocześnie przyda się do pielęgnacji noworodka , osłonki na sutki dzięki którym maluszek nie porani brodawek podczas jedzenia,
  • jednorazowe nakładki na sedes (jeśli przestrzegasz najwyższych zasad higieny)
 
Blacksilk z higienicznych jeszcze tatnum rosa
ręczny laktator - dla mnie porażka, 15 min i 5 ml, do tego ręka nieprzyzwyczajona boli jak nie wiem co -biorę mój elektryczny,
na obolałe brodawki własny pokarm, do dzieciaczka moze i tak,
osłonki lepiej nie dawać na początku, bo potem sutka nie bedzie chciał złapać, chyba że bedzie koniecznosć
ale myśmy juz robiły liste, nawet dwie o tu:
https://www.babyboom.pl/forum/lipcowe-mamy-2015-a-f595/porod-szpital-torba-do-szpitala-73759/
https://www.babyboom.pl/forum/lipcowe-mamy-2015-a-f595/porod-szpital-torba-do-szpitala-73759/
 
Perla jak rodzilam w wodzie :)
Bylo cudownie I mam nadzieje, ze tym razem tez spotka mnie taka przyjemnosc :)
Do szpitaja pojechalismy jak mialam skurcze co minute. Po badaniu okazalo sie ze mam 4cm (godz 5.30) rozwarcia ja szczesliwa bo nie odesla juz nas do domu jak to zrobili o polnocy mialam wtedy 1 cm I skurcze krzyzowe co 2min od godz 22..
Polozna mowi, ze przygotuje nam pokoj ja mowi, ze taki z basenem bym chciala... dostalam :D
Do wody weszlam o godz 6 rano pieknie ubrana w stroj kapielowy(majtek szybko sie pozbylam :D na na partych zdjelam gore bo cialam skora do skory z corcia) pokoj zaciemniony zapalome swieczki moj S I mama dostali kawki ja herbatke I ciasteczka. bajezylismy pomiedzy skurczami bol mozna porownac do wyrywania kregoslupa ;) woda super relaksowala I pomagala troche na bol. Okolo 7.30 polozna poprosila mnie bym poszla siusiu lazienka byla kilka krokow od basenu pomyslalam sobie spoko zdaze w minute wrocic do wanny mylilam sie haha skurcz zlapal mnie jak bylam jedna noga w wodzie biedna dlon mojego chlopa :D po skurczu wrocilam do wody mojej oazy spokoju :D po tym siusku ruszylo skurcze co 30s trwajace po minucie. O godz 8smej zmiana poloznej ja zalamana, ze smieszna Emma juz musi isc ale jeszcze szybko wymienilysmy sie nr telefonu by wyslac jej zdjecie Alusi po porodzie. Przyszla Chris babka po 40stce tez smieszna :D pyta sie od kiedy mam skurcze a ja do niej, ze o 19stej w sobote juz drapalam tynk ze scian, a ona mowi ze do wieczora urodze. Moja mama zalamala sie :D blada jak sciana caly czas siedziala, a ja nawet raz se nie krzyknelam to nie wiem dlaczego haha a 4 porody miala za soba. mowie do poloznej nie ma mowy do wieczora to mi krzyz rozerwie szykujcie mi sniadanie na 9 :D zgodzila sie na sniadanie I poszla zamowic dla naszej trojki. Wyszla za drzwi, a mi przyszedl party byla 8.30 panika :D mama mowi przyj przyj slawek oddychaj, a ja krzycze wciskaj guzik by ktos przyszedl buahaha przyleciala moja polozna dala gaz bym se pooddychala bo na partych przestawalam I mowi do slawka za 2h bedziesz miec corcie ;) (w myslach pomyslalam sobie, ze gdzie 2 godz parcia tosz sniadanie mi ostygnie I zimnego nie bede jesc) 9:05 urodzila sie Alusia :) wylowilam ja plynela jak dziecko na plakacie Nirvany ;) wszyscy sie poplakali nawet polozna sie wzruszyla. Byla taka piekna rozowiutko sina taka malenka czysciutka. Nie wiem czy dzieki wodzie czy herbacie z lisci malin ktora pilam od 32tyg plus ochronie krocza przez polozna nie peklam nawet na pol milimetra. Posiedzielismy troszke w tej wannie :) mama zrobila nam zdjecia zaraz po wylowieniu Alci z wody do dzis gdy patrze na te zdjecia od razu zaczynam plakac ze szczescia :) pozniej dalam poloznej Alusie ona owinela ja w recznik dala tatusiowi, a ja poszlam na lozko urodzic lozysko po tym przyszlo sniadanie :) ja sobie zajadalam I z lozka patrzylam jak polozna sprawdza czy alusia ma wszysto co powinna ;) tatus nie mogl oderwac wzroku od Alusi, a moja mama to czula sie jak by mnie drugi raz urodzila :)
 
Ostatnia edycja:
Wcześniejsza lista jest świetna, wkleiłam tylko to co dostałam. Odnośnie laktatora, to po przeczytaniu różnych opinii, też jestem za elektrycznym.
 
reklama
To dziś ja opiszę swój poród...a dokładnie jak poród nie powinien wyglądać, więc te wrażliwsze dziewczyny, które nie chcą widzieć tej złej strony ciąży niech nie czytają...
Moja ciąża przebiegała wzorcowo, jedynie dokuczała mi anemia i zgaga. Prowadzona prywatnie, wizyty co 4 tyg na super sprzęcie. Ja zawsze zdrowa, nie łapałam infekcji, nie miała nawet kataru...
Minął już 41 tc, do końca byłam bardzo aktywna, już zaczęłam stosować triki na wywołanie porodu ale ani mycie okien, ani bieganie po schodach nic nie dały... Tego dnia, kiedy pojechałam na IP przyjechała do mnie bratowa, poszłam po nią na PKP potem odprowadziłam (a mam spory kawałek) po obiadku pojechałam z mężem na rybki, też sobie połaziłam, brałam prysznic wieczorkiem gdy brałam prysznic odszedł mi czop śluzowy, więc spokojnie za torbę i ruszyliśmy na porodówkę.
Było gdzieś koło 23.00 więc Panie na recepcji nie zadowolone, rzuciły papiery do wypełniania, ponoś tego dnia było dużo rodzących-pełnia była, i nie mieli wolnych miejsc. Najpierw badały mnie jakieś piguły,hasło: wygolona? Ja:yyy noo, lekkie odrosty są
P:łeee, żeby tylko takie baby wszystkie były
Ja: zawstydzona, no ok
Zawołały jakiegoś faceta, młody, robił mi usg na jakimś starym sprzęcie szpitalnym, strasznie dusił i nastraszył że córka jest bardzo mała, ma niecałe 2,5 kg, (a na prywatnej wizycie tydz wcześniej ważyła ponad 3 kg)
Facet bardzo niedelikatny, niekulturalny, "bekał", odbijała mu się jakaś kiełbasa...
Potem badała mnie jakaś banda lekarzy, stwierdzili, że śluz jest ok, rozwarcie 1,5 cm, tutaj porodu jeszcze nie będzie, z powodu braku miejsca położyli na septyku. O 5 pobudka, najpierw ktg a potem na korytarz i czekać w kolejce na wizytę. Kolejka dłuuuga była, Badał ginekolog w asyście młodych lekarzy, każdy zaglądał, oceniał śluz, śluz nadal ok, rozwarcie jak było tak jest. Damy kroplówkę i zobaczymy...
Więc od rana oksytocyna leciała, ja chodziła z wieszaczkiem, mąż ze mną, nie wiem ile tych worków we mnie wlali... papiery leżały uszykowane, różowy paseczek na rączkę też, obok kobietki rodziły, były bardzo szybkie porody i tylko obok mnie dzieciaczki przenosili i za ścianą przez okienko widziałam jak mierzą i ważą a u mnie dalej nic, zjadłam śniadanie, obiad, w międzyczasie badali kolejni lekarze (badania bardzo bolesne) i dalej nic, znowu kroplówka i łażenie, jakaś młoda dziewucha się uczyła na położną i co chwilę mi zmieniała przepływ kropelek, więc w sumie leciało jak chciało... malutka zaczęła się dziwnie zachowywać, kopała tak "agresywnie" jak by zła była, zgłaszałam lekarzom, reakcja była taka:
L: kopie?
Ja: no tak, ale dziwnie...
L: to dobrze, że kopie
Kopała tak mocno, że w szpitalu pękł mi brzuch nad pępkiem...
Wieczorem stwierdzili, że nie ma co mnie męczyć, zwolniło się już miejsce na porodówce, leżałam w pokoju z 3 dziewczynami, które kolejnego dnia miały planowane cc. Rano o 5 było standardowe ktg, każda miała swoje pasy, ktg było na wózeczku, trzeba było sobie podłączyć, piguła wł. potem odrywała wydruk i wieszała na łóżku i następna, i tak bez większego zaangażowania czy dokładności. Potem zjadłam śniadanko, dziewczyny rozmawiały o cc, o znieczuleniu, miały masę papierów do przeczytania, rozmowę z anestezjologiem itd, mnie to nie interesowała bo przecież miałam w planach poród sn, zrobiło mi się dziwnie sennie, mała zrobiła się strasznie spokojna i usnęłyśmy, "chyba" usnęłyśmy, obudziła mnie o 11.30 piguła na ktg Stwierdziła, że zaczniemy ode mnie... podłącza, szarpie za brzuch, proszę się obrócić, na prawy bok, na lewy bok, jedno tętno...Pani tętno... guzik w ścianie... świat stanął w miejscu, w sekundę było w okół mnie tłum ludzi, biegiem na porodówkę... na boso.. w tel zdążyłam tylko krzyknąć:kochanie malutka... Jeszcze jedno ktg, zastrzyk z adrenaliny, moje serce prawie wyskakuje a malutkiej raz puknęło zaledwie do 50... sekundą później leżałam na stole, znieczulenie w kręgosłup, nie ma czasu na dobór dawki, na papierach stawiam krzyżyki, hałas, sprzęt do cc spadł do podłogi...szykują nowy zestaw... odpływam, w głowie myśli... boże zabrałeś mi brata, oddaj mi moje dziecko...to nie możliwe, czemu ja? miało być tak pięknie... czuję szarpnięcie...worek z wodami pękł...klaps sssseeekundyyy, długie sekundy, no płacz! moje dziecko! płacz! słyszę delikatny jęk, jest żyje, lekarz pyta ile? 1 pkt. Nagle tak ciężko mi się zrobiło, jakby ktoś usiadł mi na klatce piersiowej, nie mogłam złapać tchu, myślę, boże przecież muszę oddychać, moje dziecko... czuje klepanie po twarzy:wracamy, wracamy, Pani Moniko już wszystko dobrze, Ja: wiem, słyszałam swoje dziecko
Mnie pozszywali, przykryli kołdrami i zawieźli do jakiegoś pokoiku, malej nie widziałam, ponoć wyglądała bardzo źle, za chwilę był u mnie mąż, widziała tylko mnie, bez dziecka, on przerażony, ja zapłakana, moje słowa musiały być straszne: idz, idz zobacz czy mała żyje... Żyła, gdy zszedł do niej miała jeszcze tubę z tlenem podłączoną i przy nim ją odłączyli, pierwsze zdj, mam jeszcze z tą rurką, szybko doszła do siebie. Mieliśmy mnóstwo specjalistycznych badań czy nie doszło do niedotlenienia, w szpitalu tydzień czasu, bo dostawałyśmy obie leki na zakażenie bakteryjne, jakie? skąd? nie wiem, dowiedziałam, się o tym z papierów przy wypisie.Czemu tak się stało? Szpital: tak się czasami dzieje... To co się działo ze mną po cc to juz inna bajka. Najważniejsze, że mimo że mała dostała tylko 1 pkt to zdrowa, silna babeczka i to jest najważniejsze...
Przed mną druga cc i boję się... boję się tego "dusiołka"...
 
Do góry